~Z
perspektywy Louis'a~
(poniższy tekst nie jest cenzurowany)
Zaczynały
trząść mi się ręce. Czułem się tak, jakbym miał zwymiotować.
-Tak,
to ja spowodowałem wypadek. Ups? -
usłyszeliśmy śmiech na nagraniu. Automatycznie chwyciłem pod
biurkiem rękę Michelle, która cała dygotała.
Siedzieliśmy
na komisariacie policji, dokładniej w pokoju służącym do
przesłuchań. Wiedziałem, że na korytarzu czeka na nas tylko
Harry. Malik wolał omijać komisariat szerokim łukiem, toteż
pojechał do domu Michelle jak najszybciej. Spojrzałem na rodziców
naszej zmarłej przyjaciółki. Pan Farenhall
obejmował swoją żonę,
pocieszająco pocierając jej ramię. Było mi strasznie żal, że
muszą wysłuchiwać takich rzeczy. Chelly zresztą też nie
wyglądała na zadowoloną z tego, że po raz drugi musi przeżywać
tę rozmowę.
Ścisnąłem
mocniej jej dłoń, ale nawet nie drgnęła.
-Niepokojące
sms'y? - rozbrzmiało w
pomieszczeniu, a ja zmarszczyłem brwi. Nie miałem pojęcia o czym
on mówi.
Słuchaliśmy
dalej. Że też policja nie mogła tego zrobić bez nas!
Po
chwili zaczął się szum. Wiedziałem, że to były te minuty, w
których dziewczyna biegła. Po chwili jednak ponownie zaczęły się
głosy.
-Ciebie
też to czeka! Ona cię zniszczy! Niszczy każdego!
Michelle
nadal wpatrywała się tępo przed siebie z zaszklonymi oczyma.
Wiedziałem, co czuła. Dopiero co na własne oczy widzieliśmy
samobójstwo.
-Zejdź!
Ściągnij go stamtąd! - rozległ się krzyk Michelle, która w
chwili obecnej miała problemy z oddychaniem.
-Nie
rób tego! - krzyknął raz jeszcze głos na nagraniu.
-A
to właśnie nie tego chciałaś?! Powinnaś być szczęśliwa,
kochanie! - nadal miałem przed oczami to, jak chłopak chwieje
się na górze skrzyni i aż przeszedł mnie dreszcz, jednak to było
nic w porównaniu do mojej przyjaciółki, która oddychała coraz
bardziej spazmatycznie. - Kochałem cię! To ty nie potrafisz
kochać.
Rozległ
się przerażający krzyk należący do Michelle, tyle, że tej na
nagraniu.
Ta
realna właśnie wyrwała rękę z mojego uścisku i zanosząc się
szlochem zakryła dłońmi usta, zapewne aby nie zawtórować swojemu
własnemu głosowi odtwarzanemu z dyktafonu.
-Czy
możemy to wyłączyć?! - nie wytrzymałem, patrząc na policjanta
jak na głupca. Czy on naprawdę nie widział jak ona to przeżywa? -
Już nic więcej tam nie ma. Zresztą, będzie mógł pan to
przesłuchać jeszcze raz, byle nie teraz... - mruknąłem,
przyglądając się przyjaciółce, kiedy komisarz usłużnie
wyłączył nagranie.
-Muszę
zadać jeszcze kilka pytań – stwierdził, wkładając dyktafon do
woreczka.
-Czy
to konieczne? - odezwał się ojciec Clementyne. - Nie sądzę, żeby
panna Smith była w najlepszej formie – oznajmił swoim
nieznoszącym sprzeciwu głosem. Jezu, aż przeszły mnie ciarki.
Słyszałem, że był strasznie zasadniczy, ale to było
niedomówienie. Z każdego jego słowa biła straszna dominacja.
