piątek, 29 marca 2013

~5~

Z perspektywy Eve

Wchodząc do klasy, w której właśnie miałam francuski, starałam się zmniejszyć drżenie moich rąk wywołane kolejnym ,,spotkaniem" z moim przekleństwem. Żyję z tym od trzech lat i zawsze gdy to widzę, boję się. Szczególnie po wczorajszym zajściu. Śmieszne, prawda?! Powinnam się przyzwyczaić do niespodziewanych odwiedzin, nigdy niezapraszanego gościa. Czemu to właśnie mnie spotkało? Naciskając klamkę drzwi, przykleiłam sztuczny uśmiech do twarzy i przepraszając
za spóźnienie, przeleciałam wzrokiem po klasie, szukając jak zawsze Chelly. Gdy ją znalazłam zdziwiło mnie to, że miejsce obok niej było zajęte.
   -Przepraszam, ale to ja tutaj siedzę - zwróciłam się do chłopaka.
   -Cześć Ev - blondyn odwrócił się w moją stronę, a ja ze zdziwieniem zauważyłam Niall'a. Zdziwiona, nie wiedziałam co zrobić, jednak nauczyciel mnie pogonił, znacząco chrząkając. Szybko rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu wolnego miejsca. ,,Harry" podpowiedział jakiś głos w mojej głowie. Długo nie myśląc podeszłam do ławki, przy której siedział loczek, dziwnie się do mnie uśmiechając... A może śmiejąc się ze mnie? Nie ważne. Wyciągnęłam potrzebne książki i spróbowałam skupić się na lekcji, jednak blondyn siedzący dwie ławki przede mną, nie dawał mi spokoju. Gdy w końcu wciągnęłam się w to, co nauczyciel mówi, poczułam wibracje, które dochodziły z mojego telefonu. Wyciągając aparat z kieszeni, na ekranie zauważyłam małą kopertę, a pod spodem tekst wiadomości od nieznanego numeru:
,,Zazdrosna?"
Podniosłam wzrok, który utkwiłam w blondynie, wpatrującym się we mnie. Cicho prychnęłam i odpisałam:
,,O kogo?"
W tym momencie po klasie rozniósł się irytujący alarm, oznaczający odebraną wiadomość. Nauczyciel rozejrzał się po klasie. W tym czasie Niall szybko wyciągnął urządzenie z kieszeni i je wyciszył, następnie odpisując:
,,No, o mnie..."
Znowu się zaśmiałam, kręcąc głową. Chciałam odpowiedzieć, ale zadzwonił dzwonek, więc zgarnęłam wszystkie rzeczy z ławki i ruszyłam w stronę szafek, przy których znalazłam Cloe w towarzystwie Zayn'a, Louis'a i Liam'a.
   -Hey - przywitałam się, otwierając szafkę, należącą do mnie.
   -Hey. Znowu spóźniona na francuski? - bardziej podsumowała niż spytała moja przyjaciółka. Ja tylko przytaknęłam, sprawdzając jaka lekcja jest następna. Głośno westchnęłam błagając, żeby okazało się to pomyłką, jednak niestety musiała to być prawda.
   -I co następne? - zapytał lekko zachrypniętym głosem Zayn.
   -Znienawidzona fizyka - stwierdziłam smutno.
   -To nie będziesz sama - stwierdził wesoło Lou.
   -Jak to? Chell ma teraz muzykę - zauważyłam. Znałam nasze plany na pamięć, więc zdziwiło mnie trochę to, co powiedział szatyn. 
   -No tak, ale Niall ma teraz fizykę - wyjaśnił tym razem Liam. 
   -Czemu mnie obgadujecie? - zapytał blondyn, otwierając szafkę Chelly. Dziewczyna, widząc mój zdezorientowany wyraz twarzy, zaczęła wyjaśniać:
   -Przenieśli mnie. Nie wiem dlaczego, nie wnikam – powiedziała, znacząco patrząc na chłopaka, stojącego obok mnie. Z dezaprobatą pokręciłam głową i cicho dodałam:
   -To przez ten wczorajszy wypadek? Chcesz mnie teraz kontrolować?
   -Lepiej dmuchać na zimne. A z tego co wiem, to tylko ja potrafię ci pomóc – dodał, patrząc mi w oczy.
   -Sama świetnie sobie radzę – odpowiedziałam, zamykając szafkę i idąc w stronę klasy.
   -Właśnie widzę - usłyszałam za sobą.
Nie wytrzymałam i wróciłam szybkim krokiem do chłopaka. Zadarłam głowę
lekko do góry, bo był wyższy ode mnie i powiedziałam dobitnie:
   -Słuchaj. Jestem ci wdzięczna. Nawet bardzo. Wiesz o tym. Jednak proszę cię, nie traktuj mnie jak kaleki, bo ja tego nie potrzebuję. Dobrze nam się ze sobą rozmawia – bynajmniej według mnie, więc proszę cię, nie staraj się mnie pilnować, bo chyba nie na tym to polega.
   -CO polega? - spytał, zbliżając się trochę do mnie i wymownie patrząc mi prosto w oczy. Znałam go kilka dni, ale...to nie był ten sam Niall. Tego byłam wręcz pewna. Zajrzałam mu prosto w te jego błękitne oczy, chyba próbując znaleźć tam jakąś podpowiedź. Jedyne, czego się doszukałam, to własne odbicie. Wyglądałam na przerażoną.
   -Normalność... - powiedziałam słabo.
   -Kto powiedział, że jesteśmy normalni?
,,Racja” - przyznałam w myślach. Odwróciłam się na pięcie uznając, że ta rozmowa nie ma sensu i pomaszerowałam w stronę sali fizycznej.
Zajęłam miejsce przy oknie, chociaż nienawidziłam go z całego serca. Dlaczego? Przez to okno właśnie. Chelly natomiast kiedyś powiedziała mi, że najchętniej siadałaby tylko przy oknach, bo w razie nudnej lekcji może przez nie uciec. Najlepsze było to, że często właśnie tak robiła.
