Z
perspektywy Eve
Otworzyłam drzwi, w które od
dłuższego czasu już ktoś pukał. Przede mną stanęła Chell,
ubrana w krótkie spodenki i szeroki t-shirt z logo jakiegoś
metalowego zespołu. Doprawdy nie rozróżniałam jednej kapeli od
drugiej, choć nie raz próbowała mnie nauczyć chociaż ich nazw.
Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam ją na powitanie.
Dziewczyna odwzajemniła uścisk i weszła do mieszkania.
-Jesteś sama? - zdziwiła
się i zmartwiła za razem.
-Tak. Mama wyszła rano do
pracy – odparłam, udając się z przyjaciółką do
salonu, gdzie
usiadłyśmy obie na kanapie. Chciałam zaproponować jej coś do
picia, jednak odmówiła. Zastanawiał mnie jej nastrój. Nie
potrafiłam go rozszyfrować.
-Czy coś się stało? -
spytałam prosto z mostu, a mój głos lekko się załamał.
Próbowałam to ukryć chrząknięciem, ale zauważyła.
Podejrzewałam, że to po prostu jeden z efektów ubocznych tamtego
wieczoru...
-Nie. To znaczy... Tak. Nie
wiem. Musimy porozmawiać – motała się w każdym zdaniu.
-O czym? - uśmiechnęłam
się.
Dziewczyna westchnęła głęboko,
jednak zawahała się.
-Rozstałam się z Oliver'em
– wypaliła w końcu.
-Och, dlaczego? Przykro mi...
-Niepotrzebnie. Oboje
stwierdziliśmy, że to dobre rozwiązanie – pokiwała gorliwie
głową, ale widać było po jej oczach jak bardzo jest jej przykro.
Przygryzła wargę i spojrzała
na panoramę Nowego Jorku, która rozciągała się za oknem.
Widziałam, że coś ciągle ją gryzie.
-Jednak nie o to chciałaś
mnie zapytać, prawda? - odgadłam.
Michelle ponownie wzięła
głęboki wdech, ale tym razem pokręciła tylko przecząco głową.
Spojrzała na swoje dłonie, potem na mnie, później na moją szyję.
Skrzywiła się. Ponownie spojrzała w moje oczy.
-Przypomniałaś sobie coś z
tamtego wieczoru...? - więc o to chodzi.
Pokiwałam przecząco głową
tak, jak ona zrobiła to przed chwilą.
Nigdy jeszcze nie widziałam jej
tak dobitej. Jakby w jednej chwili postarzała się o dziesięć lat:
jej twarz poszarzała, a ramiona skuliły się, jakby pod ciężarem
doświadczeń. Zastanawiałam się o co dokładnie może chodzić.
Nie potrafiłam jednak znaleźć żadnego sensownego powodu, dla
którego miałaby tak bardzo się tym przejmować.
-To ważne Eve... - zaczęła.
- Musisz sobie przypomnieć.
-A może właśnie chciałabym
zapomnieć?! - rzuciłam zaczepnie, nagle pełna werwy. Podniosłam
się z miejsca i stanęłam przy oknie. Spojrzałam na nią i
poczułam się tak, jakby role się odwróciły. To ja zawsze
siedziałam zastraszona, a ona rwała się do działania, mówiła
dynamicznie tak, jak ja teraz. Coś było nie tak.
-Nie możesz – szepnęła z
mocą.
-Tak? A to niby czemu? -
próbowałam opanować ten ton, jednak nie potrafiłam. Czułam, że
nie jestem na swoim miejscu i nie było mi z tym dobrze.
-Siadaj – powiedziała
trochę bardziej stanowczo, niż powinna, a ja poczułam, jakby uszło
ze mnie pół siły. Michelle wyprostowała się i spojrzała na mnie
karcącym wzrokiem. - Czy zdajesz sobie z tego sprawę, że to może
się powtórzyć za najbliższym rogiem...? A co, jeśli za którymś
razem temu komuś uda się zrobić to, co zamierzał? Pomyślałaś o
tym?
Spojrzałam na nią, trochę
rozkojarzona. Nagła zmiana ról, a raczej odzyskanie tych własnych
trochę zawirowało mi w głowie.
Ona jednak kontynuowała:
-Możliwe... możliwe nawet
jest to, że to był James.
-Co?! - osłupiałam. - Nie!
To nie tak. Przecież James mnie...
-...uratował? - dokończyła
ironicznie. Tak, miałam przed sobą dawną Chelly. - Skąd nagle
wielki ,,waleczny rycerz” w tak odludnym zaułku? A może to był
właśnie on? Przyprowadził cię do mnie dla zmycia z siebie
podejrzeń...? Nic nie pamiętasz, więc nie możemy mieć
pewności... Ale też nie możemy wykluczyć takiej możliwości.
