*Dwa tygodnie później*
Z
perspektywy Eve
-Ale
Chell, w co ja mam się ubrać? - krzyknęłam z sypialni do mojej
przyjaciółki.
-Ubierz
co chcesz. I tak Niall'owi będzie się podobać - zażartowała
wiedząc, że na te słowa zrobię się czerwona. - A poza tym, to
tylko wystawa, a nie jakiś bal.
-Ale
ta ,,tylko wystawa" jest bardzo ważna dla naszej przyjaciółki
– powiedziałam, wchodząc do salonu, w którym siedziała
brunetka. - Sukienka?
-Ja
nie noszę sukienek, idę w spodniach, a na górę się coś narzuci
- powiedziała to, co zawsze w takich sytuacjach. Zaśmiałam się i
z dezaprobatą pokręciłam głową.
-Co
oglądasz? - zapytałam, siadając na kanapę.
-Jakieś
wiadomości - odpowiedziała i wzmocniła głośność telewizora.
-Przypadłość
chorób psychicznych w USA zwiększa się... - powiedziała
prezenterka w wyjątkowo okropnej bluzce, a Michelle ekspresowo
zmieniła kanał.
-Ev
ja...
-Okay,
to nie twoja wina - uśmiechnęłam się blado i skierowałam w
stronę kuchni. Gdy weszłam do pomieszczenia, zaczęłam desperacko
otwierać szafki i wyrzucać ich zawartość na podłogę.
-Ev
przestań!!! - brunetka stanęła przede mną i próbowała mnie
uspokoić.
-Ja
muszę to znaleźć... Musze wziąć te tabletki, bo one nie dadzą
mi spokoju - powiedziałam zapłakana, łapiąc się za głowę.
-Uspokój
się - powiedziała Chell spokojnym i opanowanym głosem. Próbowałam
zrobić to, o co mnie prosiła: wzięłam kilka głębszych wdechów
i już bardziej opanowana zaczęłam ogarniać bałagan, który
narobiłam.
-Zostaw,
ja się tym zajmę - zaproponowała swoją pomoc, jednak ja nie
posłuchałam i zaczęłam wrzucać wszystkie porozrzucane leki do
wiklinowego koszyka.
Michelle
tylko spojrzała na mnie jednym z tych swoich przenikliwych spojrzeń.
Jak na rozkaz zostawiłam resztę i oparłam się plecami o
kasztanowe drzwiczki jednej z szafek, które znajdowały się w
kuchni. Lubiłam to miejsce i często tu przebywałam. Znajomi
twierdzą, że to przez moje umiłowanie do jedzenia, chociaż jak
niektóry mówią, w ogóle tego po mnie nie widać. Ja jednak
postrzegam to trochę inaczej... Uwielbiam ciszę, jednak nie taką
zwykłą ciszę, w której przeważnie ludzie myślą o pracy,
przyszłości czy innych rzeczach, ja lubię ciszę, w której mogę
usiąść, włączyć muzykę i nie myśleć... Tak, właśnie taką
ciszę kocham, taką, w której mogę odciąć się od myśli. Zawsze
tak robiłam odkąd wyjechałam z Londynu, a moja i tak nietrwała
rodzina, się rozpadła, próbowałam odciąć się od myśli. Pewnie
powiecie, że to dziwne, przecież dziesięcioletnia dziewczynka
powinna się w tym wieku bawić, poznawać świat i mieć wokół
siebie kochających ją ludzi. Jednak ja po burzliwym rozwodzie
rodziców zamknęłam się w sobie.
Po
przyjeździe do Nowego Jorku nie mogłam sobie niczego poukładać.
Moja mama wciągnęła się w wir pracy w korporacji, a mnie
zostawiała z opiekunkami, które i tak długo ze mną nie
wytrzymywały, bo w końcu jak zajmować się dzieckiem, które nie
wiadomo dlaczego cały czas siedzi w kuchni ze słuchawkami w uszach,
przytula się do misia i całymi dniami patrzy przez okno z małymi
przerwami do których jest zmuszane.
-O
jakie tabletki ci chodziło? - przerwała moje rozmyślania Smith,
która wyciągała coś z lodówki.
