Z
perspektywy Chelly
Deszcz
całą mnie przemoczył, ale nie dbałam o to. Właśnie dotarłam
pod podany mi przez Paul'a adres. Pierwszy raz byłam w tej
dzielnicy. Przede mną stał niewielki piętrowy dom. Podeszłam pod
drzwi i zapukałam do nich, opuszczając ręce wzdłuż boków. Po
chwili ktoś nacisnął po tamtej stronie klamkę, a ja już zaraz
stałam w objęciach Oliver'a.
Nawet
nie zdążyłam odnotować kiedy tak właściwie drzwi się
otworzyły.
-Cześć
łobuzie – powiedział z zawadiackim uśmiechem na ustach.
Nie
potrafiłam nie odwzajemnić tego gestu. - Co ty tu robisz, co? -
musiał trochę ugiąć nogi, żeby znaleźć się na poziomie mojego
wzroku.
-Staram
się dzisiaj być szczęśliwa – odparłam z uśmiechem, a woda
leciała po mnie ciurkiem. Musiałam wyglądać komicznie.
-Czy
właśnie sugerujesz, że to ja jestem potrzebny do twojego
szczęścia? -
spytał, mrużąc zabawnie oczy.
-Ja
nie sugeruję. Ja to wiem – powiedziałam, a on cmoknął mnie w
usta zanim dobrze zdążyłam wypowiedzieć ostatnie słowa i
wprowadził mnie do środka.
Dookoła
stały kartony, a niektóre meble owinięte były folią. Ściany
były w przeróżnych kolorach, pewnie przez zdzieranie tapet.
-Przepraszam,
że to tak się prezentuje kochanie, ale mamy tutaj mały zamęt...
-Kiedy
my z Paul'em się wprowadzaliśmy, było jeszcze gorzej – rzuciłam
na pocieszenie, starając nie rumienić się na słowo ,,kochanie”.
Miałam świadomość tego jak żałośnie dziecinne to było, ale
nic nie mogłam na to poradzić. ,,Widocznie taka właśnie
jestem” - pomyślałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
Oliver zmierzył mnie bacznym spojrzeniem, zastanawiając się pewnie
dlaczego mam taki dobry humor. Przystanął na chwilę i kładąc mi
rękę na ramieniu, zmusił do tego samego.
-Co
brałaś?
-Co?!
Nic nie brałam! Dlaczego coś takiego przyszło ci do głowy...?
-Co
piłaś? - padło machinalnie następne, równie podejrzliwe pytanie.
-Nic!
Nie mogę mieć dobrego humoru?
-Szczerze?
- kiwnęłam głową. - Ja po wczorajszym bym nie miał...
Na chwilę spuściłam głowę, ale on najwyraźniej uznał temat za zamknięty, bo chwycił mnie za rękę i poprowadził do miejsca, które chyba kiedyś w przyszłości będzie miało pełnić funkcję salonu.
Na chwilę spuściłam głowę, ale on najwyraźniej uznał temat za zamknięty, bo chwycił mnie za rękę i poprowadził do miejsca, które chyba kiedyś w przyszłości będzie miało pełnić funkcję salonu.
Kilka
mebli, które stało na środku pokoju, było przykryte folią. Na
jednym taborecie stał telewizor. Leciał akurat mecz. Na drugim zaś
stołku jakiś chłopak, ubrany tylko w podarte szorty, wyciągał
się z pędzlem jak mógł, aby tylko dotknąć złączenia ściany z
sufitem.
W
pewnym momencie obrócił się do nas i zszedł z uśmiechem ze
stolika. Odrzucił na bok pędzel, a dłonie wytarł w spodenki.
Podszedł do nas, kiedy Oliver zaczął mówić:
-Matt
– to jest Michelle. Michelle – to jest Matt, mój współlokator.
-Hey
– powiedział z angielskim akcentem, jeszcze mocniejszym niż u
mojego chłopaka. Uścisnęliśmy sobie dłonie, a ja dodałam, że
może mówić mi Chelly.
-A
więc to jest ta cała Chelly? - rzucił w stronę Oli'ego ze
zdradliwym uśmiechem. - Ale nie martw się. Jesteś tutaj pierwszą
dziewczyną – powiedział tym razem do mnie.
-Nie
miałam zamiaru się martwić – odparłam, pewna siebie.
Przez
chwilę patrzył mi w oczy, jakby czegoś szukając.
-Czy
ja cię skądś przypadkiem nie znam? - wydusił w końcu.
