sobota, 26 października 2013

~19~

Z perspektywy Eve

Otworzyłam drzwi, w które od dłuższego czasu już ktoś pukał. Przede mną stanęła Chell, ubrana w krótkie spodenki i szeroki t-shirt z logo jakiegoś metalowego zespołu. Doprawdy nie rozróżniałam jednej kapeli od drugiej, choć nie raz próbowała mnie nauczyć chociaż ich nazw. Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam ją na powitanie. Dziewczyna odwzajemniła uścisk i weszła do mieszkania.
   -Jesteś sama? - zdziwiła się i zmartwiła za razem.
   -Tak. Mama wyszła rano do pracy – odparłam, udając się z przyjaciółką do
salonu, gdzie usiadłyśmy obie na kanapie. Chciałam zaproponować jej coś do picia, jednak odmówiła. Zastanawiał mnie jej nastrój. Nie potrafiłam go rozszyfrować.
   -Czy coś się stało? - spytałam prosto z mostu, a mój głos lekko się załamał. Próbowałam to ukryć chrząknięciem, ale zauważyła. Podejrzewałam, że to po prostu jeden z efektów ubocznych tamtego wieczoru...
   -Nie. To znaczy... Tak. Nie wiem. Musimy porozmawiać – motała się w każdym zdaniu.
   -O czym? - uśmiechnęłam się.
Dziewczyna westchnęła głęboko, jednak zawahała się.
   -Rozstałam się z Oliver'em – wypaliła w końcu.
   -Och, dlaczego? Przykro mi...
   -Niepotrzebnie. Oboje stwierdziliśmy, że to dobre rozwiązanie – pokiwała gorliwie głową, ale widać było po jej oczach jak bardzo jest jej przykro.
Przygryzła wargę i spojrzała na panoramę Nowego Jorku, która rozciągała się za oknem. Widziałam, że coś ciągle ją gryzie.
   -Jednak nie o to chciałaś mnie zapytać, prawda? - odgadłam.
Michelle ponownie wzięła głęboki wdech, ale tym razem pokręciła tylko przecząco głową. Spojrzała na swoje dłonie, potem na mnie, później na moją szyję. Skrzywiła się. Ponownie spojrzała w moje oczy.
   -Przypomniałaś sobie coś z tamtego wieczoru...? - więc o to chodzi.
Pokiwałam przecząco głową tak, jak ona zrobiła to przed chwilą.
Nigdy jeszcze nie widziałam jej tak dobitej. Jakby w jednej chwili postarzała się o dziesięć lat: jej twarz poszarzała, a ramiona skuliły się, jakby pod ciężarem doświadczeń. Zastanawiałam się o co dokładnie może chodzić. Nie potrafiłam jednak znaleźć żadnego sensownego powodu, dla którego miałaby tak bardzo się tym przejmować.
   -To ważne Eve... - zaczęła. - Musisz sobie przypomnieć.
   -A może właśnie chciałabym zapomnieć?! - rzuciłam zaczepnie, nagle pełna werwy. Podniosłam się z miejsca i stanęłam przy oknie. Spojrzałam na nią i poczułam się tak, jakby role się odwróciły. To ja zawsze siedziałam zastraszona, a ona rwała się do działania, mówiła dynamicznie tak, jak ja teraz. Coś było nie tak.
   -Nie możesz – szepnęła z mocą.
   -Tak? A to niby czemu? - próbowałam opanować ten ton, jednak nie potrafiłam. Czułam, że nie jestem na swoim miejscu i nie było mi z tym dobrze.
   -Siadaj – powiedziała trochę bardziej stanowczo, niż powinna, a ja poczułam, jakby uszło ze mnie pół siły. Michelle wyprostowała się i spojrzała na mnie karcącym wzrokiem. - Czy zdajesz sobie z tego sprawę, że to może się powtórzyć za najbliższym rogiem...? A co, jeśli za którymś razem temu komuś uda się zrobić to, co zamierzał? Pomyślałaś o tym?
Spojrzałam na nią, trochę rozkojarzona. Nagła zmiana ról, a raczej odzyskanie tych własnych trochę zawirowało mi w głowie.
Ona jednak kontynuowała:
   -Możliwe... możliwe nawet jest to, że to był James.
   -Co?! - osłupiałam. - Nie! To nie tak. Przecież James mnie...
   -...uratował? - dokończyła ironicznie. Tak, miałam przed sobą dawną Chelly. - Skąd nagle wielki ,,waleczny rycerz” w tak odludnym zaułku? A może to był właśnie on? Przyprowadził cię do mnie dla zmycia z siebie podejrzeń...? Nic nie pamiętasz, więc nie możemy mieć pewności... Ale też nie możemy wykluczyć takiej możliwości.
Dobrą chwilę myślałam nad tym, co powiedzieć. Było mi jednak ciężko, bo ta fatalna noc zostawiła w mojej pamięci zaledwie pustkę. Dziurę, kolejną dziurę.
   -Po co miałby mi to robić? - spytałam w końcu cicho, mimowolnie dotykając opuszkami palców bręgów na mojej szyi.
Zamilkła, uciekając wzrokiem.
   -Coś ukrywasz. Nie mówisz mi o wszystkim, prawda?
Nadal milczała.
   -Czy to ma jakiś związek z...
   -Z Zayn'em? - rzuciła nerwowo, ale mimo wszystko sarkastycznie. - Jakżeby
inaczej...? - założyła kosmyk włosów za ucho.