Do klasy ,,wtoczyła się” grupka chłopców. Jeden z nich szczególnie działał Michelle na nerwy. Nazywał się chyba Benjamin, ale nie byłam pewna. Znałam go co prawda dwa lata, ale jakoś zawsze wylatywało mi to z głowy.
Chodziły pogłoski, że chłopak załatwia ,,niezły towar” ale do końca nie miałam pewności co dokładnie mieli na myśli. Ben rozsiadł się wygodnie w ławce na końcu sali, otoczony wianuszkiem fanów. Nie wiem doprawdy co ci ludzie w nim widzieli – dla mnie to był po prostu prostak. Bynajmniej bardzo starał się nim być.
Już po chwili do klasy weszła drobna kobieta, która była niższa nawet ode mnie. Nie rozumiałam jak ktoś tak sympatyczny może uczyć tak okropnego przedmiotu. Pani Oliver zajęła miejsce przy biurku i poleciła na początek wyliczyć kilka zadań. Norma. Już po chwili na mojej ławce, idealnie przede mną wylądowała kartka. W pierwszym momencie pomyślałam, że to od Nialla, ale chłopak trudził się nad zadaniami, nie spuszczając wzroku z książek. Rozwinęłam papier.
,,Wiesz może jaką lekcję ma teraz Chell?”
Obejrzałam się do tyłu. Ben co chwilę zerkał na mnie z cwanym uśmieszkiem. Pokręciłam tylko przecząco głową i wróciłam do zadań.

Nie było mi jednak dane zaznać spokoju: już za chwilę dostałam kolejne zawiniątko.
,,Proszę, powiedz mi.”
Postanowiłam, że i to zignoruję. Michelle na pewno kazałaby mi tak zrobić. Obiecałam sobie, że jeśli jeszcze raz dzisiaj dostanę jakąkolwiek kartkę, od razu porwę ją i wyrzucę.
Lekcje minęły szybko. Okazało się, że nowa szafka Chell nie jest wcale tak daleko, toteż właśnie rozmawiałyśmy, kiedy Zayn, Louis i Niall oparli się o szafki obok nas. Zaczęli mówić coś do Cloe, która właśnie do nas dołączyła, ale nie słuchałam o czym rozmawiają. Po chwili napatoczył się Ben.
   -Cześć Michelle! - podszedł do niej, a ta, niewzruszona dalej pakowała książki z szafki do plecaka. Zapadła cisza, która nie wróżyła nic dobrego. - Nie odzywałaś się... - drzwi szafki trzasnęły głośno, zamknięte przez dziewczynę z impetem. Obróciła się i po prostu przeszła obok niego, chwytając mnie za rękę. Ciągnęła mnie w stronę wyjścia. Reszta też poszła za nami. Kiedy wściekła przyjaciółka otwierała już drzwi, prowadzące na dwór, usłyszeliśmy:
   -Też za tobą tęskniłem!
Zaśmiała się ironicznie. Zatrzymaliśmy się dopiero przy drewnianej ławce.
   -To jak: jedziecie? - spytał po chwili Louis.
   -Gdzie? - spytałam, a wszyscy z wyjątkiem Chell popatrzyli na mnie jak na ułomną.
   -Do chłopaków? Na wieczór filmowy? Bo właśnie o tym mówimy od piętnastu minut, Eve? - powiedziała niepewnie Cloe.
   -Och, świetnie! - ucieszyłam się.
   -Michelle? - Harry spojrzał pytająco na dalej podirytowaną dziewczynę. Skinęła tylko głową i wyciągnęła telefon. Pewnie pisała do brata. Zaraz poszłam w jej ślady i wysłałam wiadomość mamie. Spytała tylko czy będą ze mną dziewczyny. Ostatnio bała się o mnie coraz bardziej, chociaż starała się to przede mną ukrywać. Myślała, że nie widzę.
Rozeszliśmy się do samochodów – ja jechałam z przyjaciółkami wozem Cloe, a chłopaki dwoma innymi. Nie zastanawiałam się jakie to marki, ale uznałam, że zapewne dobre, ponieważ Michelle raz po raz spoglądała na nie tęsknym wzrokiem. Nie rozumiałam jej zachwytu.
   -Znów zaczynają się kłopoty z Ben'em, co? - Cloe weszła na dość niebezpieczny temat, jednak ona się takich nigdy nie bała. Gorzej z nami.
Michelle milczała, tłumiąc uczucia. Czasem miałam wrażenie, że tym zajmowała się przez całe życie – nie okazywaniem ich. Jakby próbowała odciąć się przez to od świata. Kiedyś tylko powiedziała mi w sekrecie, że jeśli człowiek widzi to, co czujesz, jest w stanie tobą zawładnąć. Uznałam tą tezę jako przesadzoną, ale tajemnicy dochowałam.
   -Można tak powiedzieć... - o dziwo to nie wyszło z ust Chell, tylko z moich własnych. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie w moją stronę, patrząc pytająco. Wzruszyłam tylko ramionami. Dalszą drogę przebyłyśmy w ciszy.


Było świetnie, ale atmosfera zdawała się trochę ciążyć kilku osobom.
Cloe i Liam siedzieli obok siebie i w skupieniu oglądali film. Mnie posadzono pomiędzy Louis'em i Niall'em, który uparł się, żeby tu siedzieć. Lou co chwilę wybuchał salwami śmiechu, bo film, który właśnie oglądaliśmy chyba był komedią. Jako prawowita Angielka, nie pojmowałam często amerykańskiego humoru, toteż chłopak łaskawie tłumaczył mi o co chodzi. Nie zwróciłam wcześniej uwagi na to, jaki jest sympatyczny. Do tego miał jeszcze cudny uśmiech, dlatego miło było patrzeć jak rozśmieszała go nawet rzecz najmniej śmieszna.
Michelle siedziała na fotelu. Jak to miała w zwyczaju, podwinęła kolana pod brodę i objęła je rękami. Co jakiś czas wpatrywała się we mnie pustym wzrokiem. Już od kilku dni się tak zachowywała – była przytłumiona, wiecznie smutna. Zaczynałam się o nią martwić, co śmieszne, bo ona powtarzała to ciągle mnie. Chyba nareszcie ją rozumiałam. Harry i Zayn siedzieli przy jej fotelu na podłodze. ,,Loczek” - jak zwykli na niego mawiać – co chwilę zaczepiał Mulata, udając tylko, że skupia się na filmie. Tamten ignorował go, ciągle pisząc coś w telefonie i zerkając na niczego nieświadomą Michelle.
