środa, 19 marca 2014

~26~

~Z perspektywy Chelly~

Nie mogłam patrzeć na ból i strach, jaki te dwa słowa wywołały w oczach mojej przyjaciółki. A to miał być dopiero początek naszej rozmowy...
   -Co proszę? - wykrztusiła z siebie w końcu, wpatrując się we mnie nic nierozumiejącym wzrokiem. - Czy to jakiś żart?
   -Nie, Eve, jestem w tym momencie śmiertelnie poważna – powiedziałam cicho,
kreśląc kółka na zimnej tafli szyby.
Spojrzałam na blondynkę, która oparła się właśnie o moje biurko. Wyglądała na zagubioną.
   -Dlaczego? - spytała, przyglądając mi się spod wachlarzy długich rzęs, zostawiających cienie na jej policzkach.
Odepchnęła się wgłąb stołu, podwijając nogi tak, że mogła je objąć i nadal mierzyła mnie podejrzliwym, a zarazem wystraszonym spojrzeniem.
   -A dlaczego nie? - uśmiechnęłam się lekko. Eve spojrzała na mnie jak na idiotkę. Westchnęłam i porzuciłam na dobre udawanie, że zostały we mnie jeszcze jakiekolwiek resztki poczucia humoru. - Ta cała sytuacja mnie przerasta – rozłożyłam ramiona, podchodząc bliżej przyjaciółki. - Nie potrafię patrzeć wam wszystkim w oczy. To tak... to tak, jakbym to ja spowodowała ich śmierć. Jakbym to ja ich zabiła! - jęknęłam cicho.
   -Nie możesz tak mówić! - Eve gwałtownie zaprzeczyła głową, po czym zsunęła się z powrotem na podłogę, stając obok mnie. - To nieprawda! Niczemu nie jesteś winna, Chell!
   -Jestem – odparłam. - Eve, zrozum, że gdyby nie ja, nie byłoby w ogóle takiej sytuacji. Mogłaś zginąć. Rozumiesz? Mogłaś zginąć do cholery! A życie naszych przyjaciół zostało już poświęcone. Dlaczego? Bo dałam kosza nieodpowiedniej osobie! - samej trudno było mi uwierzyć w to, co mówię. Eve także wyglądała na strasznie zdezorientowaną. - Ciągle mam wrażenie, że jeśli tutaj zostanę, coś wam się stanie... - powiedziałam już spokojniej, krzyżując ręce na piersi.
   -Nam? - spytała cicho.
   -Tak. Tobie, chłopakom, Paul'owi... Nie mogę odpędzić od siebie tego
wrażenia, że jeśli tylko tutaj zostanę, ściągnę na was jakieś kłopoty. Najlepszym rozwiązaniem będzie więc mój wyjazd – zakończyłam finalnym tonem, czekając na reakcję przyjaciółki i czując jak moje serce przyspiesza obroty.
Eve nie odzywała się długi czas. W końcu spuściła wzrok w na swoje dłonie i wyszeptała:
   -Jak ty to sobie wyobrażasz?
   -Normalnie – wzruszyłam ramionami. - Po prostu wsiądę w najbliższy pociąg i zniknę...
   -Nie o to mi chodzi - spojrzała tępo przed siebie. - Jednak nie możesz mnie tak po prostu zostawić – jej oczy zaszkliły się od łez gotowych w każdej chwili wydostać się na zarumienione policzki blondynki. O nie, tylko nie to... - Nie teraz, kiedy w końcu przez to wszystko przeszłyśmy...
   -Eve... – obróciłam ją w taki sposób, że stała teraz naprzeciw mnie. Spróbowałam spojrzeć jej w oczy. - Jesteś silna...
   -Nie zaczynaj! - podniosła głos i wyrwała się moim dłoniom, które położyłam jej na ramionach. - A może ja wcale nie jestem silna?! Pomyślałaś o tym?! - krzyknęła. Tym razem to moje oczy zaczęły niepokojąco mnie szczypać. Nie możesz się rozpłakać, Chelly. Nie teraz. - Pomyślałaś o tym, że sobie bez ciebie nie poradzę?! Nie możesz tak po prostu sobie wyjeżdżać, rozumiesz?!
   -Eve! - próbowałam przywołać ją na ziemię. Przez szał, w który wpadła wyglądała, jakby miała kolejny atak. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
   -Potrzebuję cię – rozpłakała się i dopadła moich ramion, wtulając się w nie tak gwałtownie, że prawie nie utrzymałam równowagi.
Przygryzłam wargę, żeby jakoś pohamować łzy.
   -To dla dobra nas wszystkich... - mruknęłam cicho, a ona gwałtownie pokiwała głową.
   -Nieprawda! Nikomu z nas to nie wyjdzie na dobre, Michelle.
   -Eve, już podjęłam decyzję – oznajmiłam chłodno, czując, że jeśli będę słuchała jej namów, w końcu ulegnę. Nie mogłam tu zostać.
   -Co ja tak właściwie dla ciebie znaczę, skoro podjęłaś ją beze mnie?
Nie miałam pojęcia co jej odpowiedzieć. Nie byłam przygotowana na takie pytanie. To wszystko nie tak miało się potoczyć!
Moja przyjaciółka widząc, że nie otrzyma ode mnie odpowiedzi uśmiechnęła się gorzko, po czym zrobiła kilka kroków w tył. Stałam jak sparaliżowana.
   -A więc rób co chcesz, Michelle. Rób co chcesz – rozłożyła ramiona w geście kapitulacji, po czym obróciła się na pięcie i wyszła z mojego pokoju.
Poczułam, że właśnie rozpadłam się na kawałki, a ona zabiera ze sobą jeden z nich. Przeszył mnie okropny ból. Nie. Nie mogę jej stracić. Rzuciłam się za nią biegiem, potykając się o własne nogi. Zbiegałam już po schodach, mając nadzieję, że jeszcze ją zobaczę.
Przeliczyłam się jednak.