Po tych słowach zapadła długa, dość krępująca cisza. Obawiałam się słów, które moja przyjaciółka właśnie układała w swojej głowie. Myślałam, że jestem przygotowana na wszystko. Jednak myliłam się.
   -W zasadzie nie powinnam ci tego mówić. Dla twojego dobra. Jednak i tak już jesteś w to chyba dostatecznie zamieszana... Poza tym – jak zwykła mawiać Cloe... - na dźwięk tego imienia zatrzęsły mi się ręce. - … Zasługujesz na prawdę.
Czekałam cierpliwie na to, co powie. Poprawiłam nerwowo włosy, a ona zapatrzyła się w blat stołu.
   -Malik przez ten cały czas był u mnie – ta informacja uderzyła we mnie jak obuchem. Przecież w tym czasie tyle razy tam byłam! Jak mogłam go nie zauważyć...? Wydawało mi się to wręcz niewiarygodne. - Ukrywa się, bo ma problemy i nie chciał wciągać w to chłopaków. Musiał zerwać z nimi wszelkie kontakty, żeby zostawiono ich w spokoju.
   -Dlaczego więc nie zadbał tak o ciebie? - wypłynęło z moich ust szybciej, niż zdążyłam o tym pomyśleć. W pierwszej chwili pożałowałam tych słów, bo wiedziałam, że gdzieś w głębi duszy ją zabolą. Na zewnątrz pozwoliła sobie jednak tylko na wzruszenie ramionami, po czym mówiła dalej:
   -Pojechał jedynie na pogrzeby. Nie mógł nie przyjść. Nie wybaczyłby sobie tego... -zrobiła krótką pauzę, ale już po chwili jakby ocknęła się z transu i kontynuowała. - W każdym razie szuka go wielu ludzi, którym bardzo zależy na informacjach o nim. Kiedy James przywiózł cię do mojego domu... Eve, musisz coś zrozumieć – dodała, zauważając zapewne moje rozszerzające się ze zdziwienia źrenice. - On nie jest rycerzem na białym koniu. Wybawicielem. Nie. James jest jednym z tych, którzy ścigają Malik'a. Rozumiesz...? Stąd te podejrzenia. Zayn uważa... Uważamy – poprawiła się. - że w tym wszystkim chodziło o wydobycie z ciebie jakichś informacji. No wiesz, pewnie zaczął ci grozić, nie wiedziałaś nic o tym, gdzie Zayn jest i co robi... Uznał, że kłamiesz... Zaczęła się szarpanina... - spojrzała na ślady na moim ciele. - Próbował zmusić cię do mówienia... Eve, czy tak właśnie było? - zakończyła swoje domysły.
Zaczęło kręcić mi się w głowie, a oddech przyspieszył.
Tak, wiedziałam, że taka wersja wydarzeń jest prawdopodobna, tym bardziej po tym, czego dowiedziałam się o Zayn'ie, chociaż nadal ciężko było mi w to uwierzyć. Czułam, że gdzieś tam, głęboko we mnie kryje się cała ta scena, cały wieczór i przebieg wydarzeń, jednak za nic nie potrafiłam ich do siebie przywołać. Czułam, że brak jakiejś części bardzo ważnej układanki i to mnie przerażało. Skrzywiłam się.
   -Nie wiem – jęknęłam. - Nie mam pojęcia, Michelle. Nie potrafię! Ja nie potrafię sobie przypomnieć! - zaczęłam płakać. Chelly przyglądała mi się w milczeniu. - Co jest ze mną nie tak?! - krzyknęłam, kiedy nagle zobaczyłam przed sobą czarną mgłę, podsuwającą mi sceny, o których przed chwilą spekulowała Michelle.
Widziałam przed sobą jak żywego James'a, który krzyczy coś do mnie, po czym odpycha mnie na kontener śmieci. Bolą mnie żebra. Jeszcze jeden cios i jestem już pod murem, do którego zostaję przyparta. Coś oplata moją szyję, a ja nie potrafię się uwolnić...
   -Uspokój się – dociera do mnie kojący głos. Dziwna mgła wizji szybko się rozwiewa. Znowu jestem w pokoju razem z Michelle. Znów powraca spokój i równowaga. Wiem, że mogę czuć się bezpieczna.
   -Ostatnio jest coraz gorzej... - wyznałam, kiedy już do końca ochłonęłam. - Ciągle staram się ograniczać te lekarstwa, ale czuję, że ta zmniejszona dawka z dnia na dzień dla mnie już nie wystarcza... Nie wiem co mam robić – uśmiechnęłam się lekko, aby zatuszować moje przerażenie.
Michelle milczała. Podejrzewam, że sama nie wiedziała co począć.
Trwałyśmy chwilę w ciszy, aż w końcu szepnęła:
   -Nie powiedziałam ci o czymś jeszcze – spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi. Widać było jak w środku zmaga się ze sobą, jak ciężko jej to idzie. - Naszym zdaniem za morderstwo Cloe i Liam'a odpowiedzialni są ci sami ludzie, którzy ścigają Malik'a.
Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Wszystko zaczynało układać się w logiczną całość.
   -Sądzisz, że...? Że to miał być akt zastraszenia Zayn'a? - wykrztusiłam przerażona. Rzeczywistość, którą do tej pory ukrywałam przed samą sobą zaczęła niezwykle boleśnie dobijać się do mojej świadomości.
   -I nas – uzupełniła. -Tak, tak uważam.