Trochę to wszystko zaczynało mnie przerastać: tyle emocji naraz, w jednym pomieszczeniu. Wzrokiem powędrowałam do Nialla, którego właśnie przyłapałam na patrzeniu na mnie. Uśmiechnął się tym uśmiechem, który lubiłam. Nie tym złośliwym i aroganckim jak dzisiaj rano.
,,Może chłopak ma rozdwojenie jaźni?”- usłyszałam w głowie, ale mimo wszystko odwzajemniłam uśmiech.
Film nie trwał długo, ale już nikt nie chciał oglądać następnego. Wyciągnięto więc alkohol. Cloe stanowczo odmówiła, wymigując się rolą szofera. Ja także, jednak po prostu nie przyjęłam kieliszka. Chelly natomiast chętnie po niego sięgnęła – jak zwykle zresztą. To miała zdecydowanie po bracie. Włączono muzykę. Usiedliśmy wszyscy w dość asymetrycznym kręgu, na podłodze. Zaczęły się pojawiać jakieś pomysły zabawy, ale ani ja, ani brązowowłosa nie wchodziłyśmy wśród grających. Zaczęli nas namawiać. Nie wiem co zrobiła dziewczyna, żeby wreszcie przestali, ale ja ulotniłam się do kuchni.
Przygotowywałam właśnie miskę znalezionych w szafce chipsów, kiedy aż podskoczyłam na dźwięk głosu Niall'a:

   -Chciałem cię przeprosić – powiedział, trochę zawstydzony.
Nie obracałam się do niego, nawet nie przestałam wsypywać zawartości paczki do naczynia.
   -Nie masz za co przepraszać – mruknęłam, wymijająco.
   -Owszem, mam. Wybacz, miewam czasami po prostu takie dni, kiedy się tak zachowuję... Za bardzo na ciebie naskoczyłem. Miałaś rację.
   -W czym? - spytałam, analizując to całe ,,...miewam czasami po prostu takie dni, kiedy się tak zachowuję”. Niby nic takiego, ale właśnie to przykuło najbardziej moją uwagę.
   -W tym, że chyba nie na tym to polega.
   -CO polega? - zacytowałam i oparłam się o blat, przodem do niego.
Uśmiechnął się i pokręcił głową. Też spróbowałam się uśmiechnąć.
   -Nie ma sprawy. Nic się nie stało. Rozumiem – przerwałam ciszę, chociaż osobiście zaczynałam wątpić w to ostatnie. Szło mi to wręcz coraz gorzej.
Wzięłam do ręki pełną już miskę i wyminęłam go w przejściu, nadal się uśmiechając. Weszłam do salonu i zatrzymałam się w pół kroku.
Na środku pokoju leżał Harry, a na nim siedział Louis, który na głowie miał postawiony pełen kieliszek. Oprócz nich byli tu tylko Cloe i Zayn, którzy śmiali się z chłopaków i odliczali. Usiadłam obok nich na podłodze, a Niall po chwili zrobił to samo. Cloe już wyciągała aparat (nosiła go zazwyczaj przy sobie), żeby zrobić im zdjęcie. Ledwie zobaczyliśmy błysk fleszy, a już Lou leżał na podłodze obok Harry'ego. Loczkowi nie było do śmiechu, bo zawartość kieliszka
wylądowała na jego spodniach. Po chwili do pokoju wszedł Liam.
   -Gdzie Michelle? - spytałam, kiedy uspokoili się już trochę.
   -Poszła na taras – usłyszałam od Liam'a, który właśnie oglądał zdjęcia zrobione przed chwilą przez moją przyjaciółkę. Intuicyjnie poszłam w kierunku schodów, mając nadzieję, że tam ją znajdę. Długo nie musiałam szukać: siedziała u ich szczytu, opierając głowę o balustradę. Miała zamknięte oczy.
   -Chelly?
Zero odpowiedzi. Chyba spała. Zeszłam cicho na dół i powiedziałam półgłosem, że przyjaciółka zasnęła. Cloe orzekła, że powinnyśmy już jechać. Kiwnęłam głową i ponownie ruszyłam w stronę schodów.
   -Chelly? - zawołałam tym razem głośniej. -Chell?! - powtórzyłam, dotykając ramienia dziewczyny. Zeszłam powolnym krokiem na dół. - Cloe.
   -Tak? - dziewczyna obróciła się w moją stronę.
   -Michelle nie żyje – oświadczyłam ze stoickim pokojem.
   -CO?! - moja przyjaciółka popędziła na górę, a razem z nią Zayn. Poszłam za nimi. Towarzyszył mi Liam.
   -Michelle! Chelly! - Cloe desperacko próbowała ją ocucić. Po chwili udało się to zrobić Liam'owi. Brązowowłosa otworzyła oczy i jedyne co z siebie wykrztusiła to:
   -Słabo mi...
Cloe odetchnęła z ulgą i spojrzała na mnie. Opierałam się o balustradę rzeźbioną z ciemnego drewna i lekko przekrzywiałam głowę.
   -Wystraszyłaś mnie – powiedziała bez cienia wyrzutu w głosie.
   -Wyglądała jak trup. Uwierz mi – odparłam.
Zayn wziął Chell na ręce, nie zwracając uwagi na jej protesty i zaniósł ją do auta Clementyne. Pożegnałyśmy się z nimi wszystkimi i wsiadłyśmy do środka.
Dojeżdżałyśmy już do miasta, kiedy Michelle, która przez cały ten czas wpatrywała się w lasy za oknem, prychnęła:
   -Spodobał ci się ten Liam, co C?
   -Spadaj – odcięła się czerwonowłosa, rumieniąc się.
Jednak wszystkie wiedziałyśmy, że taka była prawda.
