Z
perspektywy Eve
-Eve,
wstawaj, już po pierwszej!! - krzyknęła moja mama, wbiegając do
mojego pokoju, desperacko czegoś szukając.
-Mam
wakacje – przypomniałam, nakrywając głowę poduszką. - A twój
telefon jest w gabinecie, w pierwszej szufladzie biurka. Schowałaś
go tam, bo Susan wydzwaniała, a ty nie chciałaś jej słuchać –
dodałam, wiedząc czego poszukuje.
-Masz
wakacje i wielkiego kaca... - ucięła i na mnie spojrzała. - Wstań
kochanie, nie warto marnować takiego pięknego dnia - mówiąc to,
odsłoniła wielkie okna, sięgające od podłogi do sufitu mojego
pokoju. Niestety za nimi nie świeciło słońce, jak mówiła moja
mama, tylko padał rzęsisty deszcz, który zalewał ulice Nowego
Jorku.
Od
dziecka byłam przyzwyczajona do deszczu (takie uroki Londynu), ale
to zjawisko pogodowe było moim ulubionym.
-Mamo,
ja nie mam kaca - zaprzeczyłam nietrzeźwym tonem, podnosząc się z
łóżka, jednak po chwili pożałowałam tej decyzji, ponieważ od
razu zakręciło mi się w głowie.
-Kochanie,
jestem twoją matką i za długo cię znam, żeby nie wiedzieć, że
jeżeli wracasz bardzo późno z klubu, to na pewno masz wypite nie
jednego drinka, jeśli nie kieliszek - podeszła do mnie i ucałowała
mnie w czubek głowy. - Idę do biura,
w kuchni masz coś do
zjedzenia... A i najlepiej nigdzie dzisiaj nie wychodź. Zbiera się
na niezłą burzę. Paa, kocham cię.
-Ja
ciebie też - odpowiedziałam cicho, gdy usłyszałam trzaśnięcie
drzwi.
Dziesięć
minut później w końcu wstałam i poczłapałam do kuchni. Na
blacie stała zimna pizza (pewnie wczorajsza kolacja mojej mamy) i
kubek ciepłej kawy ze Starbucks'a.
-Zapamiętać,
nigdy więcej nie imprezować z Horan'em... - powiedziałam do
siebie, wstawiając pizzę do mikrofalówki.
Po
pięciu minutach zegar zaczął piszczeć, co przyprawiło mnie o
jeszcze mocniejszy ból głowy. Po chwili zajadałam się już
odgrzanym daniem i pyszną kawą, kiedy przypomniało mi się, że
byłam umówiona z Payn'em. Długo nie myśląc, chwyciłam telefon i
zadzwoniłam pod właściwy numer.
-Halo?
- chłopak odebrał już po pierwszym sygnale.
-Hey
Liam, przepraszam cię bardzo, ale nie mogę dzisiaj jechać z tobą
do Chell - zaczęłam mówić tak szybko, że zaczęłam się
zastanawiać czy zrozumie mieszankę akcentów.
-Nie
ma sprawy. Niech zgadnę – tak, jak Niall masz mega kaca? - zaczął
się śmiać.
-Można
tak powiedzieć... Jeszcze raz cię przepraszam. Możesz wziąć
Cloe.
-To
samo pomyślałem, Hutson. Dobra, trzymaj się i weź coś na ból
głowy. Pa - pożegnał się i rozłączył.
Zrobiłam
tak, jak radził: wzięłam coś na ból głowy i położyłam się
na kanapie przed telewizorem. Tak miałam zamiar spędzić resztę
dnia.
~Z
perspektywy Cloe~
Bawiąc
się z bliźniakami, usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na
swoje rodzeństwo, które od razu puściło się pędem do korytarza,
otwierając nieznajomemu po drugiej stronie. Tym kimś okazał się
Liam, na którego widok dzieciaki zaczęły skakać i krzyczeć
jeszcze głośniej.
-Liam,
Liam, Liam... - skandowały, skacząc wokół niego.
-Hej
dzieciaki, jak tam? - uśmiechnął się do nich i podszedł do mnie.
- Hej kochanie - chciałam dać mu całusa, kiedy przerwał nam
Collin pytając:
-Będziecie
się całować?
Payne
cicho się zaśmiał, a Cynthia walnęła chłopczyka nogą w kostkę,
mówiąc:
-Nie
widziałeś, że chciał ją pocałować? Ty to głupi jesteś.
-Sama
jesteś głupia.
-Ey,
spokój! Na razie nikt z nikim nie będzie się całować. Idźcie
się pobawić – powiedziałam, uspakajając bliźniaków i zostając
z moim chłopakiem sam na sam. -Co cię do mnie sprowadza? -
uśmiechnęłam się.
-Chcesz
jechać ze mną do Chell? - zapytał.
-A
co z Eve? Ona miała z tobą jechać - przypomniałam. Oczywiście,
że chciałam zapytać Smith o dużo rzeczy, ale też zaniepokoiłam
się o Hutson.
