piątek, 22 listopada 2013

~20~

Z perspektywy Harry'ego

Siedząc na kanapie obok śpiącego Niall'a przełączałem kanały w telewizorze, który od dawna wisiał na jednej ze ścian naszego salonu. Pamiętam jak Louis i Liam przynieśli go tutaj. Payne miał zrobić to z Malikiem, ale Tommo uwielbiał popisywać się przed szatynem swoimi mięśniami, więc z chęcią zrobił to za Mulata. Uśmiechnąłem się do siebie, mając przed oczyma tamte dni. Wspominanie zmarłego Liam'a nie sprawiało mi problemów, po prostu pogodziłem się z tym, że mój przyjaciel nie żyje. Oczywiście ciężko było mi z myślą, iż nie zmarł on śmiercią naturalną tylko, razem ze swoją dziewczyną, został zamordowany.
   -Wystarczy tego - powiedziałem do siebie, wyłączając urządzenie i wstając. Gdy byłem już przy schodach prowadzących na pierwsze piętro naszego domu,
usłyszałem zaspany głos Niall'a.
   -Nie zostawiaj nas tak, jak oni to zrobili - Horan powiedział to z zamkniętymi oczyma, więc stwierdziłem, że śpi. Irlandczyk często mówił przez sen, nie ruszyłem się jednak z miejsca, czekając na możliwy ciąg dalszy jego nieświadomej wypowiedzi. - Obiecaj mi...
   -Obiecuję - słowo wyleciało z moich ust całkowicie niekontrolowanie.
Zanim postawiłem stopę na pierwszym schodku, spojrzałem jeszcze na blondyna. Chłopak dalej spał, jednak na jego twarzy widniał całkowicie szczery uśmiech. Zawsze twierdziłem, że doprowadzenie Niall'a do płaczu albo sprawienie, aby ten uśmiech znikł z jego twarzy powinno być karalne.
Wszedłem jak najszybciej na górę i ruszyłem do pokoju Louis'a. Nie pukając, otworzyłem drzwi i zauważyłem szatyna, siedzącego na łóżku z książką w rękach i słuchawkami w uszach, z których leciała muzyka. Tommo nie zauważył mnie, więc szybko wskoczyłem na jego łóżko, oznajmiając swoją obecność. Wyrwałem chłopakowi książkę z rąk i spojrzałem na okładkę.
   -,,Charlie" - przeczytałem. - Po pierwsze: od kiedy ty czytasz książki? Po drugie: skąd to wytrzasnąłeś? - zapytałem, machając chłopakowi przedmiotem
przed oczyma.

   -Harry, czy czytanie książek w tym kraju jest zakazane? - odpowiedział pytaniem. Przecząco pokiwałem głową, więc chłopak ciągnął dalej. - A po drugie: pokój Zayn'a nie jest zamknięty na klucz.
Mogłem się tego spodziewać. Louis chociaż wygląda na wiecznie sceptycznie nastawione do świata dziecko, jest bardzo sentymentalną osobą. Nie raz przyłapywałem go na przesiadywaniu w pokoju Liam'a lub Malika.
   -Nie nudzi cię to? - zapytałem, przechadzając się po pomieszczeniu. Znałem je na pamięć, mógłbym po nim chodzić z zamkniętymi oczyma.
   -Co? - zapytał, zdezorientowany.
   -Siedzenie w czterech ścinach i rozmyślanie ,,co by było gdyby...".
   -A co by było gdyby...? - zaczął, lecz ja mu przerwałem.
   -Zayn nie znalazł Chell w tym lesie? Gdybyśmy im nie pomogli? - pytałem, trochę podnosząc głos. - Nie wiem Lou, może Liam by żył, może Zayn by właśnie
siedział na dole i rozmawiał ze szczęśliwym Niall'em. Może dalej bym udawał, że kręcą mnie dziewczyny... Naprawdę nie wiem Louis, ale wiem, że nie cofniemy czasu i nie możemy tego rozpamiętywać latami. Może gdyby nie one, Payne dalej by żył...

