sobota, 26 października 2013

~19~

Z perspektywy Eve

Otworzyłam drzwi, w które od dłuższego czasu już ktoś pukał. Przede mną stanęła Chell, ubrana w krótkie spodenki i szeroki t-shirt z logo jakiegoś metalowego zespołu. Doprawdy nie rozróżniałam jednej kapeli od drugiej, choć nie raz próbowała mnie nauczyć chociaż ich nazw. Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam ją na powitanie. Dziewczyna odwzajemniła uścisk i weszła do mieszkania.
   -Jesteś sama? - zdziwiła się i zmartwiła za razem.
   -Tak. Mama wyszła rano do pracy – odparłam, udając się z przyjaciółką do
salonu, gdzie usiadłyśmy obie na kanapie. Chciałam zaproponować jej coś do picia, jednak odmówiła. Zastanawiał mnie jej nastrój. Nie potrafiłam go rozszyfrować.
   -Czy coś się stało? - spytałam prosto z mostu, a mój głos lekko się załamał. Próbowałam to ukryć chrząknięciem, ale zauważyła. Podejrzewałam, że to po prostu jeden z efektów ubocznych tamtego wieczoru...
   -Nie. To znaczy... Tak. Nie wiem. Musimy porozmawiać – motała się w każdym zdaniu.
   -O czym? - uśmiechnęłam się.
Dziewczyna westchnęła głęboko, jednak zawahała się.
   -Rozstałam się z Oliver'em – wypaliła w końcu.
   -Och, dlaczego? Przykro mi...
   -Niepotrzebnie. Oboje stwierdziliśmy, że to dobre rozwiązanie – pokiwała gorliwie głową, ale widać było po jej oczach jak bardzo jest jej przykro.
Przygryzła wargę i spojrzała na panoramę Nowego Jorku, która rozciągała się za oknem. Widziałam, że coś ciągle ją gryzie.
   -Jednak nie o to chciałaś mnie zapytać, prawda? - odgadłam.
Michelle ponownie wzięła głęboki wdech, ale tym razem pokręciła tylko przecząco głową. Spojrzała na swoje dłonie, potem na mnie, później na moją szyję. Skrzywiła się. Ponownie spojrzała w moje oczy.
   -Przypomniałaś sobie coś z tamtego wieczoru...? - więc o to chodzi.
Pokiwałam przecząco głową tak, jak ona zrobiła to przed chwilą.
Nigdy jeszcze nie widziałam jej tak dobitej. Jakby w jednej chwili postarzała się o dziesięć lat: jej twarz poszarzała, a ramiona skuliły się, jakby pod ciężarem doświadczeń. Zastanawiałam się o co dokładnie może chodzić. Nie potrafiłam jednak znaleźć żadnego sensownego powodu, dla którego miałaby tak bardzo się tym przejmować.
   -To ważne Eve... - zaczęła. - Musisz sobie przypomnieć.
   -A może właśnie chciałabym zapomnieć?! - rzuciłam zaczepnie, nagle pełna werwy. Podniosłam się z miejsca i stanęłam przy oknie. Spojrzałam na nią i poczułam się tak, jakby role się odwróciły. To ja zawsze siedziałam zastraszona, a ona rwała się do działania, mówiła dynamicznie tak, jak ja teraz. Coś było nie tak.
   -Nie możesz – szepnęła z mocą.
   -Tak? A to niby czemu? - próbowałam opanować ten ton, jednak nie potrafiłam. Czułam, że nie jestem na swoim miejscu i nie było mi z tym dobrze.
   -Siadaj – powiedziała trochę bardziej stanowczo, niż powinna, a ja poczułam, jakby uszło ze mnie pół siły. Michelle wyprostowała się i spojrzała na mnie karcącym wzrokiem. - Czy zdajesz sobie z tego sprawę, że to może się powtórzyć za najbliższym rogiem...? A co, jeśli za którymś razem temu komuś uda się zrobić to, co zamierzał? Pomyślałaś o tym?
Spojrzałam na nią, trochę rozkojarzona. Nagła zmiana ról, a raczej odzyskanie tych własnych trochę zawirowało mi w głowie.
Ona jednak kontynuowała:
   -Możliwe... możliwe nawet jest to, że to był James.
   -Co?! - osłupiałam. - Nie! To nie tak. Przecież James mnie...
   -...uratował? - dokończyła ironicznie. Tak, miałam przed sobą dawną Chelly. - Skąd nagle wielki ,,waleczny rycerz” w tak odludnym zaułku? A może to był właśnie on? Przyprowadził cię do mnie dla zmycia z siebie podejrzeń...? Nic nie pamiętasz, więc nie możemy mieć pewności... Ale też nie możemy wykluczyć takiej możliwości.
Dobrą chwilę myślałam nad tym, co powiedzieć. Było mi jednak ciężko, bo ta fatalna noc zostawiła w mojej pamięci zaledwie pustkę. Dziurę, kolejną dziurę.
   -Po co miałby mi to robić? - spytałam w końcu cicho, mimowolnie dotykając opuszkami palców bręgów na mojej szyi.
Zamilkła, uciekając wzrokiem.
   -Coś ukrywasz. Nie mówisz mi o wszystkim, prawda?
Nadal milczała.
   -Czy to ma jakiś związek z...
   -Z Zayn'em? - rzuciła nerwowo, ale mimo wszystko sarkastycznie. - Jakżeby
inaczej...? - założyła kosmyk włosów za ucho.
