wtorek, 20 sierpnia 2013

~14~

~Z perspektywy Cloe~

Przez ostatnie dwa tygodnie nic ciekawego w naszej paczce się nie działo. Pomijając oczywiście przygotowania do zakończenia roku, do których ja - przewodnicząca szkoły - byłam chyba najbardziej zaangażowana.
Teraz, siedząc obok Liam'a, z świadectwem w ręce, mogłam naprawdę odetchnąć z ulgą, niestety tylko na kilka miesięcy zanim nie zacznie się rok akademicki i ponowne zakuwanie do egzaminów. Na szczęście cała nasza trójka - bez Zayn'a - postanowiła iść na studia tutaj, na miejscu.
   -Zayn Malik - powiedział dyrektor, rozglądając się po wielkiej sali, na której odbywały się apele, jednak nikt nawet nie drgnął. - Zapraszamy pana Zayn'a
Malika - znowu odpowiedziała mu cisza. - Dobrze, przejdziemy do...
   -Chwila - odezwał się damski głos, który bardzo dobrze znałam. - Mogę odebrać świadectwo za pana Malika? - zapytał nie kto inny, ale oczywiście Chelly, wchodząc na mały podest. - Jeżeli to nie problem oczywiście – dodała, uśmiechając się miło. 
   -Tak..yy..ehm... Oczywiście - pan Evans zaczął nienaturalnie się jąkać. - Proszę przekazać Zayn'owi moje gratulacje. 
   -Z przyjemnością – odpowiedziała, schodząc z podestu, po drodze uśmiechając się w naszą stronę. Nie wiem, lub nie pamiętam czy odpowiedziałam jakimkolwiek gestem, byłam za bardzo oszołomiona faktem, że Michelle ma jakikolwiek kontakt z Malikiem. Z tego, co mogłam wywnioskować po szeptach roznoszących się po sali nie tylko ja byłam zdziwiona tą sceną.

~Z perspektywy Zayn'a~

Schodziłem właśnie na dół po coś do picia, kiedy usłyszałem czyjeś kroki za drzwiami frontowymi. Stanąłem przy wejściu do kuchni tak, aby nikt, kto ewentualnie by właśnie wszedł, mnie nie zauważył. Jednak w drzwiach zgrzytnął przekręcany klucz i już po chwili moim oczom ukazała się ubrana w czarną spódniczkę i czerwoną koszulę Michelle, która właśnie zrzucała z nóg szpilki. Postawiła torebkę na komodzie, która stała przy wejściu i nawet na mnie nie patrząc, powiedziała:
   -Nie chowaj się tak, to tylko ja.
Wyszedłem wreszcie zza rogu i ruszyłem do czajnika, żeby zaparzyć sobie wodę na kawę. Nim się obejrzałem, opadła na krzesło przy stole i wyciągnęła nogi, opierając je o kolejne krzesło.
   -Zaparz też dla mnie. Dobry Boże... nigdy więcej nie będę chodzić w tych
butach – jęknęła, masując obolałe stopy.
   -A szkoda – rzuciłem. - Pewnie sporo kosztowały.
   -Nawet nie wiesz jak sporo... - westchnęła, po czym na boso z powrotem udała się do korytarza, gdzie zostawiła torebkę. Po chwili już siedziała tak samo, jak przedtem, ale z torbą na kolanach. Wyjęła z niej dwie teczki – obie granatowego koloru, po czym podsunęła mi jedną z nich. Spojrzałem na przedmiot i już po chwili z głębokim wdechem zajrzałem do środka.
   -Nie martw się. Już patrzyłam czy zdałeś – wytknęła mi język, na co pokręciłem tylko głową z uśmiechem i zamknąłem teczkę, odsuwając sobie krzesło naprzeciw Chelly.
   -Długo świętowaliście – spojrzałem wymownie na zegar.
   -Byłam pierwszą osobą, która wychodziła – prychnęła. - Impreza dalej trwa.
   -Więc czemu nie zostałaś do końca?
   -No wiesz... Nie chciałam, żebyś siedział tutaj dzisiaj sam. W końcu to też twoje święto, prawda? - spojrzałem na nią smutnym wzrokiem. Moim zdaniem nie było czego świętować. Chyba zrozumiała moje spojrzenie inaczej, bo zaraz dodała: - Rozumiem, że może nie odpowiadać ci towarzystwo takiej dziewczyny, jak ja, ale... jesteś na mnie skazany, można powiedzieć – zakończyła z uśmiechem, odbierając podaną kawę.
Sam pociągnąłem łyk gorącego napoju i od razu zrobiło mi się lepiej. Kawa zawsze działała na mnie uzdrawiająco. Na chwilę zapadła cisza.
   -Co u nich? - postanowiłem ją przerwać.
   -Louis ostatnio zastanawia się nad rzuceniem pracy. Ciągle wkurza go ta meneger'ka. Harry po tym, jak przyznał się nam, że jest gejem, wychodzi coraz częściej, chłopaki podejrzewają, że kogoś ma. Cloe i Liam tryskają na wszystko i wszystkich szczęściem i miłością – udała, że przykłada sobie lufę do skroni i naciska spust, po czym teatralnie odrzuciła głowę, jako 'postrzelona'. Zacząłem się śmiać.
   -Nie mogą być aż tak nieznośni...
   -Nie widziałeś ich. Nie masz pojęcia o czym mówisz – powiedziała, mrużąc oczy, dla podkreślenia wagi sytuacji. Roześmiałem się jeszcze bardziej. - Nie

