~Z
perspektywy Cloe~
Przez
ostatnie dwa tygodnie nic ciekawego w naszej paczce się nie działo.
Pomijając oczywiście przygotowania do zakończenia roku, do których
ja - przewodnicząca szkoły - byłam chyba najbardziej zaangażowana.
Teraz,
siedząc obok Liam'a, z świadectwem w ręce, mogłam naprawdę
odetchnąć z ulgą, niestety tylko na kilka miesięcy zanim nie
zacznie się rok akademicki i ponowne zakuwanie do egzaminów. Na
szczęście cała nasza trójka - bez Zayn'a - postanowiła iść na
studia tutaj, na miejscu.
-Zayn
Malik - powiedział dyrektor, rozglądając się po wielkiej sali, na
której odbywały się apele, jednak nikt nawet nie drgnął. -
Zapraszamy pana Zayn'a
Malika - znowu odpowiedziała mu cisza. -
Dobrze, przejdziemy do...
-Chwila
- odezwał się damski głos, który bardzo dobrze znałam. - Mogę
odebrać świadectwo za pana Malika? - zapytał nie kto inny, ale
oczywiście Chelly, wchodząc na mały podest. - Jeżeli to nie
problem oczywiście – dodała, uśmiechając się miło.
-Tak..yy..ehm...
Oczywiście - pan Evans zaczął nienaturalnie się jąkać. - Proszę
przekazać Zayn'owi moje gratulacje.
-Z
przyjemnością – odpowiedziała, schodząc z podestu, po drodze
uśmiechając się w naszą stronę. Nie wiem, lub nie pamiętam czy
odpowiedziałam jakimkolwiek gestem, byłam za bardzo oszołomiona
faktem, że Michelle ma jakikolwiek kontakt z Malikiem. Z tego, co
mogłam wywnioskować po szeptach roznoszących się po sali nie
tylko ja byłam zdziwiona tą sceną.
~Z
perspektywy Zayn'a~
Schodziłem
właśnie na dół po coś do picia, kiedy usłyszałem czyjeś kroki
za drzwiami frontowymi. Stanąłem przy wejściu do kuchni tak, aby
nikt, kto ewentualnie by właśnie wszedł, mnie nie zauważył.
Jednak w drzwiach zgrzytnął przekręcany klucz i już po chwili
moim oczom ukazała się ubrana w czarną spódniczkę i czerwoną koszulę Michelle, która właśnie zrzucała z nóg szpilki.
Postawiła torebkę na komodzie, która stała przy wejściu i nawet
na mnie nie patrząc, powiedziała:
-Nie
chowaj się tak, to tylko ja.
Wyszedłem
wreszcie zza rogu i ruszyłem do czajnika, żeby zaparzyć sobie wodę
na kawę. Nim się obejrzałem, opadła na krzesło przy stole i
wyciągnęła nogi, opierając je o kolejne krzesło.
-Zaparz
też dla mnie. Dobry Boże... nigdy więcej nie będę chodzić w
tych
butach – jęknęła, masując obolałe stopy.
-A
szkoda – rzuciłem. - Pewnie sporo kosztowały.
-Nawet
nie wiesz jak sporo... - westchnęła, po czym na boso z powrotem
udała się do korytarza, gdzie zostawiła torebkę. Po chwili już
siedziała tak samo, jak przedtem, ale z torbą na kolanach. Wyjęła
z niej dwie teczki – obie granatowego koloru, po czym podsunęła
mi jedną z nich. Spojrzałem na przedmiot i już po chwili z
głębokim wdechem zajrzałem do środka.
-Nie
martw się. Już patrzyłam czy zdałeś – wytknęła mi język, na
co pokręciłem tylko głową z uśmiechem i zamknąłem teczkę,
odsuwając sobie krzesło naprzeciw Chelly.
-Długo
świętowaliście – spojrzałem wymownie na zegar.
-Byłam
pierwszą osobą, która wychodziła – prychnęła. - Impreza dalej
trwa.
-Więc
czemu nie zostałaś do końca?
-No
wiesz... Nie chciałam, żebyś siedział tutaj dzisiaj sam. W końcu
to też twoje święto, prawda? - spojrzałem na nią smutnym
wzrokiem. Moim zdaniem nie było czego świętować. Chyba zrozumiała
moje spojrzenie inaczej, bo zaraz dodała: - Rozumiem, że może nie
odpowiadać ci towarzystwo takiej dziewczyny, jak ja, ale... jesteś
na mnie skazany, można powiedzieć – zakończyła z uśmiechem,
odbierając podaną kawę.