Po tych słowach zapadła długa, dość krępująca cisza. Obawiałam się słów, które moja przyjaciółka właśnie układała w swojej głowie. Myślałam, że jestem przygotowana na wszystko. Jednak myliłam się.
   -W zasadzie nie powinnam ci tego mówić. Dla twojego dobra. Jednak i tak już jesteś w to chyba dostatecznie zamieszana... Poza tym – jak zwykła mawiać Cloe... - na dźwięk tego imienia zatrzęsły mi się ręce. - … Zasługujesz na prawdę.
Czekałam cierpliwie na to, co powie. Poprawiłam nerwowo włosy, a ona zapatrzyła się w blat stołu.
   -Malik przez ten cały czas był u mnie – ta informacja uderzyła we mnie jak obuchem. Przecież w tym czasie tyle razy tam byłam! Jak mogłam go nie zauważyć...? Wydawało mi się to wręcz niewiarygodne. - Ukrywa się, bo ma problemy i nie chciał wciągać w to chłopaków. Musiał zerwać z nimi wszelkie kontakty, żeby zostawiono ich w spokoju.
   -Dlaczego więc nie zadbał tak o ciebie? - wypłynęło z moich ust szybciej, niż zdążyłam o tym pomyśleć. W pierwszej chwili pożałowałam tych słów, bo wiedziałam, że gdzieś w głębi duszy ją zabolą. Na zewnątrz pozwoliła sobie jednak tylko na wzruszenie ramionami, po czym mówiła dalej:
   -Pojechał jedynie na pogrzeby. Nie mógł nie przyjść. Nie wybaczyłby sobie tego... -zrobiła krótką pauzę, ale już po chwili jakby ocknęła się z transu i kontynuowała. - W każdym razie szuka go wielu ludzi, którym bardzo zależy na informacjach o nim. Kiedy James przywiózł cię do mojego domu... Eve, musisz coś zrozumieć – dodała, zauważając zapewne moje rozszerzające się ze zdziwienia źrenice. - On nie jest rycerzem na białym koniu. Wybawicielem. Nie. James jest jednym z tych, którzy ścigają Malik'a. Rozumiesz...? Stąd te podejrzenia. Zayn uważa... Uważamy – poprawiła się. - że w tym wszystkim chodziło o wydobycie z ciebie jakichś informacji. No wiesz, pewnie zaczął ci grozić, nie wiedziałaś nic o tym, gdzie Zayn jest i co robi... Uznał, że kłamiesz... Zaczęła się szarpanina... - spojrzała na ślady na moim ciele. - Próbował zmusić cię do mówienia... Eve, czy tak właśnie było? - zakończyła swoje domysły.
Zaczęło kręcić mi się w głowie, a oddech przyspieszył.
Tak, wiedziałam, że taka wersja wydarzeń jest prawdopodobna, tym bardziej po tym, czego dowiedziałam się o Zayn'ie, chociaż nadal ciężko było mi w to uwierzyć. Czułam, że gdzieś tam, głęboko we mnie kryje się cała ta scena, cały wieczór i przebieg wydarzeń, jednak za nic nie potrafiłam ich do siebie przywołać. Czułam, że brak jakiejś części bardzo ważnej układanki i to mnie przerażało. Skrzywiłam się.
   -Nie wiem – jęknęłam. - Nie mam pojęcia, Michelle. Nie potrafię! Ja nie potrafię sobie przypomnieć! - zaczęłam płakać. Chelly przyglądała mi się w milczeniu. - Co jest ze mną nie tak?! - krzyknęłam, kiedy nagle zobaczyłam przed sobą czarną mgłę, podsuwającą mi sceny, o których przed chwilą spekulowała Michelle.
Widziałam przed sobą jak żywego James'a, który krzyczy coś do mnie, po czym odpycha mnie na kontener śmieci. Bolą mnie żebra. Jeszcze jeden cios i jestem już pod murem, do którego zostaję przyparta. Coś oplata moją szyję, a ja nie potrafię się uwolnić...
   -Uspokój się – dociera do mnie kojący głos. Dziwna mgła wizji szybko się rozwiewa. Znowu jestem w pokoju razem z Michelle. Znów powraca spokój i równowaga. Wiem, że mogę czuć się bezpieczna.
   -Ostatnio jest coraz gorzej... - wyznałam, kiedy już do końca ochłonęłam. - Ciągle staram się ograniczać te lekarstwa, ale czuję, że ta zmniejszona dawka z dnia na dzień dla mnie już nie wystarcza... Nie wiem co mam robić – uśmiechnęłam się lekko, aby zatuszować moje przerażenie.
Michelle milczała. Podejrzewam, że sama nie wiedziała co począć.
Trwałyśmy chwilę w ciszy, aż w końcu szepnęła:
   -Nie powiedziałam ci o czymś jeszcze – spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi. Widać było jak w środku zmaga się ze sobą, jak ciężko jej to idzie. - Naszym zdaniem za morderstwo Cloe i Liam'a odpowiedzialni są ci sami ludzie, którzy ścigają Malik'a.
Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Wszystko zaczynało układać się w logiczną całość.
   -Sądzisz, że...? Że to miał być akt zastraszenia Zayn'a? - wykrztusiłam przerażona. Rzeczywistość, którą do tej pory ukrywałam przed samą sobą zaczęła niezwykle boleśnie dobijać się do mojej świadomości.
   -I nas – uzupełniła. -Tak, tak uważam.