śmiej się tak! Oni naprawdę są okropni! Kiedy się odzywają, tęcze rozbłyskują nad horyzontem, jednorożce biegają jeszcze szybciej po łąkach usianych kwiatami, a świat staje się lepszym miejscem... - powiedziała specjalnie przesłodzonym głosem. Humor jej dzisiaj nie opuszczał. Miałem wrażenie, że to sprawka ilości alkoholu, którą zapewne zdążyła w siebie wlać.
   -A może po prostu są szczęśliwi? - podsunąłem, ponownie zbliżając kubek do ust. Wzruszyła ramionami z uśmiechem.
   -Może i tak, ale przez nich nigdy nie odezwę się do mojego chłopaka ,,Misiu”. Słyszę to słowo co pięć minut, do cholery! - jęknęła, po czym wróciła do swojej wyliczanki. - Eve z Niall'em ciągle próbują omijać niewygodny temat tego, co ich łączy... Zdaje się, że są w tym naprawdę nieźli – pokiwałem tylko głową, mimowolnie powtarzając w myślach ,,...ciągle próbują omijać niewygodny temat tego, co ich łączy”. Czyż to nie ironia, że to zdanie padło akurat z jej ust...?
   -Wszyscy martwią się o ciebie... - powiedziała po chwili ciszy. Mocniej zacisnąłem dłonie na kubku. Spojrzałem gdzieś w bok, żeby nie ulec jej badawczemu spojrzeniu. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak ich ranisz... - dodała.
   -A powiedz mi: co ja mam zrobić? Sama przecież mówiłaś, że ludzie z mojej
,,pracy” już zawitali do naszego domu i grozili im bronią! Gdybym się im pokazał, zaraz sprowadziłbym na nich jeszcze więcej kłopotów...
   -Mógłbyś dać im choć znak życia... Oni odchodzą od zmysłów Zayn! A ja czuję, że powoli brakuje mi sił, żeby ich oszukiwać. Nie potrafię spojrzeć im w ich na wpół oszalałe ze zmartwienia oczy i powiedzieć, że nie wiem co się z tobą dzieje. Nie potrafię, rozumiesz?
Westchnąłem i przygryzłem wargę. Po chwili jednak już wiedziałem, co mam powiedzieć:
   -To byłoby bez sensu. Nie mogę powiedzieć im, gdzie jestem, bo prędzej czy później któryś z nich w końcu by tutaj przyjechał. Tamci ich namierzą i w końcu też tu przyjdą, a nie chcę narażać ciebie i twojego brata, chociaż już i tak jesteście w niezłym bagnie, goszcząc mnie tutaj...
   -To nie jest fair... - wstała gwałtownie i wyszła z kuchni, po czym skierowała się na schody.
   -Co nie jest fair?! - krzyknąłem za nią, wbiegając na górę. Zatrzymaliśmy się w niedużym salonie, przez który można było przejść do schodów, prowadzących do jej pokoju.
   -Co nie jest fair?! - powtórzyłem. - To, że próbuję ich chronić?! To nie jest fair?! - spojrzała mi w oczy i ruszyła po schodach do swojego pokoju. Ja poszedłem za nią. Byłem nieźle wytrącony równowagi. Do szału doprowadzało mnie to, że nie raczyła mi nawet odpowiedzieć. W końcu doszliśmy do jej pokoju, a ona rzuciła telefon na łóżko i stanęła ze mną twarzą w twarz.
   -Próbuję ich chronić – powtórzyłem, już trochę spokojniejszym tonem. Jednak ona w tym momencie wybuchła.
   -To nie jest uczciwe w stosunku do nich! Zasługują na to, by wiedzieć, co się z tobą dzieje! Nie rozumiesz tego?! Powiedz mi, ile jest na tym świecie osób, które się tobą przejmują, co?! Tak, krąg poszukiwań zawęża się głównie do nich, prawda?! Są jednymi z niewielu, którym na tobie zależy, a ty nawet nie raczysz powiedzieć im prawdy! Już od samego początku kłamałeś! Od samego początku, kiedy wplątałeś się w to gówno! TO nie jest fair Malik! Zadowolony?!
Spojrzałem w jej rozżarzone złością oczy. Mimo tego, że się złościła, była taka... piękna. Loki wysunęły się z warkocza i teraz swobodnie opadały jej na ramiona i twarz. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie dotknąć jej policzka. Wyciągnąłem rękę i delikatnie dotknąłem opuszkami palców jej skóry.
   -Co ty robisz? - szepnęła.
Spojrzałem jej w oczy. I to był błąd.
Przez to nie mogłem już odwołać niczego, co właśnie rodziło się w mojej głowie i przechodziło w czyny, chociaż wiedziałem, że będę tego żałować. Nim się obejrzałem, ledwie muskany przed chwilą policzek został ujęty w moją dłoń. Pochyliłem się nad nią i pocałowałem. Włożyłem w to całą złość, którą tłamsiłem, całą radość tego, że mam Chelly przy sobie, cały żal, który żywiłem do niektórych osób i cały strach, który czułem przed nadchodzącym jutrem.
Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się, żebym pocałował dziewczynę w taki sposób. Nigdy nie byłem tak zaangażowany uczuciowo. Po chwili odsunąłem się od niej może na centymetr, nawet nie zdejmując rąk z jej policzków.
Myślałem, że się zezłości. Myślałem, że mnie odepchnie. Myślałem, że wyrzuci z domu, bo takie reakcje właśnie byłyby do niej podobne. Przeliczyłem się jednak.
Oparła ręce na mojej klatce piersiowej i odwzajemniła pocałunek z takim samym uczuciem. Nie wiem ile to wszystko trwało, ale zawsze mogę powiedzieć, że moim zdaniem stanowczo za krótko. Ona jednak w końcu oprzytomniała i odsunęła się ode mnie.
   -Przepraszam – powiedziałem, chociaż wcale nie było mi przykro.
   -Nie powinniśmy... Nie możemy... Jest Oliver... Ja...
   -Przepraszam – powtórzyłem, a ona wyplątała się z mojego uścisku i stanęła na środku pokoju, przykładając rękę do czoła.
   -Nie. To moja wina. Nie powinnam... nie powinnam tego odwzajemnić. To był błąd – chyba pierwszy raz poczułem jak słowa mogą boleć.
   -Słuchaj... - zacząłem, robiąc krok w jej stronę. Momentalnie cofnęła się ode mnie. Poczułem się, jakbym dostał w twarz. Opuściłem wyciągniętą dłoń i obróciłem się na pięcie, po czym poszedłem do swojego pokoju.
,,Coś ty sobie wyobrażał? Że rzuci wszystko, nawet chłopaka i pobiegnie do ciebie? Zejdź na Ziemię, człowieku!” - podpowiadał głos w mojej głowie, kiedy rzuciłem się na niepościelone łóżko. Najlepiej będzie, jeśli o tym zapomnę. Jak najszybciej. Bo jeśli nie, będzie boleć.


