Z
perspektywy Louis'a
Chyba
wszyscy myśleliśmy, że to jeden wielki koszmar. Że to tylko głupi
sen, z którego zaraz ktoś nas obudzi. Uczucie zagubienia
towarzyszyło chyba każdemu z nas – nikt nie potrafił odnaleźć
się w tej sytuacji.
Każdy
cicho marzył, żeby to wszystko okazało się snem. Chorym snem.
Tylko snem. Świadomość, że to wszystko stało się naprawdę z
trudem dobijała się do naszych umysłów.
Aż
do teraz.
Bynajmniej
ja w tym momencie zrozumiałem, że nikt mnie nie obudzi. To wszystko
stało się naprawdę. Tak, to trumna stoi przed
nami. Trumna naszej
przyjaciółki.
Wszyscy
zebrani wiedzą, że nie tak powinno skończyć się jej życie.
A
w każdym razie nie teraz.
Bliźnięta
powinny nieść obrączki na jej ślubie, nie wieniec na jej
pogrzebie.
To,
co spotkało naszych przyjaciół, to nie sen, ale realna katastrofa.
Wszyscy
stali w kaplicy w oczekiwaniu na kapłana. Była nawet delegacja ze
szkoły.
Pogrzeb
Clementyne był pierwszy, po południu mieliśmy lecieć do Los
Angeles na pochówek Liam'a. To naprawdę przykre, że ich
rozdzielili, ale rozumiałem rodziców Payne'a. Chcieli mieć go przy
sobie. Trochę za późno...
Moje
ponure myśli przerwało skrzypienie otwierających się drzwi.
Obejrzałem się za siebie. Pierwsza weszła Michelle – blada jak
kreda, w czarnej sukni i z podkrążonymi oczyma. Zaraz za nią do
kaplicy wszedł Zayn. Oboje usiedli obok Eve i Niall'a – dokładnie
w ławce przede mną.
-Gdzieś
ty był? - syknął Niall do ucha Malik'a. Ten tylko westchnął i
pokręcił przecząco głową. Eve złapała Horan'a za rękę, aby
ten nie zrobił niczego głupiego.
Po
chwili do kaplicy wszedł kapłan, a wszyscy wstali.
…
-Uwielbiała
fotografować, o czym wszyscy z nas wiedzą – powiedziała, patrząc
tępym wzrokiem przed siebie. - Spytałam jej kiedyś, dlaczego.
Odpowiedziała mi, że na zdjęciach zatrzymany jest czas. Że możemy
wracać do danej chwili, kiedy patrzymy na fotografię. Że zachowane
jest na niej życie. - kobieta o kasztanowych włosach, siedząca w
pierwszym rzędzie ukryła twarz w dłoniach. To chyba była mama
Cloe. - My także zachowamy jej życie, nawet bez fotografii. W
naszych sercach, myślach, w naszym własnym życiu. Nie możemy o
niej zapomnieć i nigdy tego nie zrobimy. Jesteśmy jej to winni.
Zasługuje na to.
Na
sali zapanowała chwila zimnej jak lód ciszy. Michelle podniosła
wzrok, po czym zeszła z podestu. Po chwili już siedziała w ławce
przede mną, jeszcze bledsza niż przedtem, o ile to w ogóle było
możliwe. Przez chwilę zdawało mi się, że zachwiała się na
krześle, jakby zaraz miała się przewrócić, jednak nic się nie
stało. To była ostatnia przemowa.
Kiedy
wyszliśmy, chwyciłem ją za ramię.
-Dobrze
się czujesz? - spytałem.
-Nie
– odparła. - Ale kto z nich czuje się dobrze? - omiotła wzrokiem
resztę ludzi, którzy właśnie rozchodzili się w swoje strony.
Musiałem przyznać jej rację. Nikt dzisiaj nie czuł się
najlepiej.
…
Rodzice
Cloe zaprosili nas na obiad. Bardzo mnie to zdziwiło. Myślałem, że
będą chcieli odizolować się na jakiś czas od ludzi, ale
przeliczyłem się jednak.
Nikt
nie skomentował tego, że jak spod ziemi wyrósł Malik.
Nikt
także nie pytał go już potem, gdzie się podziewał.
Nikt
nie miał na to ochoty. Nie dzisiaj.