Leżeliśmy razem na moim łóżku i oglądaliśmy na komputerze jakiś denny film. Tak już chyba od tygodnia wyglądały nasze wieczory. Lubiliśmy spędzać ze sobą czas.
Złapałam się nawet na tym, że kiedy nie ma go przy mnie, stale myślę o tym, co w tej chwili robi, jak się czuje. Powiedział mi kiedyś, że ma podobnie. Poczułam na sobie jego wzrok i odwróciłam się tak, by zobaczyć jego oczy. Nasze spojrzenia się spotkały i oboje się uśmiechnęliśmy, po czym wróciliśmy wzrokiem na ekran laptopa.
   -Jak myślisz, co robią pozostali? - spytał po chwili.
   -Michelle pewnie siedzi w domu. Louis z Harry'm zapewne wyszli do jakiegoś klubu – wzruszyłam ramionami. - A dlaczego pytasz?
Nie odpowiedział, a ja nie nalegałam. Zaśmiałam się z jakiegoś nieszczególnie
wyszukanego żartu w filmie.
   -Słodka jesteś – Niall cmoknął mój nos, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Przed oczami zawirował mi cały świat, jakbym kręciła się na karuzeli. Niall pochylił się nade mną i przytrzymał palcami mój podbródek tak, że nie mogłam mu się wywinąć. Powoli pochylił się nade mną i połączył swoje usta z moimi w czułym pocałunku.
Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, ale wiedziałam, że w końcu któreś z nas się odsunie. Nie wiedziałam tylko, że padnie na niego. Lekko się oddalił i spojrzał
mi w oczy z uśmiechem. Odwzajemniłam ten gest.
   -Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek zdobędę się na to, by ci powiedzieć... - zaczął szeptem, zaledwie kilka centymetrów od moich ust. - Ale po prostu cię kocham. Kocham cię Ev, bez względu na to, co ty czujesz do mnie. Bo tak właściwie... Nie mam pojęcia co do mnie czujesz. Czy w ogóle coś czujesz... - musnął wargami moje własne.
   -Czasami sama nie wiem co siedzi w mojej głowie... - odparłam równie cicho, a on widocznie się zasmucił. - Ale teraz jestem pewna. Też cię kocham.
Ledwie zdążyłam wymówić to ostatnie, magiczne słowo, a już poczułam, że moje usta połączyły się z jego wargami w zwartym uścisku.
   -A co, jeśli o tym zapomnisz? - wydyszał, kiedy się od siebie oderwaliśmy. Nie wiedziałam o co mu chodzi. - Co jeśli zapomnisz tak, jak o tamtym wieczorze...? Jak o śmierci Cloe i Liam'a...? - przełknął coś, co zaczynało mu uniemożliwiać
mówienie. Podejrzewałam, że był to po prostu smutek. - Co wtedy, Eve?
Na chwilę zapadła cisza. Byłam w lekkim szoku. Zdobyłam się jednak na to, co chciałam mu powiedzieć:
   -Nigdy cię nie zapomnę, Niall. Nigdy, rozumiesz? Myślę, że nawet gdybym chciała... nie potrafiłabym. Jednak ja nie chcę zapominać. Nie chcę – otarł kciukiem pojedynczą łzę, spływającą po moim policzku. - Nie chcę – powtórzyłam, kiedy mocno przytulił mnie do siebie.