Siedziałem na dole przed telewizorem, kiedy w pewnym momencie o mało co nie dostałem w głowę z puszki piwa. Udało mi się jednak w porę schylić i przedmiot wylądował w moich dłoniach. Podniosłem wzrok i zobaczyłem Paul'a, który właśnie usiadł obok mnie na kanapie.
   -Dobrze ci zrobi – wytłumaczył, patrząc na puszkę.
Pokiwałem głową i mimowolnie westchnąłem, otwierając piwo. Smith upił ze swojego łyk i spojrzał na mnie przelotnie. Zastanawiałem się o co może mu chodzić. Od kiedy tutaj siedzę, praktycznie z nim nie rozmawiałem.
   -Słuchaj... - zaczął, a ja odruchowo się spiąłem, czekając na najgorsze. - Nie mam pojęcia dlaczego tak właściwie się ukrywasz. Nie chcę wiedzieć, naprawdę. W każdym razie chciałem ci tylko powiedzieć, że – chwilę zastanowił się nad tym, jak ubrać to w słowa. - że chyba pierwszy raz widzę, żeby Michelle tak się dla kogoś narażała, poświęcała. Nie ufa łatwo ludziom.
   -Wiem, że robi dla mnie za dużo niż powinienem oczekiwać. Nie mam pojęcia
dlaczego, bo mogłaby przecież... - zacząłem tłumaczyć.
   -Jednak czymś zasłużyłeś sobie na jej zaufanie – uśmiechnął się pod nosem. - Naprawdę nie mam pojęcia jak tego dokonałeś, ale musisz wiedzieć, że to graniczy z cudem. Mam więc na to tylko jedną radę. - zawiesił na chwilę głos. - Nie spierdol tego, Zayn.
Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć, bo język stanął mi kołkiem w gardle.
Paul podniósł się z kanapy i wolnym krokiem udał się do swojego pokoju.
Pomyślałem właśnie o pocałunku i o tym, jakie mogą być jego konsekwencje.
Przeczesałem dłonią włosy i zakląłem pod nosem.
   -Przegrałem, Paul. Już przegrałem.