Dobrą chwilę myślałam nad
tym, co powiedzieć. Było mi jednak ciężko, bo ta fatalna noc
zostawiła w mojej pamięci zaledwie pustkę. Dziurę, kolejną
dziurę.
-Po co miałby mi to robić?
- spytałam w końcu cicho, mimowolnie dotykając opuszkami palców
bręgów na mojej szyi.
Zamilkła, uciekając wzrokiem.
-Coś ukrywasz. Nie mówisz
mi o wszystkim, prawda?
Nadal milczała.
-Czy to ma jakiś związek
z...
-Z Zayn'em? - rzuciła
nerwowo, ale mimo wszystko sarkastycznie. - Jakżeby
inaczej...? -
założyła kosmyk włosów za ucho.
Po tych słowach zapadła długa,
dość krępująca cisza. Obawiałam się słów, które moja
przyjaciółka właśnie układała w swojej głowie. Myślałam, że
jestem przygotowana na wszystko. Jednak myliłam się.
-W zasadzie nie powinnam ci
tego mówić. Dla twojego dobra. Jednak i tak już jesteś w to chyba
dostatecznie zamieszana... Poza tym – jak zwykła mawiać Cloe... -
na dźwięk tego imienia zatrzęsły mi się ręce. - … Zasługujesz
na prawdę.
Czekałam cierpliwie na to, co
powie. Poprawiłam nerwowo włosy, a ona zapatrzyła się w blat
stołu.
-Malik przez ten cały czas
był u mnie – ta informacja uderzyła we mnie jak obuchem. Przecież
w tym czasie tyle razy tam byłam! Jak mogłam go nie zauważyć...?
Wydawało mi się to wręcz niewiarygodne. - Ukrywa się, bo ma
problemy i nie chciał wciągać w to chłopaków. Musiał zerwać z
nimi wszelkie kontakty, żeby zostawiono ich w spokoju.
-Dlaczego więc nie zadbał
tak o ciebie? - wypłynęło z moich ust szybciej, niż zdążyłam o
tym pomyśleć. W pierwszej chwili pożałowałam tych słów, bo
wiedziałam, że gdzieś w głębi duszy ją zabolą. Na zewnątrz
pozwoliła sobie jednak tylko na wzruszenie ramionami, po czym mówiła
dalej:
-Pojechał jedynie na
pogrzeby. Nie mógł nie przyjść. Nie wybaczyłby sobie tego...
-zrobiła krótką pauzę, ale już po chwili jakby ocknęła się z
transu i kontynuowała. - W każdym razie szuka go wielu ludzi,
którym bardzo zależy na informacjach o nim. Kiedy James przywiózł
cię do mojego domu... Eve, musisz coś zrozumieć – dodała,
zauważając zapewne moje rozszerzające się ze zdziwienia źrenice.
- On nie jest rycerzem na białym koniu. Wybawicielem. Nie. James
jest jednym z tych, którzy ścigają Malik'a. Rozumiesz...? Stąd te
podejrzenia. Zayn uważa... Uważamy – poprawiła się. - że w tym
wszystkim chodziło o wydobycie z ciebie jakichś informacji. No
wiesz, pewnie zaczął ci grozić, nie wiedziałaś nic o tym, gdzie
Zayn jest i co robi... Uznał, że kłamiesz... Zaczęła się
szarpanina... - spojrzała na ślady na moim ciele. - Próbował
zmusić cię do mówienia... Eve, czy tak właśnie było? -
zakończyła swoje domysły.
Zaczęło kręcić mi się w
głowie, a oddech przyspieszył.
Tak, wiedziałam, że taka
wersja wydarzeń jest prawdopodobna, tym bardziej po tym, czego
dowiedziałam się o Zayn'ie, chociaż nadal ciężko było mi w to
uwierzyć. Czułam, że gdzieś tam, głęboko we mnie kryje się
cała ta scena, cały wieczór i przebieg wydarzeń, jednak za nic
nie potrafiłam ich do siebie przywołać. Czułam, że brak jakiejś
części bardzo ważnej układanki i to mnie przerażało. Skrzywiłam
się.
-Nie wiem – jęknęłam. -
Nie mam pojęcia, Michelle. Nie potrafię! Ja nie potrafię sobie
przypomnieć! - zaczęłam płakać. Chelly przyglądała mi się w
milczeniu. - Co jest ze mną nie tak?! - krzyknęłam, kiedy nagle
zobaczyłam przed sobą czarną mgłę, podsuwającą mi sceny, o
których przed chwilą spekulowała Michelle.
