sobota, 27 lipca 2013

~12~

Z perspektywy Chelly

Deszcz całą mnie przemoczył, ale nie dbałam o to. Właśnie dotarłam pod podany mi przez Paul'a adres. Pierwszy raz byłam w tej dzielnicy. Przede mną stał niewielki piętrowy dom. Podeszłam pod drzwi i zapukałam do nich, opuszczając ręce wzdłuż boków. Po chwili ktoś nacisnął po tamtej stronie klamkę, a ja już zaraz stałam w objęciach Oliver'a.
Nawet nie zdążyłam odnotować kiedy tak właściwie drzwi się otworzyły.
   -Cześć łobuzie – powiedział z zawadiackim uśmiechem na ustach.
Nie potrafiłam nie odwzajemnić tego gestu. - Co ty tu robisz, co? - musiał trochę ugiąć nogi, żeby znaleźć się na poziomie mojego wzroku.
   -Staram się dzisiaj być szczęśliwa – odparłam z uśmiechem, a woda leciała po mnie ciurkiem. Musiałam wyglądać komicznie.
   -Czy właśnie sugerujesz, że to ja jestem potrzebny do twojego szczęścia? -
spytał, mrużąc zabawnie oczy.
   -Ja nie sugeruję. Ja to wiem – powiedziałam, a on cmoknął mnie w usta zanim dobrze zdążyłam wypowiedzieć ostatnie słowa i wprowadził mnie do środka.
Dookoła stały kartony, a niektóre meble owinięte były folią. Ściany były w przeróżnych kolorach, pewnie przez zdzieranie tapet.
   -Przepraszam, że to tak się prezentuje kochanie, ale mamy tutaj mały zamęt...
   -Kiedy my z Paul'em się wprowadzaliśmy, było jeszcze gorzej – rzuciłam na pocieszenie, starając nie rumienić się na słowo ,,kochanie”. Miałam świadomość tego jak żałośnie dziecinne to było, ale nic nie mogłam na to poradzić. ,,Widocznie taka właśnie jestem” - pomyślałam i uśmiechnęłam się sama do siebie. Oliver zmierzył mnie bacznym spojrzeniem, zastanawiając się pewnie dlaczego mam taki dobry humor. Przystanął na chwilę i kładąc mi rękę na ramieniu, zmusił do tego samego.
   -Co brałaś?
   -Co?! Nic nie brałam! Dlaczego coś takiego przyszło ci do głowy...?
   -Co piłaś? - padło machinalnie następne, równie podejrzliwe pytanie.
   -Nic! Nie mogę mieć dobrego humoru?
   -Szczerze? - kiwnęłam głową. - Ja po wczorajszym bym nie miał...
Na chwilę spuściłam głowę, ale on najwyraźniej uznał temat za zamknięty, bo chwycił mnie za rękę i poprowadził do miejsca, które chyba kiedyś w przyszłości będzie miało pełnić funkcję salonu.
Kilka mebli, które stało na środku pokoju, było przykryte folią. Na jednym taborecie stał telewizor. Leciał akurat mecz. Na drugim zaś stołku jakiś chłopak, ubrany tylko w podarte szorty, wyciągał się z pędzlem jak mógł, aby tylko dotknąć złączenia ściany z sufitem.
W pewnym momencie obrócił się do nas i zszedł z uśmiechem ze stolika. Odrzucił na bok pędzel, a dłonie wytarł w spodenki. Podszedł do nas, kiedy Oliver zaczął mówić:
   -Matt – to jest Michelle. Michelle – to jest Matt, mój współlokator.
   -Hey – powiedział z angielskim akcentem, jeszcze mocniejszym niż u mojego chłopaka. Uścisnęliśmy sobie dłonie, a ja dodałam, że może mówić mi Chelly.
   -A więc to jest ta cała Chelly? - rzucił w stronę Oli'ego ze zdradliwym uśmiechem. - Ale nie martw się. Jesteś tutaj pierwszą dziewczyną – powiedział tym razem do mnie.
   -Nie miałam zamiaru się martwić – odparłam, pewna siebie.
Przez chwilę patrzył mi w oczy, jakby czegoś szukając.
   -Czy ja cię skądś przypadkiem nie znam? - wydusił w końcu.
Już chciałam coś powiedzieć, kiedy uprzedził mnie Oliver:
   -To siostra Paul'a.
Matt spojrzał na niego tak, jakby pierwszy raz w ogóle słyszał to imię.
   -Paul Smith...? - podpowiedział Sykes.
Jego współlokator tak wybałuszył oczy, jakby zaraz miał dostać jakiegoś ataku.
   -Poważnie?! - oboje pokiwaliśmy równocześnie głowami. - Przecież Smith cię zabije, jak się dowie Sykes! Przecież on ma fioła na jej punkcie!
   -Już wie – powiedział z dumnym uśmiechem Oliver, po czym pociągnął mnie za rękę na górę. Zostawiliśmy zdziwionego Matt'a na dole i skierowaliśmy się do szeregu sypialni. Weszliśmy do trzeciej z kolei. Chłopak zamknął drzwi i pomógł mi zdjąć z siebie ociekającą wodą kurtkę. Oboje usiedliśmy na jego łóżku.
   -A więc jak zamierzamy spędzić ,,szczęśliwy dzień”? - spytał.
   -Bez telefonu... – dzięki Bogu nie uznał tego za coś podejrzliwego. - Razem.... Nie mówiąc o złych rzeczach...
   -O twojej rodzinie – zgadł.
   -O wrednych nastolatkach – dodałam.
   -O planach wyjazdowych – spróbował kontynuować wyliczankę, jednak mnie szybko prysł nastrój do zabawy.
   -Jak to?
   -Nie mówimy o złych rzeczach, pamiętasz? - przypomniał. Minęła chwila zanim
przemyślałam to, co powiedział. Miał rację. Nie teraz.
   -O tym, co działo się dzisiaj rano – dodałam. Nie wiedząc o co chodzi, przygryzł wargę, ale pokiwał głową. Pytająco spojrzał na moją pokaleczoną dłoń. Zignorowałam to.
   -Coś jeszcze musimy dodać? - westchnął.
   -Nie. Nic. Tak jest idealnie.


