poniedziałek, 26 sierpnia 2013

~15~

Z perspektywy Eve

   -Eve, wstawaj, już po pierwszej!! - krzyknęła moja mama, wbiegając do mojego pokoju, desperacko czegoś szukając.
   -Mam wakacje – przypomniałam, nakrywając głowę poduszką. - A twój telefon jest w gabinecie, w pierwszej szufladzie biurka. Schowałaś go tam, bo Susan wydzwaniała, a ty nie chciałaś jej słuchać – dodałam, wiedząc czego poszukuje.
   -Masz wakacje i wielkiego kaca... - ucięła i na mnie spojrzała. - Wstań kochanie, nie warto marnować takiego pięknego dnia - mówiąc to, odsłoniła wielkie okna, sięgające od podłogi do sufitu mojego pokoju. Niestety za nimi nie świeciło słońce, jak mówiła moja mama, tylko padał rzęsisty deszcz, który zalewał ulice Nowego Jorku.
Od dziecka byłam przyzwyczajona do deszczu (takie uroki Londynu), ale to zjawisko pogodowe było moim ulubionym.
   -Mamo, ja nie mam kaca - zaprzeczyłam nietrzeźwym tonem, podnosząc się z łóżka, jednak po chwili pożałowałam tej decyzji, ponieważ od razu zakręciło mi się w głowie.
  -Kochanie, jestem twoją matką i za długo cię znam, żeby nie wiedzieć, że jeżeli wracasz bardzo późno z klubu, to na pewno masz wypite nie jednego drinka, jeśli nie kieliszek - podeszła do mnie i ucałowała mnie w czubek głowy. - Idę do biura,
w kuchni masz coś do zjedzenia... A i najlepiej nigdzie dzisiaj nie wychodź. Zbiera się na niezłą burzę. Paa, kocham cię.
   -Ja ciebie też - odpowiedziałam cicho, gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi.
Dziesięć minut później w końcu wstałam i poczłapałam do kuchni. Na blacie stała zimna pizza (pewnie wczorajsza kolacja mojej mamy) i kubek ciepłej kawy ze Starbucks'a.
   -Zapamiętać, nigdy więcej nie imprezować z Horan'em... - powiedziałam do siebie, wstawiając pizzę do mikrofalówki.
Po pięciu minutach zegar zaczął piszczeć, co przyprawiło mnie o jeszcze mocniejszy ból głowy. Po chwili zajadałam się już odgrzanym daniem i pyszną kawą, kiedy przypomniało mi się, że byłam umówiona z Payn'em. Długo nie myśląc, chwyciłam telefon i zadzwoniłam pod właściwy numer.
   -Halo? - chłopak odebrał już po pierwszym sygnale.
   -Hey Liam, przepraszam cię bardzo, ale nie mogę dzisiaj jechać z tobą do Chell - zaczęłam mówić tak szybko, że zaczęłam się zastanawiać czy zrozumie mieszankę akcentów.
   -Nie ma sprawy. Niech zgadnę – tak, jak Niall masz mega kaca? - zaczął się śmiać.
   -Można tak powiedzieć... Jeszcze raz cię przepraszam. Możesz wziąć Cloe.
   -To samo pomyślałem, Hutson. Dobra, trzymaj się i weź coś na ból głowy. Pa - pożegnał się i rozłączył.
Zrobiłam tak, jak radził: wzięłam coś na ból głowy i położyłam się na kanapie przed telewizorem. Tak miałam zamiar spędzić resztę dnia.

~Z perspektywy Cloe~

Bawiąc się z bliźniakami, usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na swoje rodzeństwo, które od razu puściło się pędem do korytarza, otwierając nieznajomemu po drugiej stronie. Tym kimś okazał się Liam, na którego widok dzieciaki zaczęły skakać i krzyczeć jeszcze głośniej.
   -Liam, Liam, Liam... - skandowały, skacząc wokół niego.
   -Hej dzieciaki, jak tam? - uśmiechnął się do nich i podszedł do mnie. - Hej kochanie - chciałam dać mu całusa, kiedy przerwał nam Collin pytając:
   -Będziecie się całować?
Payne cicho się zaśmiał, a Cynthia walnęła chłopczyka nogą w kostkę, mówiąc:
   -Nie widziałeś, że chciał ją pocałować? Ty to głupi jesteś.
   -Sama jesteś głupia.
   -Ey, spokój! Na razie nikt z nikim nie będzie się całować. Idźcie się pobawić – powiedziałam, uspakajając bliźniaków i zostając z moim chłopakiem sam na sam.    -Co cię do mnie sprowadza? - uśmiechnęłam się.
   -Chcesz jechać ze mną do Chell? - zapytał.
   -A co z Eve? Ona miała z tobą jechać - przypomniałam. Oczywiście, że chciałam zapytać Smith o dużo rzeczy, ale też zaniepokoiłam się o Hutson.
   -Wczoraj zabalowała z Niall'em i teraz oboje ,,chorują” - odpowiedział, robiąc w powietrzu cudzysłów. No tak, Ev zawsze miała słabą głowę do alkoholu. - Co ty na to?
Nie zastanawiałam się długo. Zawołałam bliźnięta i zapytałam, czy chcą iść do pani Martin. Długo nie musiałam czekać na odpowiedź, ponieważ chóralnie się zgodzili. Zaczęłam ubierać zużyte już Converse i granatową kurtkę przeciwdeszczową, a Liam pomagał ubrać się bliźniakom. Po pięciu minutach Collin i Cynthia byli u sąsiadki, a my wsiadaliśmy do samochodu.
   -Jak myślisz – on tam będzie?
   -Kto? - zapytał zdezorientowany chłopak odpalając samochód.
   -Zayn. Czy Zayn będzie u Chell?- spytałam, patrząc na zalaną deszczem szybę.
   -Mam taką nadzieję...
Ode mnie do Michelle było jakieś pół godziny drogi (jeżeli nie trafisz na korki), jednak w takim deszczu nie było co szaleć z prędkością.
   -Czy tylko mi się zdaje, że Eve i Niall mają się ku sobie? - zapytał Payne po chwili ciszy, kiedy wjechaliśmy na leśną szosę.
   -Oj, nie tylko my to zauważyliśmy, Liam – odpowiedziałam, przypominając
sobie zachowanie Louis'a przy grze w butelkę.
   -Oni się kochają...
   -Tak, jak my - dodałam i pocałowałam chłopaka w policzek. Po chwili Liam odwrócił twarz w moją stronę i cmoknął moje usta. Gdy oderwaliśmy się od siebie, usiadłam wygodnie w fotelu i patrzyłam przed siebie. Po chwili samochodem, który Liam ciągle prowadził powoli, zarzuciło do przodu. Zdążyłam obejrzeć się za siebie. To czarny samochód uderzył w nas z impetem.
Wpadliśmy w poślizg.
Auto z piskiem opon wyleciało z szosy i przekoziołkowało kilka razy przy akompaniamencie krzyków. Naszych krzyków. W końcu uderzyło o drzewo. Kolejne szarpnięcie. Uderzyłam głową o szybę.
Potem była ciemność.
Usłyszałam szum, który po jakimś czasie się urwał. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to ktoś zatrzymał się samochodem. Zmusiłam się do rozwarcia powiek. Czułam, że to chyba jedyna czynność, którą jestem w stanie wykonać. Pierwszym, co zobaczyłam był las. Byłam w lesie.
Po chwili moje uszy wyłapały odgłos czyichś kroków. Doprawdy dziwiłam się, że myślę w miarę racjonalnie, kiedy praktycznie nie czuję nic. Nade mną stanęła zamazana postać. Krzyczała. Nie mogłam jednak rozszyfrować wypowiedzianych słów, jakby mój mózg nie był już zwyczajnie do tego zdolny. Po chwili człowiek kopnął leżący zaraz obok samochód, jakby w ataku furii. Wydawało mi się, że znam ten głos... Po chwili rozmazana postać zniknęła.
Coraz ciężej było mi oddychać.
Spojrzałam przed siebie na cienie, które rzucały wysokie drzewa. Wszędzie była woda. I krew. Do mojego umysłu przebiła się ostatnia myśl:
,,Muszę kiedyś przywieźć tutaj dziewczyny. Tak tu pięknie...”Potem cienie uformowały się w jeden, który zalał moje oczy.
Nadal padał deszcz.