Czekałam na pustym korytarzu, wpatrując się w swoje drżące ręce. Byłam już po przesłuchaniu. Czekałam teraz jedynie na zezwolenie opuszczenia budynku. Nie wiedziałam do czego mogłabym być im jeszcze potrzebna, ale widocznie coś musieli jeszcze sprawdzić... Starałam się o tym nie myśleć. Kiedy tylko policjant
powiedział, że mogę już iść, jak najprędzej opuściłam komisariat, mając głęboką nadzieję, że nie będę musiała go już więcej oglądać. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu. Nie wiedzieć czemu, kiedy tylko przekraczałam próg mieszkania, moje oczy zaszkliły się od łez. Zdjęłam ze znużeniem buty i weszłam do salonu. Opadłam na kanapę i wyciągnęłam odruchowo telefon z kieszeni. Spojrzałam na wyświetlacz. Żadnych nowych wiadomości.
Po chwili do środka wszedł mój brat. Podniosłam na niego zdziwione spojrzenie. Bez słowa usiadł obok mnie i przytulił do siebie.
   -Wszystko w porządku? - zapytałam, zszokowana jego zachowaniem.
Paul rzadko okazywał jakiekolwiek uczucia, szczególnie te żywione do mnie. Trwaliśmy nadal w uścisku, po czym brat powoli wypuścił mnie ze swoich objęć i przyjrzał mi się dokładnie.
   -Co ty tutaj robisz? - spytałam nadal zdziwiona. Powinien być w pracy.
   -Dzwoniła do mnie Eve – oznajmił grobowym tonem.
   -Coś się stało? Wszystko w porządku? Gdzie ona jest? - zaczęłam panikować.
Paul położył mi rękę na ramieniu w uspakajającym geście.
   -Wszystko z nią okay. Rozmawialiśmy o twoich planach...
Spojrzałam w bok. Wiedziałam, że prędzej czy później czeka mnie ta rozmowa, ale nie miałam najmniejszej ochoty się tłumaczyć. Nie przed nim.
   -Paul, jeśli myślisz, że... - zaczęłam wzburzonym tonem, ale nie dane było mi dokończyć.
   -Nie będę cię zatrzymywał – wyjaśnił. - Ja... Po prostu... Myślałem, że już wyjechałaś...
Spojrzałam na niego uważnie.
   -To dlatego tak tutaj wpadłeś? - uśmiechnęłam się lekko.
   -Pewnie! Jesteś w końcu moją ukochaną siostrzyczką! - ułożył usta w dzióbek i
zmierzwił mi włosy, śmiejąc się ze mnie. Wiedziałam jednak, że próbuje tym ukryć jak bardzo bał się, że nie zobaczy mnie już przed wyjazdem.
   -Gadałaś już z nim? - spytał po chwili, wskazując wzrokiem na schody prowadzące na piętro. Pokiwałam przecząco głową.
   -Wyjeżdżam jutro rano – oznajmiłam mu i wstałam. - Załatwię to później.
Obróciłam się i skierowałam do swojego pokoju, zostawiając brata sam na sam z myślami.