   -Co się tak właściwie stało?
Spojrzałam na niego, nie rozumiejąc o czym on może mówić.
   -No wiesz... Wyciągnęłaś mnie na kawę i lody. Sama. Ponoć z własnej woli. Więc pytam: co się stało?
   -Och, no dajcie spokój! Ja naprawdę jestem na co dzień takim potworem, że kiedy próbuję być milsza, to od razu coś musiało się stać? Jesteście okropni! - powiedziałam z wyrzutem, ale już przy ostatnim zdaniu mój dobry humor nie dał rady się opanować, więc się zaśmiałam.
   -My? Czyli kto?
   -Ty i Oliver!
Tym razem to mój brat się zaśmiał.
   -Wiesz, nadal chyba do mnie nie dociera, że jesteście parą... Nie mogę uwierzyć, że moja mała siostrzyczka – tutaj rozciągnął mi policzki, za co dostał po głowie. – spotyka się z chłopakiem w moim wieku.
   -Dwa lata to nie przepaść – wypomniałam, kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienia. - Poza tym, mnie też trochę trudno w to uwierzyć.
   -Na to już nic nie poradzę. A co tam u dziewczyn?
   -Pamiętasz Liam'a, prawda?
   -O Boże, która? - jęknął znad swojej porcji lodów. Dobrze wiedział, do czego dążę.
   -Cloe – odparłam krótko, a on tylko pokręcił głową z uśmiechem.

   -A Eve? Jak sobie radzi?
   -Dobrze... - powiedziałam, po czym przed oczami wyobraźni przesunęły mi się wszystkie jej ataki. Zrobiło mi się zimno na to wspomnienie. - To znaczy... nie do końca, ale jakoś sobie poradzimy. Musimy jej trochę teraz pomóc.
   -Słyszałem od Oliver'a, że ponoć wczoraj prawie pobiłaś jej kuzynkę. Mogę wiedzieć o co chodziło? - no tak. Już prawie zapomniałam o tym, że Sykes i mój brat są gorsi pod względem wymieniania plotek niż staruszki.
   -Nie.
   -Obraziła cię czymś – zgadł, zniżając ton głosu.
   -Nie dzisiaj, dobrze?
Pokiwał powoli głową i zabrał się do opróżniania swojego pucharka. Sama zrobiłam to samo. Później, nadal rozmawiając, przeszliśmy się do parku.
Tego dnia chciałam być szczęśliwa, więc postanowiłam, że spędzę go z najdroższymi mi osobami, dlatego namówiłam brata, abyśmy odwiedzili mamę.
Posiedzieliśmy trochę u niej, a właściwie u nich – włączając do tego grona William'a, który od kilku lat już oficjalnie z nią był. Cieszyliśmy się oboje z Paul'em, że znalazła sobie kogoś, z kim jej życie mogłoby być lepsze, jakoś się ułożyć. Potrzebowała tego, a co najważniejsze – zasługiwała na to.
Tak zleciało kilka godzin.
Wracaliśmy do domu, jadąc w ciszy, kiedy nagle zza ciemnych od rana chmur wyłoniło się słońce.