   -To nie ich wina! - przerwał mi trochę oburzony szatyn.
   -Za nic ich nie obwiniam. Szczerze nie żałuję, że je poznaliśmy, mimo iż Cloe i
Liam nie są z nami, a Zayn może gdzieś właśnie z kimś się bije – dodałem, przypominając sobie za co wyrzucili nas ze szkoły. Mimo wszystko była to dość zabawna historia. - ...nie żałuję. Ale błagam cię, wyjdźmy gdzieś, rozerwijmy się, chociaż raz.



   -Powiedz mi, dlaczego miałem przeczucie, że poprosisz mnie właśnie o to? - zapytałem, wchodząc do klubu z moim przyjacielem.
   -Ponieważ jesteś strasznym idiotą, Styles – odparł, śmiejąc się z całej tej sytuacji. - Zresztą sam chciałeś, żebyśmy gdzieś wyszli.
Uwielbiałem chodzić do klubów, jednak ten, jak i kilka innych, różnią się kilkoma szczegółami. Gdy spojrzałem na Louis'a, ten zaczął się śmiać. Obok nas tańczyła jedna z wielu męskich par.
   -Zamknij się! - skarciłem go, kiedy ludzie dziwnie się za nami oglądali.
   -Może powinniśmy trzymać się za ręce, czy coś...? - zaśmiał się jeszcze głośniej.
   -Nie po to cię tutaj przyprowadziłem, żebyś śmiał się z tych ludzi! - skarciłem go.
   -I z ciebie - dodał.
   -I ze mnie - westchnąłem.
   -Nie bierz tego do siebie, Harry. Mieliśmy się rozerwać, prawda?
Przytaknąłem skinieniem głowy, bo już na nic innego nie miałem ochoty, chociaż to ja sam go tutaj ściągnąłem. Podeszliśmy do baru, by jakoś zacząć ten wieczór.

~Z perspektywy Louis'a~

   -Hey - w pewnym momencie usłyszałem za sobą.
   -Hey - obróciłem się powoli.
   -Jestem Luke, a ty? - powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn. Również spróbowałem się uśmiechnąć, co utrudniły mi promile we krwi. W końcu jednak mi się udało.
   -Jestem Louis - odparłem, ściskając jego wyciągniętą dłoń.
   -Więc, Louis'ie, jesteś bardzo zajęty? Może zatańczymy?
Milczałem, bo wiedziałem, że kiedy spróbuję coś powiedzieć, z ust wyrwie mi się parsknięcie śmiechem.
   -Przepraszam, nie jestem dobry w te klocki - uśmiechnął się uroczo i zaczerwienił, po czym usiadł na stołku obok i westchnął, wpatrzony w blat baru, o który się opierałem. - Po prostu pomyślałem, że... no wiesz. Siedzisz tutaj sam i... Och, nie każ mi tego tłumaczyć - zakończył swoją nieskładną wypowiedź głębokim wdechem.
   -Nie mnie szukasz, uwierz mi - odparłem, popijając łyk whiskey.
Spojrzał na mnie smutnymi oczyma.
   -Przyszedłeś ze swoim chłopakiem? - spytał smutno, a ja znowu się zaśmiałem.
Po chwili jednak opanowałem się patrząc na to, jaki jest przybity i zawstydzony.
   -Nie szukam chłopaka - wytłumaczyłem.
   -Więc co tutaj robisz? - spytał, nadal zawstydzony. Stwierdziłem w myślach, że to urocze. Zaraz potem miałem ochotę się spoliczkować.
   -Jestem tutaj... dla towarzystwa - chłopak spojrzał na mnie wybałuszonymi oczyma, a ja zdałem sobie właśnie sprawę jak to zabrzmiało. - To znaczy...nie! Nie w takim sensie! Ja po prostu... Jestem tutaj z przyjacielem. Nie jestem gejem - dodałem szybko, a on odetchnął. - Wiesz... tak właściwie mógłbym was sobie przedstawić - uśmiechnąłem się, widząc jak Harry już podąża w moim kierunku. - Harry!

