niedziela, 30 czerwca 2013

~9~

Z perspektywy Chelly

Jak zwykle wstałam w ogóle niewyspana. Czułam się, jakbym nie spała od miesiąca. Może to przez wrażenia wczorajszego wieczoru...
   -Gdzieś ty była? - spytałam, podirytowana.
   -Nie ważne – odparła z uśmiechem i chwyciła za rękę Liam'a. Poszli w stronę rodziców Cloe, zapewne, żeby ich także uspokoić. Stałam tam jak wmurowana w ziemię i tępym wzrokiem patrzyłam, jak ich sylwetki się oddalają. Czyżbym była właśnie świadkiem narodzin nowej pary w naszej grupie? O ile tak nas można nazwać - ,,grupa”. Ciągle byłam roztrzęsiona po rozmowie z Malikiem. Miałam zamiar szukać Paul'a, bo chciałam jechać już do domu, kiedy drogę zastąpili mi Ben i Owen.
   -Smith! - powitał mnie ten drugi ze śmiechem. Coś mówiło mi, że już zdążył bliżej zapoznać się ze stoiskiem z alkoholem.
   -Cześć – odparłam grzecznie. Ben spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego na znak, że wszystko w porządku.
   -Niezła impreza, no nie? - zagadał tamten.
   -Tak, niezła... - mruknęłam półprzytomnie, wypatrując sponad ich ramion mojego brata. Niestety nigdzie go nie widziałam.
W pewnym momencie zobaczyłam w tłumie jego ciemnoniebieską koszulę i bez słowa pożegnania podążyłam w jego kierunku. Złapałam go za ramię.

   -Możemy już jechać?
Spojrzał na mnie spod zmarszczonych w zdumieniu brwi.

   -Dlaczego? Stało się coś?
   -Nie, ale po prostu jestem zmęczona... - no cóż, w gruncie rzeczy nie kłamałam. Powiedział coś w stylu: ,,To ważny wieczór dla Cloe. Zostańmy jeszcze trochę...” ale ja już go nie słuchałam. Moją uwagę przyciągnęła Hutson, która wpatrywała się w swoje własne zdjęcie, wywieszone na wystawie.
   -Piękne, prawda? - zagadałam, kiedy do niej podeszłam.
Spojrzała na mnie. Miałam ubrane buty na obcasie, więc musiała nieco zadrzeć do góry głowę.
   -Płakałaś.
   -Widać? - zaczęłam panicznie przecierać oczy.
   -Nie, ale widziałam jak wbiegłaś do łazienki – powróciła wzrokiem do fotografii. Przygryzłam wargę, czekając na jedno kluczowe pytanie, które ostatnimi czasy padło stanowczo za często: ,,Co się stało?”
Ku mojemu zdziwieniu ono jednak nie wypłynęło z ust blondynki. Bez słowa, powolnym krokiem przeszła do następnego zdjęcia. Tamto już przedstawiało rodzeństwo naszej przyjaciółki.
W końcu przyjechaliśmy do domu, ale myślałam o Eve przez cały wieczór, kiedy nie mogłam zasnąć. Jej zachowanie ostatnio uległo zmianie. Miałam tylko nadzieję, że nie powróci to, co było kiedyś po zażyciu tych całych pigułek...
W każdym razie w końcu musiałam opuścić wygodne łóżko i zebrać się do szkoły. Właśnie zbiegałam po schodach, żeby iść do kuchni zrobić sobie śniadanie, kiedy prawie dostałam zawału, lądując w czyichś ramionach.
,,Przecież Paul jest w pracy...” - przemknęło mi przez głowę. Zwróciłam wzrok ku górze. Stałam w objęciach nikogo innego, jak Oliver'a.
   -Dzień dobry, księżniczko – powiedział wesoło.
Uśmiechnęłam się do niego, a on postawił mnie ostrożnie obok siebie.
   -Możesz mi powiedzieć, jak się tutaj dostałeś? - spytałam, nie kryjąc zdziwienia. Ogarnęła mnie panika, kiedy pomyślałam, że Paul nie zamknął za sobą drzwi, a ktoś mógł tu wejść... No właśnie. KTOŚ.
   -Paul dał mi klucze, żebym wziął jakieś płyty z jego pokoju – odetchnęłam z ulgą. - No i pomyślałem, że przy okazji sprawdzę co u ciebie.
   -Co u mnie? - spytałam, czując, że się rumienię. Skarciłam się za to w myślach.
   -Tak. Nie odpisywałaś mi wczoraj. Nie odbierałaś telefonów. Martwiłem się.
   -Niepotrzebnie – próbowałam go zbyć i nie pokazać, jak ujął mnie swoją troską.
   -No nie wiem, czy niepotrzebnie... Szczególnie po tym ostatnim sms'ie...
Szczerze nie miałam pojęcia, co mu napisałam. Byłam wtedy za bardzo roztrzęsiona. Wolałam go o to nie pytać, żeby nie zaczął się czegoś domyślać...
   -Zjesz ze mną śniadanie? - zaproponowałam.
Zdawało się, jakby wahał się przez chwilę, ale później ochoczo pokiwał głową.