Obudziłam się później niż planowałam. Zwlokłam się leniwie z łóżka. Naciągnęłam na siebie przygotowane wczoraj ubrania, po czym poszłam do łazienki. Wróciwszy do pokoju, chwyciłam swój szkolny plecak i wpakowałam do niego najpotrzebniejsze rzeczy – portfel, dokumenty, butelkę wody, telefon i kilka zdjęć. Dorzuciłam do tego moje ulubione książki. Wsunęłam na nogi czarne trampki, po czym założyłam na ramię dużą torbę, którą spakowałam już wczorajszego wieczora. Westchnęłam i sięgnęłam po plecak.
Wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą delikatnie drzwi.
Przez myśl przeszło mi, żebym w ogóle z nim nie rozmawiała i przez chwilę nawet
wydawało mi się to rozsądnym wyjściem, ale zaraz uświadomiłam sobie, jak bardzo bym później tego żałowała. Już wystarczająco często wyrzucałam sobie to, że nie pożegnam się z chłopakami.
Tak więc dotarłam w końcu przed drzwi Zayn'a. Zapukałam cicho, mając widocznie nadzieję, że nie usłyszy. Wtedy mogłabym usprawiedliwić przed sobą samą to, że z nim...
   -Chelly? - otworzył, zdziwiony moim widokiem. Stał przede mną w samych dresach z zaspanym wyrazem twarzy. - Co ty tu robisz o tej godzinie? - przetarł oczy, cofając się w głąb pokoju, by spojrzeć na zegarek. Weszłam za nim do środka, po czym zamknęłam za sobą drzwi. Trzask musiał zwrócić jego uwagę, bo obrócił się gwałtownie w moją stronę.
Chwilę trwało, zanim nasze oczy przyzwyczaiły się do ciemności, która panowała w jego pokoju z zasłoniętymi oknami. Chłopak uważnie zlustrował mnie spojrzeniem.
   -Wychodzisz? - zdziwił się.
Przełknęłam to, co właśnie planowało utrudniać mi mówienie. Już sama nie wiedziałam jak to nazwać. Stres? Żal? A może jeszcze coś innego?
   -Wyjeżdżam – poprawiłam go machinalnie.
   -Dokąd? - spojrzał na moje wypchane torby, marszcząc brwi.
   -Przed siebie – odparłam, a zmarszczka pomiędzy jego brwiami powiększyła się. - Jak najdalej – dodałam, próbując brzmieć na pewną siebie.
   -Dlaczego? - szepnął skonsternowany.
   -Nie mogę was dłużej narażać. Nie mogę dopuścić do tego, by coś wam się stało... - widziałam po jego minie, że chciał już zaprzeczać, ale przerwałam mu gestem ręki. - Zayn, ja nie przyszłam tutaj po radę w tej sprawie. Wiem co mam robić. Przyszłam się pożegnać.
Na dłuższą chwilę zapadła grobowa cisza. Nie wiedziałam co jeszcze mam mu powiedzieć. W momencie, kiedy miałam już obrócić się do wyjścia, wypłynęło z jego ust:
   -Czy jest coś, co mogę zrobić, żebyś została?
Zagryzłam wargi i zacisnęłam oczy, żeby tylko się nie rozkleić. Nie mogłam patrzeć na to, jak uporczywie szukał w moich oczach odpowiedzi na swoje pytanie. Chciałam rzucić mu się na szyję, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że nie wyjeżdżam, że wszystko będzie tak, jak dawniej, ale nie mogłam.
Po prostu nie mogłam.
Otworzyłam więc oczy i pokiwałam przecząco głową.
Zayn przeczesał palcami włosy, patrząc na mnie dziwnym spojrzeniem.
   -Nie możesz teraz wyjeżdżać.
   -Mogę – zaprzeczyłam. - I to właśnie zrobię.
   -Nie możesz. Ja cię kocham – powiedział to tak oczywistym tonem, że prawie ugięły się pode mną nogi.
   -Co? - wykrztusiłam.
Wstał. Podszedł bliżej mnie, ujmując moją twarz w dłonie. Poczułam jak moja dolna warga zaczyna niebezpiecznie drżeć, a z oczu płyną łzy.
   -Kocham cię – powtórzył cicho, pochylając się nade mną.
Złożył na moich ustach delikatny jak dotyk motyla pocałunek, po czym kolejnymi dwoma otarł moje łzy z policzków. Oparł swoje czoło o moje własne. Drżałam.
   -Więc pozwól mi odejść – wyszeptałam, załamującym się od płaczu głosem.
Mój oddech przyspieszył niebezpiecznie. Odstąpiłam od chłopaka, choć było to bardziej bolesne niż cokolwiek innego, co mogłam sobie w tej chwili wyobrazić.
Malik pokręcił przecząco głową, wyciągając do mnie swoje ramiona.
Oparcie się pokusie wrócenia w jego objęcia było chyba jedną z najcięższych rzeczy, jakie zrobiłam. Widać było jak go to boli. Nadal jednak nie mogłam uwierzyć w jego słowa i potrząsnęłam przecząco głową, jakbym chciała przez to wyrzucić z myśli to, co właśnie przed chwilą od niego usłyszałam. Nie. Nie mogę
się teraz złamać.
   -Co mogę zrobić? - rzucił zrozpaczony.
Przygryzłam wargę, obróciłam się na pięcie i wyszłam, żeby nie sprawiać sobie już więcej bólu. Byłam na korytarzu, kiedy usłyszałam za sobą jego szybkie kroki.
   -Co mogę zrobić?! - ryknął. W jego głosie czuć było to, jak targają nim emocje. Obróciłam się w jego stronę nadal ze łzami w oczach. Spojrzałam w jego tęczówki po raz ostatni, jak sądziłam. Jedynym co byłam w stanie powiedzieć, było:
   -Przeżyj. Po prostu przeżyj.
Wybiegłam z domu jak najszybciej tylko mogłam. Nie wiedziałam w jaką stronę kierują mnie nogi. Po prostu pędziłam przed siebie tak szybko, jak tylko mogłam. Kiedy oceniłam, że jestem już dość daleko od domu, przysiadłam na chwilę na murku, ocierając łzy nadal płynące strugami z moich oczu.
Myśli miałam tak rozbiegane, jak przed chwilą własne nogi.
Nie wiedziałam co miałam robić i właśnie to mnie przerażało.
   -Nie zatrzymuj się – mruknęłam sama do siebie, po czym wstałam i ponownie ruszyłam na przód. Tym razem powoli.