   -Fajnie było dzisiaj, no nie? - spytała entuzjastycznie.
Pokiwałam głową, a Michelle nie reagowała.
   -Wiecie co? - spytałam. Cloe uśmiechnęła się pod nosem. - Jutro na pewno będzie jeszcze lepiej.







Błagamy o jakiekolwiek komentarze :)
Naprawdę każdy jest dla nas niezmiernie ważny, nawet taki najmniejszy.
Prosimy Was bardzo, bo nie wiemy, czy ktoś w ogóle ma siłę to czytać :P
Pozdrawiamy i życzymy wesołych świąt
Chelly and Eve

piątek, 22 marca 2013

~4~

Z perspektywy Cloe

   -Clementyne wstawaj - usłyszałam pomruki mojej mamy.
   -Mamo, daj mi jeszcze pospać jest niedziela, błagam - mówiłam z zamkniętymi oczyma, mając nadzieję, że kobieta odpuści i chociaż raz w tygodniu da mi spać dłużej niż do świtu. Jednak nie dawała za wygraną i dalej nalegała, żebym przerwała mój sen. 
   -Wstawaj! - krzyknęła w końcu, zdenerwowana. - Masz dzisiaj zająć się bliźniakami. Taty nie ma, a ja muszę wyjść. Chociaż w czymś byś mi pomogła. Ja w twoim wieku...
   -Już wstałam, nie gorączkuj się tak - powiedziałam słysząc słynne: ,,Ja w twoim wieku...". 
Każdy nastolatek kiedy tylko słyszy to zdanie, ma już dość rozmowy. Szczerze, to zwroty takiego typu działały na mnie jak płachta na byka. Nie myśląc już o tym więcej, ruszyłam w stronę kuchni, w której siedziało moje rodzeństwo, urządzając sobie bitwę na jedzenie.
   -Stop!!! - krzyknęłam, stojąc w progu pomieszczenia. - Za pięć minut widzę was, sprzątających ten bałagan! - oznajmiłam, ruszając w stronę ekspresu z kawą, w zamiarze napicia się ciepłej, czarnej cieczy. 
   -Ale Cloe, my sobie z tym sami nie poradzimy - powiedziała mała Cynthia, rozkładając rączki i robiąc maślane oczka. Uklękłam przy niej i przesłodzonym głosem powiedziałam:
   -Trzeba było o tym pomyśleć prędzej.
Patrząc jednak na minę młodszej siostry i brata dodałam:
   -Jeśli posprzątacie, wezmę was na plac zabaw.
   -I na lody?! - zawył Collin. 
   -Dobra, na lody też - zgodziłam się i sięgnęłam po kubek potrzebny do wypicia kawy.
Gdy się odwróciłam, bliźniaki zmywały już rozlane mleko z podłogi. Nie mogąc wytrzymać, zrobiłam im zdjęcie i wysłałam je do Chelly i Ev z podpisem ,,Czynię cuda!". Długo nie czekając na odpowiedź, zaczęłam czytać sms'a od Chell: ,,Jesteś okropna...".
Druga była blondynka: ,,Jak ty to zrobiłaś? Oni sprzątają! Dzięki bogu ja nie mam rodzeństwa! Xx".
Prychnęłam pod nosem, widząc odpowiedź Brytyjki, za to Chell zawsze lubiła tą dwójkę (nie wiem jakim cudem) i wyręczała ich we wszystkim. Znając życie, teraz też by im pomogła.
   -Udało się - oznajmił wesoło Collin. - Idziemy na lody! - krzyknął razem z młodszą o kilka minut siostrą. 
   -Cloe, a pójdzie z nami Chell? - zapytała Cynthia. 
   -I Eve? - dodał chłopiec, już z korytarza, ubierając się. 
   -Nie wiem, musiałabym się ich zapytać.
   -To dzwoń! - krzyknął mój brat, który był bardzo podekscytowany. Pokręciłam z dezaprobatą głową, ale napisałam wiadomość, którą wysłałam do oby dwu dziewczyn. Chell odpisała, że nie wychodzi, bo nie ma zamiaru widywać Paul'a i kupiła nową książkę. Eve się zgodziła, więc odpisałam, że widzimy się na placu, niedaleko kawiarni. Pamiętam jak sama tam chodziłam z mamą, później z dziewczynami, a teraz z rodzeństwem, które na ten świat trafiło przypadkiem.
   -Idziesz?! - krzyknęła Cynthia, stojąca już przy furtce, przepychając się z bratem. Chwyciłam klucze i chciałam wychodzić, jednak w korytarzu lustro uświadomiło mi, że ciągle jestem w piżamie. Zawołałam dzieciaki i powiedziałam, że idę się przebrać. Pobiegłam szybko na górę, biorąc z szafy białą bluzkę na ramiączkach i czarne jeansy. Wbiegłam do łazienki, przebrałam się, ekspresowo umyłam zęby i uczesałam włosy. Zbiegłam na dół, w korytarzu chwyciłam telefon i klucze, po czym zaczęłam ubierać szare Converse. 
   -Długo jeszcze?! Eve pewnie już czeka – powiedział, zniecierpliwiony Collin.
   -Nie czeka, bo by dzwoniła - w tym momencie rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Widząc zdjęcie blondynki, podałam aparat bratu i powiedziałam: - To do ciebie - chłopak z uśmiechem wziął białego iPhona i odebrał połączenie. To dziwne jak szybko nauczył się to robić. Jakoś wkładanie naczyń do zlewu nie przychodziło mu z taką łatwością. Ja w tym czasie wzięłam szarą bluzę i wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i ruszyliśmy na plac zabaw, który znajdował się nie daleko.
   -Masz - zwrócił się do mnie mój brat, oddając telefon. - Eve już czeka, ma dla ciebie kawę, a dla nas będą looody! - uśmiechnął się i podbiegł do siostry. Czasami żałuję, że to ja nie mogę mieć brata, który zawsze będzie obok, albo przynajmniej przyjaciela, nie wspominając o chłopaku. To nie tak, że nie kocham Chell i Ev, po prostu czasem chciałabym przytulić się do kogoś i czuć się bezpiecznie.