   -Tak, to naprawdę było coś... - przyznałam, kiedy Ben oceniał wczorajszą uroczystość. Siedzieliśmy we trójkę, razem z Eve. Ostatnio wolałam mieć ją przy sobie. Nie odzywała się, póki nie zadzwonił dzwonek.
   -Coś z nim jest nie tak... - powiedziała, kiedy otwierałam drzwi sali chemicznej.
   -Z kim? Z Ben'em? - pokiwała twierdząco głową. - Mnie też się tak na początku zdawało, ale nie. On jest w porządku. - orzekłam, ale ona nie wydawała się
przekonana.
   -Gdzie jest Zayn? - zmieniła temat. Zmroziło mnie na dźwięk jego imienia. Nie chciało mi się o nim myśleć. Wzruszyłam więc tylko ramionami, chociaż i mnie od dawna nurtowało to pytanie: gdzie podziewa się Malik, kiedy mamy lekcje? Chyba zresztą nie tylko ja się o to martwiłam. Liam chodził podminowany już od dłuższego czasu, a reszta chłopców... no cóż, oni po prostu unikali tematów związanych z mulatem, chyba głównie po to, by nie denerwować Liam'a. Przysiadła się do nas właśnie Cloe, kiedy Ev powiedziała smutnym głosem:
   -Jutro przyjeżdża do mnie Jillian.
   -O nie... - jęknęłam, a Clementyne skarciła mnie oburzonym wzrokiem.
Nie sądziłam jednak, by Eve poczuła się urażona – sama nie cierpiała tej głupiej dziewczyny, młodszej od nas cztery lata. Cloe chyba też za nią nie przepadała, ale przez grzeczność starała się to ukrywać.
   -Na jak długo? - spytała właśnie.
   -Tydzień.
   -Tydzień z tą głupią, tępą...
   -Michelle! - oburzyła się nasza czerwonowłosa przyjaciółka.
   -...małolatą? – dokończyłam, używając lżejszego słowa, niż to, które miałam na myśli.
Eve walnęła głową w ławkę.
   -Zginę w męczarniach! - jęknęła.
   -Och, nie przesadzajcie. Na pewno nie będzie tak źle... - zaczęła Cloe.
Spojrzałyśmy na nią z politowaniem jak na małe dziecko, które myśli, że świat obsiany jest tęczą i stadem jednorożców...i ogółem dobrem. Wszyscy wiemy, że tak nie jest, prawda...?


   -Czy nie powinieneś być, no nie wiem – u siebie w domu? - spytałam, kiedy zastałam wytatuowanego chłopaka w salonie. Pisał coś na laptopie Paul'a.
   -Powinienem – przyznał, nie odrywając wzroku od ekranu. - Ale czekam na ciebie...
   -Tak? A to ciekawe...bo ja nie przypominam sobie, żebym się z tobą tutaj
umawiała – rzuciłam, kiedy poszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody. Opuścił ekran białego komputera i podszedł do mnie. Poczekał aż odejmę szklankę od ust i postawił ją na stoliku. Spojrzał mi w oczy.
   -Trudno. Widocznie masz krótką pamięć – powiedział z uśmiechem na ustach. Uniosłam brwi w zdziwieniu. Pociągnął mnie za rękę, prowadząc przez schody do mojego pokoju. Nie miałam pojęcia, co on robi. W końcu dotarliśmy do pomieszczenia, które od niedawna było moje.
Różę, która stała w wazonie na moim biurku dostrzegłam dopiero wtedy, kiedy wziął ją w ręce i stanął na środku pokoju, tuż przede mną.
   -Michelle – zaczął poważnym tonem.
   -Jezu, mam się bać? - wtrąciłam, przerażona. Uśmiechnął się tylko uspokajająco. Postanowiłam, że opanuję swoje drżące dłonie.
   -Znamy się już od paru ładnych lat, prawda?
   -Tak... - odparłam niepewnie.
   -I trzeba przyznać, że znamy się dobrze.
   -Tak – powtórzyłam. Ponownie się uśmiechnął.
   -Nigdy nie byłem tego do końca pewny, ale...ale ostatnio wydaje mi się, że to będzie chyba najlepsza decyzja, którą podjąłem w ciągu ostatnich kilku lat. Patrzysz na mnie jak na wariata... - zaśmiał się, a ja spróbowałam zrobić to samo. - Nie wykluczam, że nim nie jestem. Wiem, że to może zabrzmieć banalnie, nawet bardzo, ale inaczej nie potrafię... A więc: Michelle...
Wstrzymałam na chwilę oddech, kiedy wyciągnął dłoń, w której trzymał krwistoczerwony kwiat, kłaniając się lekko.
   -...czy chciałabyś być ze mną?