Sam
pociągnąłem łyk gorącego napoju i od razu zrobiło mi się
lepiej. Kawa zawsze działała na mnie uzdrawiająco. Na chwilę
zapadła cisza.
-Co
u nich? - postanowiłem ją przerwać.
-Louis
ostatnio zastanawia się nad rzuceniem pracy. Ciągle wkurza go ta
meneger'ka. Harry po tym, jak przyznał się nam, że jest gejem,
wychodzi coraz częściej, chłopaki podejrzewają, że kogoś ma.
Cloe i Liam tryskają na wszystko i wszystkich szczęściem i
miłością – udała, że przykłada sobie lufę do skroni i
naciska spust, po czym teatralnie odrzuciła głowę, jako
'postrzelona'. Zacząłem się śmiać.
-Nie
mogą być aż tak nieznośni...
-Nie
widziałeś ich. Nie masz pojęcia o czym mówisz – powiedziała,
mrużąc oczy, dla podkreślenia wagi sytuacji. Roześmiałem się
jeszcze bardziej. - Nie
-A
może po prostu są szczęśliwi? - podsunąłem, ponownie zbliżając
kubek do ust. Wzruszyła ramionami z uśmiechem.
-Może
i tak, ale przez nich nigdy nie odezwę się do mojego chłopaka
,,Misiu”. Słyszę to słowo co pięć minut, do cholery! -
jęknęła, po czym wróciła do swojej wyliczanki. - Eve z Niall'em
ciągle próbują omijać niewygodny temat tego, co ich łączy...
Zdaje się, że są w tym naprawdę nieźli – pokiwałem tylko
głową, mimowolnie powtarzając w myślach ,,...ciągle próbują
omijać niewygodny temat tego, co ich łączy”. Czyż to nie
ironia, że to zdanie padło akurat z jej ust...?
-Wszyscy
martwią się o ciebie... - powiedziała po chwili ciszy. Mocniej
zacisnąłem dłonie na kubku. Spojrzałem gdzieś w bok, żeby nie
ulec jej badawczemu spojrzeniu. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy z
tego, jak ich ranisz... - dodała.
-A
powiedz mi: co ja mam zrobić? Sama przecież mówiłaś, że ludzie
z mojej
,,pracy” już zawitali do naszego domu i grozili im bronią!
Gdybym się im pokazał, zaraz sprowadziłbym na nich jeszcze więcej
kłopotów...
-Mógłbyś
dać im choć znak życia... Oni odchodzą od zmysłów Zayn! A ja
czuję, że powoli brakuje mi sił, żeby ich oszukiwać. Nie
potrafię spojrzeć im w ich na wpół oszalałe ze zmartwienia oczy
i powiedzieć, że nie wiem co się z tobą dzieje. Nie potrafię,
rozumiesz?
Westchnąłem
i przygryzłem wargę. Po chwili jednak już wiedziałem, co mam
powiedzieć:
-To
byłoby bez sensu. Nie mogę powiedzieć im, gdzie jestem, bo prędzej
czy później któryś z nich w końcu by tutaj przyjechał. Tamci
ich namierzą i w końcu też tu przyjdą, a nie chcę narażać
ciebie i twojego brata, chociaż już i tak jesteście w niezłym
bagnie, goszcząc mnie tutaj...
-To
nie jest fair... - wstała gwałtownie i wyszła z kuchni, po czym
skierowała się na schody.
-Co
nie jest fair?! - krzyknąłem za nią, wbiegając na górę.
Zatrzymaliśmy się w niedużym salonie, przez który można było
przejść do schodów, prowadzących do jej pokoju.
-Co
nie jest fair?! - powtórzyłem. - To, że próbuję ich chronić?!
To nie jest fair?! - spojrzała mi w oczy i ruszyła po schodach do
swojego pokoju. Ja poszedłem za nią. Byłem nieźle wytrącony
równowagi. Do szału doprowadzało mnie to, że nie raczyła mi
nawet odpowiedzieć. W końcu doszliśmy do jej pokoju, a ona rzuciła
telefon na łóżko i stanęła ze mną twarzą w twarz.