-Żadne...
Musiało mi się coś zdawać – odpowiedziałam, chcąc natychmiast
zakończyć temat.
-Eve,
wiem kiedy kłamiesz, znam cię na wylot - stwierdziła brunetka. -
Przestań omijać temat i powiedz: o co chodzi?
-A
możemy iść na taki układ: ja się uśmiechnę, a ty nie będziesz
zadawać pytań?
-Nie,
Ev. Błagam, powiedz - poprosiła dziewczyna, siadając obok mnie i
podając mi muffina, na poprawienie humoru.
Wzięłam
ponownie głęboki wdech i zaczęłam mówić:
-Pamiętasz
sytuację ze Starbrucks'a? - dziewczyna przytaknęła. - Po tym
wszystkim mama wzięła mnie siłą, dosłownie, do psychologa.
Pamiętasz tą kobietę? Opowiadałam ci o niej kiedyś - dziewczyna
ponownie przytaknęła głową, na potwierdzenie moich słów. - Jak
to pani Kerr - zrobiła dwugodzinne przesłuchanie i bez dłuższego
zastanowienia przepisała mi tabletki - na to zdanie Chell wzdrygnęła
się. Nie dziwię się jej. Od czasu mojej ostatniej terapii, robiłam
wszystko, by znowu nie brać tych tabletek. Dlaczego? Przez większość
czasu wyglądałam jak żywy trup, poza tym dalej mam pozostałości
po ,,kuracji".
-Ale
jakim cudem nic po tobie nie widać? Przecież jak ostatnio to brałaś
to było strasznie...
-Wtedy
brałam je trzy razy dziennie: rano przed szkołą, po południu i na
kolację. Wiesz takie trzy posiłki - przełknęłam głośno ślinę.
Chell wiedziała o co mi chodzi. Ona co prawda nie brała tych
tabletek, ale czasem przeżywała to gorzej niż ja. - Teraz biorę
je wieczorem, więc przez noc ,,schodzi" to ze mnie, jak na
razie działa, więc nie widzę potrzeby brania ich częściej.
-Właśnie
widać - mruknęła brunetka, jednak nie na tyle cicho bym nie
usłyszała.
Spuściłam
tylko głowę i zamilkłam, nie kontynuując już historii, którą i
tak dziewczyna znała od ,,podszewki". Wiem, że za gwałtownie
zareagowałam. Czasem czuję się, że po prostu nie mogę normalnie
funkcjonować bez tych
pieprzonych pigułek. Uzależnienie? Przecież
nie biorę ich co chwilę.
-Przepraszam...
-Słucham?
- zapytałam, ,,wyjęta" z rozmyśleń.
-Nic,
nic... - ucięła, odwracając głowę.
-Powtórz!
- podniosłam ton w żartobliwy sposób, uśmiechając się do
szatynki i przybliżając się do niej, tym samym zmniejszając małą
przestrzeń między nami. Uwielbiałam takie momenty, które przy
Chell nie często się zdarzały.
-Przepraszam
- powtórzyła Smith z niemałym trudem. Takie wyznania nie łatwo
jej przychodziły, a szczególnie szczere.
-Okay,
więc co dzisiaj robimy? - zapytałam, nie chcąc dalej ciągnąc
tematu.
-Przecież
mamy iść na tę wystawę, prawda? - spojrzała na mnie
podejrzliwie.
-Och,
no tak... - rzuciłam, niedbałym tonem, starając się, by nie
wyczuła w moim głosie strachu. - Zapomniałam...
-Zapomniałaś?
- spytała, zdziwiona.
-Tak.
Ostatnio dość często mi się to zdarza...
~Z
perspektywy Cloe~
Przechodząc
pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi, aż się dziwne czułam,
odbierając gratulacje. Jednak najważniejsze dla mnie zdanie na
temat fotografii miała wyrazić moja mama - doświadczona
fotografka.
-Świetne
zdjęcia Clementyne - usłyszałam słowa pochwały, wypowiedziane przez
dyrektor galerii, w której się znajduję.