~Z perspektywy Chelly~

Wyjęłam z kieszeni telefon i po raz kolejny już w tym tygodniu odetchnęłam z ulgą. Nieznany nie dawał o sobie znać już od kilku dni. Miałam nadzieję, że żartownisiowi po prostu znudziło się chodzenie za mną. To dobrze.
Już zastanawiałam się, czy nie zmieniać numeru, tak zaczynałam się bać. Jednak najwidoczniej nie będzie potrzeby...
Teraz na głowie miałam całkiem inne zmartwienia.
Po pierwsze: moi przyjaciele nie dawali mi spokoju w sprawie Zayn'a. Przez to,
że odebrałam za niego świadectwo, zaczęli wypytywać czy mam z nim kontakt, czy wiem gdzie jest i co się z nim dzieje... Najgorsze było to, że już nie dawałam rady dłużej ich oszukiwać, więc po prostu starałam się ich przez jakiś czas unikać.
Po drugie: w związku z tym, że Oliver wyjechał, Paul całymi dniami pracował, próbowałam chwilowo ograniczać kontakty z przyjaciółmi, a Zayn się praktycznie do mnie nie odzywał, nie miałam z kim rozmawiać. A właśnie teraz potrzebowałam kogoś, kto mógłby być przy mnie. Po prostu być.
I po trzecie wreszcie: po tym, co się stało, nie potrafiłam rozmawiać z Malik'iem. Miałam nawet trudności przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Czułam się z tym okropnie. Zayn co prawda chyba puścił to w niepamięć, ale widać było, że jego też to dręczy.
Właśnie siedziałam na podłodze z gorącym kubkiem kakao w rękach i wpatrywałam się w deszcz za oknem. Uwielbiałam taką pogodę. Ciemne chmury już od rana zbierały się nad horyzontem. ,,Pewnie niedługo zacznie grzmieć” - pomyślałam.
Siedziałam tak wpatrzona w strugi deszczu od chwili, kiedy zadzwoniła do mnie Cloe z informacją, że jadą do mnie z Liam'em, bo musimy poważnie porozmawiać. Strasznie się denerwowałam. Nie wiedziałam jeszcze co im powiem, którą bajeczkę będę musiała sprzedać im tym razem...
Spojrzałam na zegar, który wisiał nad moim łóżkiem. Już powinni przyjechać.
Spojrzałam na podjazd. Żadnego auta.
W pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi mojego pokoju. Obróciłam się, pewna, że nie zobaczę w nich mojej przyjaciółki.
Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Potem Zayn zamknął za sobą drzwi i usiadł obok mnie.
   -Musimy porozmawiać – oznajmił w końcu.
   -Wiem – odparłam tylko i popiłam łyk gorącego napoju.
Zapadła cisza. Trwaliśmy tak dobrych kilka minut, aż rozdzwonił się mój telefon. W pierwszej chwili chciałam go zignorować, ale ktoś nie dawał za wygraną. Głośny sygnał drażnił ciszę jak nigdy prędzej. Zdawało się, że wypełniał powietrze.
   -Nie odbierzesz? - Zayn nie wytrzymał. Wzruszyłam ramionami. - Może to ważne? - podsunął tak samo, jak kiedyś Cloe. Ja jednak przez ostatni czas nauczyłam się ignorować telefon i widocznie zostało mi to w nawyku... Znowu ciszę zakłócał już tylko dzwonek.
Malik nie wytrzymał i z głośnym ,,Do cholery...” wstał i z impetem ruszył do biurka, na którym leżał wciąż dzwoniący telefon. Na początku myślałam, że odbierze, ale on podszedł do mnie i powiedział:
   -Odbierz. To Harry.
Westchnęłam i wstałam, żeby wziąć od Zayn'a telefon. Przyłożyłam komórkę do ucha, a palcem kreśliłam wzory na szybie, nadal zapatrzona w deszcz.
   -Tak?
   -Dzięki Bogu, Michelle. Już myślałem, że nie odbierzesz – powiedział, a głos mu się trząsł.
   -Harry, wszystko w porządku? - spytałam, zaniepokojonym tonem.
   -Cloe i Liam...
   -Jeszcze nie przyjechali – wtrąciłam, ponownie patrząc na zegar.
   -Wiem, Michelle. Nie przyjadą – dodał, a ja cała zesztywniałam.
   -Dlaczego? Co się stało? - wykrztusiłam.
   -Mieli wypadek – głos Harry'ego się załamał.
   -Jak to: wypadek? - Malik stanął przede mną z szeroko rozwartymi oczyma i
czekał na kolejne słowa, które mogłyby coś wyjaśnić. - O Boże, co im jest? Wyjdą z tego, prawda? - zaczęłam panikować. Po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza. - Prawda, Harry...? - dodałam słabym głosem.
Styles westchnął, a ja przymknęłam oczy w oczekiwaniu na jego głos.
   -Michelle – powiedział najbardziej poważnym tonem, jaki kiedykolwiek słyszałam. Zamarłam. - Oni nie żyją.
Świat zatrzymał się w miejscu. Wszystko w jednej sekundzie przestało funkcjonować. Jedynie deszcz dalej płynął po szybach w stałym tempie.
Miałam wrażenie, jakby cała siła uszła ze mnie w jednym momencie.
Wydawało mi się, że Harry coś jeszcze mówił, ale moja ręka w tej chwili bezwiednie opadła wzdłuż tułowia, a telefon z hukiem rozbił się o ziemię.