   -To jest Luke – przedstawiłem loczkowi chłopaka. Styles tylko się uśmiechnął i podszedł do Luke'a. Uznałem to za dobry znak, więc wycofałem się w głąb klubu, znowu siadając przy barze. Zamówiłem sobie kolejną kolejkę i zacząłem przyglądać się Harry'emu i Luke'owi, którzy właśnie tańczyli. Nie różniło się to w zasadzie od tańczącej pary, pomijając to, że tańczyło dwóch chłopaków.
   -Co taki przystojny chłopak robi w takim miejscu, jak to? - usłyszałem rozbawiony, kobiecy głos.
   -Chciałbym zapytać o to... - przerwałem, spoglądając na moją towarzyszkę. - Cloe?!
   -Phoebe – poprawiła mnie czerwonowłosa.
   -Przepraszam, pomyliłem cię z kimś.... - wydusiłem z siebie.
   -Nie wyglądasz mi na geja – odpowiedziała, puszczając mimo uszu moje wyjaśnienia.
   -Skąd ta pewność? - zapytałem, wypijając łyk bardzo mocnego drinka. Gdybym zobaczył Cloe i Phoebe obok siebie, na pewno bym je ze sobą pomylił. Różniła je tylko jedna rzecz: Cloe miała zielone oczy, a jej sobowtór błękitne.
   -Słuchasz mnie?
   -Tak... Yy... Nie... Przepraszam – zacząłem się jąkać.
   -Mówiłam, że znam się na ludziach i na pewno nie wyglądasz jak gej. Gdyby postawić cię, na przykład, obok tamtego chłopaka... – dziewczyna wskazała Styles'a, który właśnie się z czegoś śmiał. - ...od razu wiedziałabym który z was jest gejem.
   -Tak się składa, że akurat tamten gej jest moim przyjacielem – zacząłem się
śmiać, a dziewczyna wyglądała na zmieszaną. - Co robisz w klubie dla homo? - zapytałem, przechylając szklankę i opróżniając ją do końca.
   -Powiedzmy, że robię eksperyment – dziewczyna uśmiechnęła się zalotnie i spojrzała gdzieś w głąb sali.
   -Niech zgadnę: dosypujesz jakiegoś świństwa ludziom do drinków i zaciągasz ich nieświadomych do domu, chłopak budzi się rano nagi, z tobą w łóżku, a to szantażujesz go jego nagimi zdjęciami. On, biedny, spełnia każde twoje życzenie, tylko po to, aby jego ,,lepsza połówka” się o tym nie dowiedziała.
   -Niezły jesteś. Rozgryzłeś mnie w minutę – zaśmiała się dziewczyna, przygryzając wargi. - A tak poważnie, to jestem tu z moim bratem – niebieskooka wskazała roześmianego Luk'a. - Nudziliśmy się w domu, więc gdzieś wyszliśmy.
   -Więc to u was rodzinne? - zaśmiałem się, spoglądając na chłopaków.
   -Co takiego?
   -Jakieś pięć minut temu twój brat mnie podrywał.
Dziewczyna nic na to nie odpowiedziała. Po chwili ciszy zaczęła jednak się śmiać, co uznałem za dobry znak. Postanowiłem jeszcze raz jej się przyjrzeć. Była taka podobna do Clementyne. To było aż niewiarygodne. Czułem się tak, jakby los właśnie ze mnie kpił i pluł prosto w oczy.
   -Mam coś na twarzy? - spytała, źle interpretując moje spojrzenie.
Pokręciłem tylko głową.
   -Więc dlaczego tak mi się przyglądasz?
   -Po prostu... Nie ważne, nie mam ochoty o tym w ogóle myśleć. Rzygam już tym wszystkim – powiedziałem opryskliwie, wcale nie mając tego na myśli. Alkohol wypity przeze mnie tamtego wieczora zaczynał już przejmować kontrolę nad moimi słowami. Bałem się tylko, że niedługo pokieruje także moimi ruchami.
   -A o czym chciałbyś myśleć? - spytała, patrząc mi w oczy. Złapała mnie za rękę i wprowadziła na parkiet.
Muzyka dudniła w uszach, a mnie co chwilę z ciemności pokazywała się twarz tak bardzo podobna do twarzy mojej przyjaciółki. Naszej przyjaciółki.
,,To chore” - pomyślałem jeszcze, kiedy zaczęliśmy się całować.