-Dziękuję,
pani Clark – odpowiedziałam, uśmiechając się do kobiety, która
zaproponowała mi tę wystawę. - Które zdjęcie podoba się pani
najbardziej? - zapytałam z czystej ciekawości.
-Jest
tyle pięknych fotografii, że jednej nie potrafię wybrać, ale
czaruje mnie jedna sesja – powiedziała, wskazując na portrety
Liam'a. - W jego spojrzeniu jest coś intrygującego.
-Wiem
o czym pani mówi - zgodziłam się z kobietą, patrząc prosto w
brązowe tęczówki Payne'a.
-Dzień
dobry - usłyszałam niski i zdecydowany głos za sobą.
-Och,
o wilku mowa.
Gdy
się odwróciłam, zauważyłam szatyna ubranego w garnitur (jedyny z
całej piątki zdecydował się go założyć), i z szarmanckim
uśmiechem przyczepionym do twarzy.
-Robi
pan równie dobre wrażenie w rzeczywistości, jak i na zdjęciach -
stwierdziła blondynka.
-Miło
mi to słyszeć, ale to wyłącznie zasługa Cloe - kiedy to mówił,
objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. Zdziwił mnie trochę
ten gest, ale nic nie powiedziałam. - Mogę ją na chwilę porwać?
Obiecuję, że wróci w jednym kawałku.
Uśmiechnął
się i kiedy pani Clark zgodziła się, przytakując głową, Payne
złapał mnie za rękę, szybko biegnąc do wyjścia. Nie wiedząc co
się dzieje, zaczęłam się śmiać. Słysząc to, Liam przystanął
i spojrzał na mnie. Staliśmy na środku chodnika w porządnej
ulewie, ale nie przeszkadzało nam to. Co chwilę potrącali nas
piesi, co również było nam obojętne.
-Co
ty robisz? - zapytałam, dalej się uśmiechając.
-Żyję
chwilą - szepnął, a po chwili dalej zaczął biec w nieznanym mi
celu.
Po
chwili przystanęłam. Szpilki jednak zaczęły dawać mi się we
znaki. Widząc to, chłopak podszedł do mnie, ucałował w czoło i
podniósł tak, jak zazwyczaj robi to pan młody, aby przenieść
swoją małżonkę przez próg. Gdy zaczął dalej iść, ja
spojrzałam na niego i ponownie zapytałam:
-Co
ty robisz?
-Idę
z piękną dziewczyną na pyszną kolację - powiedział i chytrze
się
uśmiechnął.
-Miałeś
mnie porwać tylko na chwilę, nie pamiętasz? A zresztą: kto nas
wpuści do restauracji, przemoczonych do suchej nitki?!
-Dlatego
najpierw idziemy do ciebie, a potem jedziemy do mnie – powiedział,
kierując się w stronę mojego domu.
-A
to kłamstwo? - zapytałam, czekając na reakcję chłopaka.
-Mi
nie wybaczysz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, robiąc minę
zbitego pieska. Zaśmiałam się tylko, wtulając się jednocześnie
w pierś chłopaka.
Kiedyś
zadałam sobie pytanie, czy go kocham. Myślałam nad wszystkimi
,,za" i ,,przeciw", jednak dopiero teraz mogę śmiało
powiedzieć, że czuję do niego coś mocniejszego niż przyjaźń.
Gdy tak szliśmy nie zauważyłam, że już jesteśmy na miejscu.
Dopiero po chwili zdałam sobie z tego sprawę. Tak więc stanęłam
na ziemi i szukając w małej torebce kluczy, coraz bardziej się
denerwowałam, ponieważ nie mogłam ich znaleźć.
-Może
ja to zrobię, co? - zapytał chłopak, podchodząc do drzwi, a z
kieszeni wyciągając dwa klucze, idealnie pasujące do zamka.
-Ale...
- nie wiedziałam co powiedzieć.
-Jeśli
poprosisz i kupisz Ev kawę i muffina, to zrobi wszystko - no jasne,
przecież dziewczyny mają klucze do mojego domu. Z drugiej strony,
nie dziwię się, że Liam tak szybko przekupił Hutson.
