~Z perspektywy Chelly~
-Ty
tylko ja, nie strzelać! - powiedziałam podnosząc ton głosu.
Przechodząc przez korytarz usłyszałam tak dobrze znany mi śmiech,
dochodzący z salonu.
Wchodząc
do pomieszczenia zauważyłam blondwłosą parę, całująca się na
kanapie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Cześć
blondynki - przywitałam się, wciąż opierając ramię o framugę
drzwi.
Pocałunek
przerwał chłopak, spoglądając w moją stronę z lekko speszonym
wyrazem twarzy. Eve za to szeroko się uśmiechała, jak to ona.
-Hey
- przywitał się Niall. - Długo już tu jesteś?
-Wystarczająco
długo, uwierz - odpowiedziałam i posłałam im ciepły uśmiech.
-
Przyjechałam po kilka rzeczy Zayn'a, więc... - odpowiedziałam
uprzedzając pytanie. Ruszyłam w stronę schodów czując się tak
swobodnie, jakbym była u siebie. Po chwili znajdowałam się już na
piętrze.
W
pokoju Malika tak na dobrą sprawę byłam tylko kilka razy. Z każdym
kolejnym jednak czułam się tak, jakbym odkrywała to pomieszczenie
na nowo, jakbym poznawała inny zakamarek jego ducha. Tak, właśnie
taka panowała tam aura... Jakby pokój miał własną duszę.
Po
przekroczeniu progu podeszłam do komody, w której znajdowały się
ubrania chłopaka. Otworzyłam pierwszą szufladę i wyciągnęłam
kilka t-shirt'ów i bluz, następnie otworzyłam drugą i wyciągnęłam
z niej dwie pary dżinsów. Po włożeniu ubrań do torby ponownie
podeszłam do komody, jednak moją uwagę przykuły zdjęcia
ustawione na meblu. Rodzina Mulata, siostry, zdjęcie rodziców -
wszystkie w ramkach. W pewnym momencie moje oczy natrafiły na kilka
fotografii ułożonych w rogu. Leżały tam bez ramek, jakby...
zapomniane, niechciane. Sięgnęłam ręką po zdjęcia. Przeglądałam
je lekko zdziwiona. Na zdjęciach byłam ja. Fotografie bez wątpienia
były robione z ukrycia, co do złudzenia przypominało mi o
wiadomościach, które wciąż dostawałam. Przeszedł mnie
nieprzyjemny dreszcz, ale zaraz odgoniłam od siebie okropne myśli.
Ostatnie zdjęcie było z jednej z niewielu sesji Cloe, na które się
zgodziłam.
-Przeszkadzam?
- usłyszałam łagodny głos Eve, która zmierzała w moją stronę.
Zdjęcia, nadal trzymane przeze mnie w ręce szybko włożyłam do
torby i uśmiechnęłam się do dziewczyny.
-Nie,
właśnie miałam się zbierać.
Ev
przyglądała mi się przez chwilę, a następnie mnie przytuliła.
-Jestem
taka szczęśliwa - wyszeptała. Mogłam się założyć, ze w tym
momencie
na jej twarzy ukazał się uśmiech. Szczery uśmiech.
-Kto
by nie był...? - odparłam, odwzajemniając uścisk. -Eve, mogę o
coś zapytać?
-Jasne.
-Kiedy
ostatnio byłaś w domu? - uśmiechnęłam się pod nosem i czekałam
na odpowiedź.
-Przyjechałam
tu dwa dni temu, a wcześniej Niall był u mnie - odpowiedziała
rozmarzonym głosem.
-Co
ty robisz, gdy on jedzie do pracy? - zapytałam zaciekawiona.
Dziewczyna znowu była w swoim świecie, który dzieliła razem z
Horan'em.
-Jadę
z nim i mu pomagam, albo zostaję z Louis'em i oglądamy filmy.
-Już
widzę to twoje ,,pomagam”, raczej rozpraszam - zaśmiałam się,
na co dziewczyna mi zawtórowała, po czym wstałam i chwyciłam
torbę w rękę, chcąc opuścić pokój.