-Dobrze,
zgłosi się pani do nas jak najszybciej. Proszę odstawić ją
bezpiecznie do domu – zwrócił się do mnie z westchnieniem
policjant, a ja objąłem przyjaciółkę ramieniem, po czym
wyprowadziłem ją na korytarz.
-Tak
mi przykro – wypaliła, kiedy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz.
- On zrobił to wszystko przeze mnie, tak bardzo przepraszam... -
zaczęła.
Rodzice
Cloe popatrzyli po sobie i dopiero wtedy zrozumiałem o co chodzi.
Michelle myślała, że mają do niej o to wszystko żal.
-Kochanie,
to nie twoja wina – mama Clementyne objęła szatynkę ramionami. -
Nie możesz tak myśleć. On był chory, Michelle. Nie miałaś na to
wpływu...
-Minie
sporo czasu zanim pogodzimy się z ich śmiercią, ale nie winimy cię
za to – powiedział oficjalnie pan Farenhall, po czym położył
dłoń na ramieniu małżonki. - Musimy już iść. Uważaj na nią –
rzucił, kiedy objął ramieniem żonę. Ruszyli w kierunku wyjścia,
gdzie czekał na nas Harry.
-I
co? - spytał, kiedy tylko zbliżyliśmy się do niego.
-Później
– uciąłem temat, spoglądając wymownie na dziewczynę. Chyba
zrozumiał, bo bez słowa poszedł otworzyć samochód.
…
Zaciągnąłem
się papierosem, stojąc przed domem naszej przyjaciółki. Nie
mogłem wytrzymać atmosfery panującej w środku. Chciałem uniknąć
zbędnych pytań. Musiałem jakoś odreagować.
-Wszystko
okay? - aż podskoczyłem, kiedy z zamyślenia wyrwał mnie głos
Eve.
-Nie
– odparłem krótko, spoglądając w dół na niską dziewczynę.
Zmarszczyła
brwi.
-To
wszystko potoczyło się za szybko... - bąknęła, a ja przez chwilę
miałem wrażenie, jakbym słuchał Michelle. Eve zdawała się
ostatnio „powrócić do żywych”. Może ten psychiatryk jednak w
czymś jej pomógł...? - Boję się, że Michelle sobie z tym nie
poradzi, a ja chyba nie wiem jak jej pomóc...
Dobra,
teraz naprawdę zacząłem się bać. Brzmiała kropka w kropkę jak
Chell.
-Wszyscy
musimy jakoś to przyswoić, ona też da sobie radę – odparłem,
gniotąc niedopałek butem, po czym westchnąłem ciężko. - Będzie
dobrze – puściłem oko
młodej Hutson, a ona uroczo się
uśmiechnęła, po czym mnie przytuliła. Staliśmy tam tak przez
dłuższą chwilę, po czym powiedziałem:
-Wracamy,
bo jeszcze się przeziębisz. Strasznie zimne to lato... - potarłem
jej ramiona, widząc, że jest jedynie w cienkim sweterku. Wróciliśmy
do domu, gdzie w salonie siedzieli Paul, Zayn, Hazz i Niall. Wszyscy
mieli podobne miny.
-Co
teraz robimy? - spytałem, siadając obok brata Michelle na kanapie.
Eve
i Harry równocześnie wzruszyli ramionami, a Niall wyglądał
zaniepokojony przez nie do końca zasłonięte okno, po czym wstał i
poprawił zasłony. Spojrzałem na niego zdziwiony. Ostatnio
zachowywał się jakoś... inaczej.
-Nie
wiem. Wychodzi na to, że musimy po prostu czekać.
-Na
co? - wtrąciła Eve.
-Na
to, co wydarzy się teraz. Wygląda na to, że sprawa jest
rozwiązana. Wszystko, co było niejasne zostało już wytłumaczone.
Michelle musi iść na policję i dokończyć swoje zeznania.
