niedziela, 30 czerwca 2013

~9~

Z perspektywy Chelly

Jak zwykle wstałam w ogóle niewyspana. Czułam się, jakbym nie spała od miesiąca. Może to przez wrażenia wczorajszego wieczoru...
   -Gdzieś ty była? - spytałam, podirytowana.
   -Nie ważne – odparła z uśmiechem i chwyciła za rękę Liam'a. Poszli w stronę rodziców Cloe, zapewne, żeby ich także uspokoić. Stałam tam jak wmurowana w ziemię i tępym wzrokiem patrzyłam, jak ich sylwetki się oddalają. Czyżbym była właśnie świadkiem narodzin nowej pary w naszej grupie? O ile tak nas można nazwać - ,,grupa”. Ciągle byłam roztrzęsiona po rozmowie z Malikiem. Miałam zamiar szukać Paul'a, bo chciałam jechać już do domu, kiedy drogę zastąpili mi Ben i Owen.
   -Smith! - powitał mnie ten drugi ze śmiechem. Coś mówiło mi, że już zdążył bliżej zapoznać się ze stoiskiem z alkoholem.
   -Cześć – odparłam grzecznie. Ben spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego na znak, że wszystko w porządku.
   -Niezła impreza, no nie? - zagadał tamten.
   -Tak, niezła... - mruknęłam półprzytomnie, wypatrując sponad ich ramion mojego brata. Niestety nigdzie go nie widziałam.
W pewnym momencie zobaczyłam w tłumie jego ciemnoniebieską koszulę i bez słowa pożegnania podążyłam w jego kierunku. Złapałam go za ramię.

   -Możemy już jechać?
Spojrzał na mnie spod zmarszczonych w zdumieniu brwi.

   -Dlaczego? Stało się coś?
   -Nie, ale po prostu jestem zmęczona... - no cóż, w gruncie rzeczy nie kłamałam. Powiedział coś w stylu: ,,To ważny wieczór dla Cloe. Zostańmy jeszcze trochę...” ale ja już go nie słuchałam. Moją uwagę przyciągnęła Hutson, która wpatrywała się w swoje własne zdjęcie, wywieszone na wystawie.
   -Piękne, prawda? - zagadałam, kiedy do niej podeszłam.
Spojrzała na mnie. Miałam ubrane buty na obcasie, więc musiała nieco zadrzeć do góry głowę.
   -Płakałaś.
   -Widać? - zaczęłam panicznie przecierać oczy.
   -Nie, ale widziałam jak wbiegłaś do łazienki – powróciła wzrokiem do fotografii. Przygryzłam wargę, czekając na jedno kluczowe pytanie, które ostatnimi czasy padło stanowczo za często: ,,Co się stało?”
Ku mojemu zdziwieniu ono jednak nie wypłynęło z ust blondynki. Bez słowa, powolnym krokiem przeszła do następnego zdjęcia. Tamto już przedstawiało rodzeństwo naszej przyjaciółki.
W końcu przyjechaliśmy do domu, ale myślałam o Eve przez cały wieczór, kiedy nie mogłam zasnąć. Jej zachowanie ostatnio uległo zmianie. Miałam tylko nadzieję, że nie powróci to, co było kiedyś po zażyciu tych całych pigułek...
W każdym razie w końcu musiałam opuścić wygodne łóżko i zebrać się do szkoły. Właśnie zbiegałam po schodach, żeby iść do kuchni zrobić sobie śniadanie, kiedy prawie dostałam zawału, lądując w czyichś ramionach.
,,Przecież Paul jest w pracy...” - przemknęło mi przez głowę. Zwróciłam wzrok ku górze. Stałam w objęciach nikogo innego, jak Oliver'a.
   -Dzień dobry, księżniczko – powiedział wesoło.
Uśmiechnęłam się do niego, a on postawił mnie ostrożnie obok siebie.
   -Możesz mi powiedzieć, jak się tutaj dostałeś? - spytałam, nie kryjąc zdziwienia. Ogarnęła mnie panika, kiedy pomyślałam, że Paul nie zamknął za sobą drzwi, a ktoś mógł tu wejść... No właśnie. KTOŚ.
   -Paul dał mi klucze, żebym wziął jakieś płyty z jego pokoju – odetchnęłam z ulgą. - No i pomyślałem, że przy okazji sprawdzę co u ciebie.
   -Co u mnie? - spytałam, czując, że się rumienię. Skarciłam się za to w myślach.
   -Tak. Nie odpisywałaś mi wczoraj. Nie odbierałaś telefonów. Martwiłem się.
   -Niepotrzebnie – próbowałam go zbyć i nie pokazać, jak ujął mnie swoją troską.
   -No nie wiem, czy niepotrzebnie... Szczególnie po tym ostatnim sms'ie...
Szczerze nie miałam pojęcia, co mu napisałam. Byłam wtedy za bardzo roztrzęsiona. Wolałam go o to nie pytać, żeby nie zaczął się czegoś domyślać...
   -Zjesz ze mną śniadanie? - zaproponowałam.
Zdawało się, jakby wahał się przez chwilę, ale później ochoczo pokiwał głową.