-Wczoraj
zabalowała z Niall'em i teraz oboje ,,chorują” - odpowiedział,
robiąc w powietrzu cudzysłów. No tak, Ev zawsze miała słabą
głowę do alkoholu. - Co ty na to?
Nie
zastanawiałam się długo. Zawołałam bliźnięta i zapytałam, czy
chcą iść do pani Martin. Długo nie musiałam czekać na
odpowiedź, ponieważ chóralnie się zgodzili. Zaczęłam ubierać
zużyte już Converse i granatową kurtkę przeciwdeszczową, a Liam
pomagał ubrać się bliźniakom. Po pięciu minutach Collin i
Cynthia byli u sąsiadki, a my wsiadaliśmy do samochodu.
-Jak
myślisz – on tam będzie?
-Kto?
- zapytał zdezorientowany chłopak odpalając samochód.
-Zayn.
Czy Zayn będzie u Chell?- spytałam, patrząc na zalaną deszczem
szybę.
-Mam
taką nadzieję...
Ode
mnie do Michelle było jakieś pół godziny drogi (jeżeli nie
trafisz na korki), jednak w takim deszczu nie było co szaleć z
prędkością.
-Czy
tylko mi się zdaje, że Eve i Niall mają się ku sobie? - zapytał
Payne po chwili ciszy, kiedy wjechaliśmy na leśną szosę.
-Oj,
nie tylko my to zauważyliśmy, Liam – odpowiedziałam,
przypominając
sobie zachowanie Louis'a przy grze w butelkę.
-Oni
się kochają...
-Tak,
jak my - dodałam i pocałowałam chłopaka w policzek. Po chwili
Liam odwrócił twarz w moją stronę i cmoknął moje usta. Gdy
oderwaliśmy się od siebie, usiadłam wygodnie w fotelu i patrzyłam
przed siebie. Po chwili samochodem, który Liam ciągle prowadził
powoli, zarzuciło do przodu. Zdążyłam obejrzeć się za siebie.
To czarny samochód uderzył w nas z impetem.
Wpadliśmy
w poślizg.
Auto
z piskiem opon wyleciało z szosy i przekoziołkowało kilka razy
przy akompaniamencie krzyków. Naszych krzyków. W końcu uderzyło o
drzewo. Kolejne szarpnięcie. Uderzyłam głową o szybę.
Potem
była ciemność.
Usłyszałam
szum, który po jakimś czasie się urwał. Dopiero po chwili
zrozumiałam, że to ktoś zatrzymał się samochodem. Zmusiłam się
do rozwarcia powiek. Czułam, że to chyba jedyna czynność, którą
jestem w stanie wykonać. Pierwszym, co zobaczyłam był las. Byłam
w lesie.
Po
chwili moje uszy wyłapały odgłos czyichś kroków. Doprawdy
dziwiłam się, że myślę w miarę racjonalnie, kiedy praktycznie
nie czuję nic. Nade mną stanęła zamazana postać. Krzyczała. Nie
mogłam jednak rozszyfrować wypowiedzianych słów, jakby mój mózg
nie był już zwyczajnie do tego zdolny. Po chwili człowiek kopnął
leżący zaraz obok samochód, jakby w ataku furii. Wydawało mi się,
że znam ten głos... Po chwili rozmazana postać zniknęła.
Coraz
ciężej było mi oddychać.
Spojrzałam
przed siebie na cienie, które rzucały wysokie drzewa. Wszędzie
była woda. I krew. Do mojego umysłu przebiła się ostatnia myśl:
,,Muszę
kiedyś przywieźć tutaj dziewczyny. Tak tu pięknie...”Potem
cienie uformowały się w jeden, który zalał moje oczy.
Nadal
padał deszcz.
~Z
perspektywy Chelly~
Wyjęłam
z kieszeni telefon i po raz kolejny już w tym tygodniu odetchnęłam
z ulgą. Nieznany nie dawał o sobie znać już od kilku dni.
Miałam nadzieję, że żartownisiowi po prostu znudziło się
chodzenie za mną. To dobrze.
Już
zastanawiałam się, czy nie zmieniać numeru, tak zaczynałam się
bać. Jednak najwidoczniej nie będzie potrzeby...
Teraz
na głowie miałam całkiem inne zmartwienia.
Po
pierwsze: moi przyjaciele nie dawali mi spokoju w sprawie Zayn'a.
Przez to,
że odebrałam za niego świadectwo, zaczęli wypytywać
czy mam z nim kontakt, czy wiem gdzie jest i co się z nim dzieje...
Najgorsze było to, że już nie dawałam rady dłużej ich
oszukiwać, więc po prostu starałam się ich przez jakiś czas
unikać.
Po
drugie: w związku z tym, że Oliver wyjechał, Paul całymi dniami
pracował, próbowałam chwilowo ograniczać kontakty z przyjaciółmi,
a Zayn się praktycznie do mnie nie odzywał, nie miałam z kim
rozmawiać. A właśnie teraz potrzebowałam kogoś, kto mógłby być
przy mnie. Po prostu być.