Szłam poboczem leśnej drogi z rękoma skrzyżowanymi na piersi, próbując pohamować łzy. Pomimo pięknej pogody cała się trzęsłam. Szłam jednak hardo przed siebie, próbując nie myśleć o ciemnych tęczówkach, które chyba będą mnie prześladować w snach do końca życia.
Po chwili zobaczyłam, że pewien samochód nie mija mnie tak, jak każdy inny, tylko zwalnia i dobiera moje tempo, posuwając się zaraz obok mnie.
Sekundę później opuszczono szybę od strony pasażera. Jeszcze tego mi brakowało...
   -Wsiadaj – usłyszałam znajomy głos. Spojrzałam na kierowcę czarnego wozu ze
zdziwieniem. Skąd on się tu wziął?
Pokręciłam przecząco głową, nadal stawiając przed sobą pewne kroki.
   -Michelle, po prostu wsiadaj – westchnął zrezygnowany, po czym zatrzymał auto, nie gasząc silnika. Po raz kolejny dzisiaj otarłam nieudolnie łzy i otworzyłam drzwi samochodu. Wgramoliłam się do środka, rzucając torby na tylne siedzenie wozu. Louis nie ruszał naprzód, czekał aż coś powiem.
Zakryłam twarz dłońmi, a on odciągnął jedną z nich, abym mogła na niego spojrzeć.
   -Gdzie mam cię zawieźć? - spytał cicho, patrząc na mnie przyjaźnie.
Nie myślałam o tym co mówiłam. Wypaliłam po prostu pierwsze, co przyszło mi do głowy:
   -Boston.
   -Boston? - powtórzył niepewnie, zmuszając pojazd do ruchu. Już po chwili pędziliśmy przez las z wielką prędkością. - Co takiego jest w Bostonie?
   -Mój ojciec. Tak mi się przynajmniej wydaje... - szepnęłam pomiędzy kolejnymi spazmami płaczu.
W tamtej chwili nie myślałam ani o Paul'u ani o Eve, ani nawet o Cloe.
W tamtym momencie, w aucie jednego z moich przyjaciół w mojej głowie były słowa, które wypowiedziałam do Zayn'a jako ostatnie.

,,Przeżyj. Po prostu przeżyj.”






Witamy! :)
Jak się już pewnie domyślacie - oto ostatni rozdział.
Nie rozstajemy się jednak - tak szybko się nas nie pozbędziecie! :)
Niedługo pojawi się epilog i link do następnego bloga. Mamy WIEEELKĄ nadzieję, że wszystkie z ośmiu (lub więcej, bo może ktoś jednak nie skomentował) tych CUDOWNYCH osób zajrzą do nas ♥
W ogóle dziękujemy za te wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem - każdy z nich jest dla nas na wagę złota, znaczy tyle, co całe to opowiadanie, bo bez Was tak właściwie nie byłoby tego bloga :) Dziękujemy za to, że jesteście.
Chciałabym również podziękować za ponad 9000 wejść ♥
Tak właściwie po raz ostatni już (przynajmniej na tym blogu) zachęcam do zadawania pytań bohaterom zarówno tutaj, jak i na naszych ask'ach :)
Teraz moje kochane idę nadrabiać czytanie Waszych rozdziałów! :)
Kochamy Was ♥
DO EPILOGU!
W imieniu swoim i Ev
Chelly

czwartek, 6 marca 2014

~25~

~Z perspektywy Eve~
(WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!)