-Chell
- Eve zatrzymała mnie przy drzwiach. - Mogę jechać z tobą? I tak
miałam wracać, a nie chcę ciągnąć Niall'a.
-Jasne,
nie ma sprawy - uśmiechnęłam się do blondynki, na co ona szybko
wstała i ruszyła do pokoju Irlandczyka.
Schodząc
po schodach coraz wyraźniej słyszałam odgłosy meczu dobiegające
z, jak mniemam, telewizora. Znowu weszłam do salonu, w który tym
razem zastałam Harry'ego, Niall'a i jakiegoś chłopaka, z
zaciekawieniem oglądających rozgrywki w telewizorze wiszącym na
ścianie.
Przywitałam
się z chłopakami, jednak, jak się spodziewałam, nie uzyskałam
odpowiedzi. Nigdy nie rozumiałam wielkiej fascynacji sportem, a w
szczególności piłką nożną...
-To
co, jedziemy? - obok mnie stanęła dziewczyna z torbą wypakowaną
po brzegi, ledwie się dopinającą. Ev nigdy nie była mistrzem w
takich rzeczach, przeważnie zwijała ubrania w kulkę i wpychała na
siłę do walizki lub torby, zresztą jej szafa tez nie zwalała z
nóg porządkiem...
Hutson
podeszła do chłopaka, szepnęła mu coś na ucho i pocałowała w
policzek. Irlandczyk nie zareagował. Ruszyłyśmy w stronę wyjścia.
Kiedy
przekroczyłyśmy próg, usłyszałyśmy okrzyk radości,
obwieszczający zdobytą bramkę.
…
-Może
pojedziemy do Los Angeles? Zawsze chciałam tam spędzić chociaż
dzień wakacji - zaproponowała Eve, wysiadając z samochodu, który
zaparkowałam pod jej domem.
-No
nie wiem... - odpowiedziałam z niepewnością.
-Dlaczego?
Michelle tam jest piękne: słońce, ocean...
-Chyba
masz rację – poddałam się. Po chwili jednak zorientowałam się,
że nie wypowiedziała tego moja przyjaciółka, nie był to nawet
damski głos.
-Dziękuję,
że się ze mną zgadzasz Chelly - odwróciłam się, żeby zobaczyć
przed sobą uśmiechniętą twarz Ben'a. Jeszcze kilka miesięcy temu
przeszedłby mnie dreszcz, ale ostatnio nasze stosunki się
poprawiły, więc odpowiedziałam mu
jedynie lekkim uśmiechem.
-Co
tu robisz? - zapytałam niby obojętnie, jednak po chwili zauważyłam
wyraz twarzy Eve. Była przerażona.
-Przechodziłem
obok i was zauważyłem, więc chciałem się przywitać - uśmiechnął
się, jednak nie zwracał na mnie uwagi. Jego oczy przyglądały się
blondynce, która jak osłupiała stała i wpatrywała się w jego
przedramię.
-A
więc miło było cię spotkać Ben - pożegnałam się z chłopakiem,
posyłając mu nerwowy uśmiech. Pewnie porozmawialibyśmy trochę,
ale mina mojej przyjaciółki nie wróżyła absolutnie nic dobrego.
Ruszyłam w stronę wejścia do ogromnego budynku, w którym
znajdowało się mieszkanie blondynki. - Ev, idziesz? - pogoniłam
dziewczynę, która stała jak słup soli i dalej wpatrywała się w
chłopaka.
-Co?
Tak, tak... Narazie Ben – rzuciła w jego stronę i szybko ruszyła
w moim kierunku.
…
-Ev,
jesteś pewna? - zapytałam blondynki, która chodziła w tę i z
powrotem po całym salonie. - To są bardzo ciężkie zarzuty, a poza
tym mówiłaś, że to był James.
-Nie
Chell, to ty powiedziałaś, że to był James! - sprzeciwiła się,
przystając na chwilę, jednak zaraz znowu ruszyła z miejsca,
zaczynając kolejne okrążenie wokół szklanego stolika. - Jestem
na sto procent pewna, że to był Ben. To był ten sam tatuaż!