Obudziłem się przez powiew zimnego powietrza. Otworzyłem ciężkie powieki, ale zaraz tego pożałowałem: słońce świeciło zdecydowanie za jasno dla moich zmysłów, upojonych jeszcze alkoholem. Po chwili jednak zmusiłem się do spojrzenia nieco ponad siebie, gdzie stała przed oknem dziewczyna, ubrana w moją koszulkę, która sięgała jej aż do połowy ud.
Nie patrzyła na mnie. Wyglądała przez otwarte okno – stąd ten podmuch powietrza.
   -Czyli zaraz wyciągniesz zdjęcia? - zażartowałem, przypominając sobie naszą wczorajszą rozmowę. Zaśmiała się cicho, ale nie odwróciła się od okna. Nadal patrzyła na las.
   -Jak myśmy tutaj dotarli? - spytałem, podnosząc się na łokciach. Nasz dom był przecież na przedmieściach, to spory kawał drogi.
   -Taksówką – wyjaśniła, siadając obok mnie na łóżku. - Mam rozumieć, że reszty wieczoru też nie pamiętasz? - uśmiechnęła się ironicznie.
   -Nie. Akurat to sobie przypominam – puściłem jej oko, a ona znowu się uśmiechnęła. Ponownie zawirowało mi przed oczami. Ciągle nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że właśnie przespałem się z od dawna martwą już dziewczyną.
   -Mam może już sobie iść? - spytała niewinnie, ale jej oczy mówiły całkiem co innego.
Pokręciłem głową, a ona znowu zaczęła mnie całować, siadając na mnie okrakiem. Położyłem ręce na jej biodrach, zmuszając ją przy tym do zatrzymania się.
   -Może chciałabyś najpierw się czegoś napić? Albo coś zjeść?
   -To takie urocze, ale naprawdę nie musisz bawić się w szczodrą gospodynię.
   -Tak, ja też chętnie napiłbym się kawy – uśmiechnąłem się spod jej czerwonych włosów i jednym ruchem zrzuciłem ją z siebie na drugą część łóżka, po czym wciągnąłem na siebie spodnie i stanąłem w progu drzwi – Masz zamiar tak leżeć?
- rzuciłem, taksując wzrokiem jej szczupłą sylwetkę. Przygryzła wargę i przewróciła oczami. Westchnąłem i pomogłem jej wstać, po czym zaprowadziłem ją na dół do kuchni.
Usiadła na krześle przy blacie, a ja wstawiłem wodę na kawę. Spojrzałem na nią przelotnie, ale starałem się już nie myśleć o tym podobieństwie. Po chwili postawiłem przed nią kubek gorącego napoju, a sam usiadłem naprzeciwko.
   -Cześć – Harry wparował do kuchni. Kiedy zobaczył Phoebe, cofnął się o kilka kroków.
   -Cześć – odparła, jak gdyby nigdy nic i powróciła do sączenia kawy. Nie należała raczej do wstydliwych dziewczyn. Tym bardziej, że nadal miała na sobie JEDYNIE moją koszulkę. Harry jednak nie zwrócił na to uwagi. Wiedziałem, że nie tylko ze względu na brak zainteresowania dziewczynami, bowiem stojąc za nią wybałuszył oczy i pokazywał na nią palcem, próbując przekazać coś gestykulacją rąk. Dobrze wiedziałem, że nie tylko mnie przypominała ona pannę Farenhall. Wzruszyłem tylko ramionami.
Harry nalał sobie kawy i usiadł obok nas.
   -Dziękuję – powiedziała pogodnie dziewczyna, stając od stołu i całując mnie w policzek, po czym wstawiła pusty kubek do zlewu i pognała skocznym wręcz krokiem do mojego pokoju.
Kiedy tylko usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi, Harry eksplodował:
   -Przeleciałeś Cloe!!!
   -Ciszej, głupku! To przecież wcale nie jest ona!
   -Och! Nie mów, że nie zauważyłeś żadnego podobieństwa!
   -Wczoraj nie robiło mi to wielkiej różnicy... - wyznałem szczerze, krzywiąc się przez ból głowy, nasilający się z każdym krzykiem Styles'a.
   -To chore! Skąd ty ją w ogóle wytrzasnąłeś?!
   -To siostra Luke'a. Przyrodnia w zasadzie – dodałem, kiedy ze zdumienia otworzył szeroko usta. - Była tam z nim, no wiesz... W tym klubie. Nie patrz tak na mnie, Harry! Sam przyznałeś wczoraj, że musimy się rozerwać i przestać o nich myśleć!
   -Ale nie zapomnieć!
To zdanie uderzyło we mnie ze zdwojoną mocą. Podziałało jak kubeł zimnej wody. Przetarłem zmęczoną twarz dłonią, po czym poszedłem bez słowa do swojego pokoju.
Ku mojemu zdziwieniu, nie zobaczyłem tam jednak żadnej dziewczyny. Była tylko karteczka z numerem telefonu i kilkoma słowami, napisanymi pospiesznie, równym pismem:
Gdybyś chciał się spotkać, możesz na mnie liczyć :)
Phoebe
Zwinąłem kartkę w kulkę i rzuciłem ją gdzieś w kąt, siadając na łóżku.
   -Co ja tu robię... - szepnąłem, patrząc za okno.