Już
chciałam coś powiedzieć, kiedy uprzedził mnie Oliver:
-To
siostra Paul'a.
Matt
spojrzał na niego tak, jakby pierwszy raz w ogóle słyszał to
imię.
-Paul
Smith...? - podpowiedział Sykes.
Jego
współlokator tak wybałuszył oczy, jakby zaraz miał dostać
jakiegoś ataku.
-Poważnie?!
- oboje pokiwaliśmy równocześnie głowami. - Przecież Smith cię
zabije, jak się dowie Sykes! Przecież on ma fioła na jej punkcie!
-Już
wie – powiedział z dumnym uśmiechem Oliver, po czym pociągnął
mnie za rękę na górę. Zostawiliśmy zdziwionego Matt'a na dole i
skierowaliśmy się do szeregu sypialni. Weszliśmy do trzeciej z
kolei. Chłopak zamknął drzwi i pomógł mi zdjąć z siebie
ociekającą wodą kurtkę. Oboje usiedliśmy na jego łóżku.
-A
więc jak zamierzamy spędzić ,,szczęśliwy dzień”? - spytał.
-Bez
telefonu... – dzięki Bogu nie uznał tego za coś podejrzliwego. -
Razem.... Nie mówiąc o złych rzeczach...
-O
twojej rodzinie – zgadł.
-O
wrednych nastolatkach – dodałam.
-O
planach wyjazdowych – spróbował kontynuować wyliczankę, jednak
mnie szybko prysł nastrój do zabawy.
-Jak
to?
-Nie
mówimy o złych rzeczach, pamiętasz? - przypomniał. Minęła
chwila zanim
przemyślałam to, co powiedział. Miał rację. Nie
teraz.
-O
tym, co działo się dzisiaj rano – dodałam. Nie wiedząc o co
chodzi, przygryzł wargę, ale pokiwał głową. Pytająco spojrzał
na moją pokaleczoną dłoń. Zignorowałam to.
-Coś
jeszcze musimy dodać? - westchnął.
-Nie.
Nic. Tak jest idealnie.
…
-Co
się tak właściwie stało?
Spojrzałam
na niego, nie rozumiejąc o czym on może mówić.
-No
wiesz... Wyciągnęłaś mnie na kawę i lody. Sama. Ponoć z własnej
woli. Więc pytam: co się stało?
-Och, no dajcie spokój! Ja naprawdę jestem na co dzień takim potworem, że kiedy próbuję być milsza, to od razu coś musiało się stać? Jesteście okropni! - powiedziałam z wyrzutem, ale już przy ostatnim zdaniu mój dobry humor nie dał rady się opanować, więc się zaśmiałam.
-Och, no dajcie spokój! Ja naprawdę jestem na co dzień takim potworem, że kiedy próbuję być milsza, to od razu coś musiało się stać? Jesteście okropni! - powiedziałam z wyrzutem, ale już przy ostatnim zdaniu mój dobry humor nie dał rady się opanować, więc się zaśmiałam.
-My?
Czyli kto?
-Ty
i Oliver!
Tym
razem to mój brat się zaśmiał.
-Wiesz,
nadal chyba do mnie nie dociera, że jesteście parą... Nie mogę
uwierzyć, że moja mała siostrzyczka – tutaj rozciągnął mi
policzki, za co dostał po głowie. – spotyka się z chłopakiem w
moim wieku.
-Dwa
lata to nie przepaść – wypomniałam, kiedy kelnerka przyniosła
nasze zamówienia. - Poza tym, mnie też trochę trudno w to
uwierzyć.
-Na
to już nic nie poradzę. A co tam u dziewczyn?
-Pamiętasz
Liam'a, prawda?
-O
Boże, która? - jęknął znad swojej porcji lodów. Dobrze
wiedział, do czego dążę.
-Cloe
– odparłam krótko, a on tylko pokręcił głową z uśmiechem.
-A
Eve? Jak sobie radzi?
-Dobrze...
- powiedziałam, po czym przed oczami wyobraźni przesunęły mi się
wszystkie jej ataki. Zrobiło mi się zimno na to wspomnienie. - To
znaczy... nie do końca, ale jakoś sobie poradzimy. Musimy jej
trochę teraz pomóc.
-Słyszałem
od Oliver'a, że ponoć wczoraj prawie pobiłaś jej kuzynkę. Mogę
wiedzieć o co chodziło? - no tak. Już prawie zapomniałam o tym,
że Sykes i mój brat są gorsi pod względem wymieniania plotek niż
staruszki.