~Z perspektywy Cloe~

Byliśmy w kawiarni. Michelle napisała mi właśnie, że się spóźni. Ja i Liam siedzieliśmy obok siebie. Po minach naszych przyjaciół dało się poznać, że niczego nie musimy ogłaszać oficjalnie. Niektórzy nawet bez jakichkolwiek pytań po prostu życzyli nam szczęścia... No cóż. Może to i nawet dobrze. Bynajmniej mogliśmy uniknąć dość krępującej sytuacji, jaką byłoby to całe ,,ogłoszenie”. Boże, co za głupi zwyczaj... O dziwo zjawił się i Zayn. Przysiadł obok nas, jakoś dziwnie zadowolony. Nie miałam pojęcia o co może mu chodzić. Hutson rozgadała się z Niall'em i Harry'm na dobre. Dzięki Bogu, już zaczynałam się o nią martwić. Lou właśnie skończył swoją zmianę i chwilę później dosiadł się już do naszego stolika.
   -Dlaczego nie ma cię ostatnio w szkole? - zagadałam Malika.
   -Szkoła to ostatnie miejsce, w którym teraz chciałbym przebywać – zbył mnie z uśmiechem na ustach, popijając swoją kawę.
   -Jak my wszyscy zresztą – wtrącił Harry, co mnie zdziwiło. Rzadko kiedy się w ogóle odzywał. - Jednak Cloe zadała ci dość konkretne pytanie – powiedział stanowczo, patrząc Zayn'owi hardo w oczy.
   -Dobrze. Chcesz dość konkretną odpowiedź? - zdawał się nie zauważać ostrego tonu przyjaciela. Był za to nadal rozbawiony. Harry nie poruszył się ani o milimetr, ale chłopak najwyraźniej uznał to za odpowiedź twierdzącą. - Jebać szkołę! - zaśmiał się. - To tyle, co mam do powiedzenia w tym temacie – znów pociągnął łyka ze swojego kubka.
Harry spuścił wzrok, a po chwili zaczął rozmawiać o czymś z Louis'em przyciszonym tonem. Po chwili jednak wszyscy ucichliśmy.
Do kawiarni weszła moja brązowowłosa przyjaciółka. Jednak nie sama.
Obok niej, pewnym krokiem szedł wysoki, szczupły brunet. Nie byłoby w nim nic dziwnego, gdyby nie to, że wszystkie jego widoczne części ciała pokrywały tatuaże. Wielkie, kolorowe, rzucające się w oczy tatuaże.
Chłopak był przystojny, miał duże, brązowe oczy. Było w nim coś... miałam wrażenie... Boże, ja się go zwyczajnie bałam. Spojrzałam po twarzach innych. Mieli o nim chyba podobne zdanie, bo wszyscy milcząco przypatrywali się nowej postaci ze zdumieniem. Można powiedzieć, że nawet ze strachem. To pewnie przez te tatuaże wyglądał tak groźnie. Wydawało się, że minęły wieki, zanim oboje stanęli przy naszym stoliku. Chelly powitała nas wszystkich uśmiechem.
Pominęła wzrokiem Malika, co było wręcz wyczuwalne.
   -Cześć wszystkim – powiedziała pogodnie.
   -Cześć – odparliśmy chórem, niepewnie. Oprócz mulata, oczywiście.
   -Chciałam wam kogoś przedstawić. To jest Oliver... - spojrzała na chłopaka, który uniósł nieśmiało rękę i pomachał nią w naszym kierunku. Dopiero po chwili zauważyłam, że chwyciła go za także wytatuowaną dłoń. Już chciałam się przywitać, kiedy dziewczyna wzięła głęboki wdech i dodała:
   -...mój chłopak.