   -Powiedz mi, jak się czujesz? - spytał, notując coś w tych swoich magicznych papierach. Spojrzał na mnie wyczekująco.
Miałam dwa wyjścia: powiedzieć, co tak naprawdę się ze mną dzieje, abym w końcu dała szansę sobie pomóc, aby wreszcie się wyleczyć i poczuć się normalną osobą, bym już nigdy nie musiała się bać... lub skłamać. Jak zwykle.
Sama do końca nie wiem dlaczego więc zdecydowałam się na to pierwsze.
Opowiedziałam psychologowi o wszystkim co mnie gnębi (może oprócz sprawy z tamtym felernym wieczorem i innymi rzeczami z tym związanymi), a on cierpliwie słuchał.
Po wszystkim poczułam się pewniej i lżej. Poczułam, że jeśli dałam radę otworzyć się przed obcą osobą, przezwyciężę wszystko.
Rzadko zdarzały mi się takie uniesienia i zazwyczaj trwały bardzo krótko, więc starałam się nie przywiązywać do ,,wyzwolonej Eve”.
Zapadła chwila ciszy. Pan Masterson przełożył kilka papierów, po czym zmierzył mnie badawczym spojrzeniem. Westchnął i oparł łokcie o biurko, patrząc mi w oczy.
   -Eve – zaczął. - Nie panikuj, kiedy usłyszysz to, co ci zaraz powiem, dobrze? Pamiętaj, że do niczego cię nie zmuszam. To tylko propozycja... Eve, co powiedziałabyś na, dajmy na to - tygodniowy, pobyt w ośrodku zamkniętym?
   -Że co?
   -Nie bierz tego jako złą monetę. To byłoby tylko takie... sprawdzenie. Możliwe, że tamtejsza terapia, sposób mieszkania i zajęcia by ci pomogły. Może poczułabyś
się lepiej? Nie panikuj – przypomniał, patrząc na mnie i mój nierówny oddech. - Nic nie musisz. To tylko propozycja. Nawet jeśli byś się zdecydowała, to nie musiałabyś przecież zostać tam na zawsze. Wszystko zależy od ciebie, Eve. To tylko propozycja – powtórzył już po raz setny.
   -Miałabym... iść do psychiatryka?
Mój psycholog skinął głową i nadal obserwował mnie uważnie.
Ktoś mógłby powiedzieć, że na moim miejscu przeżyłby szok. Byłby przerażony. Sama pewnie, jako osoba trzecia, powiedziałabym to samo.
O dziwo przerażała mnie w tym wszystkim tylko i wyłącznie jedna rzecz...

Moim zdaniem nie był to taki zły pomysł.







Witam :)
Na początku chcę bardzo przeprosić za to, że ostatnio rozdziały pojawiają się dość nieregularnie i może nie są jakoś szczególnie ciekawe, ale właśnie kilka takich kawałków przydaje się czasem na uspokojenie sytuacji. Mam jednak nadzieję, że pomimo tego jakoś dajecie radę to czytać i nie nudzi Was to zbytnio :) Swoje opinie wyraźcie w komentarzach, bardzo proszę :)
Dziękuję bardzo za już ponad 5500 wyświetleń, jesteście wielcy ♥
Mam nadzieję, że chociaż ktoś z Was zada jakieś pytanie bohaterom, czy nawet nam pod rozdziałem lub na ask'u którejś z nas :) Naprawdę odpowiemy na każde :) Rozdział dedykowany jest wszystkim i każdemu z osobna, którzy ciągle trwają przy tym, co dla Was piszemy.
Pozostaje mi pozdrowić i życzyć miłej lektury.
Kochamy Was bardzo ♥
W imieniu swoim i Ev
Chelly