   -Tak, to naprawdę było coś... - przyznałam, kiedy Ben oceniał wczorajszą uroczystość. Siedzieliśmy we trójkę, razem z Eve. Ostatnio wolałam mieć ją przy sobie. Nie odzywała się, póki nie zadzwonił dzwonek.
   -Coś z nim jest nie tak... - powiedziała, kiedy otwierałam drzwi sali chemicznej.
   -Z kim? Z Ben'em? - pokiwała twierdząco głową. - Mnie też się tak na początku zdawało, ale nie. On jest w porządku. - orzekłam, ale ona nie wydawała się
przekonana.
   -Gdzie jest Zayn? - zmieniła temat. Zmroziło mnie na dźwięk jego imienia. Nie chciało mi się o nim myśleć. Wzruszyłam więc tylko ramionami, chociaż i mnie od dawna nurtowało to pytanie: gdzie podziewa się Malik, kiedy mamy lekcje? Chyba zresztą nie tylko ja się o to martwiłam. Liam chodził podminowany już od dłuższego czasu, a reszta chłopców... no cóż, oni po prostu unikali tematów związanych z mulatem, chyba głównie po to, by nie denerwować Liam'a. Przysiadła się do nas właśnie Cloe, kiedy Ev powiedziała smutnym głosem:
   -Jutro przyjeżdża do mnie Jillian.
   -O nie... - jęknęłam, a Clementyne skarciła mnie oburzonym wzrokiem.
Nie sądziłam jednak, by Eve poczuła się urażona – sama nie cierpiała tej głupiej dziewczyny, młodszej od nas cztery lata. Cloe chyba też za nią nie przepadała, ale przez grzeczność starała się to ukrywać.
   -Na jak długo? - spytała właśnie.
   -Tydzień.
   -Tydzień z tą głupią, tępą...
   -Michelle! - oburzyła się nasza czerwonowłosa przyjaciółka.
   -...małolatą? – dokończyłam, używając lżejszego słowa, niż to, które miałam na myśli.
Eve walnęła głową w ławkę.
   -Zginę w męczarniach! - jęknęła.
   -Och, nie przesadzajcie. Na pewno nie będzie tak źle... - zaczęła Cloe.
Spojrzałyśmy na nią z politowaniem jak na małe dziecko, które myśli, że świat obsiany jest tęczą i stadem jednorożców...i ogółem dobrem. Wszyscy wiemy, że tak nie jest, prawda...?


   -Czy nie powinieneś być, no nie wiem – u siebie w domu? - spytałam, kiedy zastałam wytatuowanego chłopaka w salonie. Pisał coś na laptopie Paul'a.
   -Powinienem – przyznał, nie odrywając wzroku od ekranu. - Ale czekam na ciebie...
   -Tak? A to ciekawe...bo ja nie przypominam sobie, żebym się z tobą tutaj
umawiała – rzuciłam, kiedy poszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody. Opuścił ekran białego komputera i podszedł do mnie. Poczekał aż odejmę szklankę od ust i postawił ją na stoliku. Spojrzał mi w oczy.
   -Trudno. Widocznie masz krótką pamięć – powiedział z uśmiechem na ustach. Uniosłam brwi w zdziwieniu. Pociągnął mnie za rękę, prowadząc przez schody do mojego pokoju. Nie miałam pojęcia, co on robi. W końcu dotarliśmy do pomieszczenia, które od niedawna było moje.
Różę, która stała w wazonie na moim biurku dostrzegłam dopiero wtedy, kiedy wziął ją w ręce i stanął na środku pokoju, tuż przede mną.
   -Michelle – zaczął poważnym tonem.
   -Jezu, mam się bać? - wtrąciłam, przerażona. Uśmiechnął się tylko uspokajająco. Postanowiłam, że opanuję swoje drżące dłonie.
   -Znamy się już od paru ładnych lat, prawda?
   -Tak... - odparłam niepewnie.
   -I trzeba przyznać, że znamy się dobrze.
   -Tak – powtórzyłam. Ponownie się uśmiechnął.
   -Nigdy nie byłem tego do końca pewny, ale...ale ostatnio wydaje mi się, że to będzie chyba najlepsza decyzja, którą podjąłem w ciągu ostatnich kilku lat. Patrzysz na mnie jak na wariata... - zaśmiał się, a ja spróbowałam zrobić to samo. - Nie wykluczam, że nim nie jestem. Wiem, że to może zabrzmieć banalnie, nawet bardzo, ale inaczej nie potrafię... A więc: Michelle...
Wstrzymałam na chwilę oddech, kiedy wyciągnął dłoń, w której trzymał krwistoczerwony kwiat, kłaniając się lekko.
   -...czy chciałabyś być ze mną?