Hi :) 
Z tej strony jak zawsze Eve z nowym rozdziałem, ktory mamy nadzieję, spodoba się Wam...
Zaczęły się wakacje, będziemy spędzać więcej czasu ze sobą i mamy plany dodawać więcej rozdziałów i trochę rozkręcić akcję :p 
Jeśli zauważyliście, to moja pierwsza notka pod rozdziałem, więc za różne błędy przepraszam... 
Komentarze jak zawsze mile widziane :D
Eve x

wtorek, 18 czerwca 2013

Nowy Blog Chelly

ZAPRASZAM na mojego nowego bloga! Byłoby mi miło, gdybyście zajrzeli ♥ To dla mnie bardzo ważne! ;3 Tego tutaj bloga oczywiście prowadzić będziemy nadal!
Pozdrawiam
Chelly


~ZAPRASZAM~

niedziela, 16 czerwca 2013

~8~

*Dwa tygodnie później*
Z perspektywy Eve

   -Ale Chell, w co ja mam się ubrać? - krzyknęłam z sypialni do mojej przyjaciółki.
   -Ubierz co chcesz. I tak Niall'owi będzie się podobać - zażartowała wiedząc, że na te słowa zrobię się czerwona. - A poza tym, to tylko wystawa, a nie jakiś bal.
   -Ale ta ,,tylko wystawa" jest bardzo ważna dla naszej przyjaciółki – powiedziałam, wchodząc do salonu, w którym siedziała brunetka. - Sukienka?
   -Ja nie noszę sukienek, idę w spodniach, a na górę się coś narzuci - powiedziała to, co zawsze w takich sytuacjach. Zaśmiałam się i z dezaprobatą pokręciłam głową.
   -Co oglądasz? - zapytałam, siadając na kanapę.
   -Jakieś wiadomości - odpowiedziała i wzmocniła głośność telewizora.

   -Przypadłość chorób psychicznych w USA zwiększa się... - powiedziała prezenterka w wyjątkowo okropnej bluzce, a Michelle ekspresowo zmieniła kanał.
   -Ev ja...
   -Okay, to nie twoja wina - uśmiechnęłam się blado i skierowałam w stronę kuchni. Gdy weszłam do pomieszczenia, zaczęłam desperacko otwierać szafki i wyrzucać ich zawartość na podłogę.
   -Ev przestań!!! - brunetka stanęła przede mną i próbowała mnie uspokoić.
   -Ja muszę to znaleźć... Musze wziąć te tabletki, bo one nie dadzą mi spokoju - powiedziałam zapłakana, łapiąc się za głowę.
   -Uspokój się - powiedziała Chell spokojnym i opanowanym głosem. Próbowałam zrobić to, o co mnie prosiła: wzięłam kilka głębszych wdechów i już bardziej opanowana zaczęłam ogarniać bałagan, który narobiłam.
   -Zostaw, ja się tym zajmę - zaproponowała swoją pomoc, jednak ja nie posłuchałam i zaczęłam wrzucać wszystkie porozrzucane leki do wiklinowego koszyka. 
Michelle tylko spojrzała na mnie jednym z tych swoich przenikliwych spojrzeń. Jak na rozkaz zostawiłam resztę i oparłam się plecami o kasztanowe drzwiczki jednej z szafek, które znajdowały się w kuchni. Lubiłam to miejsce i często tu przebywałam. Znajomi twierdzą, że to przez moje umiłowanie do jedzenia, chociaż jak niektóry mówią, w ogóle tego po mnie nie widać. Ja jednak postrzegam to trochę inaczej... Uwielbiam ciszę, jednak nie taką zwykłą ciszę, w której przeważnie ludzie myślą o pracy, przyszłości czy innych rzeczach, ja lubię ciszę, w której mogę usiąść, włączyć muzykę i nie myśleć... Tak, właśnie taką ciszę kocham, taką, w której mogę odciąć się od myśli. Zawsze tak robiłam odkąd wyjechałam z Londynu, a moja i tak nietrwała rodzina, się rozpadła, próbowałam odciąć się od myśli. Pewnie powiecie, że to dziwne, przecież dziesięcioletnia dziewczynka powinna się w tym wieku bawić, poznawać świat i mieć wokół siebie kochających ją ludzi. Jednak ja po burzliwym rozwodzie rodziców zamknęłam się w sobie.