Szliśmy dalej, a przed naszymi oczami zaczął ukazywać się plac zabaw na tle budynku kawiarni, którą uwielbiałyśmy odwiedzać z dziewczynami. Bliźniaki krzyknęli i zaczęli biec w stronę Eve siedzącej na jednej z ławeczek. Zaskoczona blondynka podała im lody i pomachała do mnie. Odwzajemniłam gest i przyśpieszyłam kroku, jednak wpadłam na kogoś i się przewróciłam.
   -Och, Cloe! Przepraszam, nie chciałem - usłyszałam znajomy głos, więc podniosłam głowę i zauważyłam Liam'a w towarzystwie Harry'ego i Louis'a, śmiejących się z nas.
   -Cześć Liam. Nic się nie stało - powiedziałam i chwyciłam jego rękę. - Cześć chłopaki.
   -Cześć Cloe - odpowiedzieli w tym samym czasie.
   -Co tu robisz? - zapytał Harry, dziwnie patrząc na mnie i Liam'a.
   -Jestem tu z rodzeństwem i Eve – wyjaśniłam, patrząc na loczka i wskazując plac zabaw oraz ławkę, na której siedziała Ev z telefonem w jednej ręce, a w drugiej z plastikowym kubkiem od kawy.
   -Szkoda, że nie wzięliśmy Niall'a ze sobą - mruknął Lou, po czym Harry go szturchnął, ale już po chwili i tak oby dwoje wybuchnęli śmiechem.
   -A wy co tu robicie? - zapytałam, puszczając uwagę szatyna pomimo uszu.
   -Przygotowania do szkoły idą pełną parą - odpowiedział uśmiechnięty Liam.
   -Tylko on się z tego cieszy! Wiem, dziwny jest - szepnął Harry, pojawiając się obok mnie.
   -Wiecie co? Chodzicie ze mną. Pogadamy normalnie, a nie: stoimy na środku ulicy - chłopaki skinęli głowami i ruszyliśmy w stronę placu zabaw.
   -No wreszcie! - przywitała się Ev i podała mi kubek kawy. - Nie zdziw się jak będzie już zimna. Hej, chłopaki. 
   -Cloe, kto to jest? - zapytał Collin, który uczepił się nogi Louis'a, Cynthia zrobiła to samo tylko, że z nogą Harry'ego.
   -Lou! Patrz, jakie słodkie! - powiedział loczek, na co jego przyjaciel kiwnął głową. - Idziemy się bawić? - tym razem zwrócił się do bliźniaków. 
   -Taaaak!!! - krzyknęli radośnie i cała czwórka pobiegła na karuzelę.
   -W końcu znaleźli kogoś do zabawy - powiedziała Ev z uśmiechem i wróciła do telefonu. Czasami jej nie rozumiem. Raz ze wszystkiego się śmieje, żartuje, wszystko jest okay. Następnego dnia jest na wszystko obojętna, a jeszcze innego cały czas płacze, boi się wszystkiego, albo w ogóle z nikim nie rozmawia. Może to wszystko przez te przywidzenia?
   -Więc mówiłeś, że wracacie do szkoły, a tak dokładniej to gdzie? - zapytałam, nie myśląc dłużej o Brytyjce. 
   -Eeldeep High School - odpowiedział z uśmiechem na twarzy. - Coś się stało? - widocznie na mojej własnej zagościło zdziwienie.
   -Nie, wszystko w porządku, tylko tak się składa, że chyba będziemy chodzić to tej samej szkoły, jak nie klasy - wytłumaczyłam na co chłopak zareagował śmiechem.
   -Wiedziałem, że nasza znajomość nie skończy się na jednym dniu spędzonym w domku, w lesie. Ja, Zayn i Louis jesteśmy w klasie maturalnej - dodał szatyn, uśmiechając się do mnie.
   -Idę po drugą kawę, chcecie też? - zapytała Eve.
   -Nie, dzięki – odpowiedziałam, wskazując na nietknięty kubek.
   -Liam?
   -Z chęcią. Weź mi cynamonowe cappucino - poprosił szatyn.
   -Co wy macie z tym cynamonowym cappucino? Ono jest ohydne... Niall też je lubi... - zaczęła pomrukiwać, kiwając głową bez zrozumienia. 
Spojrzałam na chłopaka i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
   -Nie zwracaj na nią uwagi, czasem tak ma – stgwierdziłam, wyjaśniając zachowanie młodej Hutson. - A tak w ogóle, to gdzie reszta chłopaków?
   -Niall w domu, nie miał ochoty nigdzie dzisiaj wychodzić, w skrócie mówiąc: ma podobny humor co Eve, a Zayn w ,,pracy" – powiedział, robiąc cudzysłów w powietrzu.
Spojrzałam na niego, nie rozumiejąc o co chodzi. Chłopak od razu zaczął wyjaśniać:
   -Tak naprawdę, to nikt z nas nie wie gdzie on pracuje. Podejrzewam, że znowu się w coś pakuje. Na razie jestem o niego spokojny, ale boję się, że pewnego dnia dostanę telefon z prośbą o wyciągnięcie go z więzienia, albo o numer do jakiegoś dobrego adwokata. 
   -To przez niego wywalili was ze szkoły? - zadałam kolejne pytanie.
   -Prawdę mówiąc, to nie. Tak jakby to wszyscy jesteśmy temu winni – oznajmił, wymownie patrząc na roześmianego Tomlinson'a.
   -To przez Louisa? Proszę powiedz, ciekawa jestem - dodałam próbując zachować się normalnie. 
   -Może innym razem...
W tym momencie rozdzwonił się mój telefon. Przepraszając Liam'a, odebrałam.
   -Halo? 
   -Cześć Cloe - usłyszałam panią Justine z drugiej strony. - Mam do ciebie pytanie: nie wiesz gdzie jest Eve? Wyszła gdzieś, nic nie mówiąc, a ja nie mogę się do niej dodzwonić. Chelly mówiła, że jest z tobą - powiedziała drżącym głosem.