-Nie.
-Obraziła
cię czymś – zgadł, zniżając ton głosu.
-Nie
dzisiaj, dobrze?
Pokiwał
powoli głową i zabrał się do opróżniania swojego pucharka. Sama
zrobiłam to samo. Później, nadal rozmawiając, przeszliśmy się
do parku.
Tego
dnia chciałam być szczęśliwa, więc postanowiłam, że spędzę
go z najdroższymi mi osobami, dlatego namówiłam brata, abyśmy
odwiedzili mamę.
Posiedzieliśmy
trochę u niej, a właściwie u nich – włączając do tego grona
William'a, który od kilku lat już oficjalnie z nią był.
Cieszyliśmy się oboje z Paul'em, że znalazła sobie kogoś, z kim
jej życie mogłoby być lepsze, jakoś się ułożyć. Potrzebowała
tego, a co najważniejsze – zasługiwała na to.
Tak
zleciało kilka godzin.
Wracaliśmy
do domu, jadąc w ciszy, kiedy nagle zza ciemnych od rana chmur
wyłoniło się słońce.
…
-Co
jest z wami nie tak, ludzie?
-O
co ci chodzi Eve? - spytała Cloe.
-Przecież
nikt was nie goni przed ołtarz! To po co wam ci chłopcy, co?
Obie
z Cloe parsknęłyśmy śmiechem, na co blondynka zrobiła
naburmuszoną minę.
-Więc
po co ci ten Niall, Ev? - odparłam złośliwie, wiedząc, że się
zawstydzi.
-Przecież
to nie jest mój chłopak!
-JESZCZE
nie – szepnęłam na ucho Clementyne, kiedy wstawałam, żeby
napełnić sobie kieliszek. Blondynka chyba to usłyszała, bo
próbowała podstawić mi nogę. Z ust wyrwał mi się krzyk
pomieszany ze śmiechem, bo prawie się
przewróciłam.
-Nie
za dobrze się tu panie bawicie? - spytał mój brat, opierając się
o drzwi.
-Za
głośno ci? - spytałam, podchodząc do niego. - W takim razie niech
przypomnę sobie jak ostatnio obudziłam się o drugiej rano, bo
impreza twojego kolegi magicznie przeniosła się do nas do domu...
-Przesadzasz
– wytknął mi język i usiadł obok Eve na podłodze. Ja i Cloe
siedziałyśmy naprzeciw nich.
-Więc
o czym plotkujecie? - spytał po chwili milczenia.
-O
wszystkim. Całkiem fajne zajęcie. Chcesz spróbować? - spytała
Hutson, napełniając czysty kieliszek, który stał na stole. Kiedy
skończyła, podała go mojemu bratu z uśmiechem na ustach. - To na
dobry początek.
Ochoczo
przyjął z jej rąk kieliszek i za jednym pociągnięciem wypił
całą zawartość małego naczynia.
-Oj
nisko upadłeś Smith. Żeby pić z dziewczynami na plotkarskim
spotkaniu... - powiedziała Cloe, cmokając przy tym wymownie. Mój
brat wzruszył tylko ramionami i odparł:
-Wszystkiego
trzeba w życiu spróbować, prawda?
-To
chyba wasze motto, co? - palnęła dziewczyna, mierząc mnie i jego
wzrokiem. Parsknęłam śmiechem, co po chwili zrobił też mój
brat, najwidoczniej chyba próbując nie zagłębiać się w
szczegóły tej aluzji.
-Dobra.
To od czego zaczniemy? - spytał, zacierając ręce.
-Od
tego, kto ostatnio zalazł ci za skórę – podpowiedziała usłużnie
Eve.
-Dobra.
Strasznie wkurzyła mnie ostatnio menadżerka w pracy... Kobieta jest
tak perfidnie nieokrzesana w tej robocie, że nigdy w życiu nie
sprzedałaby żadnej płyty, a myśli, że jest nie wiadomo kim! Do
tego powiedziała mi, że...
-Widzisz?
To nie takie trudne! - zaśmiała się blondynka, klepiąc go po
ramieniu. Mój brat zawahał się na chwilę, chyba uświadamiając
sobie co przed chwilą mówił. Sam parsknął śmiechem i dalej
opowiadał o swoich potyczkach z głupimi ludźmi i ich równie
tępymi poglądami na świat. Ta kolej przychodziła później na
każdą z nas – wszyscy potrzebowaliśmy komuś się wygadać nawet
z tych
najdrobniejszych, ale irytujących nas sytuacji.
