Z
perspektywy Chelly
(poniższy tekst nie jest cenzurowany)
(poniższy tekst nie jest cenzurowany)
Stojąc przed mahoniowymi drzwiami wahałam się czy zapukać. W końcu się przełamałam i po prostu zastukałam w drewnianą płytę. Długo nie musiałam czekać, ponieważ już po chwili drzwi otworzyła mi mama Ev.
Kobieta niczym nie przypominała swojej córki. Ona miała średniej długości brązowe włosy i szaro-niebieskie oczy. Za to jej dziecko było brązowooką blondynką. Widoczne moja przyjaciółka wygląd odziedziczyła po swoim ojcu.
-Dzień dobry - przywitałam się z dobrze znaną mi kobietą. - Eve u siebie?
-Dzień dobry Michelle - pani Hutson nigdy nie mówiła do mnie zdrobniale.
-Tak, nie wychodzi z niego od wczoraj. Nawet nic nie zjadła - mówiła szybko szatynka, zbierając ze stołu dokumenty i pakując je do dużej torby.
-Dziękuję ci Michelle, że ją tam zawieziesz. Proponowałam jej, żeby zrobił to Niall, ale ona tylko pokręciła głową i zamknęła się w pokoju – westchnęła z żalem.
Kiwnęłam głową na znak zrozumienia i ruszyłam w stronę poobklejanych białych drzwi. Otworzyłam je, kiedy naraz uderzyła we mnie wielka, szara chmura, rozprzestrzeniona po całym pokoju. Szybko zamknęłam
za sobą drzwi.
-Co ty do cholery robisz? - zapytałam, podchodząc pewnym krokiem do dziewczyny leżącej na wielkim zagraconym przeróżnymi rzeczami łóżku.
-Próbuję nie myśleć - odpowiedziała krótko, ponownie wkładając papierosa do ust.
-Dzwoniłaś do niego? -zapytałam po dłuższej chwili ciszy.
-Wiesz, że w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych w psychiatrykach zamykano ludzi, którzy naprawdę widywali ufo...? - przerwała, zaciągając się. - Wiesz co się działo z tymi ludźmi? Zostawali zabijani, ponieważ nigdy nie zwątpili w to w co wierzyli i widzieli...
…
Siedziałyśmy w ciszy, jadąc do jednego z najmniej przyjemnych miejsc w całym Nowym York'u. Myśl, że jedna z najbliższych mi osób miała spędzić tam jakiś czas, przerażała mnie. Po dziesięciu minutach stałyśmy na parkingu przed budynkiem szpitala. Ani ja, ani blondynka nie odzywałyśmy się. W takich sytuacjach słowa nie były nam potrzebne. Raczej byłyby niepasującym dodatkiem do otoczenia.
-Powiedziałaś Niall'owi? - to pytanie nie wiadomo skąd wzięło się nagle w moich ustach.
-Nie - dziewczyna odpowiedziała sucho, wpatrując się w okno budynku.
,,Aha'' - odpowiedziałam bezgłośnie.
Spojrzałam na budynek. Miejsce to w ogóle nie przypominało szpitala, a co dopiero psychiatryka. Spojrzałam w jedno z okien i z trudem powstrzymałam chęć krzyknięcia. Na parapecie pomieszczenia, które znajdowało się na trzecim piętrze siedziała ognistowłosa dziewczyna
,,To
nie może być prawda..." -
przemknęło mi przez myśl.
Potrząsnęłam
szybko głową i spojrzałam na blondynkę.
-Iść
z tobą? - zadałam kolejne pytanie.
-Jeśli musisz...
Zawsze taka była. Gdy się denerwowała albo czegoś obawiała, miała trzy sposoby okazywania tego: była na wszystko obojętna, śmiała się lub płakała. Najbardziej nienawidziłam tego pierwszego sposobu. Niestety używała go najczęściej co potrafiło strasznie irytować...
-Jeśli musisz...
Zawsze taka była. Gdy się denerwowała albo czegoś obawiała, miała trzy sposoby okazywania tego: była na wszystko obojętna, śmiała się lub płakała. Najbardziej nienawidziłam tego pierwszego sposobu. Niestety używała go najczęściej co potrafiło strasznie irytować...
…
-Wystarczy, że podpisze pani...o tutaj - wskazała pielęgniarka wykropkowane miejsce. - A pani, panno... - urwała, spoglądając na mnie.
-Smith - odpowiedziałam szybko.
-A pani, panno Smith podpisze tu.