Oparłem
się o framugę drzwi salonu, w którym właśnie siedziały Chelly i
mama Clementyne. Pani Farenhall pokazywała szatynce jakieś zdjęcia.
Lekko przy tym uśmiechała. Westchnąłem i
przeszedłem do jadalni,
gdzie Eve i Niall bawili się z dziećmi. Harry i Zayn natomiast
rozmawiali cicho na kanapie. Dosiadłem się do nich.
-Ponoć
rano dzwoniła policja. Chcą porozmawiać z rodzicami Clementyne –
powiedział Harry, kiedy na chwilę zapadła dość krępująca
cisza. - Ciekawe o co chodzi... - dodał. Jednak wszyscy troje dobrze
wiedzieliśmy – ta cała sytuacja wcale nie wyglądała na
przypadek. Miałem tylko nadzieję, że się mylimy.
Wszyscy
w końcu usiedliśmy do wielkiego stołu w jadalni. Trzeba przyznać,
że mama naszej przyjaciółki była naprawdę świetną kucharką.
Zastanawiałem
się podczas posiłku jak to wszystko przeżyły sześciolatki.
Zdawały się być wesołe i beztroskie – jak zawsze zresztą.
Chyba po prostu nie dotarło do nich to, co się stało. Nie tylko
oni zresztą nie przyjęli tego do swojej świadomości... Zaraz
przypomniała mi się wczorajsza rozmowa Michelle z Eve.
Siedzieliśmy
we czwórkę – ja, Niall i dziewczyny – na tarasie naszego domu i
wpatrywaliśmy się w drzewa, otaczające budynek.
-Czy
ja tak właściwie nie powinnam być w szkole? - spytała nagle Eve.
Popatrzyliśmy
po sobie z Niall'em zdziwieni. Tylko Michelle zachowała stoicki
spokój i odparła cierpliwie, jakby była przyzwyczajona do takich
sytuacji:
-Eve,
mamy wakacje...
-Och.
-...od
ponad miesiąca – dodała szatynka.
-Och.
To może spotkamy się z Cloe?
Teraz
wszyscy na chwilę zamarliśmy. Eve dalej wpatrywała się przed
siebie, machając nogami.
-Ona
nie żyje, Ev – padło w końcu z ust Chelly, ciągle tym samym
tonem, wyjątkowo cierpliwego terapeuty.
-Naprawdę?
-Tak.
Od niespełna tygodnia.
-Niemożliwe.
Przecież dziś rano Liam mówił, że pojadą razem do ciebie –
odparła blondynka.
-Nie,
Eve. To było w dzień ich śmierci.
Dziewczyna
na chwilę spuściła wzrok. Zmarszczyła nagle brwi i podniosła
głowę, po czym tonem tak szczerze zdziwionym, że aż przerażającym
spytała:
-Śmierci? Ojej, ktoś umarł?
-Śmierci? Ojej, ktoś umarł?
Mniej
więcej tak wyglądały ostatnio rozmowy z Eve. Po prostu nie
dopuszczała całego tego zdarzenia do swojej świadomości. Trzeba
przyznać, że było to trochę przerażające – nawet jak na nią.
Przecież
już na pierwszy rzut oka było widać, że coś jest z nią nie tak,
ale chłopaki zawsze zaprzeczali jej dziwnym zachowaniom i zbywali
mnie zwykłym: ,,Może miała zły dzień...? Może jest po prostu
przemęczona...? Nie wyciągaj pochopnych wniosków Louis...”
Czy
naprawdę tylko ja widzę takie rzeczy? Czy naprawdę tylko ja mam
otwarte oczy...?
…
Lecieliśmy
właśnie samolotem do LA, gdzie za kilka godzin miał odbyć się
pogrzeb naszego przyjaciela. Kiedy tylko wystartowaliśmy, niebo
spowiły burzowe chmury, a z obłoków polał się deszcz.
Nienawidziłem takiej pogody. Naprawdę nie wiem, co dziewczyny
widziały fascynującego w takiej ulewie.
Obie
zawsze powtarzały, że je uspakaja. Dziwactwo.
Siedziały
rząd przed nami. Eve ze słuchawkami na uszach, a Michelle oparła
czoło o szybę. Albo mi się zdawało, albo faktycznie płakała.
