niedziela, 16 czerwca 2013

~8~

*Dwa tygodnie później*
Z perspektywy Eve

   -Ale Chell, w co ja mam się ubrać? - krzyknęłam z sypialni do mojej przyjaciółki.
   -Ubierz co chcesz. I tak Niall'owi będzie się podobać - zażartowała wiedząc, że na te słowa zrobię się czerwona. - A poza tym, to tylko wystawa, a nie jakiś bal.
   -Ale ta ,,tylko wystawa" jest bardzo ważna dla naszej przyjaciółki – powiedziałam, wchodząc do salonu, w którym siedziała brunetka. - Sukienka?
   -Ja nie noszę sukienek, idę w spodniach, a na górę się coś narzuci - powiedziała to, co zawsze w takich sytuacjach. Zaśmiałam się i z dezaprobatą pokręciłam głową.
   -Co oglądasz? - zapytałam, siadając na kanapę.
   -Jakieś wiadomości - odpowiedziała i wzmocniła głośność telewizora.

   -Przypadłość chorób psychicznych w USA zwiększa się... - powiedziała prezenterka w wyjątkowo okropnej bluzce, a Michelle ekspresowo zmieniła kanał.
   -Ev ja...
   -Okay, to nie twoja wina - uśmiechnęłam się blado i skierowałam w stronę kuchni. Gdy weszłam do pomieszczenia, zaczęłam desperacko otwierać szafki i wyrzucać ich zawartość na podłogę.
   -Ev przestań!!! - brunetka stanęła przede mną i próbowała mnie uspokoić.
   -Ja muszę to znaleźć... Musze wziąć te tabletki, bo one nie dadzą mi spokoju - powiedziałam zapłakana, łapiąc się za głowę.
   -Uspokój się - powiedziała Chell spokojnym i opanowanym głosem. Próbowałam zrobić to, o co mnie prosiła: wzięłam kilka głębszych wdechów i już bardziej opanowana zaczęłam ogarniać bałagan, który narobiłam.
   -Zostaw, ja się tym zajmę - zaproponowała swoją pomoc, jednak ja nie posłuchałam i zaczęłam wrzucać wszystkie porozrzucane leki do wiklinowego koszyka. 
Michelle tylko spojrzała na mnie jednym z tych swoich przenikliwych spojrzeń. Jak na rozkaz zostawiłam resztę i oparłam się plecami o kasztanowe drzwiczki jednej z szafek, które znajdowały się w kuchni. Lubiłam to miejsce i często tu przebywałam. Znajomi twierdzą, że to przez moje umiłowanie do jedzenia, chociaż jak niektóry mówią, w ogóle tego po mnie nie widać. Ja jednak postrzegam to trochę inaczej... Uwielbiam ciszę, jednak nie taką zwykłą ciszę, w której przeważnie ludzie myślą o pracy, przyszłości czy innych rzeczach, ja lubię ciszę, w której mogę usiąść, włączyć muzykę i nie myśleć... Tak, właśnie taką ciszę kocham, taką, w której mogę odciąć się od myśli. Zawsze tak robiłam odkąd wyjechałam z Londynu, a moja i tak nietrwała rodzina, się rozpadła, próbowałam odciąć się od myśli. Pewnie powiecie, że to dziwne, przecież dziesięcioletnia dziewczynka powinna się w tym wieku bawić, poznawać świat i mieć wokół siebie kochających ją ludzi. Jednak ja po burzliwym rozwodzie rodziców zamknęłam się w sobie.
Po przyjeździe do Nowego Jorku nie mogłam sobie niczego poukładać. Moja mama wciągnęła się w wir pracy w korporacji, a mnie zostawiała z opiekunkami, które i tak długo ze mną nie wytrzymywały, bo w końcu jak zajmować się dzieckiem, które nie wiadomo dlaczego cały czas siedzi w kuchni ze słuchawkami w uszach, przytula się do misia i całymi dniami patrzy przez okno z małymi przerwami do których jest zmuszane.