Spełniłam jej prośbę, a raczej rozkaz, od razu łapiąc długopis i składając zamaszysty podpis obok koślawego nazwiska Hutson.
-Jeżeli miałaby pani jakiekolwiek zastrzeżenia, to podpisuje pani właśnie zgodę na pozostawienie pani... -
znów ucięła niedoinformowana kobieta.
-Przyjaciółki - podpowiedziałam.
Kobieta tylko zmarszczyła czoło.
-Jest pani osobą pełnoletnią?
-Tak - odparłam krótko.
Kątem oka zauważyłam zagubioną i pochłoniętą myślami blondynkę.
-Przepraszam, mogę jeszcze skorzystać z telefonu? - zapytała prawie bezgłośnie. Gdybym nie stała prawie przy niej, pewnie nie usłyszałabym ani słowa.
W zachowaniu Brytyjki zagościła druga faza, zazwyczaj zwana przeze mnie ,,pogodzeniem się z sytuacją i tygodniowe niewychodzenie z pokoju". Z tego umiała wyciągnąć ją tylko i wyłącznie Cloe.
-Oczywiście, że możesz skarbie - przez twarz blondynki przeszedł prawie niewidoczny grymas niezadowolenia. Nienawidziła gdy ktokolwiek, nawet ja lub Clementyne, tak do niej się zwracał.
-Pożyczysz mi telefon?
Bez zbędnych pytań, które i tak utrudniłyby ciężką sytuację, podałam komórkę przyjaciółce. Ona tylko podeszła do wielkiego okna i przyłożyła urządzenie do ucha. Rozmawiała krótko, jednak widziałam, że ta rozmowa kosztuje ją więcej niż jakakolwiek, kiedykolwiek. Po samym wyrazie jej twarzy mogłam odgadnąć z kim rozmawia. Gdy jednak po chwili podeszła znów do recepcji, na jej twarzy ponownie wymalowały się obojętność i prawie niewidoczny strach, widniejący w dużych oczach.
Po prostu podeszłam i przytuliłam ją. Słowa nie były wcale potrzebne, może to by nawet pogorszyło sprawę...?
-Kocham cię - szepnęła słowa, które wypowiedziane tylko i wyłącznie przez nią nie wywoływały u mnie dreszczy.
Ścisnęłam ją tylko mocniej i pogładziłam po blond włosach.
-Panno Hutson, musimy już iść - powiedziała pielęgniarka, która miała naprawdę wyśmienite wyczucie chwili.
-Za tydzień będziemy wszyscy razem - wyszeptałam jej do ucha. - Przyjedziemy wszyscy i będzie tak jak kiedyś. Po prostu musisz wytrzymać ten tydzień, a wszystko się ułoży. Kocham cię i oni też – powiedziałam, całując ją w policzek na pożegnanie.
To jedynie tydzień...
Tylko...
I aż tydzień...
…
Wsiadłam do samochodu i od razu poczułam, że to będzie najcięższe siedem dni w moim życiu. Oparłam głowę i zaczęłam się zastanawiać jak długo to wszystko jeszcze potrwa.
Wierze, że to dzieje się z jakiegoś powodu, wierzę, że los chce coś nam przez to powiedzieć, choć możemy tego nigdy nie zrozumieć.
Moje dziwne myśli przerwał irytujący, głośny dzwonek, wydobywający się z mojego telefonu. Nie zwracając uwagi na ekran, odebrałam, przyciskając aparat do ucha.
-Eve ,nie ważne co teraz robisz poczekaj na mnie... - Niall zaczął sapać do telefonu prawie nie zrozumiałe słowa. - Słyszysz?! Po prostu chcę się pożegnać jak normalny człowiek, nie przez telefon. Poczekaj piętnaście minut. Po prostu poczekaj...
-Niall... - zaczęłam, gdy po drugiej stronie usłyszeć można było tylko pędzący samochód. - Ona już tam jest.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Po sekundzie usłyszałam tylko pisk opon i zdenerwowany głos Tomlinson'a.
-Jak to: jest?! Dlaczego... Dlaczego jej nie zatrzymałaś, Michelle? Dlaczego?! - ostatnie słowo wykrzyczał.
-Przepraszam Horan, że już nie ogarniam co się między wami dzieje... Przepraszam, że już nie oganiam co dzieje się w jej głowie! - a może już nie chce wiedzieć co w niej siedzi? Może po prostu zaczynam się powoli bać tego kto, lub co, w niej siedzi? Może boję się, że jeżeli dowiem się co tam jest będę na to za słaba i mnie to złami... I może... Nie!!!