-Próbuję
ich chronić – powtórzyłem, już trochę spokojniejszym tonem.
Jednak ona w tym momencie wybuchła.
-To
nie jest uczciwe w stosunku do nich! Zasługują na to, by wiedzieć,
co się z tobą dzieje! Nie rozumiesz tego?! Powiedz mi, ile jest na
tym świecie osób, które się tobą przejmują, co?! Tak, krąg
poszukiwań zawęża się głównie do nich, prawda?! Są jednymi z
niewielu, którym na tobie zależy, a ty nawet nie raczysz powiedzieć
im prawdy! Już od samego początku kłamałeś! Od samego początku,
kiedy wplątałeś się w to gówno! TO nie jest fair Malik!
Zadowolony?!
Spojrzałem
w jej rozżarzone złością oczy. Mimo tego, że się złościła,
była taka... piękna. Loki wysunęły się z warkocza i teraz
swobodnie opadały jej na ramiona i twarz. Nie mogłem się
powstrzymać, żeby nie dotknąć jej policzka. Wyciągnąłem rękę
i delikatnie dotknąłem opuszkami palców jej skóry.
-Co
ty robisz? - szepnęła.
Spojrzałem
jej w oczy. I to był błąd.
Przez
to nie mogłem już odwołać niczego, co właśnie rodziło się w
mojej głowie i przechodziło w czyny, chociaż wiedziałem, że będę
tego żałować. Nim się obejrzałem, ledwie muskany przed chwilą
policzek został ujęty w moją dłoń. Pochyliłem się nad nią i
pocałowałem. Włożyłem w to całą złość, którą tłamsiłem,
całą radość tego, że mam Chelly przy sobie, cały żal, który
żywiłem do niektórych osób i cały strach, który czułem przed
nadchodzącym jutrem.
Chyba
pierwszy raz zdarzyło mi się, żebym pocałował dziewczynę w taki
sposób. Nigdy nie byłem tak zaangażowany uczuciowo. Po chwili
odsunąłem się od niej może na centymetr, nawet nie zdejmując rąk
z jej policzków.
Myślałem,
że się zezłości. Myślałem, że mnie odepchnie. Myślałem, że
wyrzuci z domu, bo takie reakcje właśnie byłyby do niej podobne.
Przeliczyłem się jednak.
Oparła
ręce na mojej klatce piersiowej i odwzajemniła pocałunek z takim
samym uczuciem. Nie wiem ile to wszystko trwało, ale zawsze mogę
powiedzieć, że moim zdaniem stanowczo za krótko. Ona jednak w
końcu oprzytomniała i odsunęła się ode mnie.
-Przepraszam
– powiedziałem, chociaż wcale nie było mi przykro.
-Nie
powinniśmy... Nie możemy... Jest Oliver... Ja...
-Przepraszam
– powtórzyłem, a ona wyplątała się z mojego uścisku i stanęła
na środku pokoju, przykładając rękę do czoła.
-Nie.
To moja wina. Nie powinnam... nie powinnam tego odwzajemnić. To był
błąd – chyba pierwszy raz poczułem jak słowa mogą boleć.
-Słuchaj...
- zacząłem, robiąc krok w jej stronę. Momentalnie cofnęła się
ode mnie. Poczułem się, jakbym dostał w twarz. Opuściłem
wyciągniętą dłoń i obróciłem się na pięcie, po czym
poszedłem do swojego pokoju.
,,Coś
ty sobie wyobrażał? Że rzuci wszystko, nawet chłopaka i pobiegnie
do ciebie? Zejdź na Ziemię, człowieku!” - podpowiadał
głos w mojej głowie, kiedy rzuciłem się na niepościelone łóżko.
Najlepiej będzie, jeśli o tym zapomnę. Jak najszybciej. Bo jeśli
nie, będzie boleć.
…
Siedziałem
na dole przed telewizorem, kiedy w pewnym momencie o mało co nie
dostałem w głowę z puszki piwa. Udało mi się jednak w porę
schylić i przedmiot wylądował w moich dłoniach. Podniosłem wzrok
i zobaczyłem Paul'a, który właśnie usiadł obok mnie na kanapie.
-Dobrze
ci zrobi – wytłumaczył, patrząc na puszkę.