~Z perspektywy Nieznanego~

Zaparkowałem samochód przed jej domem, sam nie wiem dlaczego. Przez chwilę wpatrywałem się w okna niedużego domu, szukając gdzieś jakiegokolwiek ruchu. Nic jednak nie zauważyłem. Było już późno, zapewne wszyscy spali. Nawet nie wysiadłem. Po prostu siedziałem w aucie i patrzyłem.
Oczekiwałem, że coś się wydarzy.
Nie pomyliłem się.
W pewnym momencie w jednym z pomieszczeń zapaliło się światło. Do okna podeszła dziewczyna, zapewne, żeby szybko je zasłonić. Za nią stał Mulat, oparty o ścianę w takim miejscu, że gdybym znajdował się trochę wyżej niż w pozycji siedzącej, na pewno bym go nie zauważył. Gdybym wysiadł z auta, na pewno tak by się właśnie stało.
Okno zostało szybko zasłonięte.
Myśleli, że są bezpieczni.
Że nikt nie widział.
Odpaliłem silnik i ruszyłem przed siebie.

Tyle w zupełności mi wystarczyło.







Cześć :)
Dzisiaj mamy dla Was taki jakby "dzień z życia Harry'ego i Louis'a" o ile tak to właśnie można nazwać. Mamy nadzieję, że Wam się podoba. Może wydawać się trochę nudny, ale chodziło o taką trochę... chwilową odskocznię, aby pokazać trochę inną stronę tej historii - nie zawsze tak zawiłą jak głównych bohaterek.
Miejmy nadzieję, że się udało :)
Za błędy i za opóźnienie z tym rozdziałem przepraszamy.
Zachęcamy do zadawania pytań bohaterom :) Śmiało, chętnie odpowiemy :)
Więc pozostaje nam po prostu życzyć miłej lektury i serdecznie pozdrowić.
Kochamy Was bardzo, bez Was tego wszystkiego by tutaj w ogóle nie było ♥
W imieniu swoim i Ev
Chelly


P.S. Po zakończeniu tego bloga mamy zamiar prowadzić następnego :) Byłoby nam niezmiernie miło, gdybyście zaglądały :) Kto chętny?