Czytasz = komentujesz :)

poniedziałek, 7 października 2013

~18~

Z perspektywy Chelly

Kiedy Paul odpalił samochód, którym właśnie odwoził Eve, udałam się do pokoju Malik'a. Przeraził mnie tym, jak szybko pobiegł na górę, kiedy zobaczył obcy samochód na podjeździe. Zapukałam do drzwi, jednak nikt nie raczył mi otworzyć.
Weszłam do środka i zapaliłam po omacku światło. Lampa rozświetliła pomieszczenie, a ja dopiero teraz mogłam zobaczyć Zayn'a. Siedział na łóżku kompletnie ubrany, już nawet w butach i z plecakiem na ramieniu.
   -Co się dzieje? - spytałam zdezorientowana.
   -Przyszli po mnie. Znaleźli mnie... To przez to, że pojechałem na ten pogrzeb... Powinienem w ogóle nie wychodzić z domu... - spanikowany chodził w tę i z powrotem, ciągle wyglądając nerwowo przez okno.
   -Hey, spokojnie... - zamknęłam za sobą drzwi. Nie rozumiałam nic z jego bełkotu. - Ten chłopak tylko przywiózł Eve.
Zayn zatrzymał się w jednej sekundzie i spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach.
   -Nic się nie stało. Nie pytał o ciebie... - mówiłam wolno, uspokajającym tonem, jakim mówi się do człowieka, stojącego na krawędzi wieżowca.
   -Nie. Nie, nie, nie. To była tylko przykrywka. Musieli mnie śledzić...
   -Zayn, wariujesz. Czemu on miałby...?
   -Czy ty nic nie rozumiesz?! - podniósł głos. Nie lubiłam, kiedy krzyczał. Trochę się go wtedy bałam. - To był jeden z nich! Kiedy
tylko zobaczyłem jego auto, zacząłem się pakować! Byłem pewien, że po mnie przyjechał. Nazywał się James, prawda? - dodał na potwierdzenie swoich słów.
Stałam jak wmurowana.
Nie mogłam się poruszyć.
Serce zaczęło mi bić dwa razy szybciej, gdy uświadomiłam sobie to, co zaraz powiedział:
   -Gdyby on mnie tutaj zobaczył... Gdyby wiedział, że tu jestem... Że mnie tutaj kryjesz -€“ odłożył plecak na łóżko. - Zabiłby was obie na miejscu.
Usiadł i zaczął zdejmować buty, kiedy ja nadal stałam na środku pokoju niczym małe zwierzątko, zahipnotyzowane przez węża.
   -Czy rozumiesz co mówię? - spytał spokojnie, próbując mnie jeszcze bardziej nie denerwować. Widział w jakim szoku jestem. Jedyne co byłam w stanie zrobić, to skinąć głową. - Tak mało brakowało... Musisz wypytać Eve skąd go zna. Takich znajomości nie zawiera się przez przypadek. Ci ludzie są bezwzględni, nie cofają się przed niczym...
   -Ty... jesteś jednym z nich, prawda? - w końcu odzyskałam głos. Zayn zmarszczył brwi, chyba nie wiedział do czego dążę. - Czy ty też nie cofnąłbyś się przed niczym?
Milczał. Łzy same napłynęły mi do oczu.
   -Powiedz mi szczerze: czy gdybyś był na jego miejscu, gdybyś dowiedział się, że my ukrywamy tego, którego szukasz... mógłbyś nas zabić?
Milczał przez długą chwilę, podczas kiedy mną zaczął wstrząsać szloch. Ostatnio płakałam tak naprawdę z byle powodu. Przeczuwałam jednak, że w tym wypadku miałam do tego jednak dobry motyw. Spojrzałam na niego. Nagle jak obuchem uderzył we mnie jeden istotny fakt, który zawsze dotąd mi umykał.
Zaczęłam mimowolnie się cofać. Bałam się. Bałam się Zayn'a.
W końcu wykrztusiłam:
   -Ty... ty już zabijałeś! - byłam przerażona swoim odkryciem. - Zabijałeś wiele razy, prawda?!
Cisza wypełniała jego pokój. Nie mogłam tego wytrzymać.
   -Odpowiedz mi! - krzyknęłam przez łzy.
Nie musiał. Wystarczyło mi tylko to, że podniósł wzrok i nasze oczy się spotkały. Wybiegłam z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Wtedy pierwszy raz uświadomiłam sobie, że przetrzymuję mordercę.

Nie spałam dobrze. Ciągle śniła mi się Cloe, która kazała mi uważać.
Nie wiedziałam tylko na co. Było w tej chwili tak wiele zagrożeń i niewyjaśnionych spraw w moim życiu, że nawet gdyby to faktycznie było jakieś ,,przesłanie” przyjaciółki, to nie wiedziałabym do czego mam to dokładnie przypisać.
Obudził mnie dotyk zimnych rąk na karku. Wystraszona, wzdrygnęłam się.
   -Spokojnie, to tylko ja... - usłyszałam szept tuż przy moim uchu.