Przyjrzałem
się ledwie zauważalnemu przez siedzenia profilowi blondynki i zaraz
pomyślałem o Niall'u. Ich relacja doprawdy była dziwna.
-Powinieneś
jej powiedzieć – szepnąłem, bo blondyn akurat siedział obok
mnie i także wpatrywał się za okno, tak jak Chelly.
-Co?
Komu? O czym? - zaczął gorączkowo mrugać, jakby dopiero obudził
się ze snu. Wskazałem palcem Hutson.
-O
tym, co czujesz.
Niall
zarumienił się i skrzyżował ręce na piersi.
-Przecież
nie ma o czym mówić – odparł. Spojrzałem na niego z
uśmiechem.
Chyba zrozumiał moją kpiącą minę, bo zaraz potem westchnął i w
końcu wykrztusił z siebie: - Przecież ona już wie. Trudno się
nie domyślić, kiedy zachowuję się przy niej jak skończony pajac.
Ślepy by zauważył jak przy niej wariuję – dodał już szeptem.
Wzruszyłem
tylko ramionami. Naprawdę nie chciałem mu teraz uświadamiać, że
ona chyba naprawdę jest nie do końca poskładana jak trzeba i że
nie widzi, bądź po prostu widzieć nie chce, że ktoś darzy ją
takim uczuciem.
Wypiera
to tak samo, jak śmierć Cloe i Liam'a.
-Musisz
jej powiedzieć wprost, bo pewnego dnia może być za późno...
-Co
masz na myśli? - zmarszczył brwi w zdumieniu.
-Czy
ktoś zaledwie tydzień temu pomyślałby, że będziemy dzisiaj na
dwóch pogrzebach...? Równie dobrze mogło trafić na nią i ty
dobrze o tym wiesz. W końcu to ona miała jechać z Liam'em...
-Nawet
tak nie żartuj! - wybuchnął. Chyba naprawdę wstrząsnęło nim
to, co powiedziałem.
-Nie
żartuję, Niall. Nie dzisiaj. Mówię po prostu to, co myślę.
-Więc
nawet tak nie myśl! Gdyby coś jej się stało, ja... ja bym
chyba...
-Nie
martw się. Żyje praktycznie dzięki tobie. Gdyby nie miała przez
ciebie takiego kaca, to nie ona leciałaby dzisiaj z nami –
uśmiechnąłem się ironicznie.
Kątem
oka zauważyłem, że Niall przetarł dłonią oczy. Czyżby...czyżby
płakał?
-Dlatego
musisz jej w końcu powiedzieć, rozumiesz? Nie możesz ciągnąć
tej waszej dziwnej relacji w nieskończoność. Zdaje się, że twoje
uczucia widzą wszyscy oprócz niej. Powiedz jej po prostu.
-Ale...
ale kiedy? - spanikował.
-Jak
najszybciej.
-To
znaczy...? Mam iść teraz do niej i w samolocie wyznać jej miłość?
Pominąłem
kąśliwą uwagę, która właśnie zrodziła się w mojej głowie,
że to całkiem romantyczna sceneria.
-Nie.
Musisz poczekać aż ogarnie, co się wokół niej dzieje. Musisz
poczekać, aż oprzytomnieje. Aż wróci – dodałem. Miałem
wrażenie, że zrozumiał o co mi chodziło z tym ostatnim. Hutson
nie wydawała się żyć wśród nas.
…
Dwa
pogrzeby w jednym dniu. Może bym to jakoś przetrwał, gdyby nie
fakt, że są to pogrzeby moich przyjaciół.
-Liam był świetnym przyjacielem, zawsze zastępował nam rodziców, szczególnie po przeprowadzce - powiedział Niall, patrząc tępo przed siebie tak, jak zaledwie kilka godzin temu Michelle. Naprawdę moim zdaniem przemowy na pogrzebach to durny zwyczaj... - Wiem, że dla wszystkich tu obecnych strata tak wielka jest bolesna, ale też proszę zrozumieć mnie i moich przyjaciół, którzy stracili dwoje wielkich i kochających ludzi. Spoczywaj w spokoju bracie -zakończył i usiadł obok zamyślonej Ev i ją przytulił. Dziewczyna bez słowa wtuliła się w blondyna i zaczęła coś do niego mówić, jednak tylko chłopak mógł to usłyszeć.