Po przyjeździe do Nowego Jorku nie mogłam sobie niczego poukładać. Moja mama wciągnęła się w wir pracy w korporacji, a mnie zostawiała z opiekunkami, które i tak długo ze mną nie wytrzymywały, bo w końcu jak zajmować się dzieckiem, które nie wiadomo dlaczego cały czas siedzi w kuchni ze słuchawkami w uszach, przytula się do misia i całymi dniami patrzy przez okno z małymi przerwami do których jest zmuszane.
   -O jakie tabletki ci chodziło? - przerwała moje rozmyślania Smith, która wyciągała coś z lodówki. 
   -Żadne... Musiało mi się coś zdawać – odpowiedziałam, chcąc natychmiast zakończyć temat. 
   -Eve, wiem kiedy kłamiesz, znam cię na wylot - stwierdziła brunetka. - Przestań omijać temat i powiedz: o co chodzi?
   -A możemy iść na taki układ: ja się uśmiechnę, a ty nie będziesz zadawać pytań?
   -Nie, Ev. Błagam, powiedz - poprosiła dziewczyna, siadając obok mnie i podając mi muffina, na poprawienie humoru.
Wzięłam ponownie głęboki wdech i zaczęłam mówić:
   -Pamiętasz sytuację ze Starbrucks'a? - dziewczyna przytaknęła. - Po tym wszystkim mama wzięła mnie siłą, dosłownie, do psychologa. Pamiętasz tą kobietę? Opowiadałam ci o niej kiedyś - dziewczyna ponownie przytaknęła głową, na potwierdzenie moich słów. - Jak to pani Kerr - zrobiła dwugodzinne przesłuchanie i bez dłuższego zastanowienia przepisała mi tabletki - na to zdanie Chell wzdrygnęła się. Nie dziwię się jej. Od czasu mojej ostatniej terapii, robiłam wszystko, by znowu nie brać tych tabletek. Dlaczego? Przez większość czasu wyglądałam jak żywy trup, poza tym dalej mam pozostałości po ,,kuracji".
   -Ale jakim cudem nic po tobie nie widać? Przecież jak ostatnio to brałaś to było strasznie...
   -Wtedy brałam je trzy razy dziennie: rano przed szkołą, po południu i na kolację. Wiesz takie trzy posiłki - przełknęłam głośno ślinę. Chell wiedziała o co mi chodzi. Ona co prawda nie brała tych tabletek, ale czasem przeżywała to gorzej niż ja. - Teraz biorę je wieczorem, więc przez noc ,,schodzi" to ze mnie, jak na razie działa, więc nie widzę potrzeby brania ich częściej. 
   -Właśnie widać - mruknęła brunetka, jednak nie na tyle cicho bym nie usłyszała. 
Spuściłam tylko głowę i zamilkłam, nie kontynuując już historii, którą i tak dziewczyna znała od ,,podszewki". Wiem, że za gwałtownie zareagowałam. Czasem czuję się, że po prostu nie mogę normalnie funkcjonować bez tych
pieprzonych pigułek. Uzależnienie? Przecież nie biorę ich co chwilę.
   -Przepraszam...
   -Słucham? - zapytałam, ,,wyjęta" z rozmyśleń. 
   -Nic, nic... - ucięła, odwracając głowę. 
   -Powtórz! - podniosłam ton w żartobliwy sposób, uśmiechając się do szatynki i przybliżając się do niej, tym samym zmniejszając małą przestrzeń między nami. Uwielbiałam takie momenty, które przy Chell nie często się zdarzały. 
   -Przepraszam - powtórzyła Smith z niemałym trudem. Takie wyznania nie łatwo jej przychodziły, a szczególnie szczere.
   -Okay, więc co dzisiaj robimy? - zapytałam, nie chcąc dalej ciągnąc tematu.
   -Przecież mamy iść na tę wystawę, prawda? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
   -Och, no tak... - rzuciłam, niedbałym tonem, starając się, by nie wyczuła w moim głosie strachu. - Zapomniałam...
   -Zapomniałaś? - spytała, zdziwiona.
   -Tak. Ostatnio dość często mi się to zdarza...