W pierwszej chwili pomyślałam, że się przesłyszałam. Obróciłam się na drugą stronę, aby zobaczyć czy nie mam przypadkiem omamów.
Otóż leżałam twarzą w twarz z Oliver'em.
Każdy normalny pewnie spytałby siebie w myślach dlaczego on tutaj przyjechał?, jak wszedł do domu?, czy rozmawiał z moim bratem...?
A moja pierwsza myśl...?
W głowie pojawiła się tylko jedna scena i jedno towarzyszące jej pytanie. ,,Co ty do cholery zrobiłaś?” - uparcie powtarzało się w mojej głowie. Przed oczami miałam mnie i Zayn'a. Nasz pocałunek.
Spojrzałam w oczy Oli'ego i poczułam, że nie radzę sobie z myślami. Miałam wrażenie jakbym go zdradziła. Jakbym właśnie dostała w twarz od losu.
Broda zaczęła mi się trząść. Zaraz miałam się rozpłakać. Oliver przytulił mnie mocno do siebie, a ja schowałam twarz w jego czarnym swetrze.
   -Cii... Już dobrze -€“ pocieszał mnie. - Przepraszam, że nie byłem na ich pogrzebie -“ dodał, najwidoczniej źle dobierając powód moich łez. - Tak bardzo mi przykro, Chell.
   -Mnie też-€“odparłam cicho, nadal w niego wtulona.
   -Paul zadzwonił do mnie i opowiedział o wszystkim. Przyleciałem tak szybko, jak tylko mogłem - otarł opuszkami kciuków moje łzy. - Mówił też, że strasznie ciężko to przeszłaś...
Milczałam, bo tak na dobrą sprawę nie miałam mu nic do powiedzenia na ten temat.
   -Jest coś, o czym musisz wiedzieć... - zaczęłam, nie kontrolując już własnych słów. Wcale nie chciałam zaczynać tego tematu, ale moje usta robiły, co chciały. Spojrzał na mnie pytająco. Westchnęłam i już miałam zamiar wypowiadać pierwsze słowa, kiedy przeszkodził mi dźwięk odebranej wiadomości. Oliver sięgnął po mój telefon i podał mi go.
,,Nie płacz kochanie.” - brzmiała wiadomość. Spojrzałam na okna. Wszystkie zasłony były zasunięte. Nie było możliwości, żeby ktoś widział co robię. A jednak Nieznany ponownie zaczynał swoje chore dochodzenie. Jednym ruchem wyłączyłam telefon. Oliver nawet nie spytał kto to był. To jedna z jego wielu zalet. Nigdy nie zadawał zbędnych pytań.
Chwycił mnie za to za rękę i pociągnął za sobą. Kiedy już oboje staliśmy, powiedział:
   -Chodź. Coś ciepłego dobrze ci zrobi.
Zeszliśmy na dół do kuchni. Oboje zatrzymaliśmy się w progu, ponieważ przy kuchence stał nie kto inny niż Zayn. W dodatku bez koszulki. Zadrżałam.
Malik, wyczuwając naszą obecność obrócił się i speszony zerknął na Oliver'a.
Ten zaś rzucił mi pytające spojrzenie. Zayn wyszedł z kuchni,
zabierając ze sobą pełen talerz. Kiedy nas mijał, rzucił mi przepraszające spojrzenie. Nie wiedziałam jak to zinterpretować.
Usiadłam przy stole, a mój chłopak wyjął kubki i zaparzył herbatę. Nic nie mówił.
Doceniałam cechę umiejętności nie zagłuszania na siłę ciszy bezsensowną paplaniną, ale w tej chwili bałam się tego, o czym może myśleć.
Po chwili postawił przede mną pełen kubek i usiadł naprzeciwko.
   -O czym chciałaś mi powiedzieć? - tępo wbił wzrok w blat stołu.
W odpowiedzi pociągnęłam tylko łyk gorącego napoju i spojrzałam na zegar. Była czwarta rano. Ja jednak nie byłam zmęczona. Wręcz przeciwnie.
   -Dlaczego on tu jest? - spytał spokojnym, beznamiętnym wręcz tonem.
   -Nikt nie może się dowiedzieć gdzie przebywa -“ odparłam szeptem.
Kiwnął głową i uniósł kubek do ust. Zrozumiał. Bynajmniej tak sądziłam.
   -Chciałam ci powiedzieć o czymś innym - wreszcie przemogłam się, by zacząć rozmowę na ten temat, chociaż całe moje wewnętrzne ,,ja” broniło się jak tylko mogło. - Chcę być wobec ciebie uczciwa i sądzę, że powinieneś wiedzieć.
   -Więc mów -“ uśmiechnął się zachęcająco.
Powiedziałam mu o pocałunku. Powiedziałam jak bardzo jest mi przykro i jak bardzo przepraszam go za to, że nie zachowałam się w stosunku do niego fair. Na koniec dodałam jeszcze:
   -Uznałam, że po prostu powinieneś wiedzieć.
Odpowiedziała mi chwila ciszy. Po jakimś czasie Oliver odstawił pusty już kubek na stół i spojrzał mi w oczy.
   -Czy to był jednorazowy incydent?
,,Incydent”- powtórzyłam w myślach. Dość dziwne określenie pocałunku.
   -Tak.
   -Czy wiesz, że on cię kocha?
Zamarłam. Po chwili jednak wykrztusiłam:
   -Mówiłam ci, że to był impuls chwili, nie efekt uczuć...