-Przepraszam Niall, że po prostu nie uchroniłam jej przed tym... Przepraszam - mówiłam coraz ciszej z chęcią naciśnięcia czerwonego klawisza na ekranie komórki, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałam.
-Nie, Chell... To ja... Ja przepraszam, nie powinienem.
-Michelle, spotkajmy się tam, gdzie zawsze - tym razem telefon przejął Lou, uspokajając mnie swoim łagodnym i zdecydowanym głosem.
-U ciebie w...
-Już tam nie pracuję. Opowiem ci jak się spotkamy.
…
,,Nie martw się! Ona tam jest po to, żeby jej pomóc, nic jej się nie stanie. To nie melodramat o szpitalach psychiatrycznych, okay?”
Oliver pomagał mi jak mógł. Tak, jak sobie obiecaliśmy - zostaliśmy przyjaciółmi. Świetnie spełniał się w tej roli, w przeciwieństwie do mnie...
-Podwójną latte poproszę – powiedziałam, uprzedzając pytanie kelnerki, która właśnie stanęła przy stoliku.
,,Wiesz, że w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych w psychiatrykach zamykano ludzi, którzy naprawdę widywali ufo? Wiesz co się działo z tymi ludźmi? Zostawali zabijani, ponieważ nigdy nie zwątpili w to w co wierzyli i widzieli...”
Odpisałam chłopakowi, przypominając sobie dzisiejszą poranną rozmowę z Ev.
,,Jak tam z Ev? Mam zrobić obiad czy przywieziesz coś ze sobą?”
Po tym SMS'ie od Zayn'a uświadomiłam sobie, że przez tyle emocji w jednym dniu straciłam rachubę czasu. Spojrzałam na zegar. Było już po czwartej.
Chciałam odpisać Malikowi, jednak odłożyłam telefon na stolik, gdy usłyszałam Tomlinson'a i Horan'a, wchodzących do lokalu.
-Dzień dobry - głośno powiedział szatyn, wchodząc do kawiarni.
-Już nie... - powiedziała była szefowa chłopaka. On zgromił ją tylko wzrokiem i odpowiedział:
-Ta, widzę, że też zauważyłaś te chmury na niebie - teatralnie wywrócił oczami i ruszył w moją stronę. - A i jakbyś mogła to mocną czarną, a dla mojego przyjaciela... - urwał i spojrzał na zamyślonego blondyna.
-Irish coffee z podwójną whisky - odpowiedział beznamiętnie. Gdyby nie mój nastrój, z pewnością rozbawiłby mnie jego wybór. Było w chłopaku coś dziwnego. Jego oczy były puste, jakby bez uczuć, jednak gdy przyjrzałam się im dokładniej, w głębi jakby krzyczał ból. Ból, który chciał się wydostać spod bezuczuciowej powłoki.
-Hey - szepnęłam niepewnie, spoglądając na chłopaków siadających naprzeciw.
W tym momencie Niall, jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się i zaczął ze mną rozmawiać, a w jego głosie można było usłyszeć dziwne podekscytowanie. Żadnego bólu, smutku, który przed chwilą mu towarzyszył.
Dziwnie spojrzałam na chłopaka.
-Cześć, Chell - odpowiedział i uśmiechnął się do mnie. - Co tam u ciebie? - zapytał, odbierając od kelnerki prędzej zamówioną kawę.
Wymieniłam z Louisem zdziwione spojrzenia. Chciałam coś odpowiedzieć na pytanie Horan'a, jednak w tym
momencie zadzwonił telefon należący do szatyna.
-Musze odebrać, moja mama. - wyjaśnił szybko i wyszedł z kawiarni.
-Co ty wyprawiasz? - zapytałam Irlandczyka siedzącego naprzeciwko mnie. - Co ty do cholery wyprawiasz, Niall?
-Piję kawę?! - odpowiedział z przejawem kpiny w głosie.
-Nie zachowuj się tak... Nie zachowuj się jak ona...
-Jak kto? - chłopak zapytał zdziwiony, spoglądając mi w oczy.
-Kpisz ze mnie, prawda? Błagam cię powiedz, że ze mnie kpisz, bo cie chyba kurwa rozerwę na strzępy... - zaczęłam podnosić głos, czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony. - Niall, błagam cię nie rób się taki jak ona! Nie bądź wypranym z uczuć skurwysynem, bo ją stracisz. Ona potrzebuje silnego, roześmianego i zawsze zdolnego do pomocy, Niall'a - zaczęłam mówić z wyraźnie wyczuwalną paniką w głosie.