W tym samym momencie na zewnątrz rozległ się pierwszy grzmot od rana wyczekiwanej burzy.






Nic dodać, nic ująć.
Mamy tylko nadzieję, że Wam się spodobało :)
Proszę napiszcie w komentarzach co dokładnie Wam się podoba, co Was drażni, czego chciałybyście tutaj więcej. To dla nas niezmiernie ważne - na każde Wasze słowo czekamy z niecierpliwością ♥
Przypominam o możliwości zadawania pytań bohaterom.
Przepraszamy, jeśli kogoś rozczarowałyśmy tokiem wydarzeń...
Kochamy Was ♥
Chelly and Eve

wtorek, 20 sierpnia 2013

~14~

~Z perspektywy Cloe~

Przez ostatnie dwa tygodnie nic ciekawego w naszej paczce się nie działo. Pomijając oczywiście przygotowania do zakończenia roku, do których ja - przewodnicząca szkoły - byłam chyba najbardziej zaangażowana.
Teraz, siedząc obok Liam'a, z świadectwem w ręce, mogłam naprawdę odetchnąć z ulgą, niestety tylko na kilka miesięcy zanim nie zacznie się rok akademicki i ponowne zakuwanie do egzaminów. Na szczęście cała nasza trójka - bez Zayn'a - postanowiła iść na studia tutaj, na miejscu.
   -Zayn Malik - powiedział dyrektor, rozglądając się po wielkiej sali, na której odbywały się apele, jednak nikt nawet nie drgnął. - Zapraszamy pana Zayn'a
Malika - znowu odpowiedziała mu cisza. - Dobrze, przejdziemy do...
   -Chwila - odezwał się damski głos, który bardzo dobrze znałam. - Mogę odebrać świadectwo za pana Malika? - zapytał nie kto inny, ale oczywiście Chelly, wchodząc na mały podest. - Jeżeli to nie problem oczywiście – dodała, uśmiechając się miło. 
   -Tak..yy..ehm... Oczywiście - pan Evans zaczął nienaturalnie się jąkać. - Proszę przekazać Zayn'owi moje gratulacje. 
   -Z przyjemnością – odpowiedziała, schodząc z podestu, po drodze uśmiechając się w naszą stronę. Nie wiem, lub nie pamiętam czy odpowiedziałam jakimkolwiek gestem, byłam za bardzo oszołomiona faktem, że Michelle ma jakikolwiek kontakt z Malikiem. Z tego, co mogłam wywnioskować po szeptach roznoszących się po sali nie tylko ja byłam zdziwiona tą sceną.

~Z perspektywy Zayn'a~

Schodziłem właśnie na dół po coś do picia, kiedy usłyszałem czyjeś kroki za drzwiami frontowymi. Stanąłem przy wejściu do kuchni tak, aby nikt, kto ewentualnie by właśnie wszedł, mnie nie zauważył. Jednak w drzwiach zgrzytnął przekręcany klucz i już po chwili moim oczom ukazała się ubrana w czarną spódniczkę i czerwoną koszulę Michelle, która właśnie zrzucała z nóg szpilki. Postawiła torebkę na komodzie, która stała przy wejściu i nawet na mnie nie patrząc, powiedziała:
   -Nie chowaj się tak, to tylko ja.
Wyszedłem wreszcie zza rogu i ruszyłem do czajnika, żeby zaparzyć sobie wodę na kawę. Nim się obejrzałem, opadła na krzesło przy stole i wyciągnęła nogi, opierając je o kolejne krzesło.
   -Zaparz też dla mnie. Dobry Boże... nigdy więcej nie będę chodzić w tych
butach – jęknęła, masując obolałe stopy.
   -A szkoda – rzuciłem. - Pewnie sporo kosztowały.
   -Nawet nie wiesz jak sporo... - westchnęła, po czym na boso z powrotem udała się do korytarza, gdzie zostawiła torebkę. Po chwili już siedziała tak samo, jak przedtem, ale z torbą na kolanach. Wyjęła z niej dwie teczki – obie granatowego koloru, po czym podsunęła mi jedną z nich. Spojrzałem na przedmiot i już po chwili z głębokim wdechem zajrzałem do środka.
   -Nie martw się. Już patrzyłam czy zdałeś – wytknęła mi język, na co pokręciłem tylko głową z uśmiechem i zamknąłem teczkę, odsuwając sobie krzesło naprzeciw Chelly.
   -Długo świętowaliście – spojrzałem wymownie na zegar.
   -Byłam pierwszą osobą, która wychodziła – prychnęła. - Impreza dalej trwa.
   -Więc czemu nie zostałaś do końca?
   -No wiesz... Nie chciałam, żebyś siedział tutaj dzisiaj sam. W końcu to też twoje święto, prawda? - spojrzałem na nią smutnym wzrokiem. Moim zdaniem nie było czego świętować. Chyba zrozumiała moje spojrzenie inaczej, bo zaraz dodała: - Rozumiem, że może nie odpowiadać ci towarzystwo takiej dziewczyny, jak ja, ale... jesteś na mnie skazany, można powiedzieć – zakończyła z uśmiechem, odbierając podaną kawę.
Sam pociągnąłem łyk gorącego napoju i od razu zrobiło mi się lepiej. Kawa zawsze działała na mnie uzdrawiająco. Na chwilę zapadła cisza.
   -Co u nich? - postanowiłem ją przerwać.
   -Louis ostatnio zastanawia się nad rzuceniem pracy. Ciągle wkurza go ta meneger'ka. Harry po tym, jak przyznał się nam, że jest gejem, wychodzi coraz częściej, chłopaki podejrzewają, że kogoś ma. Cloe i Liam tryskają na wszystko i wszystkich szczęściem i miłością – udała, że przykłada sobie lufę do skroni i naciska spust, po czym teatralnie odrzuciła głowę, jako 'postrzelona'. Zacząłem się śmiać.
   -Nie mogą być aż tak nieznośni...
   -Nie widziałeś ich. Nie masz pojęcia o czym mówisz – powiedziała, mrużąc oczy, dla podkreślenia wagi sytuacji. Roześmiałem się jeszcze bardziej. - Nie