   -Nie, nie o to mi chodzi -€“ uśmiechnął się. - On już od dawna jest w tobie zakochany - wzruszył ramionami i kontynuował. - Zauważyłem to już kiedy go poznałem. Szczerze: nie przeszkadzało mi to, bo w końcu jesteś ze mną -€“ ponownie się uśmiechnął. Próbowałam w tym wyczuć choć nutę ironii, ale nie znalazłam nic. Mówił szczerze, uśmiechał się szczerze. Nie na taką reakcję się przygotowałam.
   -Musiałeś się pomylić... - szepnęłam, przypominając sobie wszystkie raniące słowa, wypowiedziane z ust Mulata, wszystkie te chwile, kiedy czułam jak bardzo go nienawidzę. I jak bardzo on nienawidzi mnie.
   -Interpretuj to jak chcesz -€“ wzruszył ramionami. - Mam jednak kolejne, zdaje się ważniejsze pytanie -€“ oczekiwałam na najgorsze. - Czy ty go kochasz?
W pierwszej chwili chciałam zaprzeczyć. Potem jednak przeczesałam ręką palce, a oczy zaszły mi łzami. Nie potrafiłam kłamać Oliver'owi. Wiedziałam, że muszę mu powiedzieć to, co właśnie kształtuje się w mojej głowie:
   -Nie wiem.
Westchnęłam. Tak. Właśnie to przewijało się przez moje myśli, kiedy był w nich Malik. ,,Nie wiem”. Bo tak właściwie co ja o nim wiedziałam...?
Sykes pokiwał powoli głową.
   -Byłaś ze mną szczera, więc ja też będę. Uważam, że to zaszło trochę za daleko.
Nie wiedziałam co dokładnie ma na myśli.
   -Nie chodzi mi tutaj o ciebie i jego, ale o nas. Już od dłuższego czasu mam wrażenie, że nasz kontakt, nasze relacje były znacznie lepsze kiedy byliśmy po prostu kumplami. Nie mówię, że teraz było mi z tobą źle - dodał szybko. - Uważam tylko, że chyba po prostu znalazłem się za blisko ciebie, żeby cię kochać, rozumiesz?
Pokiwałam głową. Od dawna miałam problem z określeniem tego co nas łączy i co w tym wszystkim jest nie tak. On właśnie ubrał to w słowa.
   -Dlatego, choć jest to strasznie oklepany tekst, myślę, że powinniśmy po prostu być przyjaciółmi. Wiem, brzmi głupio, ale naprawdę tego pragnę. Nie przeżyłbym, gdybym stracił z tobą kontakt. Jesteś dla mnie bardzo ważna, jednak nie w ten sposób, w który próbowaliśmy być dla siebie ważni. Strasznie to zagmatwane, prawda? - zaśmiał się. Zrobiłam to samo. Podszedł do mnie i podniósł mnie z krzesła.
   -A więc przyjaciele? - spytał, patrząc mi w oczy. Z ulgą się uśmiechnęłam. W odpowiedzi przytuliłam mojego ,,przyjaciela”, a on zaśmiał się cicho i pocałował mnie w czubek głowy.
Cieszyłam się, że chociaż jedną osobę udało mi się zachować przy sobie.