   -O jakie tabletki ci chodziło? - przerwała moje rozmyślania Smith, która wyciągała coś z lodówki. 
   -Żadne... Musiało mi się coś zdawać – odpowiedziałam, chcąc natychmiast zakończyć temat. 
   -Eve, wiem kiedy kłamiesz, znam cię na wylot - stwierdziła brunetka. - Przestań omijać temat i powiedz: o co chodzi?
   -A możemy iść na taki układ: ja się uśmiechnę, a ty nie będziesz zadawać pytań?
   -Nie, Ev. Błagam, powiedz - poprosiła dziewczyna, siadając obok mnie i podając mi muffina, na poprawienie humoru.
Wzięłam ponownie głęboki wdech i zaczęłam mówić:
   -Pamiętasz sytuację ze Starbrucks'a? - dziewczyna przytaknęła. - Po tym wszystkim mama wzięła mnie siłą, dosłownie, do psychologa. Pamiętasz tą kobietę? Opowiadałam ci o niej kiedyś - dziewczyna ponownie przytaknęła głową, na potwierdzenie moich słów. - Jak to pani Kerr - zrobiła dwugodzinne przesłuchanie i bez dłuższego zastanowienia przepisała mi tabletki - na to zdanie Chell wzdrygnęła się. Nie dziwię się jej. Od czasu mojej ostatniej terapii, robiłam wszystko, by znowu nie brać tych tabletek. Dlaczego? Przez większość czasu wyglądałam jak żywy trup, poza tym dalej mam pozostałości po ,,kuracji".
   -Ale jakim cudem nic po tobie nie widać? Przecież jak ostatnio to brałaś to było strasznie...
   -Wtedy brałam je trzy razy dziennie: rano przed szkołą, po południu i na kolację. Wiesz takie trzy posiłki - przełknęłam głośno ślinę. Chell wiedziała o co mi chodzi. Ona co prawda nie brała tych tabletek, ale czasem przeżywała to gorzej niż ja. - Teraz biorę je wieczorem, więc przez noc ,,schodzi" to ze mnie, jak na razie działa, więc nie widzę potrzeby brania ich częściej. 
   -Właśnie widać - mruknęła brunetka, jednak nie na tyle cicho bym nie usłyszała. 
Spuściłam tylko głowę i zamilkłam, nie kontynuując już historii, którą i tak dziewczyna znała od ,,podszewki". Wiem, że za gwałtownie zareagowałam. Czasem czuję się, że po prostu nie mogę normalnie funkcjonować bez tych
pieprzonych pigułek. Uzależnienie? Przecież nie biorę ich co chwilę.
   -Przepraszam...
   -Słucham? - zapytałam, ,,wyjęta" z rozmyśleń. 
   -Nic, nic... - ucięła, odwracając głowę. 
   -Powtórz! - podniosłam ton w żartobliwy sposób, uśmiechając się do szatynki i przybliżając się do niej, tym samym zmniejszając małą przestrzeń między nami. Uwielbiałam takie momenty, które przy Chell nie często się zdarzały. 
   -Przepraszam - powtórzyła Smith z niemałym trudem. Takie wyznania nie łatwo jej przychodziły, a szczególnie szczere.
   -Okay, więc co dzisiaj robimy? - zapytałam, nie chcąc dalej ciągnąc tematu.
   -Przecież mamy iść na tę wystawę, prawda? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
   -Och, no tak... - rzuciłam, niedbałym tonem, starając się, by nie wyczuła w moim głosie strachu. - Zapomniałam...
   -Zapomniałaś? - spytała, zdziwiona.
   -Tak. Ostatnio dość często mi się to zdarza...