~Z perspektywy Cloe~

Byliśmy w kawiarni. Michelle napisała mi właśnie, że się spóźni. Ja i Liam siedzieliśmy obok siebie. Po minach naszych przyjaciół dało się poznać, że niczego nie musimy ogłaszać oficjalnie. Niektórzy nawet bez jakichkolwiek pytań po prostu życzyli nam szczęścia... No cóż. Może to i nawet dobrze. Bynajmniej mogliśmy uniknąć dość krępującej sytuacji, jaką byłoby to całe ,,ogłoszenie”. Boże, co za głupi zwyczaj... O dziwo zjawił się i Zayn. Przysiadł obok nas, jakoś dziwnie zadowolony. Nie miałam pojęcia o co może mu chodzić. Hutson rozgadała się z Niall'em i Harry'm na dobre. Dzięki Bogu, już zaczynałam się o nią martwić. Lou właśnie skończył swoją zmianę i chwilę później dosiadł się już do naszego stolika.
   -Dlaczego nie ma cię ostatnio w szkole? - zagadałam Malika.
   -Szkoła to ostatnie miejsce, w którym teraz chciałbym przebywać – zbył mnie z uśmiechem na ustach, popijając swoją kawę.
   -Jak my wszyscy zresztą – wtrącił Harry, co mnie zdziwiło. Rzadko kiedy się w ogóle odzywał. - Jednak Cloe zadała ci dość konkretne pytanie – powiedział stanowczo, patrząc Zayn'owi hardo w oczy.
   -Dobrze. Chcesz dość konkretną odpowiedź? - zdawał się nie zauważać ostrego tonu przyjaciela. Był za to nadal rozbawiony. Harry nie poruszył się ani o milimetr, ale chłopak najwyraźniej uznał to za odpowiedź twierdzącą. - Jebać szkołę! - zaśmiał się. - To tyle, co mam do powiedzenia w tym temacie – znów pociągnął łyka ze swojego kubka.
Harry spuścił wzrok, a po chwili zaczął rozmawiać o czymś z Louis'em przyciszonym tonem. Po chwili jednak wszyscy ucichliśmy.
Do kawiarni weszła moja brązowowłosa przyjaciółka. Jednak nie sama.
Obok niej, pewnym krokiem szedł wysoki, szczupły brunet. Nie byłoby w nim nic dziwnego, gdyby nie to, że wszystkie jego widoczne części ciała pokrywały tatuaże. Wielkie, kolorowe, rzucające się w oczy tatuaże.
Chłopak był przystojny, miał duże, brązowe oczy. Było w nim coś... miałam wrażenie... Boże, ja się go zwyczajnie bałam. Spojrzałam po twarzach innych. Mieli o nim chyba podobne zdanie, bo wszyscy milcząco przypatrywali się nowej postaci ze zdumieniem. Można powiedzieć, że nawet ze strachem. To pewnie przez te tatuaże wyglądał tak groźnie. Wydawało się, że minęły wieki, zanim oboje stanęli przy naszym stoliku. Chelly powitała nas wszystkich uśmiechem.
Pominęła wzrokiem Malika, co było wręcz wyczuwalne.
   -Cześć wszystkim – powiedziała pogodnie.
   -Cześć – odparliśmy chórem, niepewnie. Oprócz mulata, oczywiście.
   -Chciałam wam kogoś przedstawić. To jest Oliver... - spojrzała na chłopaka, który uniósł nieśmiało rękę i pomachał nią w naszym kierunku. Dopiero po chwili zauważyłam, że chwyciła go za także wytatuowaną dłoń. Już chciałam się przywitać, kiedy dziewczyna wzięła głęboki wdech i dodała:
   -...mój chłopak.






Hi :) 
Z tej strony jak zawsze Eve z nowym rozdziałem, ktory mamy nadzieję, spodoba się Wam...
Zaczęły się wakacje, będziemy spędzać więcej czasu ze sobą i mamy plany dodawać więcej rozdziałów i trochę rozkręcić akcję :p 
Jeśli zauważyliście, to moja pierwsza notka pod rozdziałem, więc za różne błędy przepraszam... 
Komentarze jak zawsze mile widziane :D
Eve x

3 komentarze:

  1. Muszę nadrobić dodawanie komentrzy. To jest genialne. Czekam na nn. Kim jet ten nieznajomy? Mi sie zdaje że to Oliver

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy, że ,,wróciłaś" :D
      Wszystko okaże się w swoim czasie, ale cudownie, że chociaż kogoś to intryguje ♥
      Pozdrawiam ;*
      Chelly

      Usuń
  2. KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM Was i to opowiadanie!!!! <333
    Jakie to jest świetne! *.*
    Macie wielki talent :))
    Lecę czytać następny ;)

    OdpowiedzUsuń

♥Love You♥