-Trzeba
o tym powiedzieć chłopakom – sama zdziwiłam się, kiedy właśnie
to jako pierwsze wypłynęło z moich ust.
…
Po
godzinie wszyscy siedzieliśmy u mnie w pokoju.
-Jesteś
na sto procent pewna, ze to był on? - Harry powtórzył już chyba
po raz setny pytanie, którego nikt nie chciał ani zadawać ani
słuchać. Wszyscy spojrzeliśmy na niego jak na idiotę. - No co?
Chłopak wygląda na walniętego, ale bez przesady...
Znowu
nastała cisza.
-A
może z nim pogadać? - Styles znowu wpadł na ,,genialny'' pomysł.
-Ty
się może już nie odzywaj Hazz, co?
-To
nie jest taki zły pomysł – wtrąciła Ev, wspierając Harry'ego.
- Może coś powie, nigdy nic nie wiadomo...
-Jak
ty to sobie wyobrażasz? - zapytał zdezorientowany Lou. -
Podejdziesz do niego i zapytasz czy czasem to on w piątkowy wieczór
nie chciał cię udusić w ślepym zaułku?
-Ja
z nim nie będę rozmawiać, to musi być ktoś, komu ufa, albo ktoś,
kto zapewni go, że mu ufać może – wyjaśniła, przeczesując
ręką włosy. Musiałam odtworzyć w głowie zdanie, które właśnie
wypowiedziała, żeby dokładnie zrozumieć to, co mówi. Nie byłam
tamtego dnia w najlepszym stanie.
-Michelle
- Zayn wstał i zaczął swoją chodzić po pokoju w tę i z
powrotem. Spojrzałam na niego przerażona, jednak nic nie
powiedziałam, czekając na dalsze wyjaśnienia. - Sama mówiłaś,
że nie raz próbowaliście się umówić i tak dalej, więc w jakiś
sposób ci ufa, możesz to wykorzystać.
Wszyscy
spojrzeli na niego jak na szaleńca, którym w pewnym stopniu był.
-Umówisz
się z nim w jakiś publicznym miejscu, żeby było bezpiecznie...
Nie wiem, w parku, może w kawiarni... My będziemy w pobliżu w
razie potrzeby - wyjaśniał, patrząc na chłopaków, ale wszyscy
jak jeden mąż mieli miny zapewne o jeszcze głupszym wyrazie niż
moja własna.
-Stary,
jak ty to... - zaczął Niall, dziwnie gestykulując rękoma, nie
potrafiąc ubrać swoich myśli w słowa.
-Pracowałem
w tej branży, pamiętasz? Zaufaj mi – powiedział już bardziej do
mnie, niż do przyjaciela.
Po
chwili Zayn podał mi telefon i lekko się uśmiechnął. Nie tracąc
czasu wykręciłam numer chłopaka.
…
Po
niespełna godzinie wierciłam się na drewnianym krzesełku,
czekając na mojego znajomego. Tak właściwie czekałam na
niedoszłego mordercę, co nie poprawiało ani mojego samopoczucia,
ani całej tej sytuacji.
Zanim
jeszcze wyjechaliśmy, powtarzaliśmy setki razy wszystkie możliwe
sytuacje, które mogą nastąpić, więc próbowałam wmówić swoim
rozbieganym myślom, że wszystko pójdzie dobrze. Bawiąc się
nerwowo palcami, nie wierzyłam jak mogłam zgodzić się na coś
takiego. Drżałam mimo ciepłego wiatru, powiewającego lekko między
stolikami na zewnątrz kawiarni. Specjalnie wybrałam to miejsce, aby
obecni niedaleko Harry, Louis i Malik mogli ,,mieć mnie na oku”
jak to określił Zayn.
-Cześć!
- usłyszałam za sobą i aż podskoczyłam.
-Hey
– starałam się brzmieć jak najbardziej naturalnie, kiedy na
przywitanie pocałował mnie w policzek. Miałam ochotę stamtąd
uciec.