   -Co jest z wami nie tak, ludzie?
   -O co ci chodzi Eve? - spytała Cloe.
   -Przecież nikt was nie goni przed ołtarz! To po co wam ci chłopcy, co?
Obie z Cloe parsknęłyśmy śmiechem, na co blondynka zrobiła naburmuszoną minę.
   -Więc po co ci ten Niall, Ev? - odparłam złośliwie, wiedząc, że się zawstydzi.
   -Przecież to nie jest mój chłopak!
   -JESZCZE nie – szepnęłam na ucho Clementyne, kiedy wstawałam, żeby napełnić sobie kieliszek. Blondynka chyba to usłyszała, bo próbowała podstawić mi nogę. Z ust wyrwał mi się krzyk pomieszany ze śmiechem, bo prawie się
przewróciłam.
   -Nie za dobrze się tu panie bawicie? - spytał mój brat, opierając się o drzwi.
   -Za głośno ci? - spytałam, podchodząc do niego. - W takim razie niech przypomnę sobie jak ostatnio obudziłam się o drugiej rano, bo impreza twojego kolegi magicznie przeniosła się do nas do domu...
   -Przesadzasz – wytknął mi język i usiadł obok Eve na podłodze. Ja i Cloe siedziałyśmy naprzeciw nich.
   -Więc o czym plotkujecie? - spytał po chwili milczenia.
   -O wszystkim. Całkiem fajne zajęcie. Chcesz spróbować? - spytała Hutson, napełniając czysty kieliszek, który stał na stole. Kiedy skończyła, podała go mojemu bratu z uśmiechem na ustach. - To na dobry początek.
Ochoczo przyjął z jej rąk kieliszek i za jednym pociągnięciem wypił całą zawartość małego naczynia.
   -Oj nisko upadłeś Smith. Żeby pić z dziewczynami na plotkarskim spotkaniu... - powiedziała Cloe, cmokając przy tym wymownie. Mój brat wzruszył tylko ramionami i odparł:
   -Wszystkiego trzeba w życiu spróbować, prawda?
   -To chyba wasze motto, co? - palnęła dziewczyna, mierząc mnie i jego wzrokiem. Parsknęłam śmiechem, co po chwili zrobił też mój brat, najwidoczniej chyba próbując nie zagłębiać się w szczegóły tej aluzji.
   -Dobra. To od czego zaczniemy? - spytał, zacierając ręce.
   -Od tego, kto ostatnio zalazł ci za skórę – podpowiedziała usłużnie Eve.
   -Dobra. Strasznie wkurzyła mnie ostatnio menadżerka w pracy... Kobieta jest tak perfidnie nieokrzesana w tej robocie, że nigdy w życiu nie sprzedałaby żadnej płyty, a myśli, że jest nie wiadomo kim! Do tego powiedziała mi, że...
   -Widzisz? To nie takie trudne! - zaśmiała się blondynka, klepiąc go po ramieniu. Mój brat zawahał się na chwilę, chyba uświadamiając sobie co przed chwilą mówił. Sam parsknął śmiechem i dalej opowiadał o swoich potyczkach z głupimi ludźmi i ich równie tępymi poglądami na świat. Ta kolej przychodziła później na każdą z nas – wszyscy potrzebowaliśmy komuś się wygadać nawet z tych
najdrobniejszych, ale irytujących nas sytuacji. 
Każdy z nas potrzebuje czasem kogoś obgadać. Każdy z nas potrzebuje poprzeklinać, wyżyć się na czymś lub na kimś. Każdy z nas potrzebuje kogoś, kto wysłucha tego wszystkiego, nawet jeśli będziemy mówić najokropniejsze rzeczy, jakie przyjdą nam do głowy, jeśli będziemy mieszać kogoś z błotem...
Bo każdy z nas potrzebuje czasem być złym człowiekiem.