Widziałam
przed sobą jak żywego James'a, który krzyczy coś do mnie, po czym
odpycha mnie na kontener śmieci. Bolą mnie żebra. Jeszcze jeden
cios i jestem już pod murem, do którego zostaję przyparta. Coś
oplata moją szyję, a ja nie potrafię się uwolnić...
-Uspokój się – dociera do
mnie kojący głos. Dziwna mgła wizji szybko się rozwiewa. Znowu
jestem w pokoju razem z Michelle. Znów powraca spokój i równowaga.
Wiem, że mogę czuć się bezpieczna.
-Ostatnio jest coraz
gorzej... - wyznałam, kiedy już do końca ochłonęłam. - Ciągle
staram się ograniczać te lekarstwa, ale czuję, że ta zmniejszona
dawka z dnia na dzień dla mnie już nie wystarcza... Nie wiem co mam
robić – uśmiechnęłam się lekko, aby zatuszować moje
przerażenie.
Michelle milczała. Podejrzewam,
że sama nie wiedziała co począć.
Trwałyśmy chwilę w ciszy, aż
w końcu szepnęła:
-Nie powiedziałam ci o czymś
jeszcze – spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi. Widać było jak
w środku zmaga się ze sobą, jak ciężko jej to idzie. - Naszym
zdaniem za morderstwo Cloe i Liam'a odpowiedzialni są ci sami
ludzie, którzy ścigają Malik'a.
Myślałam, że zapadnę się
pod ziemię. Wszystko zaczynało układać się w logiczną całość.
-Sądzisz, że...? Że to
miał być akt zastraszenia Zayn'a? - wykrztusiłam przerażona.
Rzeczywistość, którą do tej pory ukrywałam przed samą sobą
zaczęła niezwykle boleśnie dobijać się do mojej świadomości.
-I nas – uzupełniła.
-Tak, tak uważam.
…
Leżeliśmy razem na moim łóżku
i oglądaliśmy na komputerze jakiś denny film. Tak już chyba od
tygodnia wyglądały nasze wieczory. Lubiliśmy spędzać ze sobą
czas.
Złapałam się nawet na tym, że kiedy nie ma go przy mnie,
stale myślę o tym, co w tej chwili robi, jak się czuje. Powiedział
mi kiedyś, że ma podobnie. Poczułam na sobie jego wzrok i
odwróciłam się tak, by zobaczyć jego oczy. Nasze spojrzenia się
spotkały i oboje się uśmiechnęliśmy, po czym wróciliśmy
wzrokiem na ekran laptopa.
-Jak myślisz, co robią
pozostali? - spytał po chwili.
-Michelle pewnie siedzi w
domu. Louis z Harry'm zapewne wyszli do jakiegoś klubu –
wzruszyłam ramionami. - A dlaczego pytasz?
Nie odpowiedział, a ja nie
nalegałam. Zaśmiałam się z jakiegoś nieszczególnie
-Słodka jesteś – Niall
cmoknął mój nos, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Przed
oczami zawirował mi cały świat, jakbym kręciła się na karuzeli.
Niall pochylił się nade mną i przytrzymał palcami mój podbródek
tak, że nie mogłam mu się wywinąć. Powoli pochylił się nade
mną i połączył swoje usta z moimi w czułym pocałunku.
Chciałam, aby ta chwila trwała
wiecznie, ale wiedziałam, że w końcu któreś z nas się odsunie.
Nie wiedziałam tylko, że padnie na niego. Lekko się oddalił i
spojrzał
mi w oczy z uśmiechem. Odwzajemniłam ten gest.
-Nie wiedziałem, czy
kiedykolwiek zdobędę się na to, by ci powiedzieć... - zaczął
szeptem, zaledwie kilka centymetrów od moich ust. - Ale po prostu
cię kocham. Kocham cię Ev, bez względu na to, co ty czujesz do
mnie. Bo tak właściwie... Nie mam pojęcia co do mnie czujesz. Czy
w ogóle coś czujesz... - musnął wargami moje własne.
-Czasami sama nie wiem co
siedzi w mojej głowie... - odparłam równie cicho, a on widocznie
się zasmucił. - Ale teraz jestem pewna. Też cię kocham.
Ledwie zdążyłam wymówić to
ostatnie, magiczne słowo, a już poczułam, że moje usta połączyły
się z jego wargami w zwartym uścisku.