-Więc,
co pan planuje, panie Payne? - zapytałam, wchodząc do wielkiego
salonu.
-Panno
Farenhall, panna teraz pójdzie się przebrać w coś równie
pięknego, a ja na pannę tu poczekam – odpowiedział, siadając na
kanapę.
Odwróciłam
się i szybko pobiegłam do schodów. Wbiegłam po nich najszybciej
jak się dało. Weszłam do pokoju i otworzyłam szafę w
poszukiwaniu innej ,,równo piękną sukienkę". Natrafiłam na
koronkową sukienkę w beżowym kolorze. Ściągnęłam ją z
wieszaka i udałam się do łazienki, w której zmyłam spływający
makijaż, a włosy wysuszyłam. Ubrałam sukienkę i szybko weszłam
jeszcze do pokoju po telefon i klucze. Schodząc po schodach,
dostałam trzy wiadomości. Pierwsza od mamy:
,,Gdzie
jesteś kochanie? Wszyscy cię szukają. Odpisz szybko.”
Przystanęłam
i zaczęłam zastanawiać się, co odpisać. W końcu wymyśliłam
starą wymówkę i szybko napisałam:
,,Przepraszam
mamo, ale źle się poczułam. Chyba grypa.. Przeproś wszystkich.
Kocham cię”
Drugi
sms okazał się być od Eve:
,,Miłej
zabawy z Liam'em. Kocham was ;*”
Zaśmiałam
się i zamknęłam okienko. Ostatnia wiadomość była od Chell:
,,Gdzie
ty jesteś? Ev nie chce mi nic powiedzieć, a Liam'a też nigdzie nie
ma. Twoja matka cały czas o ciebie wypytuje, a ja nie wiem co mam
mówić...”
Szybko
odpisałam jej to co mamie:
,,Źle
się czuję.. Przepraszam, mama wszystko już wie. Nie wiem, gdzie
jest Liam.. Baw się dobrze. Przepraszam”
-Idziesz?
- usłyszałam z dołu głos chłopaka.
-Tak,
już jestem. Przepraszam, dziewczyny się martwią, że mnie nie ma
mnie w galerii. Napisałam im, że źle się czuję - odpowiedziałam
z uśmiechem, podchodząc do szatyna. - Gdzie teraz?
-Niespodzianka.
Nie
pytając już o nic, chwyciłam parasol w rękę i ubrałam buty.
Podążając śladami mojego przyjaciela, wyszłam na zewnątrz,
gdzie nadal padał straszny deszcz. Liam tylko przelotnie na mnie
spojrzał i udał się w stronę czarnego BMW, w którym po krótkiej
chwili już siedzieliśmy. Dalej żadne z nas nie zadawało pytań,
tak nam było dobrze. Oparłam głowę o szybę i zaczęłam
myśleć... Nad wszystkim, zaczęłam zastanawiać się, co zrobię
po studiach, czy Liam czuje to samo (chyba każda nastolatka się nad
ty zastanawia), czy kiedyś uda mi się założyć normalną
szczęśliwą rodzinę.
-Wszystko
dobrze, Cloe? - usłyszałam pytanie skierowane do mnie.
-Tak,
tak... - w tym momencie uświadomiłam sobie, że po moim policzku
spływa łza, więc szybko ją otarłam i uśmiechnęłam się blado.
Dopiero
teraz uświadomiłam sobie, że nie jesteśmy już w Nowym Jorku,
tylko na dobrze znanej mi drodze prowadzącej do jednego miejsca -
dom chłopaków. Ponownie się uśmiechnęłam, tym razem do siebie,
a w duchu skakałam ze szczęścia, ponieważ wiedziałam, że
będziemy tam sami. Lubiłam to miejsce. Zawsze czułam się tam jak
w domu.
-Jesteśmy
- powiedział Liam, szybko wychodząc z samochodu, aby otworzyć mi
drzwi i schować przed deszczem, pod parasolem. - Zapraszam do
restauracji.
-A
tak naprawdę, to co tu robimy? - zapytałam, śmiejąc się.