Promienie słoneczne przedzierające się przez okna muskały moją twarz, nie pozwalając dłużej pogrążać się we śnie. Usiadłam i rękoma przetarłam twarz. Lekko zaspanym wzrokiem rozejrzałam się po pokoju. W pomieszczeniu od lat nic się nie zmieniało, jednak od nie dawna można w nim było zauważyć kilka męskich ubrań porozrzucanych gdziekolwiek się dało i dużą torbę leżącą w koncie. 
Moje rozmyślania przerwał głośny i przenikliwy dźwięk telefonu. Szybko zerwałam się z łóżka, podchodząc do niewielkiej białej komody, stojącej pod jedną ze ścian.  Chwytając aparat do ręki, wyszłam z pokoju. Zanim zamknęłam drzwi, upewniłam się czy blondyn przypadkiem się nie obudził. Na szczęście chłopak wciąż leżał na swoim miejscu, nawet nie drgając, jedyną oznaką życia
była lekko, w miarowym tempie unosząca się pierś. 
   -Słucham - odebrałam połączenie, nawet nie sprawdzając kto próbował się do mnie dodzwonić.
   -Hey... - usłyszałam nieśmiały głos Chell, co mnie trochę zdziwiło. Od kilku dni nie używała w ogóle swojego telefonu. Siedziała całymi dniami zabarykadowana w swoim pokoju, rozmyślając o wydarzeniach ostatniego felernego dnia.
   -Cześć - przywitałam się z przyjaciółką, wchodząc do kuchni. - Która godzina? 
   -Tak myślałam, że dopiero wstałaś. Za piętnaście minut dwunasta. 
Otwierając lodówkę, westchnęłam, na co Smith zareagowała delikatnym śmiechem. Kolejne zdziwienie. Już dawno nie słyszałam jak się śmieje.
   -O której Niall przychodzi do ciebie? - zapytała. 
   -Co? - odpowiedziałam automatycznie. Dopiero po chwili doszło do mnie to, co powiedziała. - Właśnie śpi, późno poszliśmy spać. 
W tle usłyszałam gwizd, któremu po chwili zawtórował melodyjny śmiech Michelle.
   -Dlaczego Malik nas podsłuchuje? - zapytałam nieco zawstydzona. - Cześć Zayn! - przywitałam się z chłopakiem, jedną ręką wsypując płatki do miski. 
   -Hey - głos chłopaka dochodził z daleka, widocznie Chelly rozmowę miała ustawioną na głośnomówiący. 
   -Robicie coś ciekawego dzisiaj? - zapytał chłopak, lekko zagłuszony przez telewizor.  
   -Na razie nie mam nic w planach, ale nie wiem jak Niall... - odpowiedziałam, zaczynając jeść płatki.  - Macie jakiś pomysł?
   -Małe spotkanie...
   -Z dużymi ilościami alkoholu – dokończyłam, uprzedzając przyjaciółkę. - Nie, dziękuję.
   -Tym razem podziękujemy używkom Ev. Noc filmowa -sprostował Zayn. Chociaż go nie widziałam, mogłam przysiąść, że się uśmiecha. - No kto, jak kto, ale ty nie powinnaś odmówić!
W tym momencie drzwi od mojego pokoju otworzyły się i stanął w nich Niall, szeroko uśmiechając się do mnie. 
   -Poczekaj - zwróciłam się do telefonu. - Mamy ochotę na filmy u Michelle, czy masz inne plany? - zapytałam chłopaka, który do mnie podszedł i pocałował w policzek. 
   -Zależy jakie będą mieli filmy - powiedział i przejął ode mnie telefon.
Nie przysłuchiwałam się temu, co mówił. Moje oczy  spoczęły na ciele chłopaka. Najpierw uważnie obserwowały umięśniony brzuch i klatkę piersiową, a następnie, gdy Irlandczyk się odwrócił, plecy. Gdybym nie znała Horan'a pewnie bym pomyślała, że siedzi na siłowni od rana do nocy. Jednak nic bardziej mylnego: chłopak jadł ile się dało i to nieregularnie, powtarzając przy tym, że wygląda jak kurczak z Tesco. Zawsze bawiło mnie to stwierdzenie.
   -Eve? Słuchasz mnie? - głos Niall'a wyrwał mnie z rozmyśleń, jego niebieskie oczy przyglądały mi się z uwagą. 
   -Tak... - wyprostowałam się na krześle. -Nie, przepraszam możesz powtórzyć? - poprosiłam, na co chłopak się uśmiechnął i pokręcił głową. 
   -Jedziemy do Chell za dwie godziny, tylko musimy po drodze skoczyć do sklepu, ok? 
   -Jasne - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do chłopaka. - Co chcesz na śniadanie? - podeszłam i otworzyłam lodówkę, spoglądając na Horan'a. On podszedł i lekko uniósł mnie tak, abym bez problemu mogła spojrzeć mu w oczy. Po chwili chłopak zaczął całować moją szyję, co wywołało u mnie napad śmiechu. 
   -Płatki wystarczą - wyszeptał mi do ucha, ustawiając mnie na ziemi, a sam zaczął oddalać się w stronę łazienki.
Po chwili usłyszałam jego perlisty śmiech.