Podejrzewam, że normalnie wyglądałoby to trochę inaczej, ale w
końcu tam zginął człowiek – odparł Paul, wstając. - Opiekuj
się nią, ja idę do pracy – powiedział nie wiadomo do kogo,
zgarniając z szafki klucze. Już po chwili usłyszeliśmy
trzaśnięcie drzwi.
-Tak
czy siak, muszę tu zostać... Nie wiadomo czy moja sprawa ucichła –
bąknął Zayn, a ja prychnąłem. Szczerze, nadal nie do końca
chyba zaakceptowałem to, że nam wcześniej o niczym nie powiedział.
-Na
nagraniu Ben mówił coś o ,,niepokojących SMS'ach” -
przypomniałem sobie. Malik skinął głową.
-Chelly
była zastraszana.
-ZASTRASZANA?!
- powiedzieliśmy wszyscy równocześnie.
-Tak
– odparł cicho.
-Kiedy
się o tym dowiedziałeś? - spytała poddenerwowana Ev.
-Na
wystawie Cloe, kiedy przez przypadek jej telefon dostał się w moje
ręce.
-Dlaczego
nam o tym nie powiedziałeś?! - wkurzyłem się.
Wzruszył
ramionami, przecierając twarz dłonią.
-To
by nic nie zmieniło. Poza tym, nie było wtedy z nami...
-Wami?
- rzucił wyzywająco Harry, próbując ukryć uśmiech, a Niall
szturchnął go w ramię, patrząc uważnie na Zayn'a. Rysy Mulata
naraz stężały.
Na
chwilę zapadła grobowa cisza.
-Ktoś
powinien zobaczyć co z nią – westchnęła Ev i podniosła się z
miejsca.
-Ja
pójdę – Malik nakazał jej usiąść gestem ręki, po czym
zniknął na schodach.
Niall
nadal patrzył dookoła niespokojnie.
-Kochanie,
wszystko okay? - spytała Eve, próbując zwrócić jakoś uwagę
blondyna, błądzącego wzrokiem po całym salonie. - Niall?
-Co?
- zdawało się, jakby wręcz wypluł to słowo, trochę jednak się
uspokajając.
-Śpi
– usłyszeliśmy głos Zayn'a, który już po chwili usiadł tam,
gdzie uprzednio. - Louis, tylko ty z nas słuchałeś tego nagrania –
zwrócił się niespodziewanie do mnie. - Powiedz nam co dokładnie
tam zaszło.
…
,,Lepiej”
To
było jedyne, co odpisała na chyba tysiąc zadanych przeze mnie
pytań. Jedno małe słowo, a ja potrafiłem przez wyświetlacz
telefonu wyczuć ile w nim kłamstwa. Byłem pewien, że wcale nie
było lepiej.
Spojrzałem
na Luke'a i Harry'ego, siedzących na kanapie. Wyglądało na to, że
przypadli sobie do gustu. Chłopak już chyba na stałe zadomowił
się w naszym domu. Jezu.
Udałem
się do swojego pokoju. Położyłem się na łóżku i wlepiłem
spojrzenie w sufit. Nie mam pojęcia ile tak tam leżałem, wiem
tylko, że kiedy usłyszałem krzyk, od razu zbiegłem na dół ile
sił w nogach.
Kiedy
stanąłem w salonie, nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
-Hey,
hey, spokojnie! - krzyknąłem, ale to chyba był błąd, bo uścisk
na szyi Harry'ego najwyraźniej się zacieśnił, bo chłopak
przybladł na chwilę.
Luke
był w podobnej pozycji, a jego oczy były tak szeroko otwarte, jakby
miały zaraz wypaść z orbit.
Zaraz
poczułem zimną lufę pistoletu na moim karku, przy czym skrzywiłem
się.
-GDZIE
ON JEST?! - ryknął facet, trzymający Harry'ego.
-Mówiliśmy,
że nie wiemy! - pisnął loczek, a ja naraz zrozumiałem dlaczego
Malik nie chciał nam nic powiedzieć. Harry był tak fatalnym
kłamcą, że nawet mnie nie przekonał. Palce wokół pistoletu
zamaskowanego mężczyzny zacieśniły się.