-A co, jeżeli nawet ja już nie mogę jej pomóc? - zapytał ponownie ,,wwiercając" się w moje oczy.
-Wtedy to wszystko nie ma sensu – odpowiedziałam, ocierając zabłąkaną łzę z policzka. - Ta terapia, leki, szpital. Nic nie ma sensu... Nawet jej miłość do ciebie, którą tak skutecznie próbowała w sobie zdusić – przerwałam, widząc zakłopotanie w jego oczach. - Bała się w kimś zakochać, by nie zranić nikogo. Nigdy się nie zmieniaj, zostań sobą jak nie dla siebie, to dla niej. Bo ona naprawdę cię kocha.
-Wiem - powiedział, a po krótkiej chwili wstał i wyszedł. Zdziwiona, nie wydusiłam z siebie żadnego słowa.
…
-Hey! - krzyknęłam, wchodząc do domu. Odpowiedziała mi cisza, przerywana śmiechami i głośnymi okrzykami komentatora sportowego dobiegającego z salonu.
Odkładając klucze na szafkę, jak to miałam w zwyczaju, ruszyłam w stronę salonu, w którym nic nie zastałam, oprócz włączonego telewizora.
-Paul? - zawołałam brata, jednak znowu odpowiedziały mi śmiechy dochodzące z... kuchni.
Nie zastanawiając się długo, szybkim krokiem ruszyłam w stronę pomieszczenia. Gdy byłam coraz bliżej mojego celu, dochodziły do mnie bliżej nieokreślone zapachy. W tym momencie zaczęłam się bać.
-Co wy robicie? - spojrzałam na Zayn'a i Paul'a. - Wy i kuchnia? To grozi albo katastrofą biologiczną, albo czymś jeszcze gorszym.
Mulat tylko się zaśmiał.
-Czyli nie chcesz pizzy?
-Nie bój się, zamówiliśmy ją - dodał brat, zauważając niepewność na mojej twarzy.
-Jak tak, to z przyjemnością - dopiero w tej chwili zdałam sobie sprawę, że od rana nie miałam nic w ustach, pomijając nieszczęsną kawę.
-Zayn nie pozwoliłby, żeby cię otruć, siostrzyczko – specjalnie przeciągnął ostatnie słowo mój brat.
-Ale ty pewnie nie raz o tym myślałeś – odparłam, biorąc pierwszy kęs do ust.
-Nie zaprzeczę, iż nie raz przeszło mi to przez myśl - zaśmiał się i ruszył w stronę wyjścia.
Odruchowo wzięłam pusty kubek po kawie i rzuciłam nim w stronę brata.
…
Od piętnastu minut leżałam na łóżku i wpatrywałam się w idealnie biały sufit mojego pokoju. Starałam się nie myśleć o wydarzeniach dzisiejszego dnia. O pożegnaniu z Ev, o dziwnych zmianach nastroju Horan'a, o całej tej powalonej sytuacji. Starałam się nie myśleć o śledztwie w sprawie Liam'a i Cloe. Nie chciałam myśleć,
chciałam przestać funkcjonować.
-Mogę? - usłyszałam krótkie pytanie.
-Wejdź - usiadłam i uśmiechnęłam się, przynajmniej starałam się uśmiechnąć.
Zayn podszedł i usiadł obok mnie na łóżku. Od razu oparłam głowę na jego ramieniu, a on objął mnie szczelnie swoimi ramionami. Oboje tego potrzebowaliśmy – zapomnieć chwilowo o tym, że ostatnio się pokłóciliśmy, o tym, jak bardzo byliśmy na siebie źli. Od dawna nie czułam się tak bezpieczna i... szczęśliwa?
-Dziękuję - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
Chłopak jedynie się uśmiechnął i zapytał:
-Ale za co? Z tego co pamiętam, to ja powinienem ci dziękować.
-Za to, że starasz się utrzymać mnie w normalności, za to, że pomimo moich odtrąceń wciąż jesteś tutaj ze mną, za wszystko...
Bardziej wtuliłam się w jego ramiona i przymknęłam oczy, a na moich ustach zagościł szczery uśmiech.
-Zostań ze mną - poprosiłam na pół przytomna.
-Zawsze będę obok, obiecuję - odpowiedział i zaczął po cichu nucić jakąś melodię.