-Zjemy
pyszną kolację przygotowaną przeze mnie z małą pomocą Harry'ego
– odpowiedział, otwierając drzwi. Po chwili byliśmy już w
korytarzu, który prowadził do wielu pomieszczeń, znajdujących się
w domu.
-Poczekasz
na mnie chwilę? Pójdę się przebrać - powiedział, a ja tylko
lekko kiwnęłam głową.
Wchodząc
do salonu zauważyłam w nim Harry'ego, układającego piękne beżowe
serwetki na stole.
-Co...co
ty tu robisz? - zapytał, zdezorientowany, nie wiedząc co zrobić.
-Przyjechałam
z Liam'em...?
-Ach...
Ja już jadę z powrotem, a ty Liam'owi nic nie mów, miałem się
wyrobić - zaczął się usprawiedliwiać.
-Słowo
– powiedziałam. On tylko życzył mi dobrej zabawy i wyszedł
,,podziwiać moje dzieła” - jak to określił. Na Liam'a nie
musiałam długo czekać.
~Z
perspektywy Chelly~
Dziwiło
mnie bardzo to, że nikt oprócz mnie już nie przejmował się
zniknięciem Clementyne. Widziałam tutaj tyle znajomych twarzy...
Zrobiło
mi się słabo.
Wyszłam
na dwór, bo już nie mogłam wytrzymać w jednym pomieszczeniu z
tyloma ludźmi. Było już ciemno. Stałam przez dobrą chwilę na
świeżym powietrzu, z telefonem w ręce. Dzisiejszego wieczoru nie
było minuty, kiedy nie spojrzałabym na jego wyświetlacz. Co chwilę
dostawałam wiadomości od Olivera, a także od Nieznanego. Co
do tego drugiego, już dawno rozważyłam różne opcje i
teoretycznie wszystko na początku wskazywało na Ben'a. Jednak
ostatnio coraz częściej z nim rozmawiałam i już odrzuciłam tę
możliwość. Rozmawiało nam się ze sobą coraz lepiej. Widać, że
odpuszczając TO wszystko, możemy naprawdę dobrze się dogadywać,
czego brakowało nam ostatnim razem, kiedy próbowaliśmy wykrzesać
między nami jakieś uczucie.
Bo
prawdę mówiąc – tylko na próbach się kończyło. Nieznany
wysyłał mi jednak wiadomości codziennie. Już nie tylko moje
zdjęcia. Miałam wrażenie, że wiadomości tekstowe najczęściej
pojawiają się ranem i wieczorami.
Jakby
tracił mnie z oczu...
Właśnie.
Kolejna wiadomość.
Tym
razem zdjęcie. Moje oczywiście. Przedstawiało mnie, kiedy w
pośpiechu chowałam do torby telefon. Zdjęcie musiało być
zrobione dzisiaj w szkole. Najgorsze w tym wszystkim było to, że
jak zwykle spóźniona byłam na lekcje i sama podążałam
korytarzem, aby dobiec jeszcze na chemię.
Nikogo
więcej tam nie było.
Bynajmniej
byłam tego pewna aż do teraz.
Podskoczyłam
aż, kiedy poczułam czyjś oddech na karku. Upuściłam komórkę,
przerażona. Dopiero, kiedy chłopak ją podnosił, spostrzegłam, że
to Zayn. Spojrzał na wyświetlacz i zanim zdążyłam zareagować,
zobaczył tę wiadomość. Wyrwałam mu komórkę. Spojrzał na mnie,
zdziwiony.
-Co
to było? - spytał. Dobrze wiedziałam, o co mu chodzi. Nie był
głupi, żeby nie powiązać ze sobą kilku faktów.
-Nic
– odparłam machinalnie. Już nawet mnie samą zaczynało ostatnio
irytować to, jak często udawałam, że nic się nie dzieje, że
wszystko jest w porządku.
-Kto
ci to wysłał?
-Nikt
– spojrzał na mnie jak na idiotkę. - To znaczy, nie wiem kto... A
zresztą, nie ważne! - próbowałam ominąć temat.
-Chell,
widzę co się dzieje. Ktoś cię zastrasza, tak?