Leżeliśmy razem na moim łóżku i oglądaliśmy na komputerze jakiś denny film. Tak już chyba od tygodnia wyglądały nasze wieczory. Lubiliśmy spędzać ze sobą czas.
Złapałam się nawet na tym, że kiedy nie ma go przy mnie, stale myślę o tym, co w tej chwili robi, jak się czuje. Powiedział mi kiedyś, że ma podobnie. Poczułam na sobie jego wzrok i odwróciłam się tak, by zobaczyć jego oczy. Nasze spojrzenia się spotkały i oboje się uśmiechnęliśmy, po czym wróciliśmy wzrokiem na ekran laptopa.
   -Jak myślisz, co robią pozostali? - spytał po chwili.
   -Michelle pewnie siedzi w domu. Louis z Harry'm zapewne wyszli do jakiegoś klubu – wzruszyłam ramionami. - A dlaczego pytasz?
Nie odpowiedział, a ja nie nalegałam. Zaśmiałam się z jakiegoś nieszczególnie
wyszukanego żartu w filmie.
   -Słodka jesteś – Niall cmoknął mój nos, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Przed oczami zawirował mi cały świat, jakbym kręciła się na karuzeli. Niall pochylił się nade mną i przytrzymał palcami mój podbródek tak, że nie mogłam mu się wywinąć. Powoli pochylił się nade mną i połączył swoje usta z moimi w czułym pocałunku.
Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, ale wiedziałam, że w końcu któreś z nas się odsunie. Nie wiedziałam tylko, że padnie na niego. Lekko się oddalił i spojrzał
mi w oczy z uśmiechem. Odwzajemniłam ten gest.
   -Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek zdobędę się na to, by ci powiedzieć... - zaczął szeptem, zaledwie kilka centymetrów od moich ust. - Ale po prostu cię kocham. Kocham cię Ev, bez względu na to, co ty czujesz do mnie. Bo tak właściwie... Nie mam pojęcia co do mnie czujesz. Czy w ogóle coś czujesz... - musnął wargami moje własne.
   -Czasami sama nie wiem co siedzi w mojej głowie... - odparłam równie cicho, a on widocznie się zasmucił. - Ale teraz jestem pewna. Też cię kocham.
Ledwie zdążyłam wymówić to ostatnie, magiczne słowo, a już poczułam, że moje usta połączyły się z jego wargami w zwartym uścisku.
   -A co, jeśli o tym zapomnisz? - wydyszał, kiedy się od siebie oderwaliśmy. Nie wiedziałam o co mu chodzi. - Co jeśli zapomnisz tak, jak o tamtym wieczorze...? Jak o śmierci Cloe i Liam'a...? - przełknął coś, co zaczynało mu uniemożliwiać
mówienie. Podejrzewałam, że był to po prostu smutek. - Co wtedy, Eve?
Na chwilę zapadła cisza. Byłam w lekkim szoku. Zdobyłam się jednak na to, co chciałam mu powiedzieć:
   -Nigdy cię nie zapomnę, Niall. Nigdy, rozumiesz? Myślę, że nawet gdybym chciała... nie potrafiłabym. Jednak ja nie chcę zapominać. Nie chcę – otarł kciukiem pojedynczą łzę, spływającą po moim policzku. - Nie chcę – powtórzyłam, kiedy mocno przytulił mnie do siebie.