   -Tak, była ze mną, ale poszła po kawę i od jakichś piętnastu minut jej nie widziałam - odpowiedziałam, a kobieta zaczerpnęła głęboki wdech. - Wie pani, ją poszukam i zaprowadzę do domu. Nic jej nie będzie - próbowałam uspokoić kobietę.
   -Dobrze, ale jakby coś się stało, to błagam - zadzwoń.
   -Tak, zadzwonię, na pewno - zapewniłam kobietę, rozłączając się.
   -Co się stało? - zapytał szatyn.
   -Możecie popilnować bliźniaków? Ja muszę znaleźć Eve - powiedziałam w pośpiechu. Chłopak tylko skinął głową, a ja ruszyłam w stronę kawiarni. Wchodząc do lokalu, podeszłam do lady, za którą stał sprzedawca.
   -Przepraszam, nie widział pan tutaj blondynki w granatowych rurkach i czarnej kurtce, nie za wysoka - próbowałam opisać dziewczynę.
   -Tak, wchodziła do łazienki jakieś dziesięć minut temu - odpowiedział mężczyzna.
   -A wychodziła stamtąd? - pokręcił przecząco głową, a ja pobiegłam w stronę drzwi, prowadzących do pomieszczenia dla klientów. 
   -Eve! - krzyczałam, otwierając po kolei kabiny. - Eve! - tym razem usłyszałam ciche szlochnie. - Ev... - powiedziałam z ulgą, podchodząc do niej.
   -Nie dotykaj mnie... Odejdź! - krzyczała zapłakana blondynka. Nie wiedząc o co chodzi, dalej podchodziłam do niej, tylko, wolniej. 
   -Eve, co ty odwalasz? To ja, Cloe... Twoja przyjaciółka - mówiłam cicho i spokojnie.
   -Nie kłam, Cloe ma inny głos! Odejdź... Zostaw mnie w końcu w spokoju! Mam cię dość, przestań mnie oszukiwać! - płakała, coraz trudniej łapiąc oddech. Nie wiedząc, co robić wyciągnęłam telefon i wykręciłam dobrze znany mi numer. Zawsze przerażała mnie w takich sytuacjach – nie radziłam sobie z tym. To nie była moja Eve.
   -Hej Cl...
   -Chelly, ile zajmie ci dojazd do Starbucks'a? Tego, co zawsze - dodałam orientując się, że w Nowym Jorku jest dużo kawiarni pod taką nazwą.
   -Nie wiem, za piętnaście minut? O co chodzi? - zapytała zdezorientowana dziewczyna. 
   -Eve...
   -Zaraz będę - Chell dobrze wiedziała o co chodzi.
Po dziesięciu minutach pojawiła się szatynka i razem ze mną próbowała uspokoić Ev, jednak nie wychodziło nam to za dobrze.
   -Niall - w pewnym momencie powiedziała moja przyjaciółka. - Pamiętasz akcję w łóżku u chłopaków? To Niall ją wtedy obudził...
   -Ale jak ty go teraz tu ściągniesz? - zapytałam.
   -Przez telefon? No tak, nie mamy jego numeru... - po chwili przyłożyła swoją dłoń do czoła. Drugą cały czas gładziła po ramieniu Ev.
   -Ja mam numer Liam'a - szybko wyciągnęłam telefon i napisałam wiadomość do chłopaka, prosząc go o szybką odpowiedź. Nagle Eve zaczęła przeraźliwie krzyczeć:
   -Zostawcie mnie! Niech to się skończy! Weźcie to ze mnie! Ja nie chcę! - w takich chwilach bałam się jej najbardziej. Usłyszałam dźwięk wiadomości i zobaczyłam dziewięć liter naszej ostatniej nadziei.
   -Mam... - powiedziałam do Michelle, która chwyciła telefon i zadzwoniła.
   -Niall? Hey, tu Chelly. Mamy kłopot... Pamiętasz sytuację z nocy, kiedy u was nocołyśmy, jak obudziłeś Eve? - zapytała, czekając na odpowiedź. - Mamy coś podobnego znowu z Ev, błagam pomóż...Nie radzę sobie z nią! Na głośno mówiący? Już... - wcisnęła odpowiedni guzik i tym razem wszystkie usłyszałyśmy Niall'a.
   -Czy ona mnie słyszy? - zapytał chłopak.
   -Tak, mów błagam, bo ona sobie coś zrobi... - jęknęłam, przeczesując palcami nerwowo włosy. Myślałam, że zaraz eksploduję 
   -Eve... Ev, przestań. Słyszysz mnie, Eve? - powiedział spokojnie blondyn.
   -Niall? - zapytała dziewczyna, zachłystując się co chwilę powietrzem.-Co ty tu robisz? - spytała, nieprzytomnie uznając, że jest tutaj.
   -Niall rozmawia z nami przez telefon – wytłumaczyłam, próbując nie okazać, że stan dziewczyny przeraża mnie coraz bardziej.
   -Och, kto go tam zamknął? - szepnęła, przestraszona. Traciła kontakt z rzeczywistością.
   -Niall, pomocy...-jęknęłam.
   -Eve, ze mną wszystko w porządku. Powiedz: czy twoja mama jest zdrowa?
Nie tylko Eve, ale także i ja na chwilę osłupiałyśmy. Jedyna Chelly jak zwykle zachowała twarz bez emocji, chociaż była pewnie równie zdumiona, co my.
   -Tak – odparła słabo blondynka.
   -A ty czujesz się dobrze?
Cisza.
   -Eve, czy umierasz? - palnął ni stąd, ni zowąd. Zaczynałam robić się wściekła. Nie powinien jej teraz o to pytać. Zwłaszcza w takim stanie.
   -Nie – odparła rzeczowym tonem. Wracała do żywych.
   -To chyba dobrze, prawda?
Skinęła głową, czego nie mógł przecież zobaczyć. Uznał jednak ciszę za odpowiedź twierdzącą.
   -Ev, mam dla ciebie ważne zadanie: wstań.
Przy pomocy naszych ramion wykonała jego polecenie.