Na
dobrą chwilę mowę mi odjęło. Jak on...? Skąd mógł wiedzieć?
A może on sam... Nie, to na pewno nie on. Musiałam szybko się w
sobie pozbierać, żeby móc w ogóle zaprzeczyć.
-Nie,
skąd ci to przyszło do głowy?!
-Nie
okłamuj mnie – powiedział, a głos zrobił mu się bardziej
miękki.
Pomyślałam,
że próbuje mnie omotać, toteż zdenerwowałam się jeszcze
bardziej.
-Nie
twój pieprzony interes – warknęłam. - Poradzę sobie sama, nie
wtrącaj się na siłę w moje życie!
-Tak,
masz rację – rzucił złośliwie. - Przepraszam, to faktycznie
moja wina, że znalazłem cię pod tym drzewem! Moja wina, że
starałem ci się pomóc! Moja
pierdolona wina, że chcę pomagać
nadal, chociaż rozum podpowiada mi całkiem co innego! - widać
było, że naprawdę porządnie się zezłościł. - Masz rację, nie
będę mieszał się w twoje sprawy.
-Nie,
to nie tak... - próbowałam jakoś załagodzić sytuację.
-A
jak? Co ja mam sobie myśleć dziewczyno, skoro jasno dajesz mi do
zrozumienia, że nie potrzebujesz kolejnego idioty koło siebie, że
nie chcesz niczyjej pomocy... zresztą – pomijając już mnie,
musisz wreszcie otworzyć oczy i zobaczyć jak ranisz Cloe. I Ev. I
resztę. Nawet twojego brata, który patrzy na mnie tak, jakby chciał
mnie zabić. Ale wiesz co jest najgorsze? - zdawał się nie zauważać
moich łez, płynących ciurkiem po policzkach. - To, że ty robisz
to samo, tylko z ukrycia! Zabijasz nas wszystkich powoli, po cichu,
nieoficjalnie, ale nie bezboleśnie. Wiesz kto kryje się ze swoimi
czynami? - spytał, kiedy ruszył już w stronę wejścia do galerii,
z którego niedawno wyszłam i stanął tak, że praktycznie
dotykaliśmy się ramionami. Usta trzęsły mi się niemiłosiernie,
wydając z siebie czasem ciche pochlipywania i jęki bólu. Bo prawda
boli. - Tchórze – wycedził przez zęby i po chwili zniknął już
za oszklonymi drzwiami.
W
mojej dłoni ponownie zawibrował telefon. Nie zdołałam zobaczyć,
kto napisał. W tej chwili skupiałam się nad tym, żeby móc
oddychać.
Przepraszamy za to, że tak długo trzeba było na to czekać... Tłumaczyć możnaby równie długo, ale w skrócie, głownym pożeraczem naszego czasu jest SZKOŁA -.-" Postaramy się w wakacje dodawać rozdziały regularnie.
Jak zawsze prosimy o szczere opinie i komentarze, może ktoś nawet byłby tak miły i gdzieś, komuś nas polecił?
Mamy nadzieję, że rozdział wam się spodobał, jeśli chcecie, możecie śmiało zadawać pytania ;)
Pozdrawiamy
Chelly and Eve
Jak zawsze prosimy o szczere opinie i komentarze, może ktoś nawet byłby tak miły i gdzieś, komuś nas polecił?
Mamy nadzieję, że rozdział wam się spodobał, jeśli chcecie, możecie śmiało zadawać pytania ;)
Pozdrawiamy
Chelly and Eve
aaaaaaaa w końcu! <3
OdpowiedzUsuńJesteście cudowne!
Naprawdę dziękuję za polecenie, ale nie wiem, czy na nie zasłużyłam, ale i tak 83271438 dzięki!
JA CHCĘ NASTĘPNY! ♥
Fajny ♥ zapraszam do siebie : http://dreamscometrue1313.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSuper♥ Zapraszam do siebie, dopiero zaczynam http://onestep-onedirection.blogspot.com/ :-)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! Macie świetny styl pisania ! :* <33
OdpowiedzUsuńJezu, jezu, bosko *.*
OdpowiedzUsuń