-A co, jeśli o tym
zapomnisz? - wydyszał, kiedy się od siebie oderwaliśmy. Nie
wiedziałam o co mu chodzi. - Co jeśli zapomnisz tak, jak o tamtym
wieczorze...? Jak o śmierci Cloe i Liam'a...? - przełknął coś,
co zaczynało mu uniemożliwiać
mówienie. Podejrzewałam, że był
to po prostu smutek. - Co wtedy, Eve?
Na chwilę zapadła cisza. Byłam
w lekkim szoku. Zdobyłam się jednak na to, co chciałam mu
powiedzieć:
-Nigdy cię nie zapomnę,
Niall. Nigdy, rozumiesz? Myślę, że nawet gdybym chciała... nie
potrafiłabym. Jednak ja nie chcę zapominać. Nie chcę – otarł
kciukiem pojedynczą łzę, spływającą po moim policzku. - Nie
chcę – powtórzyłam, kiedy mocno przytulił mnie do siebie.
…
-Powiedz mi, jak się
czujesz? - spytał, notując coś w tych swoich magicznych papierach.
Spojrzał na mnie wyczekująco.
Miałam dwa wyjścia:
powiedzieć, co tak naprawdę się ze mną dzieje, abym w końcu dała
szansę sobie pomóc, aby wreszcie się wyleczyć i poczuć się
normalną osobą, bym już nigdy nie musiała się bać... lub
skłamać. Jak zwykle.
Sama do końca nie wiem dlaczego
więc zdecydowałam się na to pierwsze.
Opowiedziałam psychologowi o
wszystkim co mnie gnębi (może oprócz sprawy z tamtym felernym
wieczorem i innymi rzeczami z tym związanymi), a on cierpliwie
słuchał.
Po wszystkim poczułam się
pewniej i lżej. Poczułam, że jeśli dałam radę otworzyć się
przed obcą osobą, przezwyciężę wszystko.
Rzadko zdarzały mi się takie
uniesienia i zazwyczaj trwały bardzo krótko, więc starałam się
nie przywiązywać do ,,wyzwolonej Eve”.
Zapadła chwila ciszy. Pan
Masterson przełożył kilka papierów, po czym zmierzył mnie
badawczym spojrzeniem. Westchnął i oparł łokcie o biurko, patrząc
mi w oczy.
-Eve – zaczął. - Nie
panikuj, kiedy usłyszysz to, co ci zaraz powiem, dobrze? Pamiętaj,
że do niczego cię nie zmuszam. To tylko propozycja... Eve, co
powiedziałabyś na, dajmy na to - tygodniowy, pobyt w ośrodku
zamkniętym?
-Że co?
-Nie bierz tego jako złą
monetę. To byłoby tylko takie... sprawdzenie. Możliwe, że
tamtejsza terapia, sposób mieszkania i zajęcia by ci pomogły. Może
poczułabyś
się lepiej? Nie panikuj – przypomniał, patrząc na
mnie i mój nierówny oddech. - Nic nie musisz. To tylko propozycja.
Nawet jeśli byś się zdecydowała, to nie musiałabyś przecież
zostać tam na zawsze. Wszystko zależy od ciebie, Eve. To tylko
propozycja – powtórzył już po raz setny.
-Miałabym... iść do
psychiatryka?
Mój psycholog skinął głową
i nadal obserwował mnie uważnie.
Ktoś mógłby powiedzieć, że
na moim miejscu przeżyłby szok. Byłby przerażony. Sama pewnie,
jako osoba trzecia, powiedziałabym to samo.
O dziwo przerażała mnie w tym
wszystkim tylko i wyłącznie jedna rzecz...
Moim zdaniem nie był to taki
zły pomysł.
Witam :)
Na początku chcę bardzo przeprosić za to, że ostatnio rozdziały pojawiają się dość nieregularnie i może nie są jakoś szczególnie ciekawe, ale właśnie kilka takich kawałków przydaje się czasem na uspokojenie sytuacji. Mam jednak nadzieję, że pomimo tego jakoś dajecie radę to czytać i nie nudzi Was to zbytnio :) Swoje opinie wyraźcie w komentarzach, bardzo proszę :)
Dziękuję bardzo za już ponad 5500 wyświetleń, jesteście wielcy ♥
Mam nadzieję, że chociaż ktoś z Was zada jakieś pytanie bohaterom, czy nawet nam pod rozdziałem lub na ask'u którejś z nas :) Naprawdę odpowiemy na każde :) Rozdział dedykowany jest wszystkim i każdemu z osobna, którzy ciągle trwają przy tym, co dla Was piszemy.
Pozostaje mi pozdrowić i życzyć miłej lektury.
Kochamy Was bardzo ♥
W imieniu swoim i Ev
Chelly
Czytasz = komentujesz :)