   -A teraz uśmiechnij się – jej twarz rozświetlił rząd równych zębów. - I daj się odprowadzić do domu, dobrze? - ponownie skinęła głową i podtrzymując się mnie, wyszła z nami z łazienki. Posadziłam ją na jednym z krzeseł i sama usiadłam obok niej. Chelly krążyła przy drzwiach toalety, z telefonem przy uchu, zapewne dziękując chłopakowi.
   -Dalej się uśmiechasz? - zapytałam, nerwowym nadal tonem. Faktycznie – uśmiech nie schodził jej z twarzy. - Jak chcesz, możesz już przestać.
   -Przecież mamy taki ładny dzień! - spojrzała za okno.
Dziwne metody Niall'a widocznie czyniły cuda.
Nie wiedziałam co było takiego w tych kilku, na dodatek bezsensownych zdaniach, że Eve przestała mieć przywidzenia. Naraz przypomniałam sobie o rodzeństwie i dopadłam okna kawiarni. Dzieciaki bawiły się na huśtawkach w najlepsze razem z Lou'im i Harry'm. Liam stał obok nich i się uśmiechał. Uspokoiło mnie to trochę. Wróciłam do stolika, gdzie stała już Chell, tępo wpatrując się w przyjaciółkę, która zdawała się jej nie zauważać.
   -Chelly?
Dziewczyna pokręciła gwałtownie głową, jakby dopiero się ocknęła.
   -Odwieziesz Eve do domu, prawda? - zero reakcji.
   -Eve, zbieramy się... - powiedziała w końcu słabo.
   -Wszystko w porządku Chelly? - spytała blondynka, wyjmując mi to z ust.
   -Oczywiście – uśmiechnęła się. Widocznie starała się nas uspokoić. - Chodź Ev, bo twoja mama się o ciebie martwi. Odwiozę cię do domu.
Drobna dziewczyna żwawo podniosła się z miejsca i pomachała mi na pożegnanie. Wzięła szatynkę za rękę i wyszły razem. Chwilę stałam tam w ciszy, niczym marionetka, która zapomniała jak się ruszać. Wyszłam z kawiarni i skierowałam się jak najszybciej w stronę rodzeństwa i chłopaków.
   -I jak? Znalazłaś ją? - spytał Liam.
   -Tak, właśnie Michelle dostarcza ją bezpiecznie do domu. Przepraszam, że tak długo to trwało. Musieli nieźle wam dać popalić... - spojrzałam na Collin'a, który właśnie wskoczył na plecy Harry'ego. Cynthia klasnęła w rączki i dała znak Loui'emu, że ona też chętnie skorzystałaby z umięśnionych barków chłopaka. Uległ jej i też wziął ją na plecy.
   -Daj spokój. Nareszcie Lou i Harry mieli kogoś do zabawy - zaczął się śmiać.
Po chwili chłopcy ,,zaparkowali” przed nami z bagażem na plecach. Zdjęłam z nich te dwa małe przylepce. Dzieci wzięły mnie za rękę – każde z jednej strony.
   -Musimy już iść – powiedziałam. - Mama niedługo wróci, a my jeszcze nawet nie mamy obiadu.
   -Ale spotkamy się jeszcze z chłopakami, co? - zapytał smutny Collin.
   -Oczywiście, że tak, i to nie raz - odpowiedział Lou, biorąc małego na ręce.
   -No cóż, pożegnajcie się z chłopakami. Idziemy - zadecydowałam i wzięłam brata od szatyna.
   -Paa - bliźniaki pożegnały się chórem i ruszyły za mną. 
Przez całą drogę żywo dyskutowały na temat chłopaków, zabawy i zastanawiały się kiedy następnym razem się spotkają. W przerwach wypytywały mnie o nich, a ja cierpliwie odpowiadałam śmiejąc się z niektórych pytań. W końcu gdy weszliśmy do mieszkania, bliźniaki ucichły, rozbiegając się po całym domu. Ja poszłam do kuchni szukając czegoś do jedzenia, jednak nie za bardzo mi to wychodziło, bo lodówka świeciła pustakami, a w szafkach nic nie było. Stojąc na środku kuchni i rozglądając się po niej usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyciągając iPhone'a z kieszeni zauważyłam zdjęcie, na którym była moja mama. Szybko odebrałam i od razu usłyszałam dziwny szum.
   -Halo? 
   -Clementine, jak tam bliźniaki? - zapytała rodzicielka.
   -Dobrze, przed chwilą wróciliśmy z placu zabaw - spokojnie odpowiedziałam, czekając na dalszą część konwersacji.
   -To świetnie... A, chciałam ci jeszcze powiedzieć, że dopiero jutro będę w domu, a tata przyjdzie po dziesiątej, więc nie musisz na nas czekać z obiadem.
Ucieszyłam się w duchu, ponieważ oznaczało to, że na obiad spokojnie mogłam zamówić fast food'y.
   -Dobrze mamo, coś jeszcze? - próbowałam powstrzymać entuzjazm w głosie, ponieważ kobieta od razu zaczęłaby się o wszystko wypytywać. 
   -Nie, chyba nie... Musze lecieć. Miłej zabawy - zdziwiło mnie to pożegnanie, ponieważ najczęściej można było usłyszeć ,,Uważaj na bliźniaki". 
   -Pa - odpowiedziałam do telefonu. - Collin, Cynthia, chodźcie na chwilę! - zawołałam pięcioletnie rodzeństwo, które pojawiło się błyskawicznie. - Co powiecie na pizze zamiast obiadu?
   -Taaaaaaak! - krzyknęli wspólnie. Jak zwykle zresztą. - My chcemy pizzę, my chcemy pizzę! - zaczęli hałasować, biegając po całym domu. Pokręciłam głową i wykręciłam numer mojej ulubionej pizzeri.
Odłożyłam telefon i usłyszałam krzyki, dobiegające z salonu. Udałam się w tamtą stronę, a kiedy doszłam do pomieszczenia Collin siedział na Cynthii i przełączał kanały.
   -Młody, co ty robisz?! - krzyknęłam na niego, a on przestraszony spadł na podłogę, co wywołało u mnie i mojej siostry śmiech. - No już, wstawaj i usiądź normalnie.