-Liam był świetnym przyjacielem, zawsze zastępował nam rodziców, szczególnie po przeprowadzce - powiedział Niall, patrząc tępo przed siebie tak, jak zaledwie kilka godzin temu Michelle. Naprawdę moim zdaniem przemowy na pogrzebach to durny zwyczaj... - Wiem, że dla wszystkich tu obecnych strata tak wielka jest bolesna, ale też proszę zrozumieć mnie i moich przyjaciół, którzy stracili dwoje wielkich i kochających ludzi. Spoczywaj w spokoju bracie -zakończył i usiadł obok zamyślonej Ev i ją przytulił. Dziewczyna bez słowa wtuliła się w blondyna i zaczęła coś do niego mówić, jednak tylko chłopak mógł to usłyszeć.
…
Tak, jak rodzice Cloe namówili nas na wspólny obiad, tak rodzice Liam'a zaprosili nas na kolację. Oczywiście nie odmówiliśmy.
Droga do domu naszego przyjaciela ciągnęła się w nieskończoność. Mijałem autem wszystkie budynki, poustawiane obok siebie, w które tępo wpatrywała się Eve.
-Pięknie tu - powiedziała w końcu, tym razem przyglądając się mi. - Co my tu robimy?
-Eve, przed chwilą byliśmy na pogrzebie - wyjaśnił jej Niall, chwytając ją za ramię.
-Ciekawe kiedy ja umrę... - bardziej stwierdziła, niż spytała, odwracając się do Horan'a.
-Na pewno nie tak szybko jak Liam i Cloe – odpowiedział, patrząc w oczy dziewczyny. - Dożyjesz spokojnej starości z osobą, którą kochasz całym sercem.
-To było piękne.. - powiedziała i pocałowała Irlandczyka w usta. - Jesteś kochany. Będę o ciebie zazdrosna, jeśli znajdziesz sobie dziewczynę.
-Nie będziesz musiała - powiedziałem cicho, skręcając na podjazd domu państwa Payne.
…
-Liam chciał przyjechać z Cloe do nas - powiedziała z uśmiechem na twarzy Amie - mama szatyna.
-Mieli przyjechać jutro - szepnęła mi na ucho Ruth – siostra Liam'a. Pokiwałem głową i dalej wsłuchiwałem się w opowieści o Liam'ie.
Po dłuższej chwili wszyscy skończyli posiłek. Michelle, Ruth i Nicole pomogły posprzątać, a ja wyszedłem na taras odetchnąć świeżym powietrzem. Usiadłem na hamaku, na którym zawsze leżeliśmy z chłopakami (hamak był naprawdę wielki), gdy któryś z nas miał problem. Wyciągnąłem papierosa i odpaliłem go, wpatrując się w panoramę L.A. Liam miał z nas wszystkich najlepszy widok... Przyprowadziłem tutaj kiedyś Liv (moją byłą dziewczynę, przez którą tak właściwie musieliśmy się przeprowadzać) na naszą pierwszą randkę. Oczywiście nie powiedziałem o tym prędzej ani Liam'owi, ani jego rodzicom, więc było ciekawie.
Na wspomnienie tej historii zacząłem się śmiać.
-Myślisz, że Niall ma dziewczynę? - usłyszałem za sobą pytanie. Gwałtownie odwróciłem się, jednak mogłem przewidzieć kto to był.
-Czemu pytasz, Ev?
-Nie wiem... - odpowiedziała siadając obok mnie. - Palisz?
-Odpowiem ci, jeśli ty odpowiesz mi na inne pytanie.
Kiwnęła głową, zgadzając się na taki układ.
-Bierzesz jakieś leki? Jak tak, to od kiedy? - zapytałem, patrząc na nią.
-Tak... - odpowiedziała po namyśle. - Od tygodnia.
-Jakie? - zadałem kolejne pytanie, z nadzieją na odpowiedź.
-Nie wiem dokładnie, ale chyba...
-Depresanty?
-Palisz?
- spytała, więc nie ciągnąłem tego dalej.
-Tylko czasami, przy takich okazjach - gorzko się zaśmiałem. - Chcesz spróbować?
Pokręciła przecząco głową, którą oparła o moje ramię. Po chwili zgasiłem resztę papierosa i ją przytuliłem. Ev zaczynała być dla mnie jak kolejna siostra.