śmiej się tak! Oni naprawdę są okropni! Kiedy się odzywają, tęcze rozbłyskują nad horyzontem, jednorożce biegają jeszcze szybciej po łąkach usianych kwiatami, a świat staje się lepszym miejscem... - powiedziała specjalnie przesłodzonym głosem. Humor jej dzisiaj nie opuszczał. Miałem wrażenie, że to sprawka ilości alkoholu, którą zapewne zdążyła w siebie wlać.
   -A może po prostu są szczęśliwi? - podsunąłem, ponownie zbliżając kubek do ust. Wzruszyła ramionami z uśmiechem.
   -Może i tak, ale przez nich nigdy nie odezwę się do mojego chłopaka ,,Misiu”. Słyszę to słowo co pięć minut, do cholery! - jęknęła, po czym wróciła do swojej wyliczanki. - Eve z Niall'em ciągle próbują omijać niewygodny temat tego, co ich łączy... Zdaje się, że są w tym naprawdę nieźli – pokiwałem tylko głową, mimowolnie powtarzając w myślach ,,...ciągle próbują omijać niewygodny temat tego, co ich łączy”. Czyż to nie ironia, że to zdanie padło akurat z jej ust...?
   -Wszyscy martwią się o ciebie... - powiedziała po chwili ciszy. Mocniej zacisnąłem dłonie na kubku. Spojrzałem gdzieś w bok, żeby nie ulec jej badawczemu spojrzeniu. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak ich ranisz... - dodała.
   -A powiedz mi: co ja mam zrobić? Sama przecież mówiłaś, że ludzie z mojej
,,pracy” już zawitali do naszego domu i grozili im bronią! Gdybym się im pokazał, zaraz sprowadziłbym na nich jeszcze więcej kłopotów...
   -Mógłbyś dać im choć znak życia... Oni odchodzą od zmysłów Zayn! A ja czuję, że powoli brakuje mi sił, żeby ich oszukiwać. Nie potrafię spojrzeć im w ich na wpół oszalałe ze zmartwienia oczy i powiedzieć, że nie wiem co się z tobą dzieje. Nie potrafię, rozumiesz?
Westchnąłem i przygryzłem wargę. Po chwili jednak już wiedziałem, co mam powiedzieć:
   -To byłoby bez sensu. Nie mogę powiedzieć im, gdzie jestem, bo prędzej czy później któryś z nich w końcu by tutaj przyjechał. Tamci ich namierzą i w końcu też tu przyjdą, a nie chcę narażać ciebie i twojego brata, chociaż już i tak jesteście w niezłym bagnie, goszcząc mnie tutaj...
   -To nie jest fair... - wstała gwałtownie i wyszła z kuchni, po czym skierowała się na schody.
   -Co nie jest fair?! - krzyknąłem za nią, wbiegając na górę. Zatrzymaliśmy się w niedużym salonie, przez który można było przejść do schodów, prowadzących do jej pokoju.
   -Co nie jest fair?! - powtórzyłem. - To, że próbuję ich chronić?! To nie jest fair?! - spojrzała mi w oczy i ruszyła po schodach do swojego pokoju. Ja poszedłem za nią. Byłem nieźle wytrącony równowagi. Do szału doprowadzało mnie to, że nie raczyła mi nawet odpowiedzieć. W końcu doszliśmy do jej pokoju, a ona rzuciła telefon na łóżko i stanęła ze mną twarzą w twarz.
   -Próbuję ich chronić – powtórzyłem, już trochę spokojniejszym tonem. Jednak ona w tym momencie wybuchła.
   -To nie jest uczciwe w stosunku do nich! Zasługują na to, by wiedzieć, co się z tobą dzieje! Nie rozumiesz tego?! Powiedz mi, ile jest na tym świecie osób, które się tobą przejmują, co?! Tak, krąg poszukiwań zawęża się głównie do nich, prawda?! Są jednymi z niewielu, którym na tobie zależy, a ty nawet nie raczysz powiedzieć im prawdy! Już od samego początku kłamałeś! Od samego początku, kiedy wplątałeś się w to gówno! TO nie jest fair Malik! Zadowolony?!
Spojrzałem w jej rozżarzone złością oczy. Mimo tego, że się złościła, była taka... piękna. Loki wysunęły się z warkocza i teraz swobodnie opadały jej na ramiona i twarz. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie dotknąć jej policzka. Wyciągnąłem rękę i delikatnie dotknąłem opuszkami palców jej skóry.
   -Co ty robisz? - szepnęła.
Spojrzałem jej w oczy. I to był błąd.
Przez to nie mogłem już odwołać niczego, co właśnie rodziło się w mojej głowie i przechodziło w czyny, chociaż wiedziałem, że będę tego żałować. Nim się obejrzałem, ledwie muskany przed chwilą policzek został ujęty w moją dłoń. Pochyliłem się nad nią i pocałowałem. Włożyłem w to całą złość, którą tłamsiłem, całą radość tego, że mam Chelly przy sobie, cały żal, który żywiłem do niektórych osób i cały strach, który czułem przed nadchodzącym jutrem.
Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się, żebym pocałował dziewczynę w taki sposób. Nigdy nie byłem tak zaangażowany uczuciowo. Po chwili odsunąłem się od niej może na centymetr, nawet nie zdejmując rąk z jej policzków.
Myślałem, że się zezłości. Myślałem, że mnie odepchnie. Myślałem, że wyrzuci z domu, bo takie reakcje właśnie byłyby do niej podobne. Przeliczyłem się jednak.
Oparła ręce na mojej klatce piersiowej i odwzajemniła pocałunek z takim samym uczuciem. Nie wiem ile to wszystko trwało, ale zawsze mogę powiedzieć, że moim zdaniem stanowczo za krótko. Ona jednak w końcu oprzytomniała i odsunęła się ode mnie.
   -Przepraszam – powiedziałem, chociaż wcale nie było mi przykro.
   -Nie powinniśmy... Nie możemy... Jest Oliver... Ja...
   -Przepraszam – powtórzyłem, a ona wyplątała się z mojego uścisku i stanęła na środku pokoju, przykładając rękę do czoła.
   -Nie. To moja wina. Nie powinnam... nie powinnam tego odwzajemnić. To był błąd – chyba pierwszy raz poczułem jak słowa mogą boleć.
   -Słuchaj... - zacząłem, robiąc krok w jej stronę. Momentalnie cofnęła się ode mnie. Poczułem się, jakbym dostał w twarz. Opuściłem wyciągniętą dłoń i obróciłem się na pięcie, po czym poszedłem do swojego pokoju.
,,Coś ty sobie wyobrażał? Że rzuci wszystko, nawet chłopaka i pobiegnie do ciebie? Zejdź na Ziemię, człowieku!” - podpowiadał głos w mojej głowie, kiedy rzuciłem się na niepościelone łóżko. Najlepiej będzie, jeśli o tym zapomnę. Jak najszybciej. Bo jeśli nie, będzie boleć.