   -Powiedz mi, jak się czujesz? - spytał, notując coś w tych swoich magicznych papierach. Spojrzał na mnie wyczekująco.
Miałam dwa wyjścia: powiedzieć, co tak naprawdę się ze mną dzieje, abym w końcu dała szansę sobie pomóc, aby wreszcie się wyleczyć i poczuć się normalną osobą, bym już nigdy nie musiała się bać... lub skłamać. Jak zwykle.
Sama do końca nie wiem dlaczego więc zdecydowałam się na to pierwsze.
Opowiedziałam psychologowi o wszystkim co mnie gnębi (może oprócz sprawy z tamtym felernym wieczorem i innymi rzeczami z tym związanymi), a on cierpliwie słuchał.
Po wszystkim poczułam się pewniej i lżej. Poczułam, że jeśli dałam radę otworzyć się przed obcą osobą, przezwyciężę wszystko.
Rzadko zdarzały mi się takie uniesienia i zazwyczaj trwały bardzo krótko, więc starałam się nie przywiązywać do ,,wyzwolonej Eve”.
Zapadła chwila ciszy. Pan Masterson przełożył kilka papierów, po czym zmierzył mnie badawczym spojrzeniem. Westchnął i oparł łokcie o biurko, patrząc mi w oczy.
   -Eve – zaczął. - Nie panikuj, kiedy usłyszysz to, co ci zaraz powiem, dobrze? Pamiętaj, że do niczego cię nie zmuszam. To tylko propozycja... Eve, co powiedziałabyś na, dajmy na to - tygodniowy, pobyt w ośrodku zamkniętym?
   -Że co?
   -Nie bierz tego jako złą monetę. To byłoby tylko takie... sprawdzenie. Możliwe, że tamtejsza terapia, sposób mieszkania i zajęcia by ci pomogły. Może poczułabyś
się lepiej? Nie panikuj – przypomniał, patrząc na mnie i mój nierówny oddech. - Nic nie musisz. To tylko propozycja. Nawet jeśli byś się zdecydowała, to nie musiałabyś przecież zostać tam na zawsze. Wszystko zależy od ciebie, Eve. To tylko propozycja – powtórzył już po raz setny.
   -Miałabym... iść do psychiatryka?
Mój psycholog skinął głową i nadal obserwował mnie uważnie.
Ktoś mógłby powiedzieć, że na moim miejscu przeżyłby szok. Byłby przerażony. Sama pewnie, jako osoba trzecia, powiedziałabym to samo.
O dziwo przerażała mnie w tym wszystkim tylko i wyłącznie jedna rzecz...