~Z perspektywy Cloe~

Przechodząc pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi, aż się dziwne czułam, odbierając gratulacje. Jednak najważniejsze dla mnie zdanie na temat fotografii miała wyrazić moja mama - doświadczona fotografka.
   -Świetne zdjęcia Clementyne - usłyszałam słowa pochwały, wypowiedziane przez dyrektor galerii, w której się znajduję.
   -Dziękuję, pani Clark – odpowiedziałam, uśmiechając się do kobiety, która zaproponowała mi tę wystawę. - Które zdjęcie podoba się pani najbardziej? - zapytałam z czystej ciekawości.
   -Jest tyle pięknych fotografii, że jednej nie potrafię wybrać, ale czaruje mnie jedna sesja – powiedziała, wskazując na portrety Liam'a. - W jego spojrzeniu jest coś intrygującego.
   -Wiem o czym pani mówi - zgodziłam się z kobietą, patrząc prosto w brązowe tęczówki Payne'a. 
   -Dzień dobry - usłyszałam niski i zdecydowany głos za sobą.
   -Och, o wilku mowa.
Gdy się odwróciłam, zauważyłam szatyna ubranego w garnitur (jedyny z całej piątki zdecydował się go założyć), i z szarmanckim uśmiechem przyczepionym do twarzy.
   -Robi pan równie dobre wrażenie w rzeczywistości, jak i na zdjęciach - stwierdziła blondynka.
   -Miło mi to słyszeć, ale to wyłącznie zasługa Cloe - kiedy to mówił, objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. Zdziwił mnie trochę ten gest, ale nic nie powiedziałam. - Mogę ją na chwilę porwać? Obiecuję, że wróci w jednym kawałku.
Uśmiechnął się i kiedy pani Clark zgodziła się, przytakując głową, Payne złapał mnie za rękę, szybko biegnąc do wyjścia. Nie wiedząc co się dzieje, zaczęłam się śmiać. Słysząc to, Liam przystanął i spojrzał na mnie. Staliśmy na środku chodnika w porządnej ulewie, ale nie przeszkadzało nam to. Co chwilę potrącali nas piesi, co również było nam obojętne.
   -Co ty robisz? - zapytałam, dalej się uśmiechając.
   -Żyję chwilą - szepnął, a po chwili dalej zaczął biec w nieznanym mi celu. 
Po chwili przystanęłam. Szpilki jednak zaczęły dawać mi się we znaki. Widząc to, chłopak podszedł do mnie, ucałował w czoło i podniósł tak, jak zazwyczaj robi to pan młody, aby przenieść swoją małżonkę przez próg. Gdy zaczął dalej iść, ja spojrzałam na niego i ponownie zapytałam:
   -Co ty robisz? 
   -Idę z piękną dziewczyną na pyszną kolację - powiedział i chytrze się
uśmiechnął.
   -Miałeś mnie porwać tylko na chwilę, nie pamiętasz? A zresztą: kto nas wpuści do restauracji, przemoczonych do suchej nitki?!
   -Dlatego najpierw idziemy do ciebie, a potem jedziemy do mnie – powiedział, kierując się w stronę mojego domu.
   -A to kłamstwo? - zapytałam, czekając na reakcję chłopaka.
   -Mi nie wybaczysz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, robiąc minę zbitego pieska. Zaśmiałam się tylko, wtulając się jednocześnie w pierś chłopaka. 
Kiedyś zadałam sobie pytanie, czy go kocham. Myślałam nad wszystkimi ,,za" i ,,przeciw", jednak dopiero teraz mogę śmiało powiedzieć, że czuję do niego coś mocniejszego niż przyjaźń. Gdy tak szliśmy nie zauważyłam, że już jesteśmy na miejscu. Dopiero po chwili zdałam sobie z tego sprawę. Tak więc stanęłam na ziemi i szukając w małej torebce kluczy, coraz bardziej się denerwowałam, ponieważ nie mogłam ich znaleźć.
   -Może ja to zrobię, co? - zapytał chłopak, podchodząc do drzwi, a z kieszeni wyciągając dwa klucze, idealnie pasujące do zamka.
   -Ale... - nie wiedziałam co powiedzieć.
   -Jeśli poprosisz i kupisz Ev kawę i muffina, to zrobi wszystko - no jasne, przecież dziewczyny mają klucze do mojego domu. Z drugiej strony, nie dziwię się, że Liam tak szybko przekupił Hutson.
   -Więc, co pan planuje, panie Payne? - zapytałam, wchodząc do wielkiego salonu. 