Siedziałem na dole przed telewizorem, kiedy w pewnym momencie o mało co nie dostałem w głowę z puszki piwa. Udało mi się jednak w porę schylić i przedmiot wylądował w moich dłoniach. Podniosłem wzrok i zobaczyłem Paul'a, który właśnie usiadł obok mnie na kanapie.
   -Dobrze ci zrobi – wytłumaczył, patrząc na puszkę.
Pokiwałem głową i mimowolnie westchnąłem, otwierając piwo. Smith upił ze swojego łyk i spojrzał na mnie przelotnie. Zastanawiałem się o co może mu chodzić. Od kiedy tutaj siedzę, praktycznie z nim nie rozmawiałem.
   -Słuchaj... - zaczął, a ja odruchowo się spiąłem, czekając na najgorsze. - Nie mam pojęcia dlaczego tak właściwie się ukrywasz. Nie chcę wiedzieć, naprawdę. W każdym razie chciałem ci tylko powiedzieć, że – chwilę zastanowił się nad tym, jak ubrać to w słowa. - że chyba pierwszy raz widzę, żeby Michelle tak się dla kogoś narażała, poświęcała. Nie ufa łatwo ludziom.
   -Wiem, że robi dla mnie za dużo niż powinienem oczekiwać. Nie mam pojęcia
dlaczego, bo mogłaby przecież... - zacząłem tłumaczyć.
   -Jednak czymś zasłużyłeś sobie na jej zaufanie – uśmiechnął się pod nosem. - Naprawdę nie mam pojęcia jak tego dokonałeś, ale musisz wiedzieć, że to graniczy z cudem. Mam więc na to tylko jedną radę. - zawiesił na chwilę głos. - Nie spierdol tego, Zayn.
Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć, bo język stanął mi kołkiem w gardle.
Paul podniósł się z kanapy i wolnym krokiem udał się do swojego pokoju.
Pomyślałem właśnie o pocałunku i o tym, jakie mogą być jego konsekwencje.
Przeczesałem dłonią włosy i zakląłem pod nosem.
   -Przegrałem, Paul. Już przegrałem.






Hey :)
Już mamy czternasty rozdział. To naprawdę cudownie, że z nami tyle wytrwałyście ♥ Mam nadzieję, że nie zawiodła Was perspektywa Zayn'a, bo naprawdę chwilami ciężko było przez to przebrnąć, ale jakoś się udało ;)
Oczywiście, zostawcie szczere opinie w komentarzach.
Przypominam także o możliwości zadawania pytań bohaterom ;)
Zapraszam też serdecznie do zakładki 'o autorkach', a może nawet na nasze ask'i, bądź tumblr...liczymy na Was ♥
Pozostaje mi tylko pozdrowić
i po raz setny już chyba podziękować Wam za to, że jestećie ♥
W imieniu swoim i Ev
Chelly

czwartek, 8 sierpnia 2013

~13~

~Z perspektywy Zayn'a~

Usiedliśmy w kuchni. W milczeniu zaparzyła herbatę i podała mi jeden z kubków. Nie usiadła razem ze mną. Opierała się o blat kuchenny, wpatrując się w moje dłonie na stole. Po chwili jednak się odezwała.
   -Opowiedz mi co się stało.
Westchnąłem, bo wiedziałem, że prędzej czy później o to zapyta. A ja prędzej czy później będę musiał jej to powiedzieć.

   -Sprawy w pracy się...skomplikowały – odparłem wymijająco.
Spojrzała na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami, przewiercając mnie wzrokiem. Musiałem wiele się natrudzić, żeby to wytrzymać. Miałem świadomość tego, że ostatnio ją zraniłem, a teraz prosiłem o zbyt wiele, niż powinna chcieć mi dać.
   -Gdzie ty tak właściwie pracujesz, co? - spytała, dalej mi się przyglądając.
Pociągnąłem łyk herbaty, próbując wykombinować co jej powiedzieć. Szło mi ciężko, więc odpowiedziałem po prostu:
   -Chyba lepiej, żebyś nie wiedziała.
   -Jeżeli mam ci pomóc, musisz mi powiedzieć – odparła dziwnie spokojnym głosem. Sprawiała wrażenie, jakby wkładała wiele wysiłku w to, żeby nie zdradzać emocji.
   -A pomożesz mi?
Na chwilę zapadła grobowa cisza. Słychać było jedynie tykanie wskazówek zegara, który wisiał na ścianie.
Potem pokiwała zdecydowanie głową. Poczułem...ulgę.
   -To nie jest do końca legalne... Zresztą: kogo ja oszukuję? To nie jest w ogóle legalne...
   -Tyle zdążyłam się domyślić – weszła mi w słowo. - Handlujesz CZYMŚ, prawda?
   -Cii! - panicznie rozejrzałem się po pomieszczeniu, jakby za rogiem miała stać policja. Albo co gorsza: ,,koledzy” z pracy.
   -Czyli jedno już wiemy... - powiedziała lekko znużonym tonem. - Teraz powiedz mi: kto cię szuka? Bo, że szuka to oczywiste...
Przez chwilę spojrzałem na nią, niewiele rozumiejąc.
   -Współpracownicy, konkurencja czy policja? - podpowiedziała. Nie wiedziałem, że zdążyła się już zorientować o co chodzi. Taki Liam na przykład nie rozpracował tego przez trzy miesiące...
   -Współpracownicy – wykrztusiłem w końcu.
   -Zawaliłeś jakąś sprawę?
   -Tak jakby...
   -Co spierdoliłeś Malik? Przyznaj się – prychnęła, nadal nie zmieniając tego obrzydliwie kojącego tonu terapeuty.
   -Myślą, że zwinąłem im kasę...
   -Ile? - zaczynało mnie już niepokoić to, jak dużo ona wie.
   -Czy to ważne? - odparłem pytaniem na pytanie.
   -Nie, masz rację. Możesz zostać tutaj do kiedy tylko chcesz – rzuciła jeszcze bardziej poważnym tonem niż przedtem, jeśli było to w ogóle możliwe.
   -Na pewno? Nie będę, no wiesz...przeszkadzał?
   -Nie, nie sądzę.
   -A twój brat? - przypomniałem. Zatrzymała się jakby w pół myśli.
   -Raczej nie będzie miał nic przeciwko. Spać będziesz w oddzielnym pokoju,
więc...
   -A Oliver? - wtrąciłem. Nie chciałem być powodem zazdrości jej chłopaka... Co ja mówię: cholernie chciałem, ale wypadało zapytać.
   -A co w tym układzie może mu nie odpowiadać? Przecież nie ma żadnego powodu – powiedziała dobitnie, podkreślając jeszcze przedostatnie słowo. Chciała mi najwyraźniej dać do zrozumienia, że nie da mi nawet możliwości, aby pojawił się jakikolwiek powód do zazdrości chłopaka. Nawet na coś takiego szczerze nie liczyłem – nie po tym, jak się pokłóciliśmy. Nie ukrywała tego, że nie wybaczyła mi moich słów.
Mimo to jednak postanowiła mi pomóc... Nie wiedziałem czy to przez powagę sytuacji, czy przez jakiś szczególny sentyment do mnie, czy przez coś jeszcze innego... Jednego jednak mogłem być pewien: właśnie ratowała mi tyłek.
   -Mogę tylko spytać o jeszcze jedną rzecz? - wyrwała mnie tym z zamyślenia.
   -Śmiało – zachęciłem.
   -Dlaczego zwróciłeś się z tym do mnie?
Nie wiedziałem jak to interpretować: jako zarzut, pytanie podchwytliwe, czy jako faktycznie niewinną ciekawość. Postanowiłem uznać to ostatnie.
   -Nie mogłem mieszać w tę sprawę chłopaków. Ci ludzie i tak przyjadą w końcu do naszego domu, ale oni nic nie wiedza, więc zostawią ich w spokoju. Nie mogłem pojechać do dziewczyn, bo byłem pewien, że to prostu niemożliwe, żeby mi pomogły. Nie mam innych przyjaciół. Pozostałaś mi ty.
Na chwilę się zamyśliła. Nie wiedziałem, czy to właściwy moment, żeby sugerować jej, że traktuję ją jako przyjaciółkę, ale postanowiłem, że zaryzykuję. Cisza zdawała się trwać wieki.
   -Tak, masz rację – powiedziała w końcu. Podniosła się z blatu i stanęła przede mną. Spojrzałem na nią, zadzierając głowę do góry. - W takim wypadku to faktycznie logiczne...