~Z perspektywy Cloe~

Przechodząc pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi, aż się dziwne czułam, odbierając gratulacje. Jednak najważniejsze dla mnie zdanie na temat fotografii miała wyrazić moja mama - doświadczona fotografka.
   -Świetne zdjęcia Clementyne - usłyszałam słowa pochwały, wypowiedziane przez dyrektor galerii, w której się znajduję.
   -Dziękuję, pani Clark – odpowiedziałam, uśmiechając się do kobiety, która zaproponowała mi tę wystawę. - Które zdjęcie podoba się pani najbardziej? - zapytałam z czystej ciekawości.
   -Jest tyle pięknych fotografii, że jednej nie potrafię wybrać, ale czaruje mnie jedna sesja – powiedziała, wskazując na portrety Liam'a. - W jego spojrzeniu jest coś intrygującego.
   -Wiem o czym pani mówi - zgodziłam się z kobietą, patrząc prosto w brązowe tęczówki Payne'a. 
   -Dzień dobry - usłyszałam niski i zdecydowany głos za sobą.
   -Och, o wilku mowa.
Gdy się odwróciłam, zauważyłam szatyna ubranego w garnitur (jedyny z całej piątki zdecydował się go założyć), i z szarmanckim uśmiechem przyczepionym do twarzy.
   -Robi pan równie dobre wrażenie w rzeczywistości, jak i na zdjęciach - stwierdziła blondynka.
   -Miło mi to słyszeć, ale to wyłącznie zasługa Cloe - kiedy to mówił, objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. Zdziwił mnie trochę ten gest, ale nic nie powiedziałam. - Mogę ją na chwilę porwać? Obiecuję, że wróci w jednym kawałku.
Uśmiechnął się i kiedy pani Clark zgodziła się, przytakując głową, Payne złapał mnie za rękę, szybko biegnąc do wyjścia. Nie wiedząc co się dzieje, zaczęłam się śmiać. Słysząc to, Liam przystanął i spojrzał na mnie. Staliśmy na środku chodnika w porządnej ulewie, ale nie przeszkadzało nam to. Co chwilę potrącali nas piesi, co również było nam obojętne.
   -Co ty robisz? - zapytałam, dalej się uśmiechając.
   -Żyję chwilą - szepnął, a po chwili dalej zaczął biec w nieznanym mi celu. 
Po chwili przystanęłam. Szpilki jednak zaczęły dawać mi się we znaki. Widząc to, chłopak podszedł do mnie, ucałował w czoło i podniósł tak, jak zazwyczaj robi to pan młody, aby przenieść swoją małżonkę przez próg. Gdy zaczął dalej iść, ja spojrzałam na niego i ponownie zapytałam:
   -Co ty robisz? 
   -Idę z piękną dziewczyną na pyszną kolację - powiedział i chytrze się
uśmiechnął.
   -Miałeś mnie porwać tylko na chwilę, nie pamiętasz? A zresztą: kto nas wpuści do restauracji, przemoczonych do suchej nitki?!
   -Dlatego najpierw idziemy do ciebie, a potem jedziemy do mnie – powiedział, kierując się w stronę mojego domu.
   -A to kłamstwo? - zapytałam, czekając na reakcję chłopaka.
   -Mi nie wybaczysz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, robiąc minę zbitego pieska. Zaśmiałam się tylko, wtulając się jednocześnie w pierś chłopaka. 
Kiedyś zadałam sobie pytanie, czy go kocham. Myślałam nad wszystkimi ,,za" i ,,przeciw", jednak dopiero teraz mogę śmiało powiedzieć, że czuję do niego coś mocniejszego niż przyjaźń. Gdy tak szliśmy nie zauważyłam, że już jesteśmy na miejscu. Dopiero po chwili zdałam sobie z tego sprawę. Tak więc stanęłam na ziemi i szukając w małej torebce kluczy, coraz bardziej się denerwowałam, ponieważ nie mogłam ich znaleźć.
   -Może ja to zrobię, co? - zapytał chłopak, podchodząc do drzwi, a z kieszeni wyciągając dwa klucze, idealnie pasujące do zamka.
   -Ale... - nie wiedziałam co powiedzieć.
   -Jeśli poprosisz i kupisz Ev kawę i muffina, to zrobi wszystko - no jasne, przecież dziewczyny mają klucze do mojego domu. Z drugiej strony, nie dziwię się, że Liam tak szybko przekupił Hutson.
   -Więc, co pan planuje, panie Payne? - zapytałam, wchodząc do wielkiego salonu. 