   -Panno Farenhall, panna teraz pójdzie się przebrać w coś równie pięknego, a ja na pannę tu poczekam – odpowiedział, siadając na kanapę. 
Odwróciłam się i szybko pobiegłam do schodów. Wbiegłam po nich najszybciej jak się dało. Weszłam do pokoju i otworzyłam szafę w poszukiwaniu innej ,,równo piękną sukienkę". Natrafiłam na koronkową sukienkę w beżowym kolorze. Ściągnęłam ją z wieszaka i udałam się do łazienki, w której zmyłam spływający makijaż, a włosy wysuszyłam. Ubrałam sukienkę i szybko weszłam jeszcze do pokoju po telefon i klucze. Schodząc po schodach, dostałam trzy wiadomości. Pierwsza od mamy:
,,Gdzie jesteś kochanie? Wszyscy cię szukają. Odpisz szybko.”
Przystanęłam i zaczęłam zastanawiać się, co odpisać. W końcu wymyśliłam starą wymówkę i szybko napisałam:
,,Przepraszam mamo, ale źle się poczułam. Chyba grypa.. Przeproś wszystkich. Kocham cię”
Drugi sms okazał się być od Eve:
,,Miłej zabawy z Liam'em. Kocham was ;*”
Zaśmiałam się i zamknęłam okienko. Ostatnia wiadomość była od Chell:
,,Gdzie ty jesteś? Ev nie chce mi nic powiedzieć, a Liam'a też nigdzie nie ma. Twoja matka cały czas o ciebie wypytuje, a ja nie wiem co mam mówić...”
Szybko odpisałam jej to co mamie:
,,Źle się czuję.. Przepraszam, mama wszystko już wie. Nie wiem, gdzie jest Liam.. Baw się dobrze. Przepraszam”
   -Idziesz? - usłyszałam z dołu głos chłopaka. 
   -Tak, już jestem. Przepraszam, dziewczyny się martwią, że mnie nie ma mnie w galerii. Napisałam im, że źle się czuję - odpowiedziałam z uśmiechem, podchodząc do szatyna. - Gdzie teraz? 
   -Niespodzianka.
Nie pytając już o nic, chwyciłam parasol w rękę i ubrałam buty. Podążając śladami mojego przyjaciela, wyszłam na zewnątrz, gdzie nadal padał straszny deszcz. Liam tylko przelotnie na mnie spojrzał i udał się w stronę czarnego BMW, w którym po krótkiej chwili już siedzieliśmy. Dalej żadne z nas nie zadawało pytań, tak nam było dobrze. Oparłam głowę o szybę i zaczęłam myśleć... Nad wszystkim, zaczęłam zastanawiać się, co zrobię po studiach, czy Liam czuje to samo (chyba każda nastolatka się nad ty zastanawia), czy kiedyś uda mi się założyć normalną szczęśliwą rodzinę.
   -Wszystko dobrze, Cloe? - usłyszałam pytanie skierowane do mnie. 
   -Tak, tak... - w tym momencie uświadomiłam sobie, że po moim policzku spływa łza, więc szybko ją otarłam i uśmiechnęłam się blado. 
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie jesteśmy już w Nowym Jorku, tylko na dobrze znanej mi drodze prowadzącej do jednego miejsca - dom chłopaków. Ponownie się uśmiechnęłam, tym razem do siebie, a w duchu skakałam ze szczęścia, ponieważ wiedziałam, że będziemy tam sami. Lubiłam to miejsce. Zawsze czułam się tam jak w domu.
   -Jesteśmy - powiedział Liam, szybko wychodząc z samochodu, aby otworzyć mi drzwi i schować przed deszczem, pod parasolem. - Zapraszam do restauracji.
   -A tak naprawdę, to co tu robimy? - zapytałam, śmiejąc się.
   -Zjemy pyszną kolację przygotowaną przeze mnie z małą pomocą Harry'ego – odpowiedział, otwierając drzwi. Po chwili byliśmy już w korytarzu, który prowadził do wielu pomieszczeń, znajdujących się w domu.
   -Poczekasz na mnie chwilę? Pójdę się przebrać - powiedział, a ja tylko lekko kiwnęłam głową. 
Wchodząc do salonu zauważyłam w nim Harry'ego, układającego piękne beżowe serwetki na stole.
   -Co...co ty tu robisz? - zapytał, zdezorientowany, nie wiedząc co zrobić. 
   -Przyjechałam z Liam'em...?
   -Ach... Ja już jadę z powrotem, a ty Liam'owi nic nie mów, miałem się wyrobić - zaczął się usprawiedliwiać.
   -Słowo – powiedziałam. On tylko życzył mi dobrej zabawy i wyszedł ,,podziwiać moje dzieła” - jak to określił. Na Liam'a nie musiałam długo czekać.