-Myślisz, że Niall mnie kocha? -zapytała. Zdumiony spojrzałem na nią, jednak po chwili odpowiedziałem:
-Bardziej niż Nando's – zaśmiałem się.
-Tylko czasami, przy takich okazjach - gorzko się zaśmiałem. - Chcesz spróbować?
Pokręciła przecząco głową, którą oparła o moje ramię. Po chwili zgasiłem resztę papierosa i ją przytuliłem. Ev zaczynała być dla mnie jak kolejna siostra.
-Myślisz, że Niall mnie kocha? -zapytała. Zdumiony spojrzałem na nią, jednak po chwili odpowiedziałem:
-Bardziej niż Nando's – zaśmiałem się.
Dziewczyna
mocniej się we mnie wtuliła, a ja zacząłem się zastanawiać, co
jeszcze nam wszystkim się przydarzy...
Jak pewnie ktoś z Was już zauważył, praktycznie w każdym komentarzu pod poprzednim rozdziałem pojawiły się słowa 'mam nadzieję, że to tylko sen...' i tym podobne. Pozwoliłyśmy to sobie zapożyczyć, co widać już w pierwszych linijkach rozdziału :)
Mamy nadzieję, że pomimo śmierci dwojga głównych bohaterów (nie macie nam tego za złe, prawda...?), rozdział się Wam podoba.
Powiemy tyle, że już w następnej notce zacznie się trochę komplikować... Zachęcamy nadal do zadawania pytań zarówno tutaj, jak i na naszych ask'ach (zakładka 'O autorkach').
Mamy nadzieję, że rozdział z perspektywy kolejnego z chłopaków Was nie zawiódł :) Piszcie, co Wam się podoba, co nie. Każdą uwagę weźmiemy sobie do serca, bo to, co mówicie jest dla nas niezmiernie ważne :) Bez Was nie byłoby tego bloga ♥
Przepraszam, że znowu taka długa notka ;/
Pozdrawiamy i życzymy miłej lektury.
W imieniu swoim i Ev
Chelly
OMG!!! Boski rozdział ;] Nie mogę doczekać się kiedy będzie więcej Zayn'a i Michelle. Szkoda, że uśmierciłyście Liam'a i Cloe, ale dzięki temu opowiadanie robi się co raz ciekawsze :) Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :]
Ale ciekawy rozdział. o.O <33
OdpowiedzUsuńZ każdym rozdziałem kocham Was coraz bardziej! :D
Uwielbiam wątek Ev i Niall'a... <33 Ale Wy już o tym wiecie. ;D
Jeju... :o Na prawdę jestem tak zdumiona, że nie wiem co napisać.
Perspektywa Lou jest taka omg hgsvxidsvcjabnox *.*
A zachowanie Ev jest świetne, kocham ten rozdział. <3
Już jest moim ulubionym! :))
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. :)
Chociaż nie ma już 2 przyjaciól to i tak nic nie zmieni tego że ten rozdzial jest boski piszcie szybko nastepny rozdzial bo nie moge sie doczekac co bedzie dalej. <33
OdpowiedzUsuńWasza wierna czytelniczka....
Jejku, łzy mi poleciały, nie ukrywam. Mam nadzieję, że Ev wróci do rzeczywistości, ale nie za szybko, jej zachowanie jest fajne :)) Ev i Horan <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Fajny rozdział. Szkoda, że taki smutny.
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się wątek Ev i Nialla :D
Czekam na następny.
Pozdrawiam <3
Omg ! ♥ Jaki boski <3 Pisz szybko kolejny, bo twój blog jest zajebisty ♥
OdpowiedzUsuńMogę prosić o dedykacje w kolejnym rozdziale ? ;** Pozdrawiam mój koszykarzu <3
Haha :D
Wczoraj wpadłam a dziś nadrobilam i powiem jedno: to opowiadanie jest świetne!
OdpowiedzUsuńRozdział piękny, wzruszyłam się ;) również moi lubiemcy to niall i eve <33 uwielbiam ich! Bardzo ładnie opisałaś perspektywę Lou. Super!
+ zapraszam do mnie na moje nowe kryminalne opko z Zaynem http://criminal-story-zayn-malik.blogspot.com/ byłoby mi miło gdybyś zechciała wyrazić swoją opinię.
Pozdrawiam ;*