Wieczorem, kiedy siedziałam w swoim pokoju, myślałam o Cloe i Liam'ie. Bardzo często mi się to zdarzało, jednak nie w ten sposób. Tego dnia myślałam o tym, co by się stało, gdyby to Ev siedziała na miejscu pasażera. Czy rozpaczałabym bardziej...? A może mniej...? Jak to wszystko by wtedy wyglądało?
W każdym razie dzwoniła do mnie jej mama. Mówiła, że Hutson straciła pamięć. Bynajmniej co do wczorajszego wieczoru.
Naprawdę przerażało mnie to, co się z nią ostatnio działo. Jednak mimo wszystko wyglądało mi to raczej na ciszę przed burzą. Nadchodziło coś o wiele gorszego i czułam, że z tego Eve tak szybko się nie podniesie. Nie mogłam jej o tym jednak powiedzieć,
bo to by ją dobiło. Była taka... krucha.
Nie wiedziałam z kim mam o tym porozmawiać. Tak bardzo brakowało mi Clementyne, która zawsze wiedziała co robić. Była naszą podporą. Właśnie - podporą.
A co, jeśli nie damy rady bez niej funkcjonować...?
Bez podpory upadniemy.
Kto nas podniesie...?

~Z perspektywy Eve~

Siedząc w pokoju i oglądając kolejny odcinek ,,American Horror Story", próbowałam chociaż trochę się zrelaksować, jednak mój mózg bardzo chciał sobie przypomnieć wczorajsze zdarzenia. Próby skupienia się na serialu szły na marne, czytanie książki też pewnie nic by nie dało, wszystko prędzej czy później spełzało na niczym.
Odetchnęłam głęboko i starałam się nie myśleć. Poprawiłam słuchawki (moja mama nie lubiła gdy oglądałam takie seriale lub

filmy) i wygodnie oparłam się o poduszki, które leżały na łóżku. Uwielbiłam fabułę tego serialu, jednak z drugiej strony historie i przeżycia bohaterów trochę mnie przerażały. W pewnym momencie poczułam dziwną obecność innej osoby w moim pokoju. Zatrzymałam odcinek i powoli ściągnęłam słuchawki, jednak po chwili odetchnęłam ze spokojem ponieważ na środku mojego pokoju zauważyłam uśmiechniętego Niall'a.
   -Jeszcze ciebie tu brakowało - powiedziałam, zamykając stronę z serialem i spoglądając w niebieskie oczy blondyna. Po tym geście chłopakowi zbladł jakże szeroki uśmiech.
Chłopak zrobił kilka kroków w przód i usiadł na skraju mojego łóżka. Siedzieliśmy tak w ciszy. Nigdy mi nie przeszkadzało, gdy siedzieliśmy z Horanem w milczeniu jednak tym razem modliłam się w duchu żeby powiedział choćby głupie ,,cześc". Chłopak chyba to zauważył.
   -Jak się czujesz? - zapytał speszony, podnosząc głowę i przez chwilę na mnie patrząc.
   -Jeżeli chodzi ci o wczorajszy incydent pod klubem to nic nie pamiętam - odpowiedziałam łagodniej, łapiąc go za rękę. Lubiłam czuć jego dotyk. Irlandczyk wzdrygnął się, ale nic nie powiedział. Tylko się uśmiechnął i mnie przytulił.
   -Przepraszam za to, że cię wtedy zostawiłem - mówił coraz bardziej się we mnie wtulając, jakby się bał, że zaraz zniknę. -Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś ci się stało...
   -Ale nic mi nie jest - przerwałam mu, chcąc go uspokoić.
Siedzieliśmy tak w ciszy wtulając się w siebie, aż w końcu głos zabrał Horan.
   -Kocham Cię Ev - zdziwiło mnie to wyznanie, jego chyba zresztą też ponieważ poczułam, że serce blondyna zaczęło mocniej bić. - Kocham cię moja siostrzyczko. - dodał jakby na usprawiedliwienie swoich słów. Nie wiedziałam czy tak właściwie nie chcę być kimś więcej niż tylko ,,siostrzyczką",
ale każda forma zbliżenia się do siebie była naprawdę obiecująca. Jednak żadne z nas nie chciało tego przyznać.
   -Ja ciebie też - powiedziałam i pocałowałam czerwony policzek Irlandczyka.






Tak bardzo dziękujemy Wam za te wszystkie komentarze, wyświetlenia, głosy w sondzie i pytania ♥
Przepraszamy za ewentualne błędy w rozdziale i za te wszystkie dziwne znaczki, ale mamy małe awarie z programem, w którym piszemy...
Rozdział trochę melodramatyczny, ale mamy nadzieję, że się spodoba. Specjalnie dla 'wielbicielek' Eve i Niall'a taki fragment na koniec :) Mamy nadzieję, że mimo wszystko jakoś przypadnie Wam do gustu ♥
W każdym razie życzymy miłej lektury, jak zwykle zachęcamy do zadawania pytań tutaj i na ask'ach :)
Kochamy Was bardzo ♥
Chelly and Eve