~Z perspektywy Eve~

   -Eve!! - usłyszałam krzyki Jill, dobiegające z mojej łazienki. Postanowiłam je zignorować, nakładając sobie poduszkę na uszy, co nie dało porządnego skutku. Znowu usłyszałam znienawidzony przeze mnie piskliwy głos. - Ev!! - tym razem, ściągnęła ze mnie kołdrę i poduszkę. 
   -Czego?! - warknęłam na niewysoką szatynkę. Nasza rodzina nie grzeszyła wzrostem...
   -Naprawdę masz tylko odżywkę do suchych włosów? - spojrzała na mnie jak na 
idiotkę.
   -Masz pięć sekund na to, żeby wyjść z tego pokoju...
   -Ale.. - próbowała coś powiedzieć, jednak nie dałam jej nawet skończyć.
   -Raz... - zaczęłam odliczać.
   -Naprawdę powinnaś zainwestować w jakieś kosmetyki - zauważyła dziewczyna, nie ruszając się nawet o milimetr.
   -Dwa..
   -Jesteś nienormalna – dodała, robiąc krok w tył. 
   -Trzy - odliczałam dalej, podnosząc się na łokciach. 
   -I ty jesteś moja kuzynką - dodała jeszcze i wyszła, zatrzaskując z hukiem za sobą drzwi.
   -Cztery - powiedziałam i opadłam na łóżko, chwytając telefon. 
Na wyświetlaczu urządzenia pokazała się godzina dziewiąta. Długo nie myśląc, odblokowałam komórkę i napisałam wiadomość:
,,Albo zabiję ją, albo siebie x”
Sms'a wysłałam do Niall'a, Chell i Cloe. Wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Dopiero po otworzeniu drzwi doszło do mnie, że gościła w niej Jillian. W tym samym momencie usłyszałam dźwięk wiadomości od Nialla.
,,Obydwie opcje są do kitu... Po pierwsze: zabijanie jej nie ma sensu... Chyba, że wolisz spędzić dwadzieścia pięć lat w więzieniu, niż poczekać jeszcze kilka dni :) A po drugie: nie możesz pozwolić, żeby ze świata zniknęła taka wariatka jak ty :D Bez ciebie byłoby nudno x”
Czytając tę wiadomość zaczęłam się śmiać sama do siebie. Po chwili postanowiłam odpisać:
,,Mnie pierwsza opcja zadowala, ale twoje argumenty mnie przekonują w stu procentach x Dzięki :**”
Nacisnęłam klawisz ,,wyślij” i odłożyłam telefon na białą toaletkę, stojącą pod lustrem i zabrałam się do sprzątania pomieszczenia. Po ogarnięciu większości łazienki mój telefon ponowne się odezwał. Uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy na wspomnienie o blondynie. Kiedy podeszłam do urządzenia na wyświetlaczu pojawiły się dwie nowe wiadomości:
,,Cieszę się, że pomogłem. Niall x”
Oraz:
,,Z chęcią pomogę w pozbywaniu się tej małej suki x”
Ta druga była oczywiście od Chell.
Po małym sprzątaniu postanowiłam wziąć prysznic. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod gorący strumień, płynący z wielkiej słuchawki, wiszącej nad moją głową. Uwielbiam takie odprężające kąpiele. Jednak ta nie mogła trwać dłużej niż pięć minut, ponieważ usłyszałam kolejny i pewnie nie jedyny tego dnia, krzyk Jill:
   -Długo jeszcze? Nie mam zamiaru siedzieć w domu! - westchnęłam i zaczęłam spłukiwać pianę z włosów. - Macie tu jakieś wesołe miasteczko? - gdy otworzyłam oczy, zauważyłam dziewczynę, stojącą przed lustrem.
   -Wyjdź stąd! Nie widzisz, że się myję?! - zaczęłam się na nią wydzierać. 
   -Dobra wyluzuj... - powiedziała, ale i tak nie ruszyła się z miejsca, tylko chwyciła mój telefon i zaczęła coś w nim pisać. 
Szybko wzięłam ręcznik i owinęłam go sobie wokół talii. Podeszłam do dziewczyny, która wysyłała wiadomość do Harry'ego. Po chwili loczek odpisał:
,,Jill wątpię żeby Ev pozwoliła używać Ci swojego telefonu.. Ale tak możemy iść do wesołego miasteczka, napiszę do reszty i spotkamy się na miejscu za godzinę ;)
Harry x
P. S. nie kożystaj więcej z telefonu Eve bez jej zgody ok?!”
Szatynka przeczytała wiadomość na głos, jednak nie za bardzo się ucieszyła z pomysłu Harry'ego o zabraniu reszty. Po chwili jednak klasnęła w ręce jak pięciolatka i uradowana wybiegła z mojej łazienki. Widząc to, pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć, że ta osoba ma czternaście lat i należy do mojej rodziny. Dłużej o tym nie myśląc, zaczęłam suszyć włosy i układając w głowie w co się ubiorę. Gdy skończyłam, padło na dużą szarą koszulkę z nazwą jakieś drużyny football'owej, krótkie szorty i czarne Vansy.
   -Długo jeszcze? - krzyknęła Jillian. ,,Ten dzień od początku nie zapowiada się dobrze" – pomyślałam, wychodząc z łazienki, a później z pokoju, w pośpiechu łapiąc torbę, do której wrzuciłam telefon i portfel. 
   -Możemy iść - zwróciłam się do szatynki, która ciągle coś wystukiwała w telefonie. Czy ona nie da ludziom pospać? Przecież w Londynie jest teraz środek nocy, z kim ona pisze? 
  -Ruszysz się wreszcie? - wyrwała mnie z zamyślenia i popchnęła w stronę drzwi, o które lekko uderzyłam. 