   -Panno Farenhall, panna teraz pójdzie się przebrać w coś równie pięknego, a ja na pannę tu poczekam – odpowiedział, siadając na kanapę. 
Odwróciłam się i szybko pobiegłam do schodów. Wbiegłam po nich najszybciej jak się dało. Weszłam do pokoju i otworzyłam szafę w poszukiwaniu innej ,,równo piękną sukienkę". Natrafiłam na koronkową sukienkę w beżowym kolorze. Ściągnęłam ją z wieszaka i udałam się do łazienki, w której zmyłam spływający makijaż, a włosy wysuszyłam. Ubrałam sukienkę i szybko weszłam jeszcze do pokoju po telefon i klucze. Schodząc po schodach, dostałam trzy wiadomości. Pierwsza od mamy:
,,Gdzie jesteś kochanie? Wszyscy cię szukają. Odpisz szybko.”
Przystanęłam i zaczęłam zastanawiać się, co odpisać. W końcu wymyśliłam starą wymówkę i szybko napisałam:
,,Przepraszam mamo, ale źle się poczułam. Chyba grypa.. Przeproś wszystkich. Kocham cię”
Drugi sms okazał się być od Eve:
,,Miłej zabawy z Liam'em. Kocham was ;*”
Zaśmiałam się i zamknęłam okienko. Ostatnia wiadomość była od Chell:
,,Gdzie ty jesteś? Ev nie chce mi nic powiedzieć, a Liam'a też nigdzie nie ma. Twoja matka cały czas o ciebie wypytuje, a ja nie wiem co mam mówić...”
Szybko odpisałam jej to co mamie:
,,Źle się czuję.. Przepraszam, mama wszystko już wie. Nie wiem, gdzie jest Liam.. Baw się dobrze. Przepraszam”
   -Idziesz? - usłyszałam z dołu głos chłopaka. 
   -Tak, już jestem. Przepraszam, dziewczyny się martwią, że mnie nie ma mnie w galerii. Napisałam im, że źle się czuję - odpowiedziałam z uśmiechem, podchodząc do szatyna. - Gdzie teraz? 
   -Niespodzianka.
Nie pytając już o nic, chwyciłam parasol w rękę i ubrałam buty. Podążając śladami mojego przyjaciela, wyszłam na zewnątrz, gdzie nadal padał straszny deszcz. Liam tylko przelotnie na mnie spojrzał i udał się w stronę czarnego BMW, w którym po krótkiej chwili już siedzieliśmy. Dalej żadne z nas nie zadawało pytań, tak nam było dobrze. Oparłam głowę o szybę i zaczęłam myśleć... Nad wszystkim, zaczęłam zastanawiać się, co zrobię po studiach, czy Liam czuje to samo (chyba każda nastolatka się nad ty zastanawia), czy kiedyś uda mi się założyć normalną szczęśliwą rodzinę.
   -Wszystko dobrze, Cloe? - usłyszałam pytanie skierowane do mnie. 
   -Tak, tak... - w tym momencie uświadomiłam sobie, że po moim policzku spływa łza, więc szybko ją otarłam i uśmiechnęłam się blado. 
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie jesteśmy już w Nowym Jorku, tylko na dobrze znanej mi drodze prowadzącej do jednego miejsca - dom chłopaków. Ponownie się uśmiechnęłam, tym razem do siebie, a w duchu skakałam ze szczęścia, ponieważ wiedziałam, że będziemy tam sami. Lubiłam to miejsce. Zawsze czułam się tam jak w domu.
   -Jesteśmy - powiedział Liam, szybko wychodząc z samochodu, aby otworzyć mi drzwi i schować przed deszczem, pod parasolem. - Zapraszam do restauracji.
   -A tak naprawdę, to co tu robimy? - zapytałam, śmiejąc się.
   -Zjemy pyszną kolację przygotowaną przeze mnie z małą pomocą Harry'ego – odpowiedział, otwierając drzwi. Po chwili byliśmy już w korytarzu, który prowadził do wielu pomieszczeń, znajdujących się w domu.
   -Poczekasz na mnie chwilę? Pójdę się przebrać - powiedział, a ja tylko lekko kiwnęłam głową. 
Wchodząc do salonu zauważyłam w nim Harry'ego, układającego piękne beżowe serwetki na stole.
   -Co...co ty tu robisz? - zapytał, zdezorientowany, nie wiedząc co zrobić. 
   -Przyjechałam z Liam'em...?
   -Ach... Ja już jadę z powrotem, a ty Liam'owi nic nie mów, miałem się wyrobić - zaczął się usprawiedliwiać.
   -Słowo – powiedziałam. On tylko życzył mi dobrej zabawy i wyszedł ,,podziwiać moje dzieła” - jak to określił. Na Liam'a nie musiałam długo czekać.