Każdy
z nas potrzebuje czasem kogoś obgadać. Każdy z nas potrzebuje
poprzeklinać, wyżyć się na czymś lub na kimś. Każdy z nas
potrzebuje kogoś, kto wysłucha tego wszystkiego, nawet jeśli
będziemy mówić najokropniejsze rzeczy, jakie przyjdą nam do
głowy, jeśli będziemy mieszać kogoś z błotem...
Bo
każdy z nas potrzebuje czasem być złym człowiekiem.
…
Kiedy
dziewczyny już dawno poszły, a Paul powiedział, że idzie spać,
zeszłam na dół, aby obejrzeć jeszcze coś w telewizji. Znudzona,
przełączałam powoli kanały, przez każdy coraz bardziej się
rozczarowując.
-Jakim
cudem tutaj nie ma nic ciekawego, skoro mamy ponad dwieście kanałów?
- mruknęłam pod nosem, zresztą nie pierwszy raz narzekając na ten
problem.
Byłam
z siebie jednak dumna, bo (tak, jak sobie obiecałam) nie ruszyłam
od wczoraj komórki, na której pewnie było już multum wiadomości
od Nieznanego, ale jakoś nie ciągnęło mnie do tego, żeby
je sprawdzić.
Po
chwili rozległo się pukanie do drzwi. Podskoczyłam w miejscu,
przestraszona. Spojrzałam na zegar. Zabrzmiało jeszcze głośniejsze
pukanie.
,,Kto
może dobijać się o tej porze?”
- pomyślałam. Podeszłam do drzwi, nadal trochę wystraszona.
Deszcz, który właśnie niedawno lunął za oknami, nie stwarzał
zbyt przyjaznej scenerii, toteż spięłam się jeszcze bardziej.
Postanowiłam jednak się przemóc, bo pukanie nie ustępowało.
Z
impetem otworzyłam drzwi i poczułam jak w jednej chwili cała ze
zdziwienia trzeźwieję.
Zayn
Malik był ostatnią osobą, którą spodziewałam się dzisiaj
ujrzeć.
A
jednak: stał przede mną cały mokry, z plecakiem na ramieniu i w
zaciągniętym kapturze. Ubrany na czarno, prawie nie odróżniał
się od tafli wody, na której tle
właśnie go widziałam.
Nie
odzywaliśmy się do siebie od wystawy Cloe. Po kiego diabła w takim
razie tutaj przychodził? Zaraz jednak miałam się dowiedzieć.
-Chell.
Wiem, że nie powinienem tutaj przychodzić – nie po tym, co ci powiedziałem, ale musisz wiedzieć, że naprawdę nie mam do kogo
się zwrócić. Jesteś moją ostatnią nadzieją, okay? Potrzebuję
cię.
Porzuciłam
wszystkie urazy, chowane w tamtym momencie, przez wzgląd na powagę
sytuacji. Zdołałam tylko wykrztusić:
-Co
się stało?
-Muszę
zniknąć na jakiś czas, a ty musisz mi w tym pomóc. Od tego zależy
czy przeżyję.
Cześć :)
Chciałabym przeprosić za ewentualne błędy i za to, że rozdział nie jest najlepszy (bynajmniej moim zdaniem), no ale cóż... Ocenę pozostawiam Wam.
Oczywiście pomysł z poprzedniego rozdziału nadal jest aktualny :)
(Dla tych, co nie widzieli: pod rozdziałem możecie zadawać pytania bohaterom, a my odpowiemy na nie ,,w ich imieniu")
Pozostaje mi tylko Was pozdrowić i podziękować za to, że mimo wyjazdów, własnych planów jesteście tutaj i czytacie ♥
Chciałabym przeprosić za ewentualne błędy i za to, że rozdział nie jest najlepszy (bynajmniej moim zdaniem), no ale cóż... Ocenę pozostawiam Wam.
Oczywiście pomysł z poprzedniego rozdziału nadal jest aktualny :)
(Dla tych, co nie widzieli: pod rozdziałem możecie zadawać pytania bohaterom, a my odpowiemy na nie ,,w ich imieniu")
Pozostaje mi tylko Was pozdrowić i podziękować za to, że mimo wyjazdów, własnych planów jesteście tutaj i czytacie ♥
W imieniu swoim i Ev
Chelly