   -Ale mówię ci, że żelki będą lepsze od chipsów! - zaczęłam tłumaczyć po raz tysięczny chłopakowi. - Po za tym ja nie jem chipsów. 
Horan zrobił obrażoną minę. 
   -Więc bierzemy żelki. 
   -Ale jesteś uparta - stwierdził chłopak, wkładając trzy paczki gumowych misiów do koszyka.
   -Ty też nie należysz do ustępliwych osób - odpowiedziałam, dorzucając kilka paczek innych słodkich i słonych przekąsek.
   -Dlatego mnie kochasz – odparł z uśmiechem.
   -Powiedzmy.
   -Słucham?! - zostawił wózek z zakupami na środku sklepu i powoli zbliżał się
do mnie z miną polującego lwa. Gdyby nie moje rozbawienie, zaczęłabym się bać.
   -Powiedziałam ,,powiedzmy''. Już masz problemy ze słuchem? - zapytałam, zaczynając śmiać się z zachowania chłopaka.
Niall tylko się uśmiechał coraz szerzej i kręcąc głową podchodził coraz bliżej, a ja odruchowo stawiałam kroki do tyłu, jednak po chwili moje plecy zetknęły się ze ścianą, co jednoznacznie oznaczało przegraną w tej dziwnej, ale zabawnej grze. 
   -Trafiła kosa na kamień - chłopak nie zwalniał kroku, był bliżej i bliżej. 
Po chwili stanął obok mnie i zaczął całować. Uwielbiałam gdy to robił. Uwielbiałam każdy jego ruch. Po chwili chłopak mnie uniósł, a ja oplotłam nogami jego biodra. Trwaliśmy w takiej pozycji jakiś czas dopóki nie usłyszeliśmy wymownego chrząknięcia. Szybko odskoczyliśmy od siebie, gdy zauważyliśmy stojącego obok nas ochroniarza.
   -Dzieci, ja rozumiem: pierwsze miłości, hormony w was buzują i tak dalej, ale błagam was, nie w sklepie. Tu przychodzą ludzie z dziećmi – powiedział, wskazując na małą dziewczynkę, która w ręce trzymała wielkiego lizaka. Była w nas wpatrzona jak w obrazek. Horan bezskutecznie próbował pohamować swój śmiech, a ja cała czerwona i zawstydzona wtuliłam się w jego pierś i także wybuchłam śmiechem. 
   -Przepraszamy, to się więcej nie powtórzy - obiecał z udawaną powagą Niall, uśmiechając się do mężczyzny, który po chwili odszedł. 
Gdy już chcieliśmy pójść dalej, podeszła do nas dziewczynka z lizakiem.
   -Jesteście ładną parą – oznajmiła, sepleniąc i szybko pobiegła do swojej mamy. 
Wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem. 
   -Ma rację. Jesteśmy ładną parą – odparł Niall i objął mnie ramieniem.


   -Naprawdę nie macie nic innego niż te łzawe badziewia? - zapytał z lekką kpiną w głosie Malik, spoglądając na mnie i Chell.
   -No co? Każda nastolatka ma półkę wypchaną wyciskaczami łez. 
   -A poza tym to są klasyki – poparłam wyjątkowo rozmowną dzisiaj Michelle. - Nie mów mi, że nigdy nie oglądałeś słynnej sceny z „Dirty Dancing”!
   -Eve, czy ja naprawdę wyglądam na chłopaka, który z chęcią wcisnąłby się w trykot i kręcił piruety na sali pełnej ludzi? - Zayn spojrzał na mnie wymownie, a po chwili dodał, przerażony moją miną: - Błagam, nie odpowiadaj.
   -Patrick Swayze nie nosił trykotów - mruknęłam pod nosem, jednak chyba nie na tyle cicho, ponieważ wszystkie oczy skierowały się w moją stronę. 
   -Nieważne - stwierdził chłopak, machając ręką w moją stronę. 
Po kilku minutach sprzeczek, protestów i śmiechów w końcu wybraliśmy „Poradnik Pozytywnego Myślenia”, który, jak to Malik określił „jest jedynym
filmem godnym obejrzenia w stercie tych śmieci”. Oczywiście były sprzeciwy, ponieważ ja i Chelly widziałyśmy go już z dziesięć razy, jednak chłopak był nieustępliwy. 
Gdy w końcu włączyliśmy film, wtuliłam się w ramię Niall'a, który dziwnie drgnął.
   -Wszystko w porządku? - zapytałam cicho. 
   -Co? - zapytał takim tonem, jakbym wyrwała go ze snu. 
   -Pytałam czy wszystko w porządku. Odkąd tu jesteśmy, nie odezwałeś się ani słowem – wyjaśniam, na co chłopak zareagował bladym uśmiechem, po czym objął mnie ramieniem i przytulił.
   -Nic mi nie jest, po prostu się zamyśliłem – odpowiedział, jednak to mnie nie przekonało.
Po niecałej godzinie trwania filmu, Malik stwierdził, że to „kolejne ścierwo do mojej kolekcji” i wyszedł z pokoju, każąc nam nie ruszać się z miejsc. 
   -Chcesz coś do picia? - zapytałam szatynki, która odprowadzała chłopaka wzrokiem. 
   -Tak - odpowiedziała obojętnie, nawet nie zwracając na mnie wzroku. Zaczęłam śmiać się z jej reakcji i ruszyłam w stronę pomieszczenia. 
Znałam ten dom na pamięć, jednak kuchnia byłą pomieszczeniem, w którym o dziwo spędzałam najwięcej czasu podczas pobytu u mojej przyjaciółki. To było trochę dziwne, jednak z moim wiecznie łaknącym pożywienia żołądkiem nie mogło być inaczej. Sięgając do szafki, wyjęłam dwa kubki i postawiłam je na blacie obok zlewu, by po chwili zacząć wypełniać je napojem. 
   -Bu... - usłyszałam dobrze znany mi głos, który rozbrzmiał tuż przy moim uchu. Uśmiechnęłam się lekko, odstawiłam butelkę i odwróciłam się do chłopaka. 
   -Nie ładnie tak straszyć – powiedziałam, zarzucając ręce na jego szyi. - Mama ci nigdy o tym nie mówiła? - zakpiłam. 
   -Coś tam wspominała, ale ty chyba się mnie nie boisz, co? - zapytał, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie. Horan nie był ode mnie wiele wyższy, jednak i tak, żeby spojrzeć w jego oczy, musiałam zadrzeć głowę lekko do góry. 
   -Nigdy jej nie zrobisz krzywdy.
   -O czym ty mówisz? - zapytałam, mając nadzieję, że to kolejny żart blondyna. 
   -Nie zrobisz jej krzywdy dopóki ja jestem przy niej! - Niall odepchnął mnie tak mocno, że uderzyłam o szafkę, upadając na podłogę. Nie wiedziałam jak zareagować. Pierwszym, co przewinęło się przed moimi oczami była scena z wieczoru, w którym prawie zostałam uduszona. Tyle tylko, że wtedy uderzyłam o kontener na śmieci. Spanikowałam jednak chyba jeszcze bardziej niż tej felernej nocy.
   -Niall, co ty robisz? To ja – Eve! Niall - powiedziałam ledwo słyszalnie.