I
po trzecie wreszcie: po tym, co się stało, nie potrafiłam
rozmawiać z Malik'iem. Miałam nawet trudności przebywać z nim w
jednym pomieszczeniu. Czułam się z tym okropnie. Zayn co prawda
chyba puścił to w niepamięć, ale widać było, że jego też to
dręczy.
Właśnie
siedziałam na podłodze z gorącym kubkiem kakao w rękach i
wpatrywałam się w deszcz za oknem. Uwielbiałam taką pogodę.
Ciemne chmury już od rana zbierały się nad horyzontem. ,,Pewnie
niedługo zacznie grzmieć” - pomyślałam.
Siedziałam
tak wpatrzona w strugi deszczu od chwili, kiedy zadzwoniła do mnie
Cloe z informacją, że jadą do mnie z Liam'em, bo musimy poważnie
porozmawiać. Strasznie się denerwowałam. Nie wiedziałam jeszcze
co im powiem, którą bajeczkę będę musiała sprzedać im tym
razem...
Spojrzałam
na zegar, który wisiał nad moim łóżkiem. Już powinni
przyjechać.
Spojrzałam
na podjazd. Żadnego auta.
W
pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi mojego pokoju.
Obróciłam się, pewna, że nie zobaczę w nich mojej przyjaciółki.
Przez
chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Potem Zayn zamknął
za sobą drzwi i usiadł obok mnie.
-Musimy
porozmawiać – oznajmił w końcu.
-Wiem
– odparłam tylko i popiłam łyk gorącego napoju.
Zapadła
cisza. Trwaliśmy tak dobrych kilka minut, aż rozdzwonił się mój
telefon. W pierwszej chwili chciałam go zignorować, ale ktoś nie
dawał za wygraną. Głośny sygnał drażnił ciszę jak nigdy
prędzej. Zdawało się, że wypełniał powietrze.
-Nie
odbierzesz? - Zayn nie wytrzymał. Wzruszyłam ramionami. - Może to
ważne? - podsunął tak samo, jak kiedyś Cloe. Ja jednak przez
ostatni czas nauczyłam się ignorować telefon i widocznie zostało
mi to w nawyku... Znowu ciszę zakłócał już tylko dzwonek.
Malik
nie wytrzymał i z głośnym ,,Do cholery...” wstał i z
impetem ruszył do biurka, na którym leżał wciąż dzwoniący
telefon. Na początku myślałam, że odbierze, ale on podszedł do
mnie i powiedział:
-Odbierz.
To Harry.
Westchnęłam
i wstałam, żeby wziąć od Zayn'a telefon. Przyłożyłam komórkę
do ucha, a palcem kreśliłam wzory na szybie, nadal zapatrzona w
deszcz.
-Tak?
-Dzięki
Bogu, Michelle. Już myślałem, że nie odbierzesz – powiedział,
a głos mu się trząsł.
-Harry,
wszystko w porządku? - spytałam, zaniepokojonym tonem.
-Cloe
i Liam...
-Jeszcze
nie przyjechali – wtrąciłam, ponownie patrząc na zegar.
-Wiem,
Michelle. Nie przyjadą – dodał, a ja cała zesztywniałam.
-Dlaczego?
Co się stało? - wykrztusiłam.
-Mieli
wypadek – głos Harry'ego się załamał.
-Jak
to: wypadek? - Malik stanął przede mną z szeroko rozwartymi oczyma
i
czekał na kolejne słowa, które mogłyby coś wyjaśnić. - O
Boże, co im jest? Wyjdą z tego, prawda? - zaczęłam panikować. Po
drugiej stronie słuchawki zaległa cisza. - Prawda, Harry...? -
dodałam słabym głosem.
Styles
westchnął, a ja przymknęłam oczy w oczekiwaniu na jego głos.
-Michelle
– powiedział najbardziej poważnym tonem, jaki kiedykolwiek
słyszałam. Zamarłam. - Oni nie żyją.
Świat
zatrzymał się w miejscu. Wszystko w jednej sekundzie przestało
funkcjonować. Jedynie deszcz dalej płynął po szybach w stałym
tempie.
Miałam
wrażenie, jakby cała siła uszła ze mnie w jednym momencie.
Wydawało
mi się, że Harry coś jeszcze mówił, ale moja ręka w tej chwili
bezwiednie opadła wzdłuż tułowia, a telefon z hukiem rozbił się
o ziemię.
W
tym samym momencie na zewnątrz rozległ się pierwszy grzmot od rana
wyczekiwanej burzy.
Nic dodać, nic ująć.
Mamy tylko nadzieję, że Wam się spodobało :)
Proszę napiszcie w komentarzach co dokładnie Wam się podoba, co Was drażni, czego chciałybyście tutaj więcej. To dla nas niezmiernie ważne - na każde Wasze słowo czekamy z niecierpliwością ♥
Przypominam o możliwości zadawania pytań bohaterom.
Przepraszamy, jeśli kogoś rozczarowałyśmy tokiem wydarzeń...
Kochamy Was ♥
Chelly and Eve