~Z perspektywy Chelly~

Dziwiło mnie bardzo to, że nikt oprócz mnie już nie przejmował się zniknięciem Clementyne. Widziałam tutaj tyle znajomych twarzy...
Zrobiło mi się słabo.
Wyszłam na dwór, bo już nie mogłam wytrzymać w jednym pomieszczeniu z tyloma ludźmi. Było już ciemno. Stałam przez dobrą chwilę na świeżym powietrzu, z telefonem w ręce. Dzisiejszego wieczoru nie było minuty, kiedy nie spojrzałabym na jego wyświetlacz. Co chwilę dostawałam wiadomości od Olivera, a także od Nieznanego. Co do tego drugiego, już dawno rozważyłam różne opcje i teoretycznie wszystko na początku wskazywało na Ben'a. Jednak ostatnio coraz częściej z nim rozmawiałam i już odrzuciłam tę możliwość. Rozmawiało nam się ze sobą coraz lepiej. Widać, że odpuszczając TO wszystko, możemy naprawdę dobrze się dogadywać, czego brakowało nam ostatnim razem, kiedy próbowaliśmy wykrzesać między nami jakieś uczucie.
Bo prawdę mówiąc – tylko na próbach się kończyło. Nieznany wysyłał mi jednak wiadomości codziennie. Już nie tylko moje zdjęcia. Miałam wrażenie, że wiadomości tekstowe najczęściej pojawiają się ranem i wieczorami.
Jakby tracił mnie z oczu...
Właśnie. Kolejna wiadomość.
Tym razem zdjęcie. Moje oczywiście. Przedstawiało mnie, kiedy w pośpiechu chowałam do torby telefon. Zdjęcie musiało być zrobione dzisiaj w szkole. Najgorsze w tym wszystkim było to, że jak zwykle spóźniona byłam na lekcje i sama podążałam korytarzem, aby dobiec jeszcze na chemię.
Nikogo więcej tam nie było.
Bynajmniej byłam tego pewna aż do teraz.
Podskoczyłam aż, kiedy poczułam czyjś oddech na karku. Upuściłam komórkę, przerażona. Dopiero, kiedy chłopak ją podnosił, spostrzegłam, że to Zayn. Spojrzał na wyświetlacz i zanim zdążyłam zareagować, zobaczył tę wiadomość. Wyrwałam mu komórkę. Spojrzał na mnie, zdziwiony.
   -Co to było? - spytał. Dobrze wiedziałam, o co mu chodzi. Nie był głupi, żeby nie powiązać ze sobą kilku faktów.
   -Nic – odparłam machinalnie. Już nawet mnie samą zaczynało ostatnio irytować to, jak często udawałam, że nic się nie dzieje, że wszystko jest w porządku.
   -Kto ci to wysłał?
   -Nikt – spojrzał na mnie jak na idiotkę. - To znaczy, nie wiem kto... A zresztą, nie ważne! - próbowałam ominąć temat.
   -Chell, widzę co się dzieje. Ktoś cię zastrasza, tak?
Na dobrą chwilę mowę mi odjęło. Jak on...? Skąd mógł wiedzieć? A może on sam... Nie, to na pewno nie on. Musiałam szybko się w sobie pozbierać, żeby móc w ogóle zaprzeczyć.
   -Nie, skąd ci to przyszło do głowy?!
   -Nie okłamuj mnie – powiedział, a głos zrobił mu się bardziej miękki.
Pomyślałam, że próbuje mnie omotać, toteż zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
   -Nie twój pieprzony interes – warknęłam. - Poradzę sobie sama, nie wtrącaj się na siłę w moje życie!
   -Tak, masz rację – rzucił złośliwie. - Przepraszam, to faktycznie moja wina, że znalazłem cię pod tym drzewem! Moja wina, że starałem ci się pomóc! Moja
pierdolona wina, że chcę pomagać nadal, chociaż rozum podpowiada mi całkiem co innego! - widać było, że naprawdę porządnie się zezłościł. - Masz rację, nie będę mieszał się w twoje sprawy.
   -Nie, to nie tak... - próbowałam jakoś załagodzić sytuację.
   -A jak? Co ja mam sobie myśleć dziewczyno, skoro jasno dajesz mi do zrozumienia, że nie potrzebujesz kolejnego idioty koło siebie, że nie chcesz niczyjej pomocy... zresztą – pomijając już mnie, musisz wreszcie otworzyć oczy i zobaczyć jak ranisz Cloe. I Ev. I resztę. Nawet twojego brata, który patrzy na mnie tak, jakby chciał mnie zabić. Ale wiesz co jest najgorsze? - zdawał się nie zauważać moich łez, płynących ciurkiem po policzkach. - To, że ty robisz to samo, tylko z ukrycia! Zabijasz nas wszystkich powoli, po cichu, nieoficjalnie, ale nie bezboleśnie. Wiesz kto kryje się ze swoimi czynami? - spytał, kiedy ruszył już w stronę wejścia do galerii, z którego niedawno wyszłam i stanął tak, że praktycznie dotykaliśmy się ramionami. Usta trzęsły mi się niemiłosiernie, wydając z siebie czasem ciche pochlipywania i jęki bólu. Bo prawda boli. - Tchórze – wycedził przez zęby i po chwili zniknął już za oszklonymi drzwiami.
W mojej dłoni ponownie zawibrował telefon. Nie zdołałam zobaczyć, kto napisał. W tej chwili skupiałam się nad tym, żeby móc oddychać.