-Szczerze
powiem ci, że zdziwiłem się, kiedy zadzwoniłaś. Szczególnie po
tym, jak kilka godzin wcześniej mnie spławiłaś – uśmiechnął
się, a ja próbowałam zmusić moje usta do tego samego. Poprawiłam
nerwowo włosy.
-Tak,
przepraszam... Spieszyłyśmy się i w ogóle... - zaczęłam, ale
przerwał mi gestem ręki.
-W
porządku. Mówiłaś, że chciałaś o czymś ze mną porozmawiać,
tak? - zapytał, a ja zajrzałam głęboko w jego oczy. Nie wytrzymał
mojego spojrzenia i uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Poruszył się
nerwowo i niby przypadkiem zaczepił swoje spojrzenie gdzieś za mną.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że on już wie. Wie, że się
domyśleliśmy. Bałam się jedynie, że zauważył chłopaków.
-Tak
– przytaknęłam.
,,Nie
bądź tchórzem!” - nakazałam sobie w myślach.
-Jak
długo masz ten tatuaż? – delikatnie dotknęłam jego skóry, a
zanim usłyszałam odpowiedź, Ben powoli zeskanował spojrzeniem
moją twarz.
-Już
jakiś czas... - wyznał. - Dlaczego...?
-Powiedz
mi: jak to jest? - przerwałam mu, czując dziwny przypływ odwagi.
-Jak
CO jest? - rzucił niepewnie.
-Jak
to jest, patrzeć w oczy osobie, która kona? Która nie może
oddychać, której ciało zaraz opadnie bezwiednie, martwe, kiedy
wiesz, że to wszystko przez ciebie? - spojrzałam mu ponownie hardo
w oczy. - Jakie to uczucie, Ben?
Nie
spuszczał ze mnie wzroku.
-Nie
wyobrażasz sobie jak wspaniałe – odparł szeptem.
No
to tyle po mojej odwadze. Skurczyłam się cała w duchu, dygocząc.
Czułam
się jak małe zwierzątko, zahipnotyzowane przez węża.
-Dlaczego?
- pomimo moich wszelkich starań załamał mi się głos.
-Dlaczego?
Och, Michelle, jesteś taka głupia, czy tak naiwna? - zaśmiał się
kpiąco. - Po tym wszystkim pytasz jeszcze: dlaczego?
-Jakim
,,wszystkim” Ben?! Nikt z nas nic ci nie zrobił! - jęknęłam,
czując coraz bardziej paraliżujący strach.
-NIC
NIE ZROBIŁ?! - zacisnął ręce w pięści, a para niedaleko nas
spojrzała nagle w stronę naszego stolika. - Michelle, złamałaś
mi serce, a później je zdeptałaś i wyrzuciłaś z uśmiechem na
ustach! Wiesz co ja wtedy czułem?! To ja umierałem na twoich
oczach, rozpadałem się na kawałeczki, ale ty... ty udawałaś, że
tego nie widzisz! Więc może spytaj samej siebie, Chelly, jak to
jest patrzeć na konającą przez ciebie osobę?
-To
o to chodzi? - wykrztusiłam przerażona. - W tym wszystkim chodzi o
to, że nam nie wyszło? - myślałam, że to wszystko mi się śni.
Nie, to nie mogła być prawda... To chore!
-MIAŁO
wyjść – poprawił. - Ale ty to wszystko zniszczyłaś! - warknął.
-Ludzie
popełniają błędy – czy ja właśnie zaczynałam się
usprawiedliwiać?!
-Och,
wiem. Dlatego mam nadzieję, że wybaczysz mi moją pomyłkę.
Naprawdę nie spodziewałem się, że w ostatniej chwili zmienicie
plany i z Liam'em pojedzie Clementyne, a nie Eve. Wybacz – wzruszył
ramionami z nikłym uśmiechem na ustach.
Nie
wierzyłam w to, co właśnie usłyszałam.