   -Nie waż się wymawiać jej imienia! - Horan krzyknął, klękając obok mnie. Odruchowo się cofnęłam. Chwilę później poczułam jak jego ręka wylądowała na moim policzku. 
   -Zayn, Michelle! - zawołałam przyjaciół, nadal będąc w głębokim szoku. Po chwili oboje zjawili się w pomieszczeniu. 
   -Nie waż się, rozumiesz?! Nie dorastasz jej do pięt! Ona jest dla mnie wszystkim, ja ją kocham, a ty to niszczysz! Zostaw nas w spokoju!!! - Niall znowu podniósł rękę, jednak Zayn zdążył go powstrzymać, chwytając go za ramię i przyciskając do ściany. 
   -Co ty do cholery wyprawiasz?! Niall, co ty odwalasz?! - Mulat zaczął krzyczeć, coraz mocniej przyciskając Irlandczyka do ściany. 
   -Zayn, nie! - krzyknęłam, próbując odciągnąć go od naszego przyjaciela, a mojego chłopaka. - Ja to załatwię – szepnęłam, kładą mu rękę na ramieniu. 
   -Ale...Eve, on cię uderzył! - krzyknął zszokowany Malik. Faktycznie, pulsujący policzek dawał o sobie znać. 
   -Zayn, chodź, jak będzie nas potrzebować, to nas zawoła - Chelly chwyciła chłopaka za rękę i ruszyli razem w stronę wyjścia - Prawda? - tym razem dziewczyna zwróciła się do mnie. Lekko kiwnęłam głową i zwróciłam się do Niall'a.
   -To ja-Eve – wyszeptałam ponownie, powoli kładąc rękę na jego policzku. - Niall, to tylko ja...
   -Nie waż się... - spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam dokładnie to, co nie jeden raz słyszałam z opisów moich bliskich. Powiększone źrenice, rozbiegany wzrok, zagubienie, strach. Dlatego jedynym, co przyszło mi do głowy było to, co zazwyczaj robili oni, kiedy mnie taką widzieli. Coś, co mogło wytrącić mnie z tego letargu.
   -Niall, spokojnie. To nie jesteś prawdziwy ty, nie rób tego, nie pozwól... - ucięłam, słysząc mój załamujący się głos. 
Spojrzałam w jego oczy, przerażone niebieskie oczy. 
Stanęłam na palcach i lekko musnęłam jego usta. Nic, zero reakcji. 
Spróbowałam raz jeszcze, tym razem mocniej, trochę bardziej zdecydowanie. Po chwili poczułam ruch ze strony blondyna, zaczął odwzajemniać pocałunek. 
   -Przepraszam – wyszeptał, kiedy spojrzałam mu w oczy. Jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki, naraz zrobiły się normalne. Kamień spadł mi z serca.
Po dłuższej chwili odsunęłam się od chłopaka. Zaczęły trząść mi się ręce. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedział...? Dlaczego niczego nie zauważyłam...? Moje myśli były prawie tak samo rozbiegane jak jego oczy przed chwilą. Teraz patrzył na mnie z poczuciem winy wymalowanym na twarzy. Zdawał sobie sprawę, że dobrze wiem co właśnie się stało. Wiedziałam. Aż za dobrze. 
   -Jak długo to trwa? - zadałam chyba najprostsze pytanie, jakie mogłam zadać. Mój oddech przyspieszył, kiedy oczekiwałam na odpowiedź. Nadal nie mieściło mi się to w głowie, żeby Niall miał jekiekolwiek problemy z psychiką... Odwrócił wzrok, unikając mojego spojrzenia.
   -Od dziesiątego roku życia. 
   -To dlatego wiedziałeś jak mnie z tego wybudzić? Wtedy, u was, pierwszego dnia - wytłumaczyłam, kiedy patrzył na mnie, nic nierozumiejącym wzrokiem. Nie miałam pojęcia dlaczego przypomniałam sobie o tym akurat teraz. Horan delikatnie skinął głową.
   -Przepraszam. 
   -Jak częste masz napady? - zapytałam, nie zważając na to, co mówi.
   -Ostatnio coraz rzadziej, ale mocniejsze...
To brzmiało tak znajomo. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, jak zareagować. Zdawałam sobie jedyni sprawę z tego, że mam otwartą buzię i wpatruję się w podłogę. 
   -Trzeba coś z tym zrobić... - powtórzyłam słowa mojej matki, kiedy pierwszy raz usłyszała od nauczycieli o moim dziwnym zachowaniu. Pamiętałam to, jakby to było wczoraj.
Podeszłam niepewnie do blondyna. On, widząc co zamierzam, przytulił mnie do siebie tak, jakby już nigdy nie chciał wypuścić mnie ze swoich ramion. - Obiecuję, że ci w tym pomogę. 
   -Tak bardzo cię przepraszam – ze zdziwieniem usłyszałam, że jemu też załamuje się głos. Spojrzałam w kierunku salonu, gdzie siedziała para naszych przyjaciół.
Rozmawiali o czymś po cichu.
   -Powiemy im? - spytał, jakby to rzeczywiście moje przyzwolenie miało być mu potrzebne.
   -Nie. Będą dopytywać... - mruknęłam w zagłębienie między jego szyją a ramieniem, przypominając sobie to, przez co sama przechodziłam. - A teraz uśmiechnij się i chodź ze mną, aby pokazać im, że po prostu to był tylko żart – nakazałam, sama wymalowując na ustach tak dobrze dopracowany. Ujęłam jego
twarz w dłonie i spojrzałam mu w oczy. Wyszliśmy z kuchni i usiedliśmy koło naszych przyjaciół jak gdyby nigdy nic.