Pokiwałem
głową i mimowolnie westchnąłem, otwierając piwo. Smith upił ze
swojego łyk i spojrzał na mnie przelotnie. Zastanawiałem się o co
może mu chodzić. Od kiedy tutaj siedzę, praktycznie z nim nie
rozmawiałem.
-Słuchaj...
- zaczął, a ja odruchowo się spiąłem, czekając na najgorsze. -
Nie mam pojęcia dlaczego tak właściwie się ukrywasz. Nie chcę
wiedzieć, naprawdę. W każdym razie chciałem ci tylko powiedzieć,
że – chwilę zastanowił się nad tym, jak ubrać to w słowa. - że
chyba pierwszy raz widzę, żeby Michelle tak się dla kogoś
narażała, poświęcała. Nie ufa łatwo ludziom.
-Wiem,
że robi dla mnie za dużo niż powinienem oczekiwać. Nie mam
pojęcia
dlaczego, bo mogłaby przecież... - zacząłem
tłumaczyć.
-Jednak
czymś zasłużyłeś sobie na jej zaufanie – uśmiechnął się
pod nosem. - Naprawdę nie mam pojęcia jak tego dokonałeś, ale
musisz wiedzieć, że to graniczy z cudem. Mam więc na to tylko
jedną radę. - zawiesił na chwilę głos. - Nie spierdol tego,
Zayn.
Nie
miałem pojęcia co odpowiedzieć, bo język stanął mi kołkiem w
gardle.
Paul
podniósł się z kanapy i wolnym krokiem udał się do swojego
pokoju.
Pomyślałem
właśnie o pocałunku i o tym, jakie mogą być jego konsekwencje.
Przeczesałem
dłonią włosy i zakląłem pod nosem.
-Przegrałem,
Paul. Już przegrałem.
Hey :)
Już mamy czternasty rozdział. To naprawdę cudownie, że z nami tyle wytrwałyście ♥ Mam nadzieję, że nie zawiodła Was perspektywa Zayn'a, bo naprawdę chwilami ciężko było przez to przebrnąć, ale jakoś się udało ;)
Oczywiście, zostawcie szczere opinie w komentarzach.
Oczywiście, zostawcie szczere opinie w komentarzach.
Przypominam także o możliwości zadawania pytań bohaterom ;)
Zapraszam też serdecznie do zakładki 'o autorkach', a może nawet na nasze ask'i, bądź tumblr...liczymy na Was ♥
Pozostaje mi tylko pozdrowić
i po raz setny już chyba podziękować Wam za to, że jestećie ♥
W imieniu swoim i Ev
Chelly
Z A J E B I S T Y. R O Z D Z I A Ł
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA NASTEPNY I MAM PYTANKO DO ZAYNA
kochasz Chell? Czy to tylko głupi odróch?
Wasza wierna czytelniczka :-*
Z: To naprawdę trudne pytanie. Sam do końca nie wiem co do niej czuję... Trudno mi to określić, bo nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z tak silnym uczuciem, żywionym do osoby, którą tak krótko znam.
UsuńAle z jednym muszę się zgodzić: pocałunek to był odruch.
Bardzo dziękuję za komentarz ♥
Chelly
swietny rozdział . w ogóle to fajnie piszesz :p zapraszam do mnie : http://cecilia-zayn.blog.pl/ . mile widziane komentarze :)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! *o* Po prostu fenomenalny. <3
OdpowiedzUsuńNie wiem jak mam ubrać w słowa to o czym teraz myślę... Hmm...np. O tym, że kocham Was i to opowiadanie. <3
A tak poza tym to perspektywa Zayn'a - znów świetna! :)
I jestem jeszcze ciekawa odpowiedzi na pytanie w pierwszym komentarzu. ;)
I ja już skorzystałam z zakładki ' o autorkach ' :D hah ^^ A konkretnie z ask'a. :D
Czekam na następny. :)
Czyli to byłaś Ty ;) Naprawdę dziękuję, cieszy mnie to, że chociaż ktoś tam zajrzał ♥
UsuńMożesz wpadać częściej ;)
Pozdrawiam ♥
Chelly
O bosz to najlepszy jaki czytalam! xD ale prosze zapraszam na moje tubrla wprawdzie jest tam niewiele One Direction ale cos jest zapraszam ! http://kwapi15.tumblr.com/ <333
OdpowiedzUsuń