Moim zdaniem nie był to taki zły pomysł.







Witam :)
Na początku chcę bardzo przeprosić za to, że ostatnio rozdziały pojawiają się dość nieregularnie i może nie są jakoś szczególnie ciekawe, ale właśnie kilka takich kawałków przydaje się czasem na uspokojenie sytuacji. Mam jednak nadzieję, że pomimo tego jakoś dajecie radę to czytać i nie nudzi Was to zbytnio :) Swoje opinie wyraźcie w komentarzach, bardzo proszę :)
Dziękuję bardzo za już ponad 5500 wyświetleń, jesteście wielcy ♥
Mam nadzieję, że chociaż ktoś z Was zada jakieś pytanie bohaterom, czy nawet nam pod rozdziałem lub na ask'u którejś z nas :) Naprawdę odpowiemy na każde :) Rozdział dedykowany jest wszystkim i każdemu z osobna, którzy ciągle trwają przy tym, co dla Was piszemy.
Pozostaje mi pozdrowić i życzyć miłej lektury.
Kochamy Was bardzo ♥
W imieniu swoim i Ev
Chelly

Czytasz = komentujesz :)

7 komentarzy:

  1. Kompletnie nie wiem co mam tu napisać. Wiem, że pewnie czekacie na jakiś długi, wyczerpujący komentarz, ale ja bardzo przepraszam, że takiego niestety nie potrafię napisać...
    A wiecie dlaczego? Bo za każdym razem kiedy kończę czytać Wasze rozdziały, to brak mi słów. Brak mi słów, które byłyby wystarczającym opisem tego co dzieje się w mojej głowie.
    Przepraszam... Znów przepraszam. Nie potrafię zapanować nad wszystkim co się tam kłębi.
    To wszystko jest takie cudowne. Za każdym razem kiedy to czytam targają mną inne, nowe emocje.
    Ciekawi mnie to, co łączy Ev i Niall'a, ale Wy o tym doskonale wiecie...
    I teraz też zaczęłam się zastanawiać nad ogółem... Nad Zayn'em, nad chłopakami... Eh.
    To całe opowiadanie jest takie piękne, tajemnicze, niespotykane.
    Jeśli miałabym możliwość przeczytania już teraz dalszych rozdziałów to nie spoczęłabym dopóki nie skończyłabym czytać ostatniego.
    Przepraszam za ten komentarz.
    Kocham. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział zajebisty czekałam na niego z niecierpliwościa :** a teraz czekam na następny

    WASZA WIERNA CZYTELNICZKA

    Ps. Mam pytanko do Nialla : co byś zrobił gdyby Ev nie odwzajemniła uczucia do ciebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. N: Doprawdy nie wiem, co bym wtedy zrobił. Nie potrafię sobie tego wyobrazić... Myślę, że to by mnie załamało. Za wiele to wszystko dla mnie znaczy. Znacznie za wiele.
      Dziękuję za komentarz ♥
      Chelly

      Usuń
  3. Świetny rozdział czekam na kolejne mam nadzieje że z wprowadzeniem mojej postaci heh.Myślę że była by gotowa rozwiązać zagatkę związaną ze śmiercią tej ślicznej pary oraz tajemnic związanych z Zayn'em
    pozdrawiam R.A.H

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział boski jak wszystkie :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Super blog ! Świetnie piszesz ;)
    Zapraszamy do nas mozna tam znalezc opowiadania oraz artykuły o zyciu (chłopcy,przyjazn,przemyslenia). Dopiero zaczynamy, ale mamy nadzieje ze sie spodoba :)
    http://owszystkimioniczym-1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny rozdział ♥ Cudownie piszecie <3
    Niall i Ev są tacy słodcy <333
    Z niecierpliwością czekam na kolejny ^_^

    OdpowiedzUsuń

♥Love You♥