  -Widzisz, nawet chodzić nie potrafisz... - powiedziała i spojrzała na mnie jak na ostatnią kalekę. Chciałam jej coś odpowiedzieć, ale w tej chwili zadzwonił jej telefon. Spojrzała tylko na niego i wyszła za drzwi, w międzyczasie odbierając połączenie. 
  -Walić te dwadzieścia pięć lat, zabiję ją własnymi rękoma - powiedziałam sama do siebie, łapiąc kluczyki od mojego samochodu. 
Po pół godziny stałyśmy z Jill przed kasą, kupując bilety. Przechodząc przez bramkę usłyszałam jak Sparks przeklina. Spojrzałam na nią zdziwiona, ale po chwili zrozumiałam o co chodzi. Byłyśmy na wielkim polu, a Jill miała na sobie szpilki. Zaczęłam się śmiać, a dziewczyna spojrzała na mnie, jakbym popełniła największą zbrodnię na świecie.
   -Eve i Jess - usłyszałam uradowany głos Niall'a za nami. Próbowałam ponownie
nie wybuchnąć śmiechem, słysząc jak chłopak przekręca imię Sparks.
   -Jillian, Horan. Mam na imię Jillian.
   -Niech ci będzie – powiedział, nawet na nią nie patrząc. - To co robimy?
   -Hej Ev - przywitała się ze mną Chelly, a później Cloe i reszta. Nikt oprócz Harry'ego nie zwrócił większej uwagi na Jill, co nie za bardzo mnie obchodziło.
   -To gdzie najpierw idziemy? - zapytał Harry, rozglądając się po wielkim obiekcie. 
Gdy byłam młodsza często przychodziłam tu z dziewczynami, ale za każdym razem gdy tu wracam czuję się, jakbym na nowo odkrywała to miejcse. Rollercoaster'y, karuzele, diabelski młyn: czuję się tu, jakbym wracała do szczęśliwych lat mojego życia. Gdy tu jestem, wyobrażam sobie, że jesteśmy tu wszyscy: ja, mama, tata – z powrotem w Londynie. Oni, idąc, trzymają się za ręce, a ja biegnę przed nimi, oglądając setny raz te same rzeczy i zadając te same pytania...
   -...zgadzasz się Ev? 
   -Słucham? - zapytałam, nie wiedząc o co chodzi. 
   -Na razie się rozdzielamy, bo każdy chce iść na coś innego... - wyjaśnił mi Niall. - Co ty na to? 
Spojrzałam na chłopaka i dopiero teraz zauważyłam, że trzymam go za rękę, co nie tylko ja dostrzegłam, ponieważ prawie wszystkie oczy były skierowane na nas. Szybko puściłam chłopaka i zapytałam:
   -To kto chce iść ze mną na diabelski młyn? - nikt się jednak nie odezwał. - Okay. Nie, to nie. Sama pójdę.
Ruszyłam przed siebie, ale samotność nie była mi dana na długo.
   -Hutson, poczekaj! - usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Uśmiechnęłam się i zauważyłam Louis'a. - Ja pójdę z tobą, co ty na to? 
Przytaknęłam, zgadzając się. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wielkiego koła, obracającego się wokół własnej osi. Swoje wycieczki po parkach rozrywki zawsze zaczynałam od przejażdżki diabelskim młynem, a kończyłam na rollercoasterz'e.
   -Naprawdę Eve? - spojrzałam na Louis'a, nie wiedząc o co chodzi. - Jesteśmy w wesołym miasteczku, a ty chodzisz jak z kijem w tyłku i wspominasz ,,stare dobre czasy" - mówiąc to, zrobił cudzysłów w powietrzu. 
   -Skąd to niby wiesz, że je wspominam, Tomlinson? - zapytałam.
   -Widać, Hutson - odpowiedział, jednak po chwili dodał. - Rozumiem, że rozstanie rodziców, nawet po tak długim czasie, jest trudne dla dziecka, bo sam przez to przechodziłem, ale nie sądzisz, że czasem nawet warto poudawać, żeby być szczęśliwym? Żyj chwilą dziewczyno. Wokół ciebie jest tyle ludzi, którzy cię naprawdę kochają bardziej niż twój egoistyczny tatuś. 
   -Skończyłeś mi prawić kazania? - zapytałam po dłuższej chwili.
   -Jeśli według ciebie to zabrzmiało jak kazanie Hutson, to z całego serca ci gratuluję - powiedział kpiąco, zaczynając klaskać. - Nawet nie próbuję ci zastąpić ojca, bo wiem, że to ci nie jest potrzebne, ale naprawdę otwórz oczy i się
rozejrzyj, bo niektóre rzeczy mogą ci przejść obok nosa.
   -Na przykład co? - zapytałam z kpiną, tak jak on prędzej.
   -Miłość Niall'a. Naprawdę musisz być ślepa, jeśli tego nie widzisz... Albo tak głupia, że specjalnie go zbywasz, dając mu nadzieję takimi gestami - podniósł nasze ręce na wysokość moich oczu.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale przeszkodził mi mój telefon, który zaczął głośno dzwonić. Na wyświetlaczu widniało krótkie słowo ,,Mom x".
   -Słucham?
   -Hej Eve, ja tylko dzwonię, żeby ci powiedzieć, że nie będzie mnie do jutra w domu. 
   -Okay, a gdzie... - nawet nie skończyłam pytania, ponieważ moja mama mi przerwała.
   -Dzisiaj do Amsterdamu, a jutro do Londynu. Będę jutro wieczorem. Kocham, pa. 
Rozłączyłam się i spojrzałam na szatyna, mówiąc:
   -Co powiesz na imprezę u mnie?