Witam :)
Na początku chciałam przeprosić Was za to, że rozdział dodany z takim opóźnieniem, ale miałam tak mało czasu, ciężki tydzień, do tego jeszcze jestem chora, a to właśnie ja jestem (chyba niestety) odpowiedzialna za dodawanie rozdziałów...
W związku z tym, że ostatnio rozdziały są dodawane tak nieregularnie, mamy pewien pomysł. Chciałyśmy ustalić z Wami jeden dzień, który najbardziej by nam wszystkim odpowiadał, abyśmy dodawały to wszystko regularnie, bo nie czujemy się fair w stosunku do Was, kiedy tak to wszystko opóźniamy...
No więc myślałyśmy o sobocie :)
Co Wy na to? Proszę, piszcie w komentarzach :)
Mamy jeszcze jeden pomysł. Jeśli ktoś z Was chciałby być informowany (czy to na ask'u, na swoim blogu,
czy tt, albo jeszcze gdzieś indziej) dajcie tylko znać w komentarzu, podając link :)
No i oczywiście nadal zapraszamy na nasze ask'i i zachęcamy do zadawania pytań bohaterom :)
Raz jeszcze przepraszamy za to, że tak się to przeciągnęło i dziękujemy za cierpliwość ♥
Kochamy Was ♥
Życzymy miłej lektury.
W imieniu swoim i Ev
Chelly
Na początku chciałam przeprosić Was za to, że rozdział dodany z takim opóźnieniem, ale miałam tak mało czasu, ciężki tydzień, do tego jeszcze jestem chora, a to właśnie ja jestem (chyba niestety) odpowiedzialna za dodawanie rozdziałów...
W związku z tym, że ostatnio rozdziały są dodawane tak nieregularnie, mamy pewien pomysł. Chciałyśmy ustalić z Wami jeden dzień, który najbardziej by nam wszystkim odpowiadał, abyśmy dodawały to wszystko regularnie, bo nie czujemy się fair w stosunku do Was, kiedy tak to wszystko opóźniamy...
No więc myślałyśmy o sobocie :)
Co Wy na to? Proszę, piszcie w komentarzach :)
Mamy jeszcze jeden pomysł. Jeśli ktoś z Was chciałby być informowany (czy to na ask'u, na swoim blogu,
czy tt, albo jeszcze gdzieś indziej) dajcie tylko znać w komentarzu, podając link :)
No i oczywiście nadal zapraszamy na nasze ask'i i zachęcamy do zadawania pytań bohaterom :)
Raz jeszcze przepraszamy za to, że tak się to przeciągnęło i dziękujemy za cierpliwość ♥
Kochamy Was ♥
Życzymy miłej lektury.
W imieniu swoim i Ev
Chelly
P.S. Następny rozdział będzie znacznie dłuższy :)
Oj, warto było czekać <3
OdpowiedzUsuńjak zawsze świetny, ale smutny :(
sobota będzie idealna, i dziękuję za powiadomienia na moim asku :*
To będzie długi tydzień, bo czekam na następną sobotę :(
Zostałaś nominowana do Liebster Blogger Award więcej u mnie na blogu http://what-makes-you-beutiful-onedirection.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNoo i wreszcie sie doczekalam,mi odpowiada aby rozdziały były w soboty .
OdpowiedzUsuńŚwietny,świetny,świetny (ten blog jest dla mnie jak narkotyk od 20 rozdziału czekalam tak długo , codziennie kilka razy wchodziłam i sprawdzałam czy pojawil sie nowy rozdz.)
WASZA WIERNA CZYTELNICZKA
Wreszcie! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział jak zawsze :) Sobota mi pasuje ^^ Czekam na kolejny :33
Uwielbiam takie długie rozdziały :P I tak wg moich standardów jest długi :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to czytałam jednym tchem. Ten rozdział jest wspaniały. Jak pisałaś, że to tylko tydzień, albo iż ona tam już jest to zrobiło mi się tak smutno na sercu :( (namieszałam, ale mam nadzieję, że się połapiesz) Pozdrawiam :) Czekam na kolejny. Dodaj szybko!
Tak, tak, tak! *.* Jeju, Wy nawet nie wyobrażacie sobie pod jakim wrażeniem jestem za każdym razem kiedy czytam nowe rozdziały. <3
OdpowiedzUsuńA ten jest wspaniały! :3
Od razu przepraszam, że nie komentowałam, ale po prostu nie miałam jak...
Wybaczcie.
Sobota jak najbardziej mi pasuje. ♥
Lece skrobać komentarz pod następnym... :)