Kiedy dziewczyny już dawno poszły, a Paul powiedział, że idzie spać, zeszłam na dół, aby obejrzeć jeszcze coś w telewizji. Znudzona, przełączałam powoli kanały, przez każdy coraz bardziej się rozczarowując.
   -Jakim cudem tutaj nie ma nic ciekawego, skoro mamy ponad dwieście kanałów? - mruknęłam pod nosem, zresztą nie pierwszy raz narzekając na ten problem. 
Byłam z siebie jednak dumna, bo (tak, jak sobie obiecałam) nie ruszyłam od wczoraj komórki, na której pewnie było już multum wiadomości od Nieznanego, ale jakoś nie ciągnęło mnie do tego, żeby je sprawdzić.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Podskoczyłam w miejscu, przestraszona. Spojrzałam na zegar. Zabrzmiało jeszcze głośniejsze pukanie.
,,Kto może dobijać się o tej porze?” - pomyślałam. Podeszłam do drzwi, nadal trochę wystraszona. Deszcz, który właśnie niedawno lunął za oknami, nie stwarzał zbyt przyjaznej scenerii, toteż spięłam się jeszcze bardziej. Postanowiłam jednak się przemóc, bo pukanie nie ustępowało.
Z impetem otworzyłam drzwi i poczułam jak w jednej chwili cała ze zdziwienia trzeźwieję.
Zayn Malik był ostatnią osobą, którą spodziewałam się dzisiaj ujrzeć.
A jednak: stał przede mną cały mokry, z plecakiem na ramieniu i w zaciągniętym kapturze. Ubrany na czarno, prawie nie odróżniał się od tafli wody, na której tle
właśnie go widziałam.
Nie odzywaliśmy się do siebie od wystawy Cloe. Po kiego diabła w takim razie tutaj przychodził? Zaraz jednak miałam się dowiedzieć.
   -Chell. Wiem, że nie powinienem tutaj przychodzić – nie po tym, co ci powiedziałem, ale musisz wiedzieć, że naprawdę nie mam do kogo się zwrócić. Jesteś moją ostatnią nadzieją, okay? Potrzebuję cię.
Porzuciłam wszystkie urazy, chowane w tamtym momencie, przez wzgląd na powagę sytuacji. Zdołałam tylko wykrztusić:
   -Co się stało?
   -Muszę zniknąć na jakiś czas, a ty musisz mi w tym pomóc. Od tego zależy czy przeżyję.






Cześć :)
Chciałabym przeprosić za ewentualne błędy i za to, że rozdział nie jest najlepszy (bynajmniej moim zdaniem), no ale cóż... Ocenę pozostawiam Wam.
Oczywiście pomysł z poprzedniego rozdziału nadal jest aktualny :)
(Dla tych, co nie widzieli: pod rozdziałem możecie zadawać pytania bohaterom, a my odpowiemy na nie ,,w ich imieniu")
Pozostaje mi tylko Was pozdrowić i podziękować za to, że mimo wyjazdów, własnych planów jesteście tutaj i czytacie ♥
W imieniu swoim i Ev
Chelly

9 komentarzy:

  1. CUDO!! CZEKAM NA NASTĘPNY! <3
    Pytanie do Zayn'a: Co czujesz do Chelly? Czemu jesteś taki tajemniczy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z: Co czuję do Chelly? Trudno tak właściwie powiedzieć... Sam nie wiem. W tej chwili jest dla mnie moją ostatnią deską ratunku. Nie wydaje mi się, że jestem tajemniczy. Po prostu o wielu sprawach, które mają miejsce w moim życiu, moi najbliżsi nie powinni wiedzieć. Dla ich dobra...
      Dziękuję bardzo za komentarz ♥
      Chelly

      Usuń
  2. Zajebisty czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Osz kurcze mam nadzieje że Zaynowi sie nic nie stanie .

    zajebisty rozdział !


    Wasza wierna czytelniczka
    Ps.mam pytanie do zayna "czemy nie powiesz chłopakom co to jest za praca?"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z: Wolę ich niepotrzebnie nie narażać... Im mniej wiedzą, tym są bezpieczniejsi...
      Dziękuję bardzo za to, że korzystacie z naszego pomysłu ♥
      Chelly

      Usuń
  4. Uwielbiam wasz blog ♥ Ostatni fragment bardzo mnie zaciekawił i nie mogę się doczekać dalszych losów Zayna.

    Mam pytanie do Nialla: Czy czujesz coś do Eve?

    + Dziękuję za komentarze na moim blogu :)

    ZagubionaMarzycielka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. N: Szczerze, to sam nie wem, co czuję do Eve, ale wiem, ze jest to coś naprawdę mocnego... Może niedługo sam dojdę do tego, jak nazwać te uczucia.
      My też dziękujemy za komentarze ♥
      Chelly and Eve

      Usuń
  5. Nominowałam cię do Liebster Awards. Pytania znajdziesz na:
    http://1dpomojemu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny... *o* Aż normalnie brak mi słów. <3 <3 <3
    Kocham. :* <3
    Przepraszam,że od razu nie komentowałam, ale nie miałam jak. Wybaczcie. ;c
    Ale teraz już komentuję i jak już wspomniałam rozdział jest cudowny. Świetny. <3
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. :)

    OdpowiedzUsuń

♥Love You♥