   -Opróżnijmy twojej mamie barek!!! - wydarł się Harry, wbiegając do salonu. 
   -Zamknij się idioto - powiedział Niall, wskakując loczkowi na plecy. - To nie jest las, tu też są inni ludzie.
Usłyszałam śmiech Cloe, która po chwili przytulała się do Liam'a. Zaczynałam im zazdrościć. Tej miłości, szczęścia i zrozumienia. Może Louis miał rację, może powinnam zapomnieć o ,,starych dobrych czasach"?
   -Tam macie barek, a tam lodówkę - wskazałam i opadłam na kanapę. - Róbcie co chcecie.
Wiedziałam, że pożałuję tych słów, ale też miałam zamiar nieźle się zabawić, więc dużo mnie to nie obchodziło. Dłużej nie myśląc, wzięłam spory kieliszek, który podał mi Hazza, a następnie nalałam do niego sporą ilość alkoholu.
   -Za szczęśliwe zakończenie - mruknęłam do siebie i uniosłam kieliszek z cieczą, która po chwili rozlewała swoje ciepło po moim gardle.


   -Kto gra w ,,prawdę czy wyzwanie"? - usłyszałam głos Jill, która jako jedyna była trzeźwa. Co jak co, ale nie chciałam być winna demoralizacji młodzieży. Prychnęłam pod nosem, ale powiedziałam:
   -Ja. 
Po chwili siedzieliśmy już w kółku, z wyjątkiem Chell, która nie przepadała za takiego typu zabawami. Zresztą, gdyby nie alkohol siedziałabym pewnie obok niej.
   -Kto ma butelkę? - zapytał Louis, spoglądając na każdego po kolei.
   -Ja, ale poczekaj... - uciął Styles przechylając ,,szkło" i wypijając resztę zawartości. - Okay, już pusta. 
Położył butelkę w środku okręgu i zakręcił. W końcu przedmiot zatrzymał się przede mną. Wzięłam głęboki wdech i wyprzedziłam pytanie loczka, mówiąc:
   -Prawda. 
   -Czego aktualnie boisz się najbardziej? - zapytał i spojrzał mi prosto w oczy, chyba pierwszy raz odkąd się znamy. 
Odetchnęłam z ulgą. Szczerze bałam się gorszego pytania. Sięgnęłam po nieotwartą jeszcze butelkę Jack'a Daniels'a.
   -Odrzucenia - mówiąc to, spojrzałam mimowolnie na Horan'a, siedzącego naprzeciwko mnie i upiłam łyk whisky, którą otworzyłam. - Okay, teraz ja! 
Po piętnastu minutach znowu miałam zakręcić butelką, tym razem już ostatni raz w grze. Wprawiłam przedmiot w ruch i już po chwili zaczął zwalniać, zatrzymując się na Harrym, który się tylko uśmiechnął, i tak jak ja za pierwszym razem, wyprzedził moje pytanie.
   -Prawda - oznajmił zachrypniętym głosem. 
Uśmiechnęłam się i zadałam niby nic nie zanczące pytanie.
   -Jaki jest twój największy sekret? 
Chłopak uśmiechnął się i spojrzał na Louis'a, który tylko pokręcił głową. Hazza jednak nic sobie z tego nie zrobił i powiedział:
   -Jestem gejem.
W tej chwili chyba każdy otrzeźwiał, a z pewnością Jillian, która miała oczy jak pięciozłotówki.
   -CO?! - krzyknęła oszołomiona, wstając i wgapiając się w uśmiechniętego chłopaka. - Przecież ty nie możesz być gejem!
   -Widzisz Jill, jednak mogę – powiedział, wstając i łapiąc ją za ręce. - A po drugie, i tak nic by z tego nie wyszło. Ty jesteś jeszcze dzieckiem. 
   -Nie jestem dzieckiem! Dostaję menu dla dorosłych w Pizza Hut! - krzyknęła i
wybiegła z salonu.
Nagle nastała cisza, każdy spoglądał na siebie, ale nikt nie chciał się odezwać pierwszy. Nagle jakby nigdy nic wszyscy zaczęli się śmiać, a Harry usiadł na podłodze. Gdy śmiechy już słabły, pierwszy odezwał się Liam:
   -To już wiemy gdzie się wykradasz wieczorami.
   -Że co? - spytała zdziwiona Cloe.
   -Widzicie, Harry co wieczór gdzieś wychodzi, nie chciał nigdy powiedzieć gdzie... Podejrzewaliśmy, że kogoś ma, ale...ale myśleliśmy raczej o dziewczynie. Bez obrazy Styles – odparł Liam.
   -Kto myślał, ten myślał... - rzucił obojętnie Louis.
   -Zaraz, zaraz! Chcesz powiedzieć, że ty o wszystkim wiedziałeś?!
   -Widzisz Horan – powiedział szatyn, zwracając się do chłopaka, ale to mnie patrzył głęboko w oczy z uśmiechem na ustach. - Wiem więcej niż wam się wydaje...






Cześć wszystkim :)
Mam nadzieję, że pomimo swoich wakacyjnych planów i zajęć znajdziecie chwilę czasu na nasz dość długi rozdział. Naprawdę jesteście kochane, że chce się Wam to czytać ♥ Wciąż zachęcam do zadawania pytań bohaterom ;)
Chciałam też zaznaczyć, że w prawym górnym rogu mamy małą sondę (chociaż wiele z Was już nawet zagłosowało, za co jesteśmy wdzięczne).
Chciałam Wam także podziękować za kolejne nominacje. Nie mam pojęcia kiedy na nie odpowiemy, ale zrobimy to na pewno :)
Zachęcam Was do zapoznania się z zakładką ,,O autorkach" którą w najbliższym czasie dodamy :) Byłoby nam baaardzo miło, gdybyście miały jakieś bezpośrednie pytania do nas (ask.fm), lub gdybyście chciały zobaczyć czym się interesujemy (tumblr). Jeśli ktoś chciałby do nas o czymkolwiek napisać, śmiało możecie przesłać wiadomość na naszego mail'a :) W każdym razie liczymy na Was ;*Przepraszam, że tak długa notka, ale chyba przez to przebrniecie :)
Pozdrawiam i życzę miłego czytania ♥
Chelly

+Jak się Wam podobał fragment z perspektywy jednego z chłopaków? Jak myślicie: więcej takich, czy raczej nie? :)