Hey :)
Już mamy czternasty rozdział. To naprawdę cudownie, że z nami tyle wytrwałyście ♥ Mam nadzieję, że nie zawiodła Was perspektywa Zayn'a, bo naprawdę chwilami ciężko było przez to przebrnąć, ale jakoś się udało ;)
Oczywiście, zostawcie szczere opinie w komentarzach.
Przypominam także o możliwości zadawania pytań bohaterom ;)
Zapraszam też serdecznie do zakładki 'o autorkach', a może nawet na nasze ask'i, bądź tumblr...liczymy na Was ♥
Pozostaje mi tylko pozdrowić
i po raz setny już chyba podziękować Wam za to, że jestećie ♥
W imieniu swoim i Ev
Chelly

6 komentarzy:

  1. Z A J E B I S T Y. R O Z D Z I A Ł
    CZEKAM NA NASTEPNY I MAM PYTANKO DO ZAYNA
    kochasz Chell? Czy to tylko głupi odróch?



    Wasza wierna czytelniczka :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z: To naprawdę trudne pytanie. Sam do końca nie wiem co do niej czuję... Trudno mi to określić, bo nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z tak silnym uczuciem, żywionym do osoby, którą tak krótko znam.
      Ale z jednym muszę się zgodzić: pocałunek to był odruch.
      Bardzo dziękuję za komentarz ♥
      Chelly

      Usuń
  2. swietny rozdział . w ogóle to fajnie piszesz :p zapraszam do mnie : http://cecilia-zayn.blog.pl/ . mile widziane komentarze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział! *o* Po prostu fenomenalny. <3
    Nie wiem jak mam ubrać w słowa to o czym teraz myślę... Hmm...np. O tym, że kocham Was i to opowiadanie. <3
    A tak poza tym to perspektywa Zayn'a - znów świetna! :)
    I jestem jeszcze ciekawa odpowiedzi na pytanie w pierwszym komentarzu. ;)

    I ja już skorzystałam z zakładki ' o autorkach ' :D hah ^^ A konkretnie z ask'a. :D
    Czekam na następny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli to byłaś Ty ;) Naprawdę dziękuję, cieszy mnie to, że chociaż ktoś tam zajrzał ♥
      Możesz wpadać częściej ;)
      Pozdrawiam ♥
      Chelly

      Usuń
  4. O bosz to najlepszy jaki czytalam! xD ale prosze zapraszam na moje tubrla wprawdzie jest tam niewiele One Direction ale cos jest zapraszam ! http://kwapi15.tumblr.com/ <333

    OdpowiedzUsuń

♥Love You♥