   -Eve? - zagadnęła podejrzanie beztroskim tonem Chelly, kiedy chłopcy zajęci byli meczem w telewizji. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. - Możemy pogadać?
   -Pewnie – odparłam, nadal uśmiechając się jak idiotka.
   -Na osobności – dodała, spoglądając w stronę Zayn'a i Niall'a.

   -Nie martw się, są tak zafascynowani futbolem, że...
   -Na osobności, Eve – przerwała mi ostrym tonem.
Spojrzałam na nią, marszcząc brwi w konsternacji, po czym posłusznie udałam się za nią do jej pokoju.
   -O co chodzi? - zagadnęłam wreszcie po dłuższej chwili ciszy, w której wpatrywała się tępym wzrokiem w okno.
Obróciła się w moją stronę. Kiedy zobaczyłam jej minę, wiedziałam, że wróży coś niedobrego. Chelly westchnęła i oznajmiła poważnym tonem:

   -Muszę wyjechać.






Heyo! c:
Jak zwykle przepraszam za takie opóźnienia, ale złapało mnie jakieś cholerne grypsko i zwyczajnie nie byłam w stanie dodać rozdziału ;-;
Tak, wiem, że zawsze nawalam, ale obiecuję, że w następnym blogu będziemy trzymać się terminów!
Co do ważnej informacji:
Pozwolę sobie "spapugować" pomysł z innego bloga.
Otóż mam  do Was wielką prośbę: czy mogłybyście chociaż jednym słowem, każda z Was, napisać po prostu, że przeczytała ten rozdział? Chodzi o to, że nie mamy tak właściwie pojęcia czy jest tutaj jeszcze ktoś oprócz tych, którzy komentują... Strasznie nas to smuci, że ostatnio Was trochę ubyło. Zwykłe "Przeczytałam" da nam więcej radości niż możecie sobie wyobrazić, nawet jeśli będzie anonimowe :)
No więc nie zarzucam Was dalej, mam jedynie nadzieję, że jesteście w stanie to dla nas zrobić, że będziecie pisały jak tam wrażenia po rozdziale i oczywiście zachęcam do zadawania pytań c:
Pozdrawiam cieplutko
Kochamy ♥
W imieniu swoim i Ev
Chelly