Przepraszamy za to, że tak długo trzeba było na to czekać... Tłumaczyć możnaby równie długo, ale w skrócie, głownym pożeraczem naszego czasu jest SZKOŁA -.-" Postaramy się w wakacje dodawać rozdziały regularnie.
Jak zawsze prosimy o szczere opinie i komentarze, może ktoś nawet byłby tak miły i gdzieś, komuś nas polecił?
Mamy nadzieję, że rozdział wam się spodobał, jeśli chcecie, możecie śmiało zadawać pytania ;)
Pozdrawiamy
Chelly and Eve

+Przepraszamy za ewentualne błędy i za wulgaryzmy w tekście. Wiemy, że niektóre osoby może to drażnić...
++Miałyśmy polecić dwa blogi, którym przydałoby się więcej czytelników:
*Klik*  oraz *Klik*, a także drugi blog tej samej autorki: *Klik*

5 komentarzy:

  1. aaaaaaaa w końcu! <3
    Jesteście cudowne!
    Naprawdę dziękuję za polecenie, ale nie wiem, czy na nie zasłużyłam, ale i tak 83271438 dzięki!
    JA CHCĘ NASTĘPNY! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny ♥ zapraszam do siebie : http://dreamscometrue1313.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Super♥ Zapraszam do siebie, dopiero zaczynam http://onestep-onedirection.blogspot.com/ :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział! Macie świetny styl pisania ! :* <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu, jezu, bosko *.*

    OdpowiedzUsuń

♥Love You♥