~Z perspektywy Chelly~

Dziwiło mnie bardzo to, że nikt oprócz mnie już nie przejmował się zniknięciem Clementyne. Widziałam tutaj tyle znajomych twarzy...
Zrobiło mi się słabo.
Wyszłam na dwór, bo już nie mogłam wytrzymać w jednym pomieszczeniu z tyloma ludźmi. Było już ciemno. Stałam przez dobrą chwilę na świeżym powietrzu, z telefonem w ręce. Dzisiejszego wieczoru nie było minuty, kiedy nie spojrzałabym na jego wyświetlacz. Co chwilę dostawałam wiadomości od Olivera, a także od Nieznanego. Co do tego drugiego, już dawno rozważyłam różne opcje i teoretycznie wszystko na początku wskazywało na Ben'a. Jednak ostatnio coraz częściej z nim rozmawiałam i już odrzuciłam tę możliwość. Rozmawiało nam się ze sobą coraz lepiej. Widać, że odpuszczając TO wszystko, możemy naprawdę dobrze się dogadywać, czego brakowało nam ostatnim razem, kiedy próbowaliśmy wykrzesać między nami jakieś uczucie.
Bo prawdę mówiąc – tylko na próbach się kończyło. Nieznany wysyłał mi jednak wiadomości codziennie. Już nie tylko moje zdjęcia. Miałam wrażenie, że wiadomości tekstowe najczęściej pojawiają się ranem i wieczorami.
Jakby tracił mnie z oczu...
Właśnie. Kolejna wiadomość.
Tym razem zdjęcie. Moje oczywiście. Przedstawiało mnie, kiedy w pośpiechu chowałam do torby telefon. Zdjęcie musiało być zrobione dzisiaj w szkole. Najgorsze w tym wszystkim było to, że jak zwykle spóźniona byłam na lekcje i sama podążałam korytarzem, aby dobiec jeszcze na chemię.
Nikogo więcej tam nie było.
Bynajmniej byłam tego pewna aż do teraz.
Podskoczyłam aż, kiedy poczułam czyjś oddech na karku. Upuściłam komórkę, przerażona. Dopiero, kiedy chłopak ją podnosił, spostrzegłam, że to Zayn. Spojrzał na wyświetlacz i zanim zdążyłam zareagować, zobaczył tę wiadomość. Wyrwałam mu komórkę. Spojrzał na mnie, zdziwiony.
   -Co to było? - spytał. Dobrze wiedziałam, o co mu chodzi. Nie był głupi, żeby nie powiązać ze sobą kilku faktów.
   -Nic – odparłam machinalnie. Już nawet mnie samą zaczynało ostatnio irytować to, jak często udawałam, że nic się nie dzieje, że wszystko jest w porządku.
   -Kto ci to wysłał?
   -Nikt – spojrzał na mnie jak na idiotkę. - To znaczy, nie wiem kto... A zresztą, nie ważne! - próbowałam ominąć temat.
   -Chell, widzę co się dzieje. Ktoś cię zastrasza, tak?
Na dobrą chwilę mowę mi odjęło. Jak on...? Skąd mógł wiedzieć? A może on sam... Nie, to na pewno nie on. Musiałam szybko się w sobie pozbierać, żeby móc w ogóle zaprzeczyć.
   -Nie, skąd ci to przyszło do głowy?!
   -Nie okłamuj mnie – powiedział, a głos zrobił mu się bardziej miękki.
Pomyślałam, że próbuje mnie omotać, toteż zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
   -Nie twój pieprzony interes – warknęłam. - Poradzę sobie sama, nie wtrącaj się na siłę w moje życie!
   -Tak, masz rację – rzucił złośliwie. - Przepraszam, to faktycznie moja wina, że znalazłem cię pod tym drzewem! Moja wina, że starałem ci się pomóc! Moja
pierdolona wina, że chcę pomagać nadal, chociaż rozum podpowiada mi całkiem co innego! - widać było, że naprawdę porządnie się zezłościł. - Masz rację, nie będę mieszał się w twoje sprawy.
   -Nie, to nie tak... - próbowałam jakoś załagodzić sytuację.
   -A jak? Co ja mam sobie myśleć dziewczyno, skoro jasno dajesz mi do zrozumienia, że nie potrzebujesz kolejnego idioty koło siebie, że nie chcesz niczyjej pomocy... zresztą – pomijając już mnie, musisz wreszcie otworzyć oczy i zobaczyć jak ranisz Cloe. I Ev. I resztę. Nawet twojego brata, który patrzy na mnie tak, jakby chciał mnie zabić. Ale wiesz co jest najgorsze? - zdawał się nie zauważać moich łez, płynących ciurkiem po policzkach. - To, że ty robisz to samo, tylko z ukrycia! Zabijasz nas wszystkich powoli, po cichu, nieoficjalnie, ale nie bezboleśnie. Wiesz kto kryje się ze swoimi czynami? - spytał, kiedy ruszył już w stronę wejścia do galerii, z którego niedawno wyszłam i stanął tak, że praktycznie dotykaliśmy się ramionami. Usta trzęsły mi się niemiłosiernie, wydając z siebie czasem ciche pochlipywania i jęki bólu. Bo prawda boli. - Tchórze – wycedził przez zęby i po chwili zniknął już za oszklonymi drzwiami.
W mojej dłoni ponownie zawibrował telefon. Nie zdołałam zobaczyć, kto napisał. W tej chwili skupiałam się nad tym, żeby móc oddychać.








Przepraszamy za to, że tak długo trzeba było na to czekać... Tłumaczyć możnaby równie długo, ale w skrócie, głownym pożeraczem naszego czasu jest SZKOŁA -.-" Postaramy się w wakacje dodawać rozdziały regularnie.
Jak zawsze prosimy o szczere opinie i komentarze, może ktoś nawet byłby tak miły i gdzieś, komuś nas polecił?
Mamy nadzieję, że rozdział wam się spodobał, jeśli chcecie, możecie śmiało zadawać pytania ;)
Pozdrawiamy
Chelly and Eve

+Przepraszamy za ewentualne błędy i za wulgaryzmy w tekście. Wiemy, że niektóre osoby może to drażnić...
++Miałyśmy polecić dwa blogi, którym przydałoby się więcej czytelników:
*Klik*  oraz *Klik*, a także drugi blog tej samej autorki: *Klik*