-Pytam
po raz ostatni: GDZIE ON KURWA JEST?! - ryknął.
-Spokojnie!
- powtórzyłem, unosząc ręce do góry. - Naprawdę nic nie wiemy,
mówiliśmy już – próbowałem brzmieć jak najpewniej. - Jeśli
nas zabijecie, narobi się szum, po co to wam? - te słowa ciężko
przeszły mi przez gardło, ale
pomyślałem sobie, że muszę być
silny i nieugięty. Przypomniało mi się jak zareagował Liam, kiedy
przyszli tutaj pierwszy raz i zdałem sobie sprawę, że próbuję
być taki, jak on.
-Nie
mów nam co mamy robić! - warknął ten za mną. - I tak prędzej
czy później go znajdziemy, jednak dajemy wam wybór: możecie nam w
tym pomóc, albo zacząć się modlić – pchnął lufą głębiej
tak, że poczułem ból.
Jebana
mafia.
Naraz
rozległ się dzwonek mojego telefonu.
Cholera,
dlaczego akurat teraz?!
-Sprawdź
kto dzwoni – nakazał mężczyzna za mną. Posłusznie wyjąłem
komórkę z kieszeni spodni i spojrzałem na wyświetlacz. Kamień
spadł mi z serca, kiedy okazało się, że nie pokazuje on imienia
Michelle. Nie poprawiło mi jednak humoru to, że oznajmiał „Eve”.
Nie mogliśmy plątać jej w tę sprawę.
-Moja
przyjaciółka – odparłem posłusznie.
-A
teraz uważnie mnie posłuchaj: odbierzesz, przełączysz na
głośnomówiący i zapewnisz, że wszystko jest w porządku. Bez
żadnego kombinowania, bo nie będziemy się długo zastanawiać –
powiedział dziwnie spokojnym tonem, po raz kolejny uświadamiając
mi powagę sytuacji zimnym pistoletem przy mojej szyi.
Westchnąłem
w duchu i zrobiłem tak, jak powiedział.
-Cześć,
Lou, co u was? - usłyszeliśmy głos Hutson. Jeszcze nigdy nie
pragnąłem czegoś tak bardzo jak tego, żeby dziewczyna jak
najszybciej się rozłączyła. Miałem tylko nadzieję, że nie
wspomni ani o Maliku, ani nawet o Chell.
-Wszystko
w porządku, oglądamy telewizję, a u ciebie? - przełknąłem ślinę
i ponownie poczułem na karku wpijającą się spluwę, co było
jednoznacznym ostrzeżeniem. Musiałem brzmieć bardziej wiarygodnie.
- Jak trzyma się twoja mama? - to było pierwsze, co wpadło mi do
głowy.
Idiota.
-Dobrze,
dziękuję – czułem, że się zdziwiła. To było chyba najgłupsze
pytanie, jakie mogłem zadać. Od razu wiedziała, że coś jest nie
tak. Nigdy nie pytaliśmy o takie rzeczy. - Dzwonię, żeby zapytać,
czy możemy do was wpaść z Niall'em? - oznajmiła już trochę
weselszym tonem. Spojrzałem pytająco na zamaskowanego mężczyznę,
nadal trzymającego Harry'ego. Pokręcił stanowczo głową.
-Ale
masz wyczucie czasu! - spróbowałem się zaśmiać. - Właśnie
chcieliśmy wychodzić! Nie sądzę, żeby chłopaki zmienili plany,
rozumiesz, obiecałem im, że pójdziemy razem i...
-Och,
Louis jesteś słabym kłamcą! Dobrze wiem, że cała wasza trójka
właśnie się obija! - rzuciła ze śmiechem, a mnie aż zmroziło.
- Będziemy za kilka minut, pa! - cmoknęła do słuchawki, a zaraz
potem usłyszeliśmy sygnał oznaczający koniec połączenia.