Pół godziny później przyjechał chłopak w ohydnej koszulce polo, ze znudzoną miną i dwoma pudełkami pełnymi jedzenia. Wręczył to mojemu braciszkowi, kiedy płaciłam. Chłopiec ledwo utrzymywał to w rękach, ale jakoś udało mu się postawić to na stole.
   -To co, jemy? - zachęciłam, pomagając Cynthii wejść na wysokie krzesło. 
   -Taaaak!!! - odpowiedzieli krzykiem.
Dzieci wchłaniały już po drugim kawałku, kiedy ciszę rozdarł mój telefon.
   -Wszystko w porządku, Michelle?
   -Tak. To znaczy...nie. Nie wiem - zabrzmiało niepewnie w słuchawce.
   -Co jest? - odłożyłam kawałek pizzy z powrotem na talerz.
   -Nic.
   -A jednak. Chell, co się stało? Przecież po coś zadzwoniłaś.
   -Chciałam tylko powiedzieć ci, że bezpiecznie odwiozłam Ev do domu...
   -I? - wiedziałam, że coś jest nie tak.
   -Rozmawiałam z jej matką... - mruknęła. Obie uwielbiałyśmy panią Hutson, więc trochę zdziwił mnie jej ton.
   -I? - powtórzyłam.
   -I powiedziała, że już od jakiegoś czasu zauważyła, że stan Ev się pogarsza. Chce znów ją wysłać do tego psychologa, żeby coś z tym zrobił, bo to już zaczyna robić się niebezpieczne.
   -I słusznie – trochę się uspokoiłam. Wszyscy byli cali i zdrowi.
   -Nie rozumiesz, Clementyne – rzadko zwracała się do mnie pełnym imieniem. - Ona ma tam iść, żeby dostać leki. Silniejsze leki. Pamiętasz jaka była ostatnio, kiedy przepisali jej coś mocniejszego? - miała rację. Stan Ev tamtego czasu można było określić zaledwie jednym słowem: martwa.
   -Pamiętam.
   -No właśnie. A ja nie chcę znowu tego widzieć, rozumiesz? Nie poradzę sobie z tym, jeżeli ona znowu będzie patrzyła tępo w nicość i nie odzywała się ani słowem przez pół miesiąca! Przecież ona będzie jak roślina! Nie będzie jadła. Nie będzie mówiła. Nic nie będzie, Cloe! Nie wiem, co robić... - zakończyła rozpaczliwie. Czułam to samo. Każda z nas tak naprawdę ten okres chciała jak najszybciej wymazać z pamięci, bo był to czas, w którym nie było Eve. Leki działały na nią jak środki usypiające, a nie pigułki na przywidzenia. Była wrakiem człowieka, który jedyne co robił, to poruszał się. Z drugiej jednak strony: one mają jej pomóc, co powiedziałam Chelly. Dobrze wiedziałyśmy, że tego argumentu nie idzie podważyć, więc na chwilę zapadła cisza. No cóż, nie zupełnie: bliźniaki przedrzeźniały się głośno. Postanowiłam zmienić temat:
   -Pogodziłaś się już z Paul'em?
   -Proszę cię... - prychnęła.
   -Jesteście tacy sami, wiesz? - podsumowałam. Na chwilę po drugiej stronie zapadła grobowa cisza. - Oddychaj – poleciłam.
   -Wiem – nie zwróciła uwagi na to ostatnie. - Dlatego muszę z nim pogadać, prawda? - oczami wyobraźni widziałam jak właśnie siedzi przy swoim olbrzymim oknie i palcami rysuje coś na szybie. Byłam prawie pewna, że właśnie to teraz robi.
   -Wypadałoby.
   -Będę już kończyć. Dziękuję.
   -Za co? - zaśmiałam się.
   -Za wszystko. Bo jesteś.
Już po chwili usłyszałam dźwięk oznaczający przerwanie połączenia.


Położyłam dzieciaki do łóżek, wykąpałam się, rozłożyłam na kanapie i oglądałam jakiś film. ,,Ciekawe co teraz robi Liam”-przemknęło mi przez myśl. W tym momencie usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Sięgnęłam po niego i zauważyłam nieodebraną wiadomość właśnie od niego:
,,Dobranoc. Liam"
Zaśmiałam się i odpisałam:
,,Jeszcze trochę zanim pójdę spać, ale dziękuję xoxo. C"
Schowałam telefon do kieszeni starych dresów i dalej oglądałam średnio ciekawy film. Jednak znowu usłyszałam trochę irytujący dźwięk sms'a.
,,W takim razie do zobaczenia w szkole... L"
Taką treść odczytałam. Znowu się uśmiechnęłam, tym razem nie odpisując.
Jutrzejszy dzień zapowiadał się ciekawie.
Musiałam przysnąć, bo w pewnym momencie aż podskoczyłam na kanapie. Nade mną stała mała postać. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to Cynthia.
   -Cece, kochanie, coś się stało?
   -Mogę...mogę spać z tobą? - chlipnęła. W mroku dostrzegłam, że po jej policzkach płyną łzy. Zrobiłam jej miejsce. Położyła się obok, a ja przykryłam nas obie kocem.
   -Co się stało? - spytałam znowu.
   -Tam coś było... - szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszałam, chociaż jej twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od mojej.
   -Co takiego?
   -Nie wiem...Boję się, Cloe. Bardzo – pociągnęła noskiem.
   -Już dobrze, już dobrze... - powtarzałam szeptem do jej ucha. Wtuliła się we mnie jak mała małpka i tylko co jakiś czas wstrząsał nią jeszcze płacz. - Jesteś bezpieczna - szepnęłam w jej włosy, chociaż byłam pewna, że już dawno zasnęła.






Nic dodać, nic ująć - treści jest dostatecznie dużo :)
Każdy komentarz mile widziany, tak samo rady.
Ktoś to czyta, a dla nas to naprawdę jest sukces.
Postaramy się niedługo wprowadzić więcej akcji ;)
Pozdrawiamy
Chelly and Eve

P.S. Przepraszamy, trochę za bardzo się rozpisałyśmy ;/