-Chcesz
powiedzieć, że...? - przyłożyłam rękę na klatce piersiowej,
jakby to miało uspokoić mój spazmatyczny oddech.
-Tak,
to ja spowodowałem wypadek. Ups? - zaśmiał się, popijając jak
gdyby nigdy nic łyk swojej kawy. Z moich oczu zaczęły ciec łzy.
Ręce trzęsły mi się jak oszalałe, a żołądek podszedł do
gardła. - Och, kochanie, nie płacz i tak nikt ci nie uwierzy -
spojrzał na mnie z udawanym współczuciem.
-Już
za późno – szepnęłam, wpatrując się w niego zza załzawionych
oczu. - Nasza rozmowa jest nagrywana – otworzył szeroko oczy i
przestał się uśmiechać. - Nie próbuj uciekać. To nie ma sensu.
Złapią cię – wzruszyłam ramionami. Byłam jak w transie,
wyprana z emocji. To wszystko stało się przeze mnie... PRZEZE MNIE.
Nie do końca chyba to do mnie docierało.
-Kto?
Twoi chłoptasie? Który to już, co, Chelly? Wybacz, przestałem się
w nich wszystkich orientować – rzucił kpiąco, a ja spojrzałam
na niego, marszcząc brwi. - Trafiłem w słaby punkt? Och, tak mi
przykro! - przewrócił oczyma. - Powiedz mi Michelle, to dlatego
zmieniasz chłopaków jak rękawiczki, bo masz uraz do mężczyzn? -
przekrzywił lekko głowę. - Pan Smith nie był dobrym tatusiem? -
zaśmiał się, a ja ledwie powstrzymałam się od tego, żeby dać
mu w twarz. Obejrzałam się za siebie. Niedaleko drzewa stał
zakapturzony chłopak. Dobrze jednak wiedziałam kim jest i skinęłam
na niego głową, po czym wstałam od stolika. Ben spojrzał na mnie
z uśmiechem na ustach.
-Obstawa?
- spytał, kiedy zauważył troje chłopaków, zmierzających w naszą
stronę.
-Policja
już tu jedzie – westchnęłam, patrząc na wyświetlacz mojej
komórki.
-Niepokojące
sms'y? - spytał, jakby ignorując moją wcześniejszą wypowiedź.
Otworzyłam szeroko usta. No tak. Jak mogłam się wcześniej nie
domyślić, że to był on? Wstał z miejsca i zmierzył mnie
wzrokiem.
-Dobrze
to sobie wszystko wymyśliłeś – przyznałam. - Szkoda tylko, że
tutaj kończy się twoja chora gra.
-Masz
rację, dobrze to wszystko wymyśliłem. Zbyt dobrze, żeby dać się
złapać – cmoknął mnie w policzek zanim zdążyłam zareagować
i pobiegł przed siebie z prędkością pocisku. Przez kilka sekund
nie byłam w stanie się ruszyć, jednak już za chwilę zadziałałam
automatycznie i ruszyłam zaraz za nim i za chłopakami, którzy
również już gonili Ben'a. Najpóźniej zorientował się Harry.
Niedaleko przed nami widziałam Louis'a. Nigdzie nie mogłam znaleźć
Zayn'a. Biegliśmy za Ben'em, omijając przeszkody takie jak stoliki
jakiejś kawiarni, skrzynki z jabłkami, wystawione przez sprzedawcę
sklepu, kobietę z wózkiem, ludzi na chodnikach, niewysoki murek,
trawnik, znowu stoliki...
Wszystko
migało mi przed oczami zaledwie przez sekundy, ale ten bieg wydawał
się wiecznością. Dotarliśmy w końcu na tyły dworca kolejowego,
gdzie wreszcie zauważyłam zakapturzonego Zayn'a. Ku memu zdziwieniu
nie był sam. Naprzeciw niego stał Ben.
Harry,
Lou i ja przystanęliśmy w odległości zaledwie trzech metrów od
rozmawiających cicho chłopaków.
Przerażona
zauważyłam, że Ben cofa się przed szybkim krokiem Malika,
wchodząc na jakieś stare skrzynie, poustawiane zaraz nad torami. W
oddali słychać było wycie pociągu.