-Kurwa!
- usłyszałem za sobą, po czym poczułem jak mężczyzna z tyłu,
zmieniwszy uprzednio swoją pozycję, uderza mnie z całej siły w
twarz.
Nie
spodziewając się ataku, upadłem na podłogę. Podniosłem rękę
do twarzy, ocierając z niej krew.
-Miałeś
jej odmówić!!! - wrzasnął nade mną.
-Nie
mogłem nic zrobić! - próbowałem się usprawiedliwiać, kiedy
mężczyzna wycelował we mnie pistolet. Zamarłem.
-Zostaw
go, oni już tu jadą! Musimy się zmywać! Słyszysz? Zostaw go, już
i tak ma wystarczająco dużo dowodów na to, że tu byliśmy – ten
drugi spojrzał wymownie na moją obitą twarz. - Spadamy!
-Nikomu
ani słowa, zrozumiano?! - ryknął mój niedoszły oprawca, a cała
nasza trójka jak na znak pokiwała gorliwie głowami.
Wszyscy
mafiozi wyszli jak gdyby nigdy nic przez frontowe drzwi. Już
chciałem się podnosić, kiedy usłyszeliśmy strzał. Ramka ze
zdjęciem rozpadła się na kawałeczki przez zetknięcie z pędzącą
kulą, a my usłyszeliśmy jak ktoś klnie siarczyście pod nosem, po
czym trzaska drzwiami.
Spojrzałem
na Harry'ego, rozmasowującego obolałą szyję. Podchwycił moje
spojrzenie i powiedział cicho:
-Musimy
ostrzec Michelle.
Witamy wszystkich ♥
Tym razem udało nam się z obiecaną sobotą. Raz jeszcze przepraszamy za poprzedni tydzień...
Mamy nadzieję, że rozdział się podoba :)
BŁAGAMY o jakiekolwiek komentarze, ostatnio ich liczba strasznie maleje, co nas niezmiernie martwi... Mamy nadzieję, że tym razem każde z Was napisze cokolwiek, to może być nawet emotikon! Zapewniamy Was, że nawet to niezmiernie nas ucieszy, bo nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo jesteście dla nas ważni ♥
Możemy Was prosić przynajmniej o tę ,,buźkę"? :)
Mamy nadzieję, że tak ♥
Przepraszamy za błędy, wybaczcie te powtórzenia i interpunkcję, ale staramy się szlifować naszą pisownię jak tylko się da :)
Zachęcamy do zadawania pytań na naszych ask'ach i pod rozdziałem :)
Bardzo dziękujemy, że jesteście i mamy nadzieję, że nie rozczarowałyśmy Was tym rozdziałem ♥ Mówcie jak wrażenia w komentarzach ^^
Do następnej soboty :)
Kochamy Was bardzo ♥
W imieniu swoim i Ev
Chelly
P.S. Przepraszam strasznie za brak komentarzy na Waszych blogach, ale uwierzcie, staram się jak najszybciej nadrobić zaległości :) Chelly
Ale świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńTyle się dzieję... :)
Zastanawia mnie kim byli ci faceci...
Tak mnie to wciągnęło, że chcę teraz następny, a muszę czekać cały tydzień ;_;
No nic, czekam na kolejny :3
Pozdrawiam <3
So... Mala zajebiste to!!! zbANOWALI MI KONTO :o_
OdpowiedzUsuńOLCIA.. TA TYPOWA
Bardzo,bardzo,bardzo zajebisty! :**
OdpowiedzUsuńJak go zakończycie to sie chyba popłaczę. <3
WASZA WIERNA CZYTELNICZKA
Cudowny. Tyle mam do powiedzenia. <3
OdpowiedzUsuńCzekam nn.
Nominowałam Cię do Liebster Avards! Więcej informacji na moim blogu! :)
OdpowiedzUsuń