-Ciebie
też to czeka! - krzyknął Ben do Zayn'a, po czym wycelował we mnie
palcem. - Ona cię zniszczy! Niszczy każdego!
Zayn
ruszył do przodu w ataku, jednak powstrzymał go mój krzyk, kiedy
zorientowałam się co chce zrobić Ben.
-Zejdź!
- wrzasnęłam, kiedy chłopak rozłożył ramiona. - Ściągnij go
stamtąd! -
krzyknęłam do, nieświadomego jeszcze zamiarów
szatyna, Zayn'a.
Spojrzałam
na chwiejącego się Ben'a, który zwrócił wzrok w kierunku
nadjeżdżającego pociągu.
-Nie
rób tego! - krzyknęłam ponownie, jednak on uśmiechnął się pod
nosem.
-A
to właśnie nie tego chciałaś?! Powinnaś być szczęśliwa,
kochanie! - zawołał, balansując na krawędzi najwyższej skrzyni.
Zasłoniłam usta dłońmi. - Kochałem cię – powiedział głośno.
- To ty nie potrafisz kochać.
Chłopak
ponownie rozłożył ramiona i z uśmiechem na ustach przestał
utrzymywać swoje ciało w ryzach i po prostu przechylił się do
tyłu.
Stałam
tak jak zamurowana, podczas gdy w jednej sekundzie chłopaki pobiegli
w tę stronę, gdzie jeszcze przed chwilą stał Ben, jakby chcieli
go złapać.
Zamknęłam
oczy, kiedy usłyszeliśmy jak pociąg z prędkością światła
przejeżdża po torach.
Zaczęłam
trząść się jak opętana i krzyczeć z całych sił. Nie
potrafiłam nad sobą zapanować. Po chwili poczułam jak silne
ramiona oplatają moje ciało, jakby chcąc przytrzymać je w pozycji
stojącej. Dopiero po chwili zorientowałam się, że należą one do
Zayn'a. Łzy płynęły z moich oczu nieprzerwanymi potokami. Nie
wiedziałam, co ja tam robię. Wszystko stało się tak szybko... Nie
wiem czy nadal
-Już
po wszystkim, jesteś bezpieczna.
Wtuliłam
się w niego tak, jakby to była ostatnia rzecz, jaką mogłabym
zrobić.
JEJKU, TAK BARDZO PRZEPRASZAMY ZA OPÓŹNIENIA!
Tak, wiemy, jesteśmy beznadziejne, ale musicie nam to wybaczyć :(
Nie poradziłyśmy sobie w ten weekend - zbyt dużo spraw zawaliło się naraz na głowę... Ale nie ważne. Ważne, że powracamy z rozdziałem :)
Mamy nadzieję, że Wam się podoba :)
Już niedługo będziemy kończyć bloga, po czym (jak wcześniej już wspominałyśmy) założymy następnego. Mamy ogromną nadzieję, że zostaniecie z nami ♥
Prosimy o szczere komentarze, tym bardziej, że ostatnio otrzymałyśmy jedynie dwa, co strasznie nas zasmuciło...
Kochamy Was bardzo mocno ♥
W imieniu swoim i Ev
Chelly
P.S. A może tym razem to Wy zadecydujecie z czyjej perspektywy będzie następny rozdział? Czekamy na propozycje ♥
No kurcze, zajebist!!! :**
OdpowiedzUsuńWierna czytelniczka
Jezu jaki świetny! Po prostu genialny. Tyle się dzieje.. :D Cudownie piszecie :) Jeszcze raz - MEGA ROZDZIAŁ! <3
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny ^^
Pozdrawiam :)
Boże... Cudowny! :o
OdpowiedzUsuńJak ja Was kocham.
Aż nie mam pomysłu na nic sensownego... ;/
Wybaczcie, ale tak mnie zadziwił ten rozdział, że nie wiem co napisać.
Po prostu...
